Wycieczka
Część "Zauroczenia".
Minął rok od kiedy poszłam do Akademii Królewskiej. Akurat mieliśmy pojechać na trzydniową wycieczkę nad morze. Nie mogłam się już doczekać. Czekałam na nią z utęsknieniem. A to dlatego, że mogłam pobyć z Clayem trochę dłużej niż podczas przerw i lekcji w szkole.
Czekaliśmy na autokar, który miał nas zabrać. Razem z moją klasą (w której był Clay😘) na tą wycieczkę jechała jeszcze młodsza klasa. W niej była Natalie (wiedźma, która już od pół roku próbuje poderwać Claya. Bezskutecznie na szczęście).
Autokar podjechał. Wtedy dzieciaki zaczęły się przepychać jak na bazarze. Wykorzystałam zamieszanie przy przednich drzwiach i weszłam przez środkowe (to się nazywa wysokie IQ). Zajęłam miejsce przy oknie. Zawsze, gdy gdzieś jechałam, musiałam siedzieć przy oknie. Lubię patrzeć na widoki i rozpływać się w myślach.
Nagle usłyszałam, jak ktoś powiedział do mnie:
-- Mogę usiąść?
Spojrzałam w jego stronę. Był to Clay. Jak najszybciej zabrałam swój czerwony plecak z siedzenia obok i powiedziałam z uśmiechem:
-- Jasne.
On się uśmiechnął i usiadł obok mnie. Wtedy poczułam, że zaczynam się rumienić. Dlatego odwróciłam głowę w stronę okna, żeby Clay tego nie zauważył.
Przez całą drogę chciałam coś do niego powiedzieć, ale nie miałam na tyle odwagi. Zawsze, gdy byliśmy gdzieś sami i gdy chciałam coś do Claya powiedzieć, to albo nie wiedziałam co, albo z moich ust wychodziło tylko ciche "he". Widocznie przy Clayu traciłam całą odwagę. Przy okazji rumieniłam się tak, że moja twarz przybierała kolor pomidora.
W końcu w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. On siedział na telefonie, a ja patrzyłam w okno. Raz na jakiś czas spoglądałam na niego. Na szczęście się nie zorientował.
Gdy już dojechaliśmy, wyszłam z autokaru, a Clay za mną. Wszyscy ustawiliśmy się w szeregu. Nauczyciele nas policzyli. Potem wszyscy pobiegli w stronę kurortu, w którym mieliśmy mieszkać przez najbliższe trzy dni. Ja dostałam pokój z dwoma innymi dziewczynami z mojej klasy. Wtedy dziękowałam Bogu za to, że nie musiałam użerać się z Natalie.
Zostawiłam swoje rzeczy na łóżku przy balkonie, które udało mi się zająć w ostatniej chwili, bo jakaś inna dziewczyna też chciała je zająć. Ale byłam szybsza. Wyszłam na balkon zarzyć świeżego powietrza. Gdy spojrzałam w lewo, zobaczyłam Claya dwa balkony dalej. Tak dowiedziałam się, w którym mieszkał pokoju. Postanowiłam do niego pójść.
Wyszłam ze swojego pokoju i poszłam dwa pokoje dalej. Stanęłam przed drzwiami. Już miałam zapukać, ale zatrzymałam rękę w powietrzu. Pomyślałam, co miałabym powiedzieć Clayowi, gdy wejdę. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Mimo to postanowiłam zaryzykować. Zapukałam. Gdy otworzyły się drzwi, zobaczyłam w nich Aarona (rudzielca z zielonymi oczami i słuchawkami na głowie). Gdy go zobaczyłam, skrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego groźnie.
On, lekko przestraszony, powiedział, lekko się jąkając:
-- M-Macy. J-jak miło. Co tutaj robisz?
-- Przyszłam do Claya. Jest może?
-- Jasne. Na balkonie. -- pokazał kciukiem w stronę balkonu.
-- No to super. -- powiedziałam obojętnie i weszłam do pokoju, w ogóle nie pytając się o zgodę Aarona. Ale szczerze. Jego zdanie mnie wcale nie interesowało.
Przeszłam przez pokój i weszłam na balkon. Zamknęłam za sobą drzwi na balkon, żeby Aaron nie podsłuchiwał. Stanęłam obok Claya, który opierał ręce o barierkę i patrzył przed siebie. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
-- Cześć. -- Nie wiedziałam wtedy, dlaczego w ogóle weszłam do tego pokoju. Ale już nie było odwrotu i musiałam jakoś z tego wybrnąć.
-- Cześć. -- odpowiedział Clay obojętnie. Ciągle patrzył przed siebie.
-- Co tam? -- spytałam. Widziałam, że Clay nad czymś się zastanawiał. Ale nie pokazywałam tego. Uśmiechnęłam się lekko.
-- Tak, jak zwykle. A co? -- spojrzał na mnie.
-- Tak chciałam spytać. Wyglądałeś na zamyślonego. Stało się coś? -- Nie wiem, czemu o to spytałam. Chciałam wtedy cofnąć czas.
-- Nie. Nic. Tak tylko sobie myślę.
-- No to okej. -- odwróciłam głowę w stronę widoków za balkonem. Wtedy do głowy wpadł mi bardzo, ale to bardzo głupi pomysł. -- A wiesz... może... może byś chciał... spotkać się i porozmawiać? Z dala od Aarona i... w ogóle kogokolwiek.
Chłopak spojrzał na mnie.
-- Czy ty... proponujesz mi... randkę? -- spytał.
Randkę? Nie. Oczywiście, że nie. Chciałam tylko z nim porozmawiać na osobności, z dala od wszystkich. Więc w sumie... można było to uznać za propozycję randki. A nie o to mi chodziło.
-- Co? -- spytałam. -- Nie. Nie randkę. Chodziło mi bardziej o to, że... -- tu urwałam. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Ale w sumie chodziło mi o randkę. Spojrzałam na niego. -- No dobrze. -- powiedziałam zrezygnowana. -- Tak. Chodziło mi o randkę.
Po jego minie widziałam, że nie tego się spodziewał. W końcu... znamy się niecały rok a ja mu proponuję randkę. Ja na jego miejscu też bym się tak zachowała.
-- Co ty na to? -- spytałam nieśmiało.
-- No... -- złapał ręką za kark. -- W sumie... czemu nie. -- uśmiechnął się lekko.
Zeszłam z balkonu nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Właśnie zaproponowałam Clayowi randkę. Wyszłam z pokoju i gdy drzwi się za mną zamknęły, zaczęłam krzyczeć z radości. Nie obchodziło mnie nawet to, że Natalie, ta podła wiedźma, patrzyła na mnie jak na wariatkę. Miałam spotkać się z Clayem. Sam na sam. To było spełnienie moich marzeń.
Przez całe może dwie godziny szykowałam się w łazience. Uczesałam włosy i ubrałam w najładniejszą sukienkę jaką ze sobą miałam. Wiem, sukienki nie są w moim stylu. Ale dla Claya wszystko.
Wyszłam przed kurort i czekałam na Claya. Po kilku minutach wyszedł na zewnątrz. Miał na sobie czarną kurtkę skórzaną i dżinsy. Spojrzał na mnie. Widziałam, że szczęka mu opadła na mój widok (w przenośni). W ogóle nie wiedział, co powiedzieć, więc ja postanowiłam powiedzieć za niego:
-- No to idziemy?
-- Eee... tak. -- powiedział jeszcze w lekkim szoku i poszliśmy na plażę.
Uwielbiałam takie klimaty. Było tak romantycznie. I akurat zachodziło słońce. Chodziliśmy po piasku i rozmawialiśmy. Ja jak zwykle się rozgadałam. Powiedziałam mu o swoim ojcu, o tym, jaki jest nadopiekuńcza i jak bardzo był niezadowolony z tego, że szłam do Akademii Królewskiej. A on zamiast patrzeć na ekran telefonu lub patrząc na morze w ogóle nie zwracając na mnie uwagi, słuchał mnie uważnie. No po prostu chłopak idealny.
-- I to w sumie by było na tyle. -- Zakończyłam swój monolog. Wzięłam kosmyk włosów za ucho. -- A... ja powiedziałam o sobie. Może ty powiesz mi o sobie? -- zaproponowałam.
-- No... dobrze. Więc... W sumie ja nie pamiętam swoich rodziców. Mieszkałem w sierocińcu od małego. Aż nagle pewnego dnia przyszedł po mnie Merlok i zabrał ze sobą. Zajął się mną i zapisał do Akademii Królewskiej. Od tamtej pory mieszkam z nim.
-- To dlatego czasem jesteś taki nieobecny? Myślisz o rodzicach? -- Nie mam bladego pojęcia, dlaczego to powiedziałam, ale chyba musiałam to pomyśleć na głos.
-- No tak.
-- Zapewne ci ich brakuje.
-- Wiesz... nie za bardzo tęskni się za kimś, kogo się nie pamięta. -- Spojrzał na mnie. Stanęliśmy. Staliśmy tak naprzeciw siebie. Spojrzałam mu w oczy.
Bardzo mi go było szkoda. Mieszkał bez rodziców i w ogóle ich nie pamiętał. A jedyna osoba, na której mógł polegać, to był Merlok. Nie wyobrażałam sobie być na jego miejscu. No prawda, nie zawsze dogadywaliśmy się z tatą, ale... nie wyobrażałabym sobie, żeby go nie było. Ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego nic mi nie powiedział?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro