29
Cicho westchnęłam i pchnęłam ogromne drzwi wchodząc na uczelnię. Idąc środkiem korytarza czułam na sobie wzrok każdego, kogo napotkałam koło siebie. Szpetali coś do siebie, podśmiewując się pod nosem. Dotarłam pod salę, gdzie napotkałam Katie, Mayę i Jessa. Blondyn uśmiechnął się szeroko na mój widok i poleciał mnie przytulic. Cicho zachichotałam i wtuliłam się w ciało przyjaciela.
- Co słychac ? – zapytałam spoglądaj na moje przyjaciółki.
- Nie ma Macarthura – Katelyn uśmiechnęła się szeroko, więc wystawiłam do niej pięśc, aby mogła przybic mi żółwika – Mamy jakieś zastępstwo..
- Ale dyrcio nie chce nam powiedziec z kim, bo to niby jakaś niespodzianka – dodała Maya.
- Rozmawiałaś ze swoim kochasiem ? – zapytał Jesse który odsunął się ode mnie kawałek, zostawiając mnie uczucia bezpieczeństwa.
- Kiedy miałam z nim porozmawiac ? – uniosłam brew spoglądaj się na świętą trójcę, którzy uśmiechali się podejrzanie. – Ja nie jestem tchórzliwym fiutem.
- Nie masz fiuta – zauważył blondyn, przez co dostał w ramię od swojej dziewczyny. – A to za co ?
Zaśmiałam się z jego oburzonej miny, kiedy zwracał się do Katelyn.
- Wiecie może dlaczego wszyscy się na mnie patrzą z mordem w oczach ? – zapytałam mimo tego, że nie miała stuprocentowej pewności czy chciałam znac odpowiedź.
- Sharon – burknęła Davies spoglądając się wrogo w kierunku rudowłosej – Każdy wie, że Shar jest w ciąży i wierzą w to, że Leondre jest ojcem. Puściła plotki, że ładnie mówiąc rozpierdoliłaś ich związek i teraz ich dziecka nie ma ojca, a dziecko musi mieć ojca, więc teraz..
- Panno Davies ! – srogi głos wykładowcy przerwał mojej przyjaciółce w przekazywaniu wiadomości. – Jak się pani wyraża ?
- Przepraszam psorze – wysuszyła ząbki w jego kierunku – To już się nigdy więcej nie powtórzy.
- Mam nadzieję Maya – mruknął i poczekaliśmy kiedy odszedł na bezpieczną odległośc, by móc wybuchnąc cichym śmiechem w naszym gronie.
{...}
Wyszłam z uczelni, kiedy słońce schylało się ku zachodowi budząc tym Nowy Jork do nocnego trybu życia. Przerzuciłam włosy do tyłu i poprawiłam moją ukochaną zieloną parkę ruszając przy tym w drogę do akademika. Całkowicie zignorowałam samochód stojący niedaleko mnie.
- Gdzie się panienka wybiera – podskoczyłam przestraszona, kiedy usłyszałam za sobą zachrypnięty głos. Odwróciłam się do tyłu i posłałam chłopakowi wściekłe spojrzenie, które jedynie go rozbawiło.
- Naprawdę chcesz, abym zeszła w wieku dwudziestu lat na zawał ? – zapytałam trącając palcem jego brzuch. Szatyn cicho się zaśmiał i wziął moją dłoń w swoją przy okazji cicho chichotając pod nosem. – Leondre to nie jest zabawne.
- W sumie jest – nadal był rozbawiony, ale kilka seksund później spoważniał i pokazał dłonią na park – Err.. możemy porozmawiac.
Przytaknęłam i ruszyłam jako pierwsza, ciągnąc chłopaka za sobą. Kilka pierwszych sekund spędziliśmy w ciszy, dopóki nie wziął głebokiego oddechu, a jego wzrok skierował się na mnie.
- Chcę ci wytłumaczyc ostatnie zajście – zaczął wsuwaj dłonie w kieszenie swojej kurtki. – Zapewnie zmienisz trochę zdanie o mnie, kiedy to usłyszysz..
- Leondre ?
- To się zaczęło po twoim wyjeździe...
'**'
Ups ? Czyżby polsat ? Mam nadzieję, że się rozdział podoba... Kolejny.. kolejny by może pojawi się za trzy tygodnie, ale to się jeszcze zobaczy. Jak na razie mam napisany 48 i 53 rozdział, bo pomysły na nie siedziały już długo w głowie + mam jeszcze zapisany epilog, więc byc może w koniec lipca będzie koniec Never Again. Wybaczcie za wszelakie błędy, ale moja klawiatura na laptopie nie ma wszystkich polskich znaków. Widzimy się w następnym pa x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro