Rozdział 25
Michael całym swoim ciałem przylega do mnie, tym samym skutecznie mnie unieruchamiając.
-Co Ty robisz?! Puść mnie
natychmiast! - mówię lekko spanikowanym głosem
-Żebyś mogła wrócić do mojego brata?!
-Michael, o co Ci chodzi?
-Nie podoba mi się, że Thomas się koło Ciebie kręci.
-Poważnie? Ha! Nie sądzisz, że już za późno na zaborczość z Twojej strony?!
Michael chwilę milczy zanim odpowie. Nie mogę zobaczyć jego wyrazu twarzy, gdyż wokół nas panuje ciemność.
-Zabawi się Tobą,a jak mu się znudzisz, to po prostu Cię spławi.
-Widocznie u was, to rodzinne. - stwierdzam
-Nie porównuj mnie do niego! - mówi przez zaciśnięte zęby
-Nie rozumie Cię. Odtrącasz mnie, a teraz robisz mi scenę zazdrości o swojego brata. Czego Ty chcesz tak naprawdę? - pytam lekko sfrustrowana
-Nie wiem..
Szepcze mi wprost do ucha, a potem odnajduje moje usta i przypuszcza atak. Jego pocałunki są szybkie i zaborcze. Po chwili zaczynam na nie odpowiadać nie mogąc mu się oprzeć. Wplatam palce w jego włosy lekko je szarpiąc, a On kładzie swoje duże, męskie dłonie na moich biodrach, przysuwając je do swoich. Na brzuchu czuje dowód jego pożądania. Gdy w końcu dociera do mnie, do czego zmierzamy, gwałtownie odpycham go od sobie mówiąc..
-Nie! Stop !
-Co się stało? Coś nie tak zrobiłem?
-Proszę Cię zapal światło.
Po chwili pokój w, którym się znajdujemy zalewa ciepłe światło z lampki stojącej na biurku. Oboje z Michaelem ciężko oddychamy, obydwoje jesteśmy podnieceni sobą na wzajem. Spoglądam na niego i dostrzegam, że dopiero teraz uświadomił sobie co zrobił..
-Saro, przepraszam Cię...
Przez jego twarz przechodzi wiele emocji. Widać, że walczy sam ze sobą. Chce do mnie podejść, ale mu nie pozwalam..
-Stój tam gdzie stoisz. - mówię stanowczo
Zastyga w bezruchu..
-Michael.. Proszę Cię nie rób tego więcej. Jeżeli nie chcesz być ze mną w normalnym związku, to nie wtrącaj się do mojego życia.
-Nie mogę się o Ciebie martwić?
-Nie, nie możesz. Mnie i Thomasa łączy tylko przyjaźń. - wyjaśniam mu
-Jakoś trudno mi w, to uwierzyć.
-To już nie mój problem. Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
-Jestem innego zdania. Jako Twój pracodawca mam prawo oczekiwać od Ciebie, że nie będziesz wdawała się w żadne romanse w pracy.
-Teraz, to już przesadziłeś!
-Nie sądzę. Widocznie trzeba dopisać do kontraktu dodatkowy załącznik.
-Poważnie?
-Jak najbardziej. W poniedziałek z samego rana dostaniesz do podpisania aneks do kontraktu.
-Nie możesz! Nie masz do tego prawa!
Prawie krzyczę ze złości wypowiadając te słowa. Michael podchodzi do mnie wolno, a ja automatycznie cofam się ku drzwiom za moimi plecami. Gdy się odzywa jego głos jest tak opanowany i pewny siebie, że aż przechodzą mnie ciarki..
-A kto mi zabroni? Podpisałaś kontrakt. Podlegasz mi przez trzy miesiące. No chyba, że byś go zerwała,ale to raczej mało prawdopodobne. Musiała byś wtedy zapłacić mojej firmie odszkodowanie, a oboje wiemy, że Cię nie stać na taki krok.
-Nie, to się nie dzieje naprawdę..
-Skarbie.. To wszystko dla Twojego dobra. - stwierdza Stark
Nie mogąc znieść już jego towarzystwa i tego co do mnie mówi, odwracam się i wychodzę przez drzwi, przez które mnie wciągnął do tego pokoju. Chce mi się jednocześnie krzyczeć i płakać. W takim rozchwianym stanie znajduje mnie Thomas..
-Saro, dobrze się czujesz? - pyta zmartwiony
Biorę głęboki oddech i staram się uspokoić..
-Wiesz, chciała bym wrócić już do mieszkania. Jestem naprawdę zmęczona.. Nie pogniewasz się? - pytam
-Oczywiście, że nie. Jesteś pewna, że chcesz już wyjść? Impreza tak naprawdę dopiero się rozkręciła.. - mówi Tom
-Jestem. Mam za sobą ciężkie półtora tygodnia..
-Dobrze. Chodź, odprowadzę Cię do samochodu.
-Dziękuję.
_
Michael :
Widzę jak Thomas zamyka drzwi samochodu do, którego wsiadła Sara. Ogarnia mnie złość. Widocznie mój brat na poważnie mówił, że ma zamiar o nią zabiegać. Niedoczekanie jego… Odwracam się i wracam na salę. W mojej głowie układa się już plan jak skutecznie mu, to uniemożliwić. To co było moje, nigdy nie będzie jego..
_
Sara :
(poniedziałek rano)
-Carla prosi Cię do swojego gabinetu. - informuje mnie Diana
Wchodzę do środka. Carla siedzi na sofie, a w ręku trzyma jakiś dokument.
-Witaj, usiądź. - mówi poważnym głosem
-Mam kłopoty? - pytam niepewnie
-Hmm… Sama mi powiedz.
-Nie rozumiem..
-Michael doszedł do wniosku, że do kontraktu trzeba dodać kilka dodatkowych punktów. - oznajmia
Momentalnie robi mi się gorąco. Carla podaję mi dokument. Gdy go czytam nie mogę uwierzyć w, to co jest w nim zawarte.
-To są chyba jakieś żarty. - stwierdzam
-Niestety nie, Saro. Musisz, to podpisać.
-Nie zrobię tego! To jest zupełnie bez sensu.
-Nie powiedziała bym..
-Ty też jesteś przeciwko mnie?
-Zrozum, to dla Twojego bezpieczeństwa. Jesteś młoda, nie doświadczona w tej branży. Nie chcemy żeby stała Ci się jakaś krzywda. - tłumaczy Carla
Patrzę na nią z niedowierzaniem. Ona mówi całkiem poważnie. Dochodzę do wniosku, że błędem było zgadzać się na to wszystko.. Tylko, że teraz nie mam już odwrotu i muszę brnąć w, to dalej. Wyjmuję długopis z torebki i podpisuję aneks do kontraktu. Następnie oddaje dokumenty Carli, wstaję i wychodzę bez słowa z jej biura. Opuszczam budynek “Stark Industries “, wsiadam do mojego mini autka i pozwalam sobie na chwilę słabości. Łzy złości i bezradności tryskają z moich oczu jak wodospad Niagara. Odrazu czuję ulgę. Chwila słabości mija, a ja biorę się w garść. Nie dam się Starkowi. Myśli, że będzie mógł mieć nade mną kontrolę. Uświadomię go, że tak łatwo nie będzie.
_
Michael :
Siedzę w prywatnym samolocie firmy i lecę na spotkanie biznesowe do Las Vegas. W kieszeni zaczyna wibrować moja komórka. Odbieram połączenie..
-Podpisała? - pytam
-Tak. - potwierdza Carla
-Dobrze. - odpowiadam
Carla chwilę milczy po czym mówi..
-To nie jest wobec niej uczciwe, Michael. Nie grasz fer…
-Bo nie muszę.
Po tych słowach rozłączam się. Nie będzie mnie w Nowym Jorku przez dwa dni. Sara będzie miała dość czasu na dostosowanie się do aneksu w kontrakcie. Jeżeli wrócę, a Ona jeszcze tego nie zrobi… Cóż.. Podejmę interwencję..
Kochani! Jak myślicie, jakie środki ostrożności podjął Michael względem Sary? Co wymyślił żeby mieć ją na oku i trzymać jak najdalej od swojego brata? Czekam na wsze przemyślenia w komentarzach ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro