Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Początek końca

Kiedy autobus zatrzymał się na przystanku koło supermarketu, Cosette cichym szeptem przeprosiła siedzącą obok niej staruszkę i wysiadła z zatłoczonego pojazdu. Poprawiła zsuwający się z ramienia szary plecak i szybkim krokiem ruszyła po chodniku. Na skrzyżowaniu skręciła w lewo i jej oczom ukazały się niskie szeregówki, ciągnące się wzdłuż ulicy.

Nie wyglądało to jednak tak, jak w amerykańskich filmach. Przy jezdni nie rosły jednakowe drzewa, werandy nie były ozdobione doniczkami z kwitnącymi kwiatami, a na podjazdach nie stały luksusowe auta.

Chodniki były krzywe, z popękanymi płytkami, a każdy domek wyglądał inaczej, niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Do policzenia w ilu z nich potrzebny był remont dachu zabrakłoby palców, natomiast farbę odchodzącą od elewacji miał prawie każdy z nich.

Niektórzy właściciele usilnie starali się poprawić stan swoich domów, wykorzystując niewielkie kwoty, którymi dysponowali. Kolejne warstwy farb, które na nie nakładali tworzyły plamy w różnych odcieniach. Starsze panie próbowały swoich sił w ogrodnictwie i wysiewały na trawniki przed domami kwiaty, które rosły bez ładu i składu lub gubiły się wśród wszechobecnych chwastów. Dla Cosette było to jednak najpiękniejsze miejsce na Ziemi.

Jeszcze bardziej przyspieszyła kroku i prawie dobiegła do niczym nie wyróżniajacego się domku, przy końcu uliczki. Przekręciła klucz w zamku i pociągnęła za klamkę, po czym weszła do wąskiego korytarza. W progu przywitało ją szczekanie jej pupilka Lysandera.

Rodzice dziewczyny pracowali do późna, a rodzeństwa nie miała, więc kilka lat temu dostała od nich małego kundelka, który dotrzymywał jej towarzystwa. Nie ściągając butów ani bluzy, pognała po schodach do swojej sypialni. Rzuciła na łóżko plecak, zabrała z biurka notes oraz długopis i wołając psa, wybiegła tylnymi drzwiami na dwór.

Z drewnianej ławki zdjęła kolorowe przykrycie zrobione na drutach przez jej mamę i okryła się nim, bo owiał ją chłodny, jesienny wiatr. Lysander zaczął szczekać na przelatujący na południe klucz gęsi. Dziewczyna przymknęła oczy i wytężyła słuch.

Po chwili na jej ustach pojawił się grymas smutku, gdy nie udało jej się usłyszeć ptaków. Chyba rzeczywiście nie było dla niej nadziei i jej stan zdrowia był tak tragiczny, jak to przedstawiał doktor Louis. Z tą myślą podkuliła nogi i zaczęła pisać w swoim notesie kolejny wiersz. Co chwilę łapała się jednak na tym, że jej myśli uciekały w różnych kierunkach i nie mogła się skupić. Westchnęła, z roztargnieniem zebrała swoje rzeczy i udała się w stronę domu.

Podgrzała w mikrofali wczorajszy makaron ze szpinakiem i grzebiąc widelcem w jedzeniu rozmyślała o tym, co teraz mogli robić jej znajomi, jeżeli mogła tak nazwać ludzi ze swojej klasy. Większość prawdopodobnie szła na imprezy lub spotkania towarzyskie, kilkoro mogło teraz siedzieć przed telewizorem i oglądać filmy, z tego co zrozumiała z rozmowy paru dziewczyn Bethany opiekowała się młodszym rodzeństwem, a Lou szła na randkę z Joshem. Sally mogła być teraz w bibliotece, z resztą gdyby nie to, że ich stosunki ostatnio się ochłodziły, Cosette pewnie właśnie by jej towarzyszyła.

Zagadką natomiast był dla niej Flynn. Znała to zbyt krótko, żeby potrafić to rozszyfrować. Z resztą "znała" to za dużo powiedziane. Byli razem w klasie już 2 miesiące, a nie odezwali się do siebie jeszcze ani słowem. Flynn zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy z istnienia Cosette. Za to ona uważnie go obserwowała. W końcu i tak prawie z nikim nie rozmawiała, więc miała dużo czasu. Nie chodziło o to, że tego nie lubiła, wręcz przeciwnie, kiedyś potrafiła spędzić cały dzień na pogaduszkach z koleżankami i z każdym potrafiła znaleźć wspólny temat, jednak to się zmieniło.

Przyczyną tego była jej wada słuchu- Cosette stawała się głucha. Wstydziła się tego i wiedziała o tym tylko jej rodzina i oczywiście doktor Louis, który starał się zatrzymać ten proces. Męczyło ją ciągłe proszenie o glosniejsze mówienie lub powtarzanie się, z resztą z czasem nawet i to przestało pomagać, dlatego zaczęła ograniczać swoje kontakty z rówieśnikami. Jej wzrok zaczął zastępować słuch i dziewczyna dzięki swojej wytrwałości nauczyła się czytać z ruchu warg. Mówiła tylko wtedy, kiedy musiała, jednak za każdym razem stresowalo ją to, że nie słyszy samej siebie. Uczyła się jednak żyć z tym problemem i nie zmieniała swojego nastawienia do życia. Chciała się cieszyć każdą chwilą.

○●○●○●○●○●○●○●○●

Tak oto zakończyła się pierwsza z trzech części. Dajcie znać co o niej myślicie i nie bójcie się wyrazić szczerej opinii 😊

Szycha 😙

10.03.2017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro