12 💿 w a r . o f . h o r m o n e 📀
Spanikuję, będę twoim fanem
Będę twoim, twoim, twoim mężczyzną, kochanie
~ bts, war of hormone
_______________☆________________
Jimin przełknął gulę w gardle. Z niepokojem patrzył w oczy Yoongiego. Były przenikliwe i władcze, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Puścił jego włosy, złapał go mocno w talii i przyciągnął do siebie. Ta dawno zapomniana bliskość podziałała na nich jak narkotyk. Yoongi pociągnął go w stronę fortepianu, usadził na krześle obok siebie. Otarli się udami, gdy odkrywał klawisze.
– Poczekasz do końca piosenki – wyszeptał zmysłowo do jego ucha, kładąc dłoń na małej oktawie.
– Yoonnie, proszę... – złapał go za bluzkę i zaczął całować po szyi. W salonie rozniosły się pierwsze dźwięki utworu na lewą rękę.
– Nie odpuszczę ci – wbił palce swojej prawej ręki w plecy Jimina. Nie patrząc na klawisze, pocałował jego duże usta. Robił to tak delikatnie i namiętnie, jakby całowali się po raz pierwszy. Swoim oddechem ogrzewał ich twarze, ustami łączył dwa spragnione ciała, a piosenką zmuszał ich do oczekiwania. Jimin zadrżał, bo zupełnie się tego nie spodziewał. Nie wiedział, że to będzie coś aż tak pięknego.
– Yoonnie... – wyszeptał znowu. Ostrożnie wsunął rękę pod materiał jego bluzki. Miał ciepłą, gładką skórę, pod którą nie było czuć ani grama tłuszczu. Przesuwał się w górę, wyczuwał jego żebra, mostek, zatrzymał się przy sercu, które jak perkusja wybijało rytm muzyki pod jego dłonią.
Yoongi grał, dzieląc uwagę pomiędzy obie swoje miłości. Połowę umysłu oddawał nutom, drugą pozwolił opętać Jiminowi. Westchnął cicho i przygryzł jego pełne wargi. Rozsunął je językiem, gdy utwór zmierzał ku końcowi. Jimin przysunął się bliżej, był niespokojny i nie mógł już znieść oczekiwania. Rozpiął jego spodnie, choć skrupulatnie uciszana logika kazała mu tego nie robić.
– To jest twoja kara, Jimin – usłyszał, gdy jego ręce zostały odsunięte. – Musisz jeszcze poczekać.
A Jimin boleśnie czuł, że nie może już czekać, że to napięcie rozsadza go od środka, sprawia, że wariuje, że pragnie już tylko jednego. Musiał go dotykać, musiał go mieć i czuć głęboko w sobie. Musiał w końcu dostać to, czego odmawiali sobie zdecydowanie zbyt długo.
Yoongi odwrócił głowę do fortepianu. Patrzył na zmieniające się klawisze, wsłuchiwał w harmonijne dźwięki, które przecinało niecierpliwe wzdychanie Jimina.
I kiedy tylko dotarł do ostatniej nuty, Park mocno wpił się w jego usta. Przyciągnął do siebie, by wreszcie go objął, by zostawił ten fortepian i skupił się tylko na nim. Jego serce biło jak oszalałe, jakby widzieli się po raz pierwszy po latach rozłąki.
– Nie zostawiaj mnie już, Yoongi – wyszeptał, wsuwając kolano między jego nogi.
– Zawsze jestem obok – ścisnął jego pośladki. Łapczywie nabierał powietrza między kolejnymi pocałunkami.
– Obok nie znaczy ze mną.
Min uśmiechnął się lekko, po czym wstał i pociągnął go na schody. Trzymał mocno jego drobną, ciepłą dłoń i wspinał się w górę, nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie jest ryzykownym iść tyłem do przeszkody? – zapytał Jimin, idąc za nim krok w krok.
– Nie mów do mnie wierszem, bo będę musiał to zapisać.
I wtedy Yoongi potknął się o stopień i poleciał na plecy, a Jimin wylądował na nim.
– Lecisz na mnie, co? – powiedział, ukrywając grymas bólu pod rozbawionym uśmiechem.
– Od podstawówki – Jimin wsunął dłonie pod jego plecy, ugiął kolana i zaczął całować jego szczękę, szyję i obojczyki.
– Chodź już do sypialni – usłyszał zbolały jęk, czuł jak ich pobudzone męskości ocierają się o siebie, że obaj już nie wytrzymują.
Wstali i obijając się o ściany jak w tanim romansidle wpadli do pokoju i rzucili się na łóżko. Drżąc z emocji zdzierali z siebie ubrania, nie mogli już marnować czasu. Yoongi przybił Jimina do materacu, usiadł na jego biodrach i krótko sapnął.
– Jak ja ci zazdroszczę tych mięśni – powiedział, gładząc ręką jego twardy brzuch, a potem wyrzeźbione łydki, za które złapał, by rozsunąć mu nogi.
– A ja tobie ich braku – stęknął, wyczuwając chłodne pocałunki na swoim podbrzuszu.
– Dlaczego?
– Ubrania na mnie nie pasują.
– Mnie to mówisz? Dostałeś kiedyś damski mundurek?
– Nie gadaj, nie ma na to czasu... – westchnął, łapiąc go za kark. Zmusił go, by zszedł niżej, by dotknął językiem jego pulsującego z podniecenia członka, by objął go ustami, tak jak wcześniej obejmował go ramieniem. – Ach, już nie mogę...
Yoongi podniósł się i przewrócił go na brzuch. Całował go w przypadkowych miejscach, dotykał na oślep, otumaniony jego pięknym, wysokim głosem, jego śliczną twarzą i prośbami o więcej.
Wsuwał i wysuwał z niego palce, oddychając ciężko, bo sam nie mógł znieść tego torturującego napięcia.
– No już, no już mogę, Yoongi... – oparł łokcie na poduszce. Jego palce były długie i sprawne, ale on potrzebował jeszcze więcej, jeszcze mocniej, jeszcze szybciej. Nie miał żadnej kontroli nad tym, co się działo i czuł się z tym momencie naprawdę dobrze. Tego właśnie chciał. I to musiał dostać.
Chwilowo poczuł w sobie nieprzyjemną pustkę. Otumanił go pęd jego własnej krwi, gdy po chwili Yoongi go wypełnił. Jęknął, z natłoku wrażeń chciał się rozpłakać, bo już tak długo mógł tylko patrzeć na swojego chłopaka jak na obraz za szybą, a dziś wreszcie go miał.
Zupełnie tak, jakby znaleźli się we Włoszech na gorącej plaży, zupełnie sami, zupełnie nadzy, wolni od zasad i kontraktów, bez żadnej kariery, żadnych problemów. Tylko ich mokre od potu ciała, połączone w akcie najgłębszej miłości, wybuchając z emocji jak supernowa...
Słyszał jak dwa ciała obijają się o siebie, jak on cicho wzdycha, czuł jak mocno i pewnie trzyma jego biodra, jak rośnie w nim, ile siły wkłada, by poczuł najgłębsze uderzenia w swoje czułe punkty. Nie widział prawie nic, chyba że odwracał głowę, by łapczywie sięgnąć do jego ust. Krew odpłynęła z jego kończyn, zebrała się w jednym miejscu, czyniąc oczekiwanie jeszcze bardziej bolesnym i nieznośnym. Yoongi pchnął go mocno do przodu, przycisnął jego głowę do poduszki, skądś znalazł jeszcze więcej siły.
– Tak cię kocham, Jimin-ah... Tak rzadko ci to mówię...
– To starcza...
– Zasługujesz... na więcej, Jimin-ah... na więcej...
Jimin nie potrafił już dłużej się powstrzymywać. Jego jęki przerodziły się w krzyki, gdy penis Yoongiego uderzał mocno w jego prostatę, kiedy niskim, gardłowym głosem powtarzał, że go kocha. Z jego oczu popłynęły łzy, bo naprawdę szczerze za tym tęsknił. Orgazm wstrząsnął nim tak, jakby jego ciało przeszedł prąd o wysokim napięciu. Przez chwilę nie mógł się ruszyć, nie mógł przestać wzdychać, czując na sobie ciężar jego gorącego ciała, jego gorącego oddechu. Czuł jak Yoongi całuje go po skroniach i mokrych włosach, jak mocno go obejmuje i ciągle mówi, że tylko jego kocha, że tylko on jest jego gwiazdą.
_______________☆______________
Nieskromnie powiem, że mi to dobrze wyszło :p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro