Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DODATEK #1

Słońce powoli pojawiało się na horyzoncie oświetlając naszą sypialnię pogrążoną w ciemnościach. Było kilka minut przed szóstą, a nasza dwójka już nie spała. Brian nadal spokojnie spał w swoim pokoiku, kiedy krzątałam się zbierając jego ulubione miśki do plecaka, aby się nie nudził, kiedy broń boże obudził się w samolocie. Moi rodzice już od dawna nalegali abyśmy ich odwiedzili w Anglii, ale przez naszą pracę nie było łatwo znaleźc wolny termin, aby do nich wyleciec. Rozumiem, że stęsknili się za wnukiem, a rozmowy przez Skype'a nie wystarczają. Martwiłam się trochę o mojego synka, bo jeszcze nie spędził prawie dziewięciu godzin w samolocie. 

- Lola, gotowa? - Leo wszedł do pokoju małego i uśmiechnął się lekko widząc jak go podnoszę starając się go nie obudzic. - Pomóc ci? 

- Weź nasze walizki - wymruczałam poprawiając chłopca w moim ramionach. Wstrzymałam oddech słysząc jak coś mamrocze pod nosem, ale nie obudził się. Odetchnęłam z ulgą i schyliłam się po plecak, który wylądował na moich barkach. - Harvey jest u Charliego? 

- Od wczoraj kochanie - zachichotał całując mnie przelotnie w usta i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z młodym. Pocałowałam go w małe czółko i zeszłam na dół, gdzie zastałam rozmawiającego Leondre z Jessem, który miał nas zawieźc na lotnisko. Pomachałam przyjacielowi i podałam mojemu mężowi naszego syna, abym mogła ubrac buty. 

- Tylko wiecie, nie naróbcie Brian'owi rodzeństwa tam w Anglii - zaśmiał się blondyn, na co trzepnęłam go po głowie za którą po chwili się chwycił. 

- Dlaczego nie możesz wyżywac się na Leondre, tylko na mnie Lola? - zapytał z oburzeniem. Miałam już coś powiedziec, ale przerwało mi majaczenie ze strony dwulatka. Westchnęłam i przejęłam go od chłopaka, który jest jego ojcem. 

- Dlaczego u mnie może spokojnie spac, ale u was już nie? - zapytała ironicznie - Jesse, możemy jechac? Naprawdę nie chcę się spóźnic na ten pieprzony samolot. 

*

- Dzieciaczki, jak dobrze was widziec! - krzyknął mężczyzna zwracając przez to uwagę niektórych przechodniów. Dzięki tato. Pocałował mnie w czoło, z Leo podał ze rękę, a Brian wziął sobie na biodro. Dwulatek przespał prawie cały lot co było dla naszej dwójki ogromnym plusem, bo obudził się chwilę przed lądowaniem. Poprawiłam plecak i wzięłam sobie walizkę, która po chwili została mi odebrana przez dwudziestoczterolatka. Spojrzał się na mnie i posłał mi uśmiech. Przeszliśmy do samochodu do którego się wpakowaliśmy i wyjechaliśmy do Port Talbot. Droga zajęła nam półtorej godziny z małym korkiem, niedaleko miasta, gdzie będziemy przebywac przez pięc dni. Kiedy wjechaliśmy na podjazd moja jak i Leondre mama stały przed mieszkaniem. 

- Jak ja was długo nie widziałam kochani! - krzyknęła Victoria ściskając nas mocno i przejęła Brian'a. Czuje, że on tu będzie najwięcej zabawiany, co ani trochę mi nie przeszkadza. Przyda nam się chwila wolnego od dziecka. Spojrzałam się na Leondre, który do mnie mrugnął i zajął się wnoszeniem walizek do środka. Cicho się zaśmiałam i wdrapałam się po małych schodkach, które prowadziły na korytarz. Dużo się nie zmieniło od kiedy wyjechałam, mama dodała jedynie kilka zdjęc na ścianach, gdzie się znajdowałam na niektórych, byłam sama, z Leondre, dziewczynami czy z naszą paczką, a było nawet kilka z moim synkiem. Mój wzrok przykuło zdjęcie kilka godzin po narodzinach malucha. 

- Naprawdę jestem ci wdzięczny, że przyjechałaś na ten obóz i skradłaś moje serce kochanie - usłyszałam cichy głos mojego męża za sobą na co podskoczyłam przestraszona wywołując tym śmiech u chłopaka. - Teraz już nigdy nie pozwolę ci ode mnie odejśc. 

***

Taka mała niespodzianka x Jeżeli wam się spodobało mogę zrobic jeszcze takich kilka x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro