Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wycieczka

Część "Zauroczenia".

Minął rok od kiedy poszłam do Akademii Królewskiej. Akurat mieliśmy pojechać na trzydniową wycieczkę nad morze. Nie mogłam się już doczekać. Czekałam na nią z utęsknieniem. A to dlatego, że mogłam pobyć z Clayem trochę dłużej niż podczas przerw i lekcji w szkole.

Czekaliśmy na autokar, który miał nas zabrać. Razem z moją klasą (w której był Clay😘) na tą wycieczkę jechała jeszcze młodsza klasa. W niej była Natalie (wiedźma, która już od pół roku próbuje poderwać Claya. Bezskutecznie na szczęście).

Autokar podjechał. Wtedy dzieciaki zaczęły się przepychać jak na bazarze. Wykorzystałam zamieszanie przy przednich drzwiach i weszłam przez środkowe (to się nazywa wysokie IQ). Zajęłam miejsce przy oknie. Zawsze, gdy gdzieś jechałam, musiałam siedzieć przy oknie. Lubię patrzeć na widoki i rozpływać się w myślach.

Nagle usłyszałam, jak ktoś powiedział do mnie:

-- Mogę usiąść?

Spojrzałam w jego stronę. Był to Clay. Jak najszybciej zabrałam swój czerwony plecak z siedzenia obok i powiedziałam z uśmiechem:

-- Jasne.

On się uśmiechnął i usiadł obok mnie. Wtedy poczułam, że zaczynam się rumienić. Dlatego odwróciłam głowę w stronę okna, żeby Clay tego nie zauważył.

Przez całą drogę chciałam coś do niego powiedzieć, ale nie miałam na tyle odwagi. Zawsze, gdy byliśmy gdzieś sami i gdy chciałam coś do Claya powiedzieć, to albo nie wiedziałam co, albo z moich ust wychodziło tylko ciche "he". Widocznie przy Clayu traciłam całą odwagę. Przy okazji rumieniłam się tak, że moja twarz przybierała kolor pomidora.

W końcu w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. On siedział na telefonie, a ja patrzyłam w okno. Raz na jakiś czas spoglądałam na niego. Na szczęście się nie zorientował.

Gdy już dojechaliśmy, wyszłam z autokaru, a Clay za mną. Wszyscy ustawiliśmy się w szeregu. Nauczyciele nas policzyli. Potem wszyscy pobiegli w stronę kurortu, w którym mieliśmy mieszkać przez najbliższe trzy dni. Ja dostałam pokój z dwoma innymi dziewczynami z mojej klasy. Wtedy dziękowałam Bogu za to, że nie musiałam użerać się z Natalie.

Zostawiłam swoje rzeczy na łóżku przy balkonie, które udało mi się zająć w ostatniej chwili, bo jakaś inna dziewczyna też chciała je zająć. Ale byłam szybsza. Wyszłam na balkon zarzyć świeżego powietrza. Gdy spojrzałam w lewo, zobaczyłam Claya dwa balkony dalej. Tak dowiedziałam się, w którym mieszkał pokoju. Postanowiłam do niego pójść.

Wyszłam ze swojego pokoju i poszłam dwa pokoje dalej. Stanęłam przed drzwiami. Już miałam zapukać, ale zatrzymałam rękę w powietrzu. Pomyślałam, co miałabym powiedzieć Clayowi, gdy wejdę. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Mimo to postanowiłam zaryzykować. Zapukałam. Gdy otworzyły się drzwi, zobaczyłam w nich Aarona (rudzielca z zielonymi oczami i słuchawkami na głowie). Gdy go zobaczyłam, skrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego groźnie.

On, lekko przestraszony, powiedział, lekko się jąkając:

-- M-Macy. J-jak miło. Co tutaj robisz?

-- Przyszłam do Claya. Jest może?

-- Jasne. Na balkonie. -- pokazał kciukiem w stronę balkonu.

-- No to super. -- powiedziałam obojętnie i weszłam do pokoju, w ogóle nie pytając się o zgodę Aarona. Ale szczerze. Jego zdanie mnie wcale nie interesowało.

Przeszłam przez pokój i weszłam na balkon. Zamknęłam za sobą drzwi na balkon, żeby Aaron nie podsłuchiwał. Stanęłam obok Claya, który opierał ręce o barierkę i patrzył przed siebie. Spojrzałam na niego i powiedziałam:

-- Cześć. -- Nie wiedziałam wtedy, dlaczego w ogóle weszłam do tego pokoju. Ale już nie było odwrotu i musiałam jakoś z tego wybrnąć.

-- Cześć. -- odpowiedział Clay obojętnie. Ciągle patrzył przed siebie.

-- Co tam? -- spytałam. Widziałam, że Clay nad czymś się zastanawiał. Ale nie pokazywałam tego. Uśmiechnęłam się lekko.

-- Tak, jak zwykle. A co? -- spojrzał na mnie.

-- Tak chciałam spytać. Wyglądałeś na zamyślonego. Stało się coś? -- Nie wiem, czemu o to spytałam. Chciałam wtedy cofnąć czas.

-- Nie. Nic. Tak tylko sobie myślę.

-- No to okej. -- odwróciłam głowę w stronę widoków za balkonem. Wtedy do głowy wpadł mi bardzo, ale to bardzo głupi pomysł. -- A wiesz... może... może byś chciał... spotkać się i porozmawiać? Z dala od Aarona i... w ogóle kogokolwiek.

Chłopak spojrzał na mnie.

-- Czy ty... proponujesz mi... randkę? -- spytał.

Randkę? Nie. Oczywiście, że nie. Chciałam tylko z nim porozmawiać na osobności, z dala od wszystkich. Więc w sumie... można było to uznać za propozycję randki. A nie o to mi chodziło.

-- Co? -- spytałam. -- Nie. Nie randkę. Chodziło mi bardziej o to, że... -- tu urwałam. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Ale w sumie chodziło mi o randkę. Spojrzałam na niego. -- No dobrze. -- powiedziałam zrezygnowana. -- Tak. Chodziło mi o randkę.

Po jego minie widziałam, że nie tego się spodziewał. W końcu... znamy się niecały rok a ja mu proponuję randkę. Ja na jego miejscu też bym się tak zachowała.

-- Co ty na to? -- spytałam nieśmiało.

-- No... -- złapał ręką za kark. -- W sumie... czemu nie. -- uśmiechnął się lekko. 

Zeszłam z balkonu nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Właśnie zaproponowałam Clayowi randkę. Wyszłam z pokoju i gdy drzwi się za mną zamknęły, zaczęłam krzyczeć z radości. Nie obchodziło mnie nawet to, że Natalie, ta podła wiedźma, patrzyła na mnie jak na wariatkę. Miałam spotkać się z Clayem. Sam na sam. To było spełnienie moich marzeń.

Przez całe może dwie godziny szykowałam się w łazience. Uczesałam włosy i ubrałam w najładniejszą sukienkę jaką ze sobą miałam. Wiem, sukienki nie są w moim stylu. Ale dla Claya wszystko.

Wyszłam przed kurort i czekałam na Claya. Po kilku minutach wyszedł na zewnątrz. Miał na sobie czarną kurtkę skórzaną i dżinsy. Spojrzał na mnie. Widziałam, że szczęka mu opadła na mój widok (w przenośni). W ogóle nie wiedział, co powiedzieć, więc ja postanowiłam powiedzieć za niego:

-- No to idziemy?

-- Eee... tak. -- powiedział jeszcze w lekkim szoku i poszliśmy na plażę.

Uwielbiałam takie klimaty. Było tak romantycznie. I akurat zachodziło słońce. Chodziliśmy po piasku i rozmawialiśmy. Ja jak zwykle się rozgadałam. Powiedziałam mu o swoim ojcu, o tym, jaki jest nadopiekuńcza i jak bardzo był niezadowolony z tego, że szłam do Akademii Królewskiej. A on zamiast patrzeć na ekran telefonu lub patrząc na morze w ogóle nie zwracając na mnie uwagi, słuchał mnie uważnie. No po prostu chłopak idealny.

-- I to w sumie by było na tyle. -- Zakończyłam swój monolog. Wzięłam kosmyk włosów za ucho. -- A... ja powiedziałam o sobie. Może ty powiesz mi o sobie? -- zaproponowałam.

-- No... dobrze. Więc... W sumie ja nie pamiętam swoich rodziców. Mieszkałem w sierocińcu od małego. Aż nagle pewnego dnia przyszedł po mnie Merlok i zabrał ze sobą. Zajął się mną i zapisał do Akademii Królewskiej. Od tamtej pory mieszkam z nim.

-- To dlatego czasem jesteś taki nieobecny? Myślisz o rodzicach? -- Nie mam bladego pojęcia, dlaczego to powiedziałam, ale chyba musiałam to pomyśleć na głos.

-- No tak.

-- Zapewne ci ich brakuje.

-- Wiesz... nie za bardzo tęskni się za kimś, kogo się nie pamięta. -- Spojrzał na mnie. Stanęliśmy. Staliśmy tak naprzeciw siebie. Spojrzałam mu w oczy.

Bardzo mi go było szkoda. Mieszkał bez rodziców i w ogóle ich nie pamiętał. A jedyna osoba, na której mógł polegać, to był Merlok. Nie wyobrażałam sobie być na jego miejscu. No prawda, nie zawsze dogadywaliśmy się z tatą, ale... nie wyobrażałabym sobie, żeby go nie było. Ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego nic mi nie powiedział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro