Rozdział 9.
Rozdział 9. "Czy oni włożyli mi tam bombę?"
Liczba słów: 5040
Rozdział dedykowany @JuliaWeiss369
Bal Halloweenowy zbliżał się ogromnymi krokami.
W połowie października wygraliśmy mecz z orłami z Caledonia High School, trzy do jednego, ale nikt się tym nawet bardzo nie przejął, bo w połowie grudnia czekał nas mecz z jednym z liceów w Minneapolis.
Zazwyczaj wymyślałyśmy nowe układy tylko na mecze, na których swoją obecność zapowiadali ludzie z uniwersytetów, do których któraś z nas chciała składać papiery. Na wszystkie pozostałe mecze brałyśmy stare układy, do których tylko dodawałyśmy kilka nowych rzeczy.
Sapphire chłonęła całe to nowe szkolne życie jak wyjątkowo chętna gąbka. Na wszystkich lekcjach zyskiwała miano najpilniejszej uczennicy i już po kilku tygodniach była ulubienicą większości nauczycieli. Pani Montgomery była szczęśliwa, że jeszcze jedna osoba dołączyła do klubu czytania naszych ulubionych książek i że nie tylko ja już odzywałam się na jej lekcjach.
Spędzałam z rudowłosą mnóstwo czasu, podobnie jak z Savannah i innymi dziewczynami z drużyny, choć wciąż zachowywałam pewien dystans do Stelli, która chyba to zauważyła. Przestała notować, choć wciąż się na mnie ukradkiem gapiła.
Sapphire przeszła pewną przemianę zaraz po tym, jak państwo King i dzieciaki wyjechali kilka dni po meczu. Uśmiechała się o wiele częściej, przesiadywała z nonną, ucząc się posługiwania bronią i często też innych jej sztuczek. Gdy nie było jej w domu, wiedzieliśmy, że zwiedzała miasto razem z Tonym, z którym też spędzała większość nocy. Ona i chłopak byli praktycznie nierozłączni – siedzieli razem na wszystkich przedmiotach, na stołówce podczas posiłków i Sapphire obserwowała z trybun wszystkie nasze treningi.
Cieszyłam się z ich szczęścia i miałam wielką nadzieję, że pan King dotrzyma swojej obietnicy i zgodzi się na ich ślub.
Relacje moje z Ryanem znacznie się poprawiły i powoli zaczynałam coś do niego czuć.
W jego ramionach czułam się bezpieczniej niż w jakichkolwiek innych, przestało przeszkadzać mi to, jak arogancki i pewny siebie był i czułam to dziwne niewytłumaczalne uczucie w żołądku za każdym razem, gdy nie było go obok.
Spędziliśmy przytuleni jedną noc przed meczem, a pozostałe wysypiałam z Andym przez moje koszmary nocne i lęk przed Sem'yą i tym szpiegiem. Czułam się z każdej strony obserwowana i powoli zaczynałam wariować.
Savannah dostrzegała to doskonale, bo znała mnie jeszcze od przedszkola, i próbowała w jakiś sposób pocieszać. Czasem przez przytulenie, czasem przez groźby że zabije każdego, kto będzie mi jakoś zagrażał, a czasem przez przypomnienie o nadajniku, który miałam wszczepiony w ramię. Cokolwiek robiła, czułam się trochę lepiej.
Ale tylko trochę.
Zaobserwowałam, że najlepszym sposobem na wyrzucenie tego z myśli było zakopanie się po uszy w czymś innym. W domu czytałam książki, czy oglądałam nowe odcinki Riverdale czy Dawno, dawno temu na laptopie, a w szkole zajmowałam się organizacją balu.
Już tydzień przed trzydziestym pierwszym wszyscy uczniowie mieli wykupione wejściówki i pochowane śpiwory w szafkach. Ja i Sapphire chodziłyśmy po sklepach, by znaleźć idealne stroje i w końcu się nam udało wykopać – strój czerwonego kapturka, który momentalnie zabrała dziewczyna i obcisły kombinezon kobiety kot, który zgarnęłam ja.
W piątek przed balem dosłownie wszyscy o tym rozmawiali. Bal Halloweenowy był najważniejszym wydarzeniem w ciągu całego roku szkolnego. Znikały wtedy wszystkie bariery pomiędzy ludźmi, mieszało się towarzystwo i nawiązywały się nowe przyjaźnie.
Gdy siedzieliśmy w porze obiadu przy naszym zwyczajowym stoliku, działo się dokładnie to samo. Temat balu nie schodził z ust wszystkich dziewczyn, które podekscytowane trajkotały o swoich strojach i piżamach.
- Mam świetny strój Harley Quinn – powiedziała Savannah, odrzucając swoje włosy za ramię. – Będziesz moim Jokerem, Mike, prawda?
Mike złapał jedną frytkę ze swojego talerza i włożył jej do buzi, na co ta zamruczała cicho niczym kotka.
Złapałam dłoń Ryana, gdy ten złapał kawałek mojej pizzy.
- Ej! To moja pizza! – zawołałam. Przyciągnęłam jego dłoń tak, że smakołyczek natrafił idealnie na moje żądne małe usteczka. – Mniam.
- Czy to nie uchodzi za kanibalizm? – spytała Sapphire, chichocząc.
Choć nie należała do drużyny, wpasowała się bardzo szybko w nasze towarzystwo. Oficjalnie była kuzynką Ryana, moją dobrą koleżanką i współlokatorką a także dziewczyną Tony'ego. Dogadywała się ze wszystkimi dziewczynami i tylko z Savannah miały nieco sztywne relacje, choć nie mogłam zrozumieć przyczyny.
- Bardzo możliwe – zaśmiał Tony, po czym ucałował jej czoło. – A tak poza tym, przygotowałaś już strój czerwonego kapturka? Wczoraj znalazłem idealnie dopasowany wilka.
Sapphire zarumieniła się, po czym wyszeptała mu coś na ucho, na co ten odszepnął jej coś kolejnego. W ten sposób wyłączyli się na chwilę z naszego towarzystwa, pozostając we własnym, zakochanym świecie.
- Są idealni, prawda? – spytałam cicho, nachylając się do Ryana.
- Co? Tak, jasne – mruknął.
Widziałam jednak, że jego myśli zaprzątało coś zupełnie innego. Ani razu nie zwrócił uwagi na temat rozmowy, nie wiedział, o czym dokładnie mówiłam i jego spojrzenie było lekko zamglone.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nauczyłam się rozpoznawać jego nastroje prawie że bezbłędnie.
- Wszystko w porządku? – spytałam szeptem, zerkając na niego ze zmartwieniem.
- Martwię się dzisiejszym balem – przyznał po chwili zawahania.
- Nieustraszony Ryan King się czegoś boi? – spytałam zadziornie i szturchnęłam go łokciem.
Ten jednak, ku mojemu zdziwieniu, nie uśmiechnął się nawet kącikiem ust. W jego oczach nie błysnęły te iskierki, które tak w nim uwielbiałam. Widać było zmartwienie po całej jego sylwetce, posturze i minie.
Dla większości wyglądał tak, jak zazwyczaj – nieco ponury, sztywny i poważny.
Dzięki lekcjom nonny ja umiałam dostrzegać więcej niż większość. Dostrzegałam zmarszczki wokół oczu, gdy był rozbawiony, pojedynczą pionową pomiędzy brwiami, która pojawiała się, gdy nad czymś myślał i wiele innych.
- Bal pełen poprzebieranych ludzi, na który może wejść dosłownie każdy – mruknął, ściskając moją dłoń. – To brzmi jak idealna okazja dla Sem'yi.
- Będę trzymać się twojego boku, mój Batmanie – powiedziałam. Wyplątałam dłoń z jego uścisku i oplotłam go ramionami w pasie. – Specjalnie wybrałeś ten strój, by do mnie pasować i mieć luz, by móc schować broń, pamiętasz? Będę tak bezpieczna, jak nigdy przedtem.
Ryan pokiwał głową, ale wciąż mogłam widzieć jego niepokój.
Był tak podobny w pewnych sferach do Savannah, że to było aż dziwne. Obydwoje martwili się o mnie bardziej niż o siebie. Podobnie z Alessandro, nonną i rodzicami.
Nie wiedziałam, czy moje słowa miały bardziej przekonać mnie czy jego.
Wciąż miewałam nocami koszmary przez które się budziłam i pędziłam do Andy'ego. Po jakimś tygodniu przychodzenia do niego w nocy, po prostu się tam wprowadziłam i choć czułam się bezpiecznie w jego ramionach, to spanie z Ryanem dawało zupełnie coś innego.
To jakbym miała możliwość przeczytania książki papierowej i na czytniku. Obie dałyby mi teoretycznie to samo, ale to raczej oczywiste która daje więcej przyjemności pod względem wizualnym, namacalnym i wonnym również.
Wiedziałam, że gdybym tylko o to poprosiła, Ryan spędzałby ze mną każdą noc. Ale nie chciałam. Nie byłam w stanie przyznać się przed nim, Andym i samą sobą, że teraz to mój najukochańszy w świecie brat bliźniak był podróbką gościa, którego znałam od dwóch miesięcy, choć powinno być na odwrót.
To było z mojej strony okropne.
- Jak sądzisz, o czym będą chcieli mówić? – spytała Savannah w moim kierunku, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Hm? – mruknęłam niezbyt mądrze.
Wszyscy przy stole się we mnie wpatrywali, a ja zarumieniłam się z zażenowania, bo nie wiedziałam do końca, o co mnie spytali.
- To spotkanie z dyrektorem wszystkich klas na boisku szkolnym za godzinę – powiedziała Maddie, ratując mnie z opresji. – Wiesz, o czym będzie gadać?
- O tym co zwykle – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – O projektach semestralnych. W przyszłym tygodniu ma przyjść jakiś gość z więzienia i opowiadać, że branie narkotyków i należenie do mafii jest złe i takie tam.
Alessandro i Chad wymienili rozbawione spojrzenia.
- A w przyszłym semestrze projekt z dziećmi? – zawołała Chloe, klaszcząc w dłonie z uciechy. – Kocham to gówno, naprawdę!
- Chociaż jedno z nas jest entuzjastyczne z tego powodu – mruknął Michael, splatając ich dłonie razem.
- Co to jest ten projekt z dziećmi? – spytała Sapphire, marszcząc brwi w zdziwieniu.
- Jesteśmy podzieleni na pary i dostajemy na tydzień zabawkę-bobasa do opieki. Ono będzie sobie płakać w przypadkowych momentach, trzeba je faktycznie karmić, zmieniać pieluchy i tak dalej. Musimy je też nosić do szkoły i ogółem się nimi opiekować. A pod koniec tygodnia sporządzić listę rzeczy, których dziecko potrzebowało i ich ceny.
- I to ma nas odstraszyć od uprawiania seksu bez zabezpieczenia – podsumował Gregory z rekinim uśmiechem, szturchając łokciem Nadine.
- Co chyba nie do końca działa, biorąc pod uwagę fakt, że w tej chwili sześć dziewczyn chodzi w zaawansowanej ciąży – zauważyła Sapphire.
- To i tak mało jak na ten rok – wtrąciłam. – Żebyś widziała poprzednie roczniki. Ale to jest ich decyzja, więc co nam do tego?
Gdy skończyliśmy obiad, skierowaliśmy się na boisko szkolne, gdzie dyrektor czekał już na nas wszystkich na platformie.
Przez czterdzieści minut opowiadał nam o celu projektów, które były obowiązkowe dla każdego ucznia w szkole, po czym przypomniał, że zawalenie któregoś z nich mogło się odbić na naszych punktach szkolnych.
Wybrał sobie bardzo zły dzień na przedstawienie nam informacji o tych projektach, bo mało kto go tak naprawdę słuchał. Wszyscy byli zbyt podekscytowani balem, który miał się zacząć kilka godzin później, by powstrzymać się od wymieniania uwag stłumionym szeptem.
Tłum szeptów zmienił się po chwili w kakofonię krzyków, którą dyrektor próbował zagłuszyć. Po kilku niezbyt udanych próbach, poddał się i wrzasnął wściekły, że mamy wracać do sali lekcyjnych.
Nie musiał dwa razy powtarzać.
Przez następne kilka godzin, aż do końca lekcji, nauczyciele zmagali się z tym samym problemem co dyrektor podczas spotkania. Mieli problem by uciszyć większość podekscytowanych uczniów.
Gdy rozebrzmiał dzwonek oznajmiający koniec ostatniej lekcji, wszyscy rzucili się do wyjścia, prawie mnie tratując. Na korytarzu stworzył się zator, gdy uczniowie pchali się na siebie. Sprzątaczki, woźny i nauczyciele próbowali w jakiś sposób zaprowadzić porządek, ale ostatecznie poddali się, chowając w toaletach i salach.
Ciężko było wygrać z dziewczynami śpieszącymi się, by mieć jak najwięcej czasu na makijaż i przygotowanie się do imprezy.
Ja i Savannah, podobnie jak reszta samorządu musiałyśmy zająć się ostatnimi poprawkami na sali gimnastycznej i kilkoma innymi rzeczami, więc nawet nie wchodziłyśmy w ten tłum. Ryan i Andy chcieli iść z nami, ale kategorycznie tego zabroniłyśmy, bo ogólny wygląd dekoracji miał zostać niespodzianką do ostatniej sekundy.
Gdy weszłyśmy do środka, uśmiechnęłam się z satysfakcją. Shiara i Chiara stały na środku, patrząc krytycznie na jedną z czarnych draperii, które zwisały z sufitu do podłogi, przykrywając ogromne okna.
Na samym końcu sali, przy małej platformie, którą wstawiliśmy tam kilka dni wcześniej, znajdował się sprzęt Setha i Ethana. Na podwyższeniu stały już dwa mikrofony i gablotki z dwoma koronami. W pozostałych rogach sali leżały trumny, wisiały pajęczyny, stały kościotrupy i wiele innych przerażających dekoracji.
Nie było również żadnego wolnego miejsca na suficie, gdyż wszystko pokrywały srebrno-czarne materiały, czerwone reflektory, kula dyskotekowa, sznury lampionów i girlandy. Całość tworzyła jedną wielką przeplatankę, która przypominała pajęczynę.
- Wszystko wygląda pięknie – pochwaliłam, schodząc trzy stopnie w dół i stając na parkiecie. – Przeszłyście same siebie.
- Zawsze mówisz to samo – zaśmiała się Shiara. – Więc wybacz, ale bardziej interesuje nas opinia Savannah.
Zrobiłam sztuczną obrażoną minę i prychnęłam, splatając ramiona na klatce piersiowej. Te zachichotały tylko i wbiły wyczekujące spojrzenia w Sav, która zerknęła na draperię, w którą one się wpatrywały wcześniej.
- Ona jest chyba trochę krzywo – powiedziała, będąc jak zwykle szczerą do bólu.
Szczerze mówiąc, sama to zauważyłam, ale nie uznałam tego za jakiś wyjątkowo istotny element całości.
Może to dlatego moja opinia była mniej ważna w tej kwestii.
- No właśnie – mruknęła Chiara, drapiąc się po podbródku. – Zaraz się to poprawi.
Przez następny kwadrans obchodziłyśmy całą salę i wszystkie dekoracje, by znaleźć każdą inną najmniejszą usterkę. One nie ufały do końca mojej opinii, więc za każdym razem, gdy ja głośno okazywałam zachwyt, te zerkały z ukosa na Savannah. Dopiero gdy szatynka kiwała głową, przechodziłyśmy dalej.
O szesnastej pięćdziesiąt, dwie godziny i dziesięć minut przed rozpoczęciem balu, uznałyśmy dekoracje za satysfakcjonujące i wróciłyśmy do domów. Andy czekał na mnie nieco znudzony, ale gdy posłałam mu rozbrajający uśmiech i powiedziałam, jak świetnym bratem jest, ożywił się nieco.
- No wreszcie jesteś! – wykrzyknęła Sapphire, łapiąc mnie za łokieć, gdy tylko wysiadłam z samochodu. – Musimy się przygotować! Tony i Ryan zgarną nas za jakieś niecałe dwie godziny.
- Nah, już mówiłam Ryanowi, że samorząd musi być razem z nauczycielami i dyrektorem czterdzieści minut wcześniej – powiedziałam. – Nie podoba mu się to, ale będę z Savannah, Sethem i wszystkimi dorosłymi tej szkoły, którzy po moim porwaniu przez Mantorville obserwują mnie jakbym była małym dzieckiem. Będę bezpieczna.
- No to masz jeszcze mniej czasu! – wykrzyknęła. – Lepiej już chodźmy w takim razie, bo muszę ci zrobić makijaż. Chodź, chodź!
Posłałam Alessandro spojrzenie błagające o ratunek, lecz ten tylko pomachał mi na pożegnanie z wrednym uśmiechem na twarzy. Wywróciłam oczami, wytykając mu język, ale nie zdążyłam zobaczyć jego reakcji, bo zostałam zaciągnięta do mojej sypialni.
- Masz kwadrans na prysznic – powiedziała, zerkając na swój zegarek. – Jak skończę swój, to przyjdę i lepiej, żebyś była już z wysuszonymi włosami!
Same przygotowania zajęły nam jakąś godzinę. Sapphire podeszła do tego bardzo poważnie, gdyż to był jej pierwszy w życiu bal szkolny. W szkole katolickiej, do której uczęszczała, nie było takich rzeczy.
Gdy już wciągnęłam na siebie czarny, skórzany kombinezon, Sapphire zrobiła mi przepiękny makijaż oczu zwieńczony bordową szminką. Dorobiła mi też czarną kredką koci nos, choć wąsy odpuściłyśmy. Gdy zakręciła mi kilka przednich kosmyków, a resztę włosów związała w niechlujnego koka, którego umocowała wsuwkami i założyła mi kocie uszy, byłam gotowa.
Gdy wybiła godzina osiemnasta dziesięć, obie byłyśmy gotowe. Tak jak było to wcześniej ustalone, wsiadłam za kółko samochodu Alessandro, bo ten miał zabrać się z Chadem.
Dojechałam na parking szkoły, gdzie czekała już na mnie Savannah, która ubrana w strój Harley Queen wyglądała jak milion dolarów.
- Wyglądasz przepięknie, Rita – powiedziała, klepiąc mnie w tyłek. – Ryan będzie miał dzisiaj ręce pełne roboty, odpędzając od ciebie napalonych chłoptasiów.
Zaśmiałam się głośno, wyobrażając to sobie. Wiedziałam, jak by wyglądało to jego „odpędzanie", więc pozostawiłam komplement Sav bez komentarza.
Weszłyśmy do środka, prowadząc niezobowiązującą pogawędkę. Wszyscy z samorządu byli już w środku razem z nauczycielami. Trener z dyrektorem zobaczyli nas i od razu ściągnęli wszystkich na środek, gdzie stanęliśmy w kółku.
Dyrektor zaczął rozdzielać zadania nauczycielom, którzy mieli patrolować korytarze, salę i niekiedy boisko. Później przypomniał nam o tym, by dzwonić do niego lub szkolnego ochroniarza za każdym razem, gdy zobaczymy coś niepokojącego.
Gdy wspominał o ewentualnej chęci zemsty przez Mantorville, wszyscy zerknęli w moim kierunku, a Savannah złapała moją dłoń, przybierając wojowniczą minę. Stella, w stroju Smerfetki, zerknęła na mnie pośpiesznie, ale szybko odwróciła wzrok.
Na zakończenie życzył nam wszystkim dobrej zabawy, po czym poszedł do swojego gabinetu, gdzie, jak zwykle, zamierzał spędzić całą noc balu.
Wszyscy rozeszliśmy się do swoich stanowisk. Savannah zajęła miejsce niedaleko podwyższenia, skąd miała wygłosić kilka słów przywitania i ogłaszać wszystkie zabawy jako prowadząca. Seth i Ethan zajęli miejsce za sprzętem i już po chwili z głośników huknęła ich składanka.
Reszta pozajmowała miejsca niedaleko nauczycieli i na parkiecie. Po kilku minutach do sali zaczęli wchodzić pierwsi, poprzebierani uczniowie. Wszyscy zachwycali się dekoracjami, przebraniami swoich znajomych, przekąskami, muzyką i wieloma innymi, lecz nikt nie odważył się wyjść jako pierwszy na parkiet.
Podpierali ściany, oczekując na swoich przyjaciół lub oficjalne rozpoczęcie. Ja z kolei znalazłam panią Montgomery, która poinformowała mnie, że udało jej się skończyć książki Cory Reilly. Rozmawiałyśmy o nich aż do wybicia godziny dziewiętnastej, kiedy to muzyka ucichła i Savannah weszła na podwyższenie.
Toby, który był naszym specem od reflektorów, skierował je wszystkie na nią, przez co była w tym momencie jedynym jasnym elementem na sali.
- Witajcie na naszym corocznym balu Halloweenowym! – zawołała, na co rozległy się brawa i wiwaty. – Jak co roku nasz samorząd szkolny przygotował dla was kilka atrakcji, które już niedługo wam przedstawię. Was pewnie jak zwykle interesuje tylko koronacja króla i królowej balu, więc mogę wam zdradzić, że odbędzie się ona dokładnie o dwudziestej drugiej. – Przeczekała kolejną falę oklasków i wiwatów, po czym kontynuowała. – O północy rozpoczniemy seans horroru, na który zagłosowała większość szkoły, więc do tego czasu wytańczcie się tyle, ile możecie. Bal uważam za oficjalnie rozpoczęty!
Zeszła z podwyższenia, by wyjść na pusty parkiet, bo wszyscy wciąż okupowali ściany. Rozejrzała się zdziwiona, gdyż jeszcze nigdy ludzie tak bardzo się nie wstydzili, by zacząć tańczyć jako pierwsi.
Zobaczyłam, jak podchodzi do Setha, któremu szepnęła coś na ucho, po czym głośników huknęła piosenka „Sorry" Justina Biebera.
Wywróciłam oczami, ale widząc spojrzenie Savannah posłusznie wyszłam na środek i po chwili z różnych miejsc sali gimnastycznej powychodziły dziewczyny. Przybiłam piątkę ze Steph i zaczęłyśmy tańczyć początek naszego układu, gdy ludzie nieśmiało się do nas dołączali.
Gdy w końcu rozebrzmiała druga zwrotka, prawie wszyscy byli już na parkiecie, więc zrezygnowałyśmy z kontynuowania układu i poprzestałyśmy na podskakiwaniu i podrygiwaniu, co robiła znaczna większość.
W trakcie tańca próbowałam wypatrzeć z tłumu Andy'ego, Sapphire lub Ryana, lecz nigdzie ich nie widziałam. Gdy minęły dwie następne piosenki, Savannah porwała mnie do następnego tańca do jednej z naszych ulubionych piosenek, którą wyłyśmy podczas tańca.
- Porwę ci ją – powiedział Mike, podchodząc do Sav od tyłu. Wyglądał świetnie w stroju Jokera idealnie dopasowanym do jej kostiumu. – Chodź, kochanie.
Uśmiechnęłam się, widząc ich dwójkę patrzącą na siebie maślanymi oczami podczas tańca, po czym odwróciłam się i przepchnęłam przez tłum do stoiska z ponczem.
- Jesteśmy! – zawołała Sapphire, wyskakując zza mnie, przez co krzyknęłam przestraszona.
- Boże, dziewczyno, nie strasz mnie tak – powiedziałam, kładąc dłoń na klatce piersiowej.
- Wybacz – zachichotała. – Alessandro tańczy z Maddie, Ryan poszedł gdzieś tam – dodała, wskazując kąt, w którym wcześniej stałam z panią Montgomery. – A Tony... o, tam jest! Lecę do niego!
Podskakując jak mała dziewczynka, ruszyła w kierunku przebranego za wilka Tony'ego, a ja odwróciłam się, skanując tłum w poszukiwaniu Ryana.
Gdy już udało mi się dostrzec urywek czarnego materiału, który zniknął mi szybko z pola widzenia, odepchnęłam się od stołu. Już szłam w jego kierunku, gdy nagle dwie ręce oplotły mnie w biodrach.
- Szukasz mnie? – mruknął Ryan mi do ucha, na co uśmiechnęłam się szeroko.
- Potrzebuję partnera do tańca – odpowiedziałam, przechylając lekko głowę. – Myślisz, że Batman podoła temu zadaniu?
- Myślę, że tak – powiedział. – Pani pozwoli.
Złapał moją dłoń i przeprowadził na parkiet, gdzie akurat poleciała pierwsza wolna piosenka. Zastanawiałam się, czy Seth zrobił to specjalnie, ale po chwili moimi myślami zawładnęła ta jedna osoba znajdująca się przede mną.
Położyłam ręce na jego szyi, a on na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Kołysał nami delikatnie, rozglądając się czujnie dookoła.
- Wciąż uważasz, że Rosjanie zaatakują? – spytałam, unosząc głowę.
- Mamy takie podejrzenia, dlatego trzymaj się na widoku – powiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Wywróciłam oczami na jego aż nadmierną czujność i odwróciłam od niego wzrok. Poruszaliśmy się w rytmie piosenki, nie patrząc na siebie i nie odzywając się. Widziałam wiele par, którzy tańczyli niedaleko nas bardzo podobnie. Jako że niewiele osób przyszło bez pary, tylko kilka podpierało ścianę.
Zobaczyłam trenera w stroju Shreka stojącego niedaleko stolika z ponczem. Rozmawiał z panią Montgomery. Tuż obok znajdowały się tylnie drzwi do sali gimnastycznej. Zaraz przy nich stał zamaskowany Zorro. Gdy nasze oczy się spotkały, ten uniósł lekko maskę, a ja zesztywniałam.
To był były kapitan drużyny z Mantorville High School – Sean Connor.
- Co jest, kochanie? – spytał Ryan, a ja zamrugałam szybko.
Gdy zerknęłam jeszcze raz, Sean zniknął. Rozejrzałam się dookoła, ale nie było nigdzie nikogo w stroju Zorro. Skrzywiłam się i westchnęłam. To najprawdopodobniej było tylko przewidzenie, o których czytałam w podręczniku do psychologii. Choć jego jasnoniebieskie oczy z wrednymi iskierkami wydawały się tak prawdziwe...
- Rita?
- Co? A. Nic się nie stało – powiedziałam, ale nie było to chyba zbyt przekonujące, bo uniósł brew wyczekująco. – Po prostu, chciałabym spędzić ten bal z moim narzeczonym Ryanem a nie przesadnie czujnym ochroniarzem. Proszę?
Ten zrobił ruch ręką w kierunku czegoś za moimi plecami, po czym spojrzał mi prosto w oczy. Odwróciłam się lekko, by zobaczyć Tylora, który teraz robił dokładnie to, co Ryan wcześniej – skanował pomieszczenie. Wywróciłam oczami i westchnęłam, ale do końca piosenki tańczyliśmy, skupiając się tylko na sobie.
Przez następną godzinę spełniał moją prośbę, spędzając czas skupiając się tylko na mnie, ale dostrzegałam, że za każdym razem, gdy się na chwilę odwracałam, by wymienić po kilka słów z Savannah lub którymś z nauczycieli, on wracał do swojej ochroniarskiej osobowości.
Gdy przebrnęliśmy przez godzinne karaoke, konkurs łowienia jabłek ustami i kilka innych zabaw, które wymagały mojej obecności jako przewodniczącej szkoły, nastała godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści.
- Podliczyłyśmy już głosy na króla i królową balu – powiedziała Savannah, podchodząc do mnie i Ryana w połowie jednej z piosenek. – Mogę ci ją ukraść?
- A gdzie będziecie? – spytał Ryan.
- Tam w rogu – powiedziała, wskazując palcem kąt sali, w którym stał stolik przy którym siedział trener. – Nikt z nauczycieli czy nas z drużyny nie pozwoli na to, by znowu się coś jej stało.
Ten wywrócił oczami, pokiwał głową i skierował się do Tylora, nie spuszczając mnie przy tym jednak ze wzroku.
- No dobra, kto wygrał? – spytałam, kierując się we wskazaną stronę.
- Nie mogę ci powiedzieć – zaśmiała się. – A tak nieoficjalnie, między nami, to ty i Alessandro, czym ustanowiliście szkolny rekord. Będziemy musiały zamieścić to w księdze szkolnej.
Zachichotałam i złapałam kartkę z wynikami. Na króla i królową zostało mianowanych po pięciu kandydatów z całej szkoły, którzy spełniali wymagane warunki i później cała szkoła głosowała.
Według kartki dostałam osiemdziesiąt trzy procenty głosów, Sav jedenaście, Maddie cztery, Stephanie i Viola po jednym. U chłopaków wyglądało to z grubsza inaczej, gdyż Andy wygrał tylko trzema procentami z Ryanem, który miał czterdzieści jeden. Później Chad miał tyle co Savannah – jedenaście, a nasza szkolna maskotka i założyciel szkolnej kapeli po dwa.
- No cóż, Andy'ego wszyscy znają od wielu lat, Ryana dopiero od niedawna – zauważyłam. – I tak jestem w szoku, że dostał aż tyle.
- Strzelił gole w obu meczach, jest twoim narzeczonym, wzorowym uczniem i jest przystojny – wymieniła Savannah, odliczając na palcach. – Alessandro dostał więcej, bo wciąż jest singlem.
- Jak co roku – mruknęłam, wywracając oczami.
Przepisałyśmy wyniki na elegancki papier i włożyłyśmy do dwóch kopert, które później przekazałyśmy trenerowi. Ten poklepał mnie po ramieniu ze swoją zwyczajową siłą, przez co prawie mi je przestawił.
- Dobra, tłumoki, czas na waszą ulubioną atrakcję! – ryknął do mikrofonu, na co aż podskoczyłam w miejscu. – Już tu widzę na platformie kandydatów po te dwie, głupie korony. Ruchy! Queen, rusz tu swoje leniwe dupsko, albo będiesz pompował! – wrzasnął do Alessandro, który był zajęty napychaniem się pączkami.
Wdrapałam się na podwyższenie i stanęłam obok Savannah, puszczając oczko Ryanowi, który nie do końca zadowolony stanął po drugiej stronie. Wiedziałam, jak niechętny był do tych całych wyborów, bo nie potrzebował tego do szczęścia.
Zupełnie przeciwnie do Alessandro, który kochał całe to gówno. Uwielbiał być w centrum zainteresowania, bo taki właśnie miał charakter. Wchodząc na scenę, odstawił szopkę, szczerząc się i posyłając buziaki kilku dziewczynom.
- Dobra – powiedział trener, chrząkając. – Znacie tych gówniarzy wszyscy, więc nie potrzebujecie przedstawienia. – Otworzył niebieską kopertę, przeczytał nazwisko i aż jęknął z rozpaczą. – Ta, to królem zostaje ten tu bałwan, Alessandro Queen – westchnął, wywracając oczami.
Zaśmiałam się podobnie jak większość szkoły. Andy przybił piątkę z Chadem i złapał koronę leżącą na poduszce przy trenerze i wsunął ją sobie na głowę, szczerząc zęby. Później zapozował, napinając swoje bicepsy i eksponując kostium muszkietera.
- Tak, tak, a królową zostaje – urwał i otworzył kopertę. – No co za niespodzianka. Brawa dla drugiego dzieciaka Queen, Margherity. A teraz zróbcie miejsce dla naszej pary królewskiej, by odstawili tę całą szopkę, którą zwiecie tańcem – powiedział, machając ręką, po czym zniżył nieco głos. – I pomyśleć, że dla tego gówna musiałem odwołać trening.
Zaklaskał trzy razy w czasie, gdy Andy nałożył mi diadem i z rycerskim ukłonem podał mi łokieć, który przyjęłam.
Zaprowadził mnie na środek parkietu. Seth puścił jakiś wolny kawałek, a Andy splótł swoją lewą dłoń z moją prawą, po czym objął mnie w pasie. Położyłam wolną rękę na jego ramieniu i zaczęliśmy się poruszać w rytmie piosenki.
- Kochasz to gówno, prawda? – spytałam, unosząc brew.
- No, oczywiście, la mia anima – zaśmiał się zarozumiale i strzelił uśmiechem do kilku obserwujących nas pierwszoklasistek. – Osoby, które są w centrum zainteresowania, uważa się za całkowicie bezpieczne.
- Nie wolisz uchodzić za niebezpiecznego?
- Nah, gdyby ludzie wiedzieli, że należę do mafii, chcieliby darmowych prochów, broni czy chociażby ulg dla dłużników w rodzinie. O wiele lepiej jest uchodzić za bezpiecznego szkolnego żartownisia.
- A wśród mafii za brutalnego gościa, któremu lepiej nie wchodzić w drogę, tak? – spytałam. – Ilu ludzi zabiłeś?
Andy westchnął i przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Daj spokój, pizzo, wiesz, co robimy. Są ludzie o wiele gorsi ode mnie.
- Ach, tak? Słyszałam co innego.
- Śmierć nie jest najgorszym co może spotkać człowieka – mruknął. – Od dawna czerpię przyjemność z torturowania i mordowania kutasów, którzy zdradzili Fedeltę, ale dotychczas zamordowałem tylko jedną kobietę. Są tacy, których interesuje tylko jeden sposób torturowania kobiet, ale w Fedelcie nie dopuszcza się gwałtu.
- O mój Boże... a czy dziewczyny w waszych klubach są tam z własnej woli? Nie mów mi, że...
- Nie martw się tym. Każda pracuje tam z własnej woli, choć niektóre przez lekką... perswazję.
- Co masz na myśli? – Zmrużyłam oczy.
- Czytałaś te całe książki o mafii, no nie? Razem z Ryanem je sprawdziliśmy. Ten cały Stefano*, tak on miał na imię? – Przytaknęłam, choć w duchu zawyłam, bo nie potrzebowałam, by wiedzieli, co dokładnie się działo w książkach, które czytałam. – No to my też mamy takich ludzi. Facetów, którzy rozkochują w sobie dziewczyny i wkręcają je w prostytucję. Gdybyś takiego kiedykolwiek spotkała, od razu znajdź mnie lub Ryana.
- A jak ich poznać? – spytałam.
- Dla bezpieczeństwa naszych kobiet mają wytatuowane serce pod tatuażem Fedelty. Dzięki temu wy ich rozpoznacie, a zwykłe kobiety już nie. One zakochają się w nich po uszy i dadzą swoje ciało na sprzedaż.
- To potworne – wyszeptałam.
- Takie jest życie – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. – Nie mam na to wpływu.
- A jakieś kobiety? Pani King mówiła, że nie ma dla kobiet miejsca w mafii. W sensie, no wiesz...
- Kumam. Odpowiadając na twoje pytanie, jest kilka kobiet w naszych szeregach, ale bardzo mało. Dziewczyny są bardziej emocjonalne i częściej się litujecie niż my. Za to jesteście o wiele lepszymi szpiegami niż faceci.
- Szpiedzy na zachodzie u Callasa, o których wspominaliście, to kobiety? – spytałam.
- Dokładnie. Mamy też kilka w Sem'yi i na wszelki wypadek w prawie każdym gangu, gdzie dziewczyny są o wiele częstszym zjawiskiem.
Zacisnęłam wargi, nie mogąc sobie wyobrazić mojego brata jako takiego nieczułego, okrutnego gangstera, o których czytałam w książkach.
Piosenka się skończyła, a ja bez opuściłam ręce i odsunęłam się lekko.
- Muszę poszukać Savannah, zaraz wracam.
Weszłam w tłum i rozejrzałam się, szukając charakterystycznego stroju przyjaciółki. Nie dostrzegłam jednak nigdzie ani jej, ani Tylora, ani nawet Ryana. Okręciłam się dookoła własnej osi, prawie gubiąc przy tym koronę, ale wciąż nie zobaczyłam nikogo z nich.
Przepchnęłam się nieco do przodu, gdy nagle zamarłam. Na korytarzu stał chłopak w stroju Zorro, na co wytrzeszczyłam oczy. Ten uśmiechnął się kpiąco, po czym odwrócił się na obcasie buta i zniknął w korytarzu, który ciągnął się za tylnym wyjściem z sali.
Rozejrzałam się pośpiesznie, ale wciąż nie widziałam ani Ryana, ani Tylora. Zanim zdążyłam dwa razy pomyśleć, wystrzeliłam do przodu w kierunku Seana.
Wypadłam na korytarz i dostrzegłam skrawek czarnej peleryny na końcu, więc od razu tam pobiegłam.
Gdy dotarłam na drugi koniec szkoły, na najszerszy korytarz z szafkami, gdzie część z nas miała spać, dostrzegłam samotną postać stojącą przodem do mnie.
- Mówili, że jesteś wyjątkowo naiwna, ale nie sądziłem że tak bardzo – odezwał się, zdejmując maskę.
- Teraz zadajesz się z Sem'yą, Sean? – prychnęłam.
Jego usta wykrzywiły się w paskudnym grymasie. Niemal go przez to nie rozpoznałam. Nawet gdy był w konflikcie z Andym, nigdy bezpośrednio mnie nie obraził.
- Dają nam to, czego chcemy. Szansę na zemstę – syknął, podchodząc nieco bliżej.
- Zemstę za co? Porwaliście mnie. To ja powinnam chcieć zemsty a nie wy.
- Ośmieszyliście nas, idąc na policję – warknął.
- Czy ty jesteś normalny? Porwanie to już nie jest zwykły, licealny żart. To coś o wiele poważniejszego!
- A co niby robi twoja rodzina? Wszyscy należycie do mafii; takie rzeczy raczej nie powinny być dla ciebie nowością.
Zbliżył się kolejny o krok, a ja machinalnie się cofnęłam. Kręciłam głową z niedowierzaniem na jego logikę i zaczęła mnie ogarniać panika. Byłam tu sama, a on pracował dla wrogiej mafii.
Boże, byłam taką idiotką.
- I co teraz chcesz zrobić? Porwiesz mnie znowu? Pod nosem wszystkich nauczycieli, mojej rodziny, narzeczonego i ochroniarzy? Przy kamerach? – dodałam, wskazując na urządzenie nad nami. – Nie możesz być aż tak...
Urwałam, nie chcąc go obrażać, bo nie postradałam jeszcze zmysłów. Przynajmniej nie aż tak bardzo.
- Oczywiście że nie – prychnął, kryjąc pasmo blond włosów pod kapeluszem. – Jakkolwiek mało mnie obchodzą wszystkie te powyższe, nie zamierzam dzisiaj nic ci zrobić. Bezpośrednio.
- A więc czego chcecie? Żebym żyła w strachu przez następne dni? Tygodnie? Miesiące? Żebym zwariowała z poczucia nieustannego zagrożenia? O to wam chodzi?
Cofałam się, aż natrafiłam na ścianę. Ten zerknął na mnie, po czym podszedł tak blisko, że dzieliły nas centymetry.
- Może – powiedział. – A może nie. Mnie tak naprawdę nie chodzi nawet o ciebie. Ale twoi bliscy zaleźli mi za skórę. - Urwał na chwilę. - Gdybym był tobą, nie zaglądałbym do twojej szafki.
Odsunął się, po czym strzelił aroganckim uśmiechem w moim kierunku i opuścił korytarz, zostawiając mnie samą. Złapałam kilka drżących wdechów, po czym wystrzeliłam w kierunku szafki.
Wpisałam kod, ale zanim zdążyłam uchylić drzwiczki, usłyszałam syk, który dobiegał ze środka.
Czy oni włożyli mi tam bombę?
Otworzyłam ją szybko i równie prędko odskoczyłam do tyłu z krzykiem. Opadłam na tyłek. Cofałam się na czworakach, nie będąc w stanie wstać.
To nie była bomba.
To były trzy żmije, które pełzły powoli w moim kierunku.
***
Następny standardowo w sobotę!
Jeśli chcesz się podzielić opinią, przemyśleniem czy gdybaniem o tym, co może się stać, be my guest!
Do poczytania,
NWQueen ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro