Rozdział 43
Sara :
Poniedziałek. Dzień samych katastrof. Najpierw posłuszeństwa odmówił mi mój samochód. Potem gdy wysiadałam z taksówki pod moją Pracownią Fotograficzną, złamałam obcas. Gdy weszłam do środka zdjęłam drugiego buta z nogi i ze złości rzuciłam nim o ścianę. Obcas ją przebił i but zawisł wyglądając jakby ktoś specjalnie go tam umieścił dla dekoracji. Byłam tak sfrustrowana, że prawie się popłakałam. Wzięłam dwa uspokajające oddechy, ale nic nie pomogły. Wyjęłam z torebki telefon i sprawdziłam godzinę, była 9:48. Zaraz powinna zjawić się Dekoratorka wnętrz z, którą byłam umówiona. Ani ja, ani M. nie mamy smykałki do wystroju wnętrz, więc doszłam do wnioski, że nie będę ryzykować i zatrudnię profrsjonalistę. Tak oto w drzwiach wejściowych do pracowni, pojawiła się właśnie wyczekiwana przeze mnie osoba.
-Witam. Jestem Sara White. - przedstawiłam się
-Dzień dobry! Merlin Dickens. - odpowiedziała entuzjastycznie
Była, to młoda kobieta, średniego wzrostu, szczupła o niebieskich oczach i czarnych włosach. Miała na sobie obcisłe zielone rurki, czarne kozaki do kolan, grubą zimową kurtkę w tym samym kolorze i zielone nauszniki, które właśnie zdjęła.
-Nie miała Pani problemu z dotarciem tutaj? - zapytałam
-Trafiłam bez problemu. Chciałam podziękować, że dała mi Pani szansę. Dopiero co zaczęłam praktykę i jest Pani moim pierwszym, poważnym klientem. - oświadczyła
-Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Podoba mi się Pani styl dekoracji. Stare łączone z nowym. Chciałabym coś takiego w tym miejscu. - tłumaczę
Oprowadziłam Merlin po całej pracowni. Dziewczyna uważnie słuchała tego co do niej mówiłam. Zaproponowała mi kilka fajnych opcji dekoracji, a ja się na nie zgodziłam. Wstępny projekt ma mi dostarczyć za dwa dni. Jeżeli go zaakceptuję, będzie mogła działać i za miesiąc będzie po remoncie. Wracamy do głównego pomieszczenia i stajemy przy drzwiach. Merlin spogląda na moje bose stopy i mówi..
-Za chwilę wrócę..
Wychodzi i po minucie jest z powrotem, trzymając w ręku parę sportowych adidasów.
-Proszę. Chyba się Pani przydadzą.
Mówi, wskazując buta wiszącego na ścianie. Biorę je od niej z wdzięcznością i zakładam na zmarznięte nogi.
-Uratowała mnie Pani, prawdopodobnie przed zapaleniem płuc. Odkupię takie same.
-Nie trzeba. Wystarczy, że przy następnym spotkaniu odda Pani te.
-Może przejdziemy na “Ty “? - proponuję
-Chętnie. Znajomi mówią na mnie Mel.
-Ja cały czas i niezmiennie jestem Sara.
(południe)
Gdy wracam do mieszkania jest już po 12:00. Ze swojego pokoju wyłania się zaspana Mia..
-Dopiero wstałaś? - pytam
-Yhm.. Kawyyy.. - jęczy
Obie idziemy do kuchni,a chwilę później pomijamy kofeinę.
-Jakie masz plany na resztę dnia? - pyta mnie
-Mam do załatwienia kilka spraw związanych z otwarciem własnej działalności. Papierkowa robota..
A Ty?
-Mamy z dziewczynami przymiarki nowych strojów do występów. Będziemy też opracowywały nowe choreografie taneczne.
-Wino? Wieczorem? - proponuję
-Ba! Oczywiście, że tak. Tylko grzane z pomarańczami.
-Ma się rozumieć! - odpowiadam z uśmiechem
( godzinę później )
Już w odpowiednim zimowym obuwiu, jadę do urzędu miasta po formularze. Gdy je wypełnię i złożę, dostanę odpowiednie pozwolenia i będę mogła ruszyć z otwarciem swojej Pracowni Fotograficznej. Wysiadam z taksówki pod urzędem i szybkim krokiem wchodzę do środka. Podchodzę do wyznaczonego okienka, a pracująca tam urzędniczka wydaje mi formularze. Chowam je do teczki, a teczkę do torebki i dziękując, wychodzę. W drodze powrotnej zachodzę do pobliskiego supermarketu. Z wypełnionym produktami spożywczymi wózkiem, kieruję się w stronę kas. Gdy mijam stojaki z gazetami coś przykuwa mój wzrok. Cofam się o krok w tył i podchodzę do kolorowych czasopism. Na prawie wszystkich okładkach jestem ja i Stark. Momentalnie robi mi się gorąca, gdy dociera do mnie, dlaczego od samego rana, ludzie posyłają mi dziwne spojrzenia. Sięgam po kilka gazet i rzucam je do reszty zakupów. Zwracam uwagę też na “Diamond “. Tłustym drukiem na okładce pod jakżeby inaczej, moim zdjęciem pisze :
“Gotowa na nową miłość? “
_
Carla :
( mniej więcej w tym samym czasie w gabinecie Naczelnej “Diamond “)
-Myślicie, że już widziała? - pytam dziewczyn
-Pewnie jeszcze nie. - odpowiada Olivia
-Inaczej już by tu była. - stwierdza Eryka
-Zrobi nam awanturę.. - podejrzewam
-Coś w końcu będzie się działo. - mówi Olivia
-Dobrze, bo ostatnio wiało nudą. - komentuje Eryka
-Ale Thomas zabronił nam..
-Olać go! - przerywa mi Naczelna
-Będzie zły…
-Przejdzie mu. On nie potrafi się długo gniewać. - oświadcza Eryka
-Czyżby?! - odpowiada jej wkurzony męski głos
Wszystkie trzy jak na zawołanie odwracamy się za siebie. W drzwiach gabinetu stoi Thomas.
-Ocho! Samiec w natarciu. - podsumowuje Olivia
_
Sara :
Rzucam zakupy na blat w kuchni i pierwsze co, to biorę się za czytanie tych szmatławców. Z każdym przeczytanym artykułem na swój temat jestem coraz bardziej wściekła. Niby nie napisali nic przykrego, ale te domysły i spekulacje na temat mnie i Starka, są zupełnie wyssane z palca. Wszędzie pełno zdjęć z Balu Dobroczynnego, gdzie wybrani fotoreporterzy mieli wstęp. Ja w objęciach Starka podczas pierwszego tańca. Stark całujący moją dłoń po licytacji. Nawet któryś zrobił nam zdjęcie jak wychodzę z sali trzymając go za rękę. Normalnie zero prywatności! Sięgam po “Diamond “ i otwieram na stronie z artykułem o Balu. Jeden obszerny akapit jest poświęcony tylko mi i Starkowi. Zaczynam czytać..
“Na Balu pojawiła się też Panna Sara White. Bardzo sprawnie poprowadziła ostatnią część licytacji. Cieszymy się, że doszła do siebie po ostatnich, przykrych wydarzeniach ze swojego życia. Z pierwszego rzędu uważnie obserwował ją Michael Stark. Młody rekin biznesu jest widocznie zainteresowany młodą i piękną Sarą. Dał temu wyraz podarowując jej Diadem, który wylicytował i tańcząc z nią pierwszy taniec. Panna White nie kryła lekkiego szoku, związanego ze śmiałymi poczynaniami Starka. Oboje spędzili Bal w swoim towarzystwie. Daje nam, to nadzieję, że niedługo będziemy mogli zdać relację z ich ślubu. Cała redakcja “Diamond “ trzyma za tych młodych ludzi, kciuki. “
-Normalnie nie wierzę..
Mruczę sama do siebie pod nosem. Spoglądam w prawy dolny róg strony, na autora artykułu. Moje zdziwienie jest jeszcze większe, gdy czytam…
-Olivia Rebelle
Tego już za wiele! A wszystko, to wina Michaela Starka! Boże, miej go w opiece bo nie ręcze za siebie..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro