Rozdział jedenasty
Zanim dziewczyna zasnęła, próbowała jeszcze dwa razy zbliżyć się do chłopaka. Za pierwszym razem rozebrała także dolną część garderoby , ale tylko do majątek, tłumacząc , że w jej pokoju jest gorąco. Za drugim razem dotykał "przez przypadek" krocza czarnowłosego. Dziewczyna robiła tę wszystkie rzeczy nieświadomie.
-Boli główka? - zapytał następnego dnia nastolatki, podawając tabletki na ból głowy.
Jednak brunetka nic nie odpowiedzała. Było jej wstyd. Do tego obudziła się rano w samej bieliźnie i boi się , że pod wpływem alkoholu zrobiła coś głupiego.
-Czy ja... Czy my zrobiliśmy coś głupiego? -zapytała siadając koło chłopaka.
-Co masz na myśli? - mężczyzna doskonale wiedział o co chodź dziewczynie. Chciał się z nią trochę po droczyć, a pozatym podobało mu się zawscydzenie nastolatki. Wyglądała uroczo.
-Czy my... No wiesz? - odrazu na twarzy brunetki zobaczył czerwoną barwę.
-No wiem, wiem- powiedział przybliżając się do niej- ledwie się powstrzymałem- szepnął - Ale następnym razem niewiem czy dam radę- dodał całując ją.
-Dziękuję- odparła po chwili ciszy- Za tabletkę też- dodała popijając kawę chłopaka.
-Pamiętasz coś z tamtego wieczoru? - spytał
-Um... Trochę- odparła
-Skąd mieliście alkohol?
-Chyba David przyniósł.
-Nie powinnaś tyle pić, gdy jesteś piana robisz rzeczy, których nie kontrolujesz, a pozatym jesteś jeszcze dzieckiem- upomniał ją.
-Nie jestem dzieckiem! Pozatym , kiedy mam się bawić? Jak będę miała trzydziestkę!? - oburzyła się.
-Jeżeli zabawą nazywasz skakiwanie po pijaku do łóżka, to gratuluje! - krzyknął pod wpływem chwili.
Nastała między nimi krępująca cisza, po której chłopak zdał sobie sprawę z tego co powiedział, ale nie zdążył nic dodać, bo brunetka wybiegła z domu.
Zabolali ją słowa Liama, bo wiedziała, że miał rację. Nie pamiętała, co robiła w domu Maddie po wypiciu, tak dużej ilości alkoholu. Miała nadzieję, że tylko z czarnowłosym chciała zrobić "głupie rzeczy".
Mężczyzna wybiegł za dziewczyną, która jak się okazało była nad rzeką, gdzie poraz pierwszy się pocałowali. Rzucała kamieniami do wody.
-Hope? - zaczął, podchodząc do niej- przepraszam, masz prawo do zabaw- dodał
-Miałeś rację- odpowiedzała - Po wypiciu nie kontroluję się. Ja też przepraszam.
-W ramach przeprosin zabieram cię na reszte dnia w wspaniałe miejsce.
-A Jessika?
-Będzie dziś późno, wrócimy zanim przyjedzie.
Dziewczyna zgodziła się. Była szczęśliwa, bo traktowała wyjście z Liamem , jak pierwszą randkę. Zastanawiała się gdzie ją zabierze i w co ma się przebrać.
-Gotowa? - zapytał wchodząc do pokoju nastolatki
-Nie, niewiem w co mam się ubrać-powiedzała.
-Może w to? - wskazał na czarne spodnie i zieloną koszulkę z małym dekoltem-ładnie by ci było.
-Okej- odparła- Um... Liam mógłbyś wyjść? Chciałambym się przebrać.
-Tak, tak- mróknął i wstał patrząc na dziewczynę, która powoli rozpinała koszule.
-Liam- powiedziała z uśmiechem- Dlaczego wciąż tu jesteś?
-Może mógłbym zostać. Pomógłbym ci gdybyś miała problem.
-Potrafię się ubrać.
-Okej, ale jakby co, to wołaj! -krzyknął i wyszedł.
-Jestem- powiedziała po piętnastu minutach nieobecność
-Nareszcie - odparł, chwytając dziewczynę za rękę.
-Gdzie mnie zabierasz? - zapytał zapinając pas bezpieczeństwa.
-Do lasu- powiedział i wjechał na główną drogę.
-Po co?
-Aby się ciebie pozbyć. Wykorzystam cię, a potem zakopie.
-Liam-jękneła, i uderzyła go lekko w ramię, gdy usłyszała jego śmiech.
-Nie mógłbym Cię skrzywdzić, jesteś dla mnie ważna- powiedział, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
Liam zabrał nastolatkę na ranczo, do swoich rodziców. Miał szczęście, bo byli sami i nie musieli ukrywać swoich uczuć. Chciał pokazać, gdzie dorastał.
-Woo... - wydusiła w końcu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro