DODATEK #1
Słońce powoli pojawiało się na horyzoncie oświetlając naszą sypialnię pogrążoną w ciemnościach. Było kilka minut przed szóstą, a nasza dwójka już nie spała. Brian nadal spokojnie spał w swoim pokoiku, kiedy krzątałam się zbierając jego ulubione miśki do plecaka, aby się nie nudził, kiedy broń boże obudził się w samolocie. Moi rodzice już od dawna nalegali abyśmy ich odwiedzili w Anglii, ale przez naszą pracę nie było łatwo znaleźc wolny termin, aby do nich wyleciec. Rozumiem, że stęsknili się za wnukiem, a rozmowy przez Skype'a nie wystarczają. Martwiłam się trochę o mojego synka, bo jeszcze nie spędził prawie dziewięciu godzin w samolocie.
- Lola, gotowa? - Leo wszedł do pokoju małego i uśmiechnął się lekko widząc jak go podnoszę starając się go nie obudzic. - Pomóc ci?
- Weź nasze walizki - wymruczałam poprawiając chłopca w moim ramionach. Wstrzymałam oddech słysząc jak coś mamrocze pod nosem, ale nie obudził się. Odetchnęłam z ulgą i schyliłam się po plecak, który wylądował na moich barkach. - Harvey jest u Charliego?
- Od wczoraj kochanie - zachichotał całując mnie przelotnie w usta i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z młodym. Pocałowałam go w małe czółko i zeszłam na dół, gdzie zastałam rozmawiającego Leondre z Jessem, który miał nas zawieźc na lotnisko. Pomachałam przyjacielowi i podałam mojemu mężowi naszego syna, abym mogła ubrac buty.
- Tylko wiecie, nie naróbcie Brian'owi rodzeństwa tam w Anglii - zaśmiał się blondyn, na co trzepnęłam go po głowie za którą po chwili się chwycił.
- Dlaczego nie możesz wyżywac się na Leondre, tylko na mnie Lola? - zapytał z oburzeniem. Miałam już coś powiedziec, ale przerwało mi majaczenie ze strony dwulatka. Westchnęłam i przejęłam go od chłopaka, który jest jego ojcem.
- Dlaczego u mnie może spokojnie spac, ale u was już nie? - zapytała ironicznie - Jesse, możemy jechac? Naprawdę nie chcę się spóźnic na ten pieprzony samolot.
*
- Dzieciaczki, jak dobrze was widziec! - krzyknął mężczyzna zwracając przez to uwagę niektórych przechodniów. Dzięki tato. Pocałował mnie w czoło, z Leo podał ze rękę, a Brian wziął sobie na biodro. Dwulatek przespał prawie cały lot co było dla naszej dwójki ogromnym plusem, bo obudził się chwilę przed lądowaniem. Poprawiłam plecak i wzięłam sobie walizkę, która po chwili została mi odebrana przez dwudziestoczterolatka. Spojrzał się na mnie i posłał mi uśmiech. Przeszliśmy do samochodu do którego się wpakowaliśmy i wyjechaliśmy do Port Talbot. Droga zajęła nam półtorej godziny z małym korkiem, niedaleko miasta, gdzie będziemy przebywac przez pięc dni. Kiedy wjechaliśmy na podjazd moja jak i Leondre mama stały przed mieszkaniem.
- Jak ja was długo nie widziałam kochani! - krzyknęła Victoria ściskając nas mocno i przejęła Brian'a. Czuje, że on tu będzie najwięcej zabawiany, co ani trochę mi nie przeszkadza. Przyda nam się chwila wolnego od dziecka. Spojrzałam się na Leondre, który do mnie mrugnął i zajął się wnoszeniem walizek do środka. Cicho się zaśmiałam i wdrapałam się po małych schodkach, które prowadziły na korytarz. Dużo się nie zmieniło od kiedy wyjechałam, mama dodała jedynie kilka zdjęc na ścianach, gdzie się znajdowałam na niektórych, byłam sama, z Leondre, dziewczynami czy z naszą paczką, a było nawet kilka z moim synkiem. Mój wzrok przykuło zdjęcie kilka godzin po narodzinach malucha.
- Naprawdę jestem ci wdzięczny, że przyjechałaś na ten obóz i skradłaś moje serce kochanie - usłyszałam cichy głos mojego męża za sobą na co podskoczyłam przestraszona wywołując tym śmiech u chłopaka. - Teraz już nigdy nie pozwolę ci ode mnie odejśc.
***
Taka mała niespodzianka x Jeżeli wam się spodobało mogę zrobic jeszcze takich kilka x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro