Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

Rozdział 4. "Znasz mnie o wiele dłużej."

Liczba słów: 6831


- Hej... Rita, prawda? – Usłyszałam za sobą przyjazny głos, na co się odwróciłam.

Przede mną stała Stella Monroe w czarnej koszulce na ramiączkach i krótkich niebieskich spodenkach. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, choć z wyraźnym zdenerwowaniem, które rozumiałam. W końcu po raz pierwszy była uczennicą w jakiejkolwiek szkole.

- Tak, tak, jestem Rita – powiedziałam z uśmiechem, wyciągając do niej dłoń. – Wczoraj nie miałyśmy lepszej okazji do poznania się; byłam tak zaskoczona przez dyrektora.

- Tjaa... – powiedziała zmieszana, drapiąc się po karku. – Uwierz mi, mnie też zaskoczył. Nigdy nie przepadałam za sportem, a teraz mam być czirliderką. - Zawahała się na chwilę. - Mogę być rezerwową i siedzieć na ławce, prawda?

- Cóż, nigdy nie miałyśmy rezerwowej czirliderki, bo zazwyczaj wszystkie byłyśmy potrzebne do układu, ale tak, będziesz wyjątkiem. Jednak musisz pamiętać, że żebyś miała te całe punkty na studia, musisz wystąpić w każdym układzie choć przez chwilę.

Ta zacisnęła wargi i wymusiła uśmiech.

- I nie ma możliwości, żebym nie robiła dosłownie niczego?

- Niestety – powiedziałam, wzruszając ramionami. – Ale nie martw się, już ustaliłyśmy z dziewczynami, że zrobimy ci kilka indywidualnych treningów. Ja, Maddie i Alyssa ci pomożemy, byś była w stanie zatańczyć za trzy tygodnie.

- Będę mieć swojego piłkarza? – spytała, marszcząc brwi.

I teraz pytanie, jakiej odpowiedzi oczekiwała. Nie chciałam, by się okazało, że nastawiła się na bycie czyjąś czirliderką, bym teraz zepsuła jej oczekiwania.

- Raczej nie. Chłopaków jest zawsze piętnaście, bo mają zawsze czterech rezerwowych. Nas w tej chwili jest trzynaście i dwie nowe dziewczyny dostaną dwóch nowych piłkarzy. Ty jesteś na troszkę innych zasadach.

Spojrzałam na nią niepewnie, oczekując reakcji.

- No i bardzo dobrze – powiedziała, oddychając z ulgą, po czym obczaiła mnie od góry do dołu. – A będę musiała mieć taki strój?

- Tak, już zamówiłyśmy dla ciebie komplet – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – A co? Aż tak ci się nie podoba?

Zerknęłam na swoje fioletowe body z długimi rękawami, zerowym dekoltem ale za to mocnymi wycięciami na biodrach i spódniczkę u góry złotą, przechodzącą gradientowo w wąski pasek bieli i później fiolet. Do tego do każdego kompletu miałyśmy białe podkolanówki z dwoma paskami na samej górze, tuż pod kolanami (złotym i fioletowym) oraz złote tenisówki.

Złoty i fiolet były kolorami naszej szkoły, więc takie były stroje nasze i piłkarzy oraz bluzy szkolne dla uczniów. Bluzy szkolne były na zamek, w całości w kolorze złotym z fioletową nazwą szkoły na plecach i herbem na piersi. Różniły się od bluz dla piłkarzy, które przypominały raczej swetry, bo nie miały zamka, a jedną kieszeń z przodu, całe były w kolorze ciemnego fioletu i tylko nazwisko i numer na plecach były złote, podobnie jak logo szkoły z przodu.

Nawet nasza szkolna maskotka, Aaron w przebraniu smoka ze złoto-fioletowymi łuskami, miała swoją bluzę, bo oficjalnie był w drużynie.

- Chyba nie mam odpowiedniej figury do tego body – powiedziała z powątpiewaniem. – Jestem co najmniej dziesięć centymetrów niższa od was wszystkich i tyle samo szersza. Będę wyglądać śmiesznie.

Miała też dziesięć razy większy biust od każdej z nas i tyle razy dłuższe rzęsy, choć ewidentnie tego nie dostrzegała.

- Dlatego będziesz na środku – powiedziała Maddie, podchodząc do nas. – Podkreślając twoją, jak to określiłaś, inność, wtopimy cię w naszą drużynę. Jestem Maddie, naczelna tancerka.

- Stella, naczelna rezerwowa – powiedziała z szerokim uśmiechem, ściskając jej dłoń.

- Możesz teraz usiąść tam na ławeczce, a my musimy się zebrać, by przeprowadzić eliminacje. Rita, mam dla ciebie listy chętnych z każdej klasy. Jest ich całkiem... sporo – skrzywiła się. – Zaraz będzie dzwonek, więc chodźmy już na miejsca.

- No, to będzie zabawne – jęknęłam z rozpaczą, po czym poczłapałam za nią, by usiąść za trzyosobowym stołem, który postawiłyśmy w rogu. – Gotowe?

Maddie i Alyssa, które siedziały po moich bokach, spojrzały na mnie smętnie i pokręciły głowami. Gdy zobaczyłam listę ponad stu chętnych, przeraziłam się.

- Miejmy to już za głowy – mruknęłam, po czym machnęłam ręką.

Steph i Viola otworzyły drzwi na salę gimnastyczną, a do środka wlał się tłum chętnych. Aż się skrzywiłam na hałas, który się utworzył. Dziewczyny siedzące na krzesłach pod ścianą wymieniły zrezygnowane spojrzenia, a Stella przesunęła się do nas na trybunach tak blisko, jak tylko mogła, byle by nie być w pobliżu tych piszczących, podekscytowanych zainteresowanych dziewczyn. 

- No dobrze – powiedziałam głośno, wstając i odczekałam chwilę, aż zapadła cisza. – Nazywam się Margherita Queen. – Na sali rozległo się kilka cichych śmiechów, które zostały jednak szybko stłumione. – Możecie mówić do mnie Rita lub Margaret, ale preferuję to pierwsze. Dziewczyny, które siedzą obok mnie, to Maddie, która będzie oceniać wasze umiejętności taneczne i Alyssa, która oceniać będzie te gimnastyczne. Ja... – dodałam, kładąc dłoń na klatce piersiowej – ...będę oceniać wasze nastawienie i całokształt osobowości, co jest wyjątkowo ważne. Jeśli uważacie, że bycie czirliderką polega na ścisłej diecie, obcisłych ciuszkach, byciu „elitą" szkolną i sypianiu ze swoim piłkarzem, tam są drzwi.

Wcale nie byłam zdziwiona, gdy zobaczyłam, że kilka dziewczyn rozejrzało się niepewnie, choć żadna jednak nie wyszła. W zeszłym roku na tym etapie zrezygnowały aż trzy dziewczyny.

Wszystkie myślały o czirliderkach w taki sam sposób i tylko kilka było tak naprawdę odpowiednio wysportowanych, by dołączyć do drużyny. Alyssa, na przykład, ćwiczyła gimnastykę i taniec, od kiedy skończyła trzy lata i dla niej występy na zawodach stanowych były szansą na stypendium w wymarzonej szkole.

- Oczywiście, jeśli wybrana przez nas dziewczyna będzie chciała głodzić się, nosić obcisłe ciuszki czy sypiać ze swoim piłkarzem... nie ma sprawy. Jedynie bycia „elitą" szkolną nie mogę zagwarantować. Czy na tym etapie na pewno żadna z was nie chce zrezygnować? To naprawdę żaden wstyd.

Cała gromada rozejrzała się niepewnie, ale żadna nie opuściła sali.

- No dobrze – powiedziałam. – Ustawcie się tak, żeby każda z was miała trochę wolnego miejsca. Zrobimy krótką, statyczną rozgrzewkę, bo nie chcę żadnych kontuzji na przesłuchaniach. Sam, są twoje.

Gdy Samantha wstała ze swojego miejsca i pokazała im kilka ćwiczeń, które miały wykonać, ja przyglądałam się im uważnie.

Zajmowały prawie że całą salę, ale było między nimi na tyle sporo miejsca, by się bezpiecznie poruszać i mieć pewność, że nie oberwie się ręką. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam chłopaków biegających kółka dookoła boiska, na którym stała drużyna.

Zastanawiałam się, czy Ryan zaszantażował jakoś Alessandro, by ten przyjął go do drużyny bez eliminacji, czy King był zwyczajnie na tyle dobry, że ich nie potrzebował.

Moje rozważania przerwała Maddie, która położyła mi dłoń na ramieniu, wyrywając mnie z błądzenia po chmurach myślami. Zamrugałam szybko i zobaczyłam wpatrzoną we mnie Sam, która widocznie zakończyła już prowadzenie rozgrzewki.

Uśmiechnęłam się lekko i wstałam, by zamaskować moją wpadkę.

- Dobrze, ustawcie się teraz w jednej linii i odliczcie do dziesięciu – poleciłam. – Jedynki od razu zostają tu na środku, podczas gdy reszta usiądzie na ławeczkach w swoich grupach. Ławek jest dziesięć, więc nie powinnyście się pomylić.

Chwilę czasu im to zajęło i wywołały sporo zamieszania, ale ostatecznie były podzielone i siedziały w ławkach swoimi chwilowymi drużynami, a trzynaście dziewczyn stało na środku.

- Rozstawcie się – powiedziałam, machając dłonią. – Macie minutę rozgrzewki indywidualnej i zaraz zaczniemy próbę taneczną.

Odwróciłam się do nich plecami i spojrzałam na dziewczyny. Było nas trzynaście, więc każda z nas musiała pilnować jednej kandydatki. Test taneczny polegał na umiejętności szybkiej nauki kroków, próbie sprawności fizycznej, koordynacji i balansie.

Zerknęłam na głośnik, który stał na stole i przywołałam dłonią Stellę.

- Będziesz naciskać ten czerwony guzik, gdy ci powiem – poinstruowałam ją i posadziłam na krześle.

- A to żeby być czirliderką nie trzeba mieć idealnej, smukłej figury i zerowej ilości fałdek? Jakim cudem ona się dostała? – prychnęła jakaś z dziewczyn siedzących na ławce do swojej koleżanki i obie zachichotały.

Stella uniosła brew i wywróciła oczami, ale ja i Savannah nie byłyśmy już tak wyrozumiałe. Obie nienawidziłyśmy z całego serca osób wyśmiewających się z innych (no, niech już będzie, wykluczając Chada i Alessandro), a na ich nieszczęście akurat my dwie to usłyszałyśmy.

- Możesz już opuścić tę salę – powiedziałam spokojnie do wyśmiewającej się dziewczyny, która zmrużyła oczy.

- Mogę, nie muszę. A wolę tu zostać – odpyskowała, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Nie będę przyjmować rozkazów od kogoś takiego jak ty.

- A kim dokładnie jestem ja? – spytałam, uśmiechając się.

- Nadętą dziwką, która myśli, że jak daje kapitanowi drużyny piłki nożnej, to wszystko jej wolno. Choć teraz widzę, że lecisz na dwa fronty.

- A więc uważasz, że sypiam z Alessandro? – spytałam, unosząc brew.

To było całkiem zabawne. Właściwie, nawet nie dziwiłam się jej, że wyciągnęła takie wnioski. Zachowywaliśmy się niczym stare, dobre małżeństwo, nazywając się czułymi, włoskimi słówkami i tak dalej.

Do tego Andy był wobec mnie chorobliwie zazdrosny, cały czas mnie przytulał i całował w policzki czy czoło, a tak zazwyczaj zachowywały się pary. Przyzwyczaiłam się do tego, że pierwszoklasiści z góry zakładali, że byliśmy w związku, ale po jakimś czasie zawsze ktoś ich prostował.

- No raczej, królewno – prychnęła, zerkając na swoje paznokcie. – Nazywanie się miłościami czy duszami raczej nie pozostawia wątpliwości.

Wymieniłam rozbawione spojrzenia z Savannah, Glorią, Maddie i Chloe, które podeszły bliżej do konfrontacji. Wszystkie wiedziały, że nie umiałam przeklinać czy być niegrzeczną, więc pomagały mi w takich sytuacjach.

- Czy ty właśnie nazwałaś Złote Serce naszej szkoły „nadętą dziwką"? – zapytała Chloe, po czym wybuchła perlistym śmiechem.

- I oskarżyła ją o sypianie ze swoim bratem bliźniakiem, nie zapominaj – dodała Sav, uśmiechając się szatańsko.

Dziewczyna wymieniła niepewne spojrzenia ze swoją przyjaciółką, po czym przełknęła ślinę, zauważając swój błąd. Widziałam zakłopotanie w jej dużych, brązowych oczach, ale cała jej sylwetka wskazywała hardo na upór, z którym zamierzała bronić swojej opinii. Zrobiło mi się jej szkoda, bo wiedziałam, że przez swoją niechęć do przyznania się do błędu właśnie straciła szansę na dostanie się do drużyny.

- Tracimy tylko czas, dziewczyny – przypomniała Maddie, udając wyjątkowe znudzenie. – Chcecie coś z nią zrobić?

- Jeśli chodzi o mnie, to mi absolutnie nie przeszkadza – powiedziałam, wzruszając ramionami. – Słyszałam gorsze przezwiska, ale to tylko słowa, które nawet mnie nie uraziły.

- Za to mnie to przeszkadza – warknęła Savannah. – Obraziłaś najmilszą dziewczynę w tej szkole, kapitan drużyny do której próbowałaś się dostać i, co ważniejsze, moją przyjaciółkę. Możesz zostać, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, ale w drużynie nie ma dla ciebie miejsca.

Dziewczyna spłonęła rumieńcem i opuściła salę, próbując zachować jakieś resztki dumy, po czym kontynuowałyśmy eliminacje.

Próbę taneczną, odpowiednią dla naszych standardów, przeszło niecałe trzydzieści dziewczyn i zajęło nam to całą pierwszą godzinę lekcyjną.

Na przerwie przeprowadziłyśmy dodatkową rozgrzewkę dla wybranych dziewczyn, by uniknąć kontuzji podczas trudniejszych akrobacji.

Gdy zostało już pięć dziewczyn – trzy pierwszoklasistki, drugoklasistka i czwartoklasistka z klasy Nadine, przeprowadziłyśmy próbę zapamiętywania jak największej ilości ruchów w pojedynczym układzie i ostatecznie wybrałyśmy dwie pierwszoklasistki, które poradziły sobie najlepiej.

Arię Grey oraz Mię Santiago.

- Dzisiaj odbędzie się pierwszy trening, na którym będziemy razem z chłopakami – poinformowałam je, gdy wszystkie odrzucone kandydatki opuściły salę, zostawiając nas same. – Zaczniemy go krótką rozgrzewką, po czym zatańczymy nasz tradycyjny taniec. Wy dzisiaj będziecie patrzeć razem ze Stellą. Później skupimy się na mordowaniu chłopaków podwójnymi ćwiczeniami, więc dzisiaj będziecie mieć większy luz. Jutro zabierzemy się za poważny trening.

Te pokiwały ochoczo głowami. Biło od nich podekscytowanie, które pamiętałam u siebie, gdy dostałam się do drużyny w pierwszej klasie. Może któraś z nich zostanie kapitanem w przyszłym roku, tak jak ja zostałam już w drugiej klasie, choć byłam drugim takim przypadkiem w historii szkoły.

Na dwóch godzinach psychologii, które mieliśmy później, nasza nauczycielka postanowiła zrobić nieco luźniejszą lekcję polegającą w całości na eksperymentach, wiedząc o eliminacjach, które przeprowadzałyśmy. Były to eksperymenty powtórkowe z poprzednich lat obiegające kilka tematów, które na pewno miały się pojawić na naszym egzaminie końcowym.

Jako że na psychologii siedziałam z Savannah, bawiłyśmy się świetnie, robiąc wszystkie eksperymenty z kserokopii, którą dostałyśmy na początku lekcji od nauczycielki i nawet nie spostrzegłam się, jak szybko upłynął czas, gdy w końcu zadzwonił dzwonek.

- Gotowa na trening? – spytałam szatynki, gdy wyszłyśmy z sali.

Jej szare oczy błysnęły rozbawieniem, gdy spojrzała na mnie z ukosa.

- Trening? – parsknęła. – Podwójny trening jest właściwie tylko dla chłopaków. My się przecież tam tylko świetnie bawimy.

- Cieszy mnie, że bawi cię moje nieszczęście, kochanie – powiedział ironicznie Mike, podchodząc bliżej.

Zarzucił swoją umięśnioną rękę na jej ramiona i przytulił lekko do siebie. Uśmiechnęłam się, widząc tę dwójkę razem, bo wyglądali przeuroczo. Savannah również się uśmiechnęła szeroko i szturchnęła go łobuzersko łokciem w brzuch.

Chwilę przekomarzali się między sobą, sprawiając, że poczułam się niczym piąte koło u wozu, ale nie trwało to długo, bo z sali wyszli wszyscy pozostali, dołączając do nas.

- Dasz radę, la mia anima? – wyszeptał Andy do mojego ucha, gdy podszedł nieco bliżej.

- Może nie będę z tobą konkretnie, ale przecież będziesz obok, prawda? – spytałam, uśmiechając się niemrawo.

Prawda była taka, że potwornie się bałam treningu z Ryanem. Nie pamiętałam całości naszego babskiego wieczorku, ale jego niektóre mgliste urywki, które zachowały się w mojej pamięci, zawierały jego osobę. Tyle mi wystarczyło, by czuć się niepewnie, bo wiedziałam doskonale, jak się zachowywałam, gdy wypiłam za dużo.

On nie poruszył jednak tego tematu w ciągu całego dzisiejszego dnia, więc nie mogło być mimo wszystko aż tak źle.

- Będę, pizzo – zapewnił. – Ale nie jestem w stanie ci obiecać, że coś zrobię. O ile prywatnie mogę mu powiedzieć dosłownie wszystko, a nawet się z nim pobić, tak publicznie... nie pozwoliłby mi na to. Ale cię nie skrzywdzi. Przyrzekł mi to na tatuaż Fedelty.

- Tatuaż Fedelty?

- Mogę ci pokazać w domu – powiedział. – To dwie, zaciśnięte dłonie. Jedna normalna, druga kościotrupia. Symbolizują one lojalność aż do śmierci. Choć do Fedelty należę, od kiedy skończyłem jedenaście lat, tatuaż mam od nieco ponad roku.

- Nie widziałam go wcześniej. A dlaczego dopiero rok temu?

- Ponieważ, gdy mamy jedenaście lat – zaczął Ryan, podchodząc do mnie od drugiej strony i sprawiając, że podskoczyłam lekko ze strachu. – Wciąż dorastamy. Tatuaż mamy w okolicach serca, więc rozciągnąłby się razem z naszym rozwojem. Dlatego robimy go, mając około siedemnastu lat, kiedy nasze sylwetki wyglądają już odpowiednio.

Spojrzałam na niego i skrzywiłam się. Naprawdę chciałam móc go po prostu ignorować, ale było to ciężkie.

- Dzięki za rozmowę, Andy – mruknęłam.

Wyplątałam się z jego uścisku i przepchnęłam lekko na drugą stronę naszej grupki, gdzie wdałam się w dyskusję z Viol i Stephanie. Widziałam kątem oka, jak Alessandro i Ryan rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami tak, by nikt więcej tego nie usłyszał, ale zignorowałam to i skupiłam całą swoją uwagę na przyjaciółkach.

W szatni przebrałyśmy się w zwyczajne stroje treningowe, bo z tych oficjalnych fioletowo-złotych korzystałyśmy tylko na oficjalnych meczach i imprezach szkolnych, które tego wymagały. Włączając w to eliminacje do drużyny na początku września.

- No dalej, łamagi, zakładać majty na poślady i wyłazić! – wrzasnął trener, waląc w drzwi od szatni chłopaków, co słychać było aż w naszej. – Pośpieszcie się, drogie panie.

Zgodnie z prośbą trenera, przestałyśmy rozmawiać, by pośpieszyć się w przebieraniu. Jako że na przerwach pomiędzy lekcjami nie miałyśmy za dużo czasu, by porozmawiać, bo przerwy trwały pięć minut i czas miałyśmy tylko na przejście z jednej sali do drugiej, to wykorzystywałyśmy go, jak się dało, na przerwie obiadowej i po lekcjach przed treningami.

Każda z nas miała codziennie dziewięć lekcji, które łącznie z przerwą obiadową trwały do szesnastej trzydzieści i później trening od szesnastej czterdzieści do osiemnastej. Czasami zamiast treningu przechodziłyśmy na drugą stronę ulicy na fitness lub yogę, gdyż tam pomagała nam trenerka zatrudniona przez szkołę. Zdarzało się też, że miałyśmy po dwie lub trzy godziny treningu w soboty, by być jak najlepiej przygotowanymi do meczu.

- Rita, mogłabym cię prosić, byś mi opowiedziała trochę o naszym liceum? – zapytała Stella, podchodząc do mnie, gdy wychodziłyśmy z szatni. – Pierwszy raz mam styczność z jakąkolwiek szkołą i chyba tylko to uratowało mnie przed kozą za dzisiejsze spóźnienie. Poprosiłabym Alyssę, ale ona przeniosła się w zeszłym roku, a ty w końcu jesteś prezydent szkoły i no...

Cóż, wygrała ostatnim argumentem. Jako że byłam najmilszą uczennicą w szkole i wywalczyłam dla uczniów nieco więcej przepustek na wychodzenie do toalety czy pielęgniarki na lekcji, wygrałam wybory prawie jednogłośnie już dwa lata temu, gdy byłam w czwartej klasie.

- Ach, tak – mruknęłam. – Z tą kozą to czasami naprawdę już przesadzają. Nie ma sprawy! Mogę ci opowiedzieć trochę podczas podwójnych ćwiczeń, bo i tak nie będę wtedy robić nic poza siedzeniem na Ryanie. Możesz usiąść obok nas i cię wprowadzę.

I przy okazji będę miała powód, by nie musieć z nim rozmawiać, dodałam w myślach.

- Super! Dzięki! – zawołała, po czym w podskokach cofnęła się do Alyssy.

Obie były wyjątkowo entuzjastyczne i optymistycznie spoglądające na wszystko wokół, więc świetnie się dogadywały. Pomagało również to, że wybrały identyczne przedmioty, więc spotykały się na wszystkich zajęciach razem.

Rzadko się zdarzało, co prawda, by więcej niż dwie lub trzy osoby miały ten sam plan lekcji, bo mieliśmy ogromny wybór przedmiotów, lecz Andy i Chad nie pozwoliliby mi na samodzielne lekcje, więc wybrali to samo, co miałam ja. Wcześniej mnie to dziwiło, jednak w momencie, gdy dowiedziałam się o mafii, zrozumiałam, że i tak nie będą chodzić na żadne studia, więc chodzili do szkoły tylko ze względu na mnie.

Podobnie Ryan.

Poza naszą czwórką jeszcze Viola, Stephanie, Savannah i Mike mieli te same przedmioty, bo wybierali się na ten sam kierunek studiów. Choć na innych kierunkach, to akurat nasze przedmioty były im potrzebne.

- No ruchy, ślamazary! – wrzasnął trener do chłopaków, którzy biegali już kółka wokół boiska. – Jeszcze cztery kółka i będziecie odpoczywać, oglądając wygibasy waszych koleżanek. Więc. Się. Pośpieszcie!

Gdy oni jeszcze przez następne kilka minut biegali kółka (które były całkiem spore), my zrobiłyśmy krótką rozgrzewkę w miejscu, jako że podwójne treningi nie były w żaden sposób męczące.

Dla nas, oczywiście.

Gdy skończyli i rzucili się do butelek z wodą i ręczników, dostrzegłam różnice między nimi. Chad, Andy i Ryan trzymali się znakomicie, jakby dopiero co przeszli spacerek. Wiedziałam już teraz, że było to spowodowane morderczymi treningami, które mieli od dziecka. Cameron, Seth, James i Mike, którzy również byli szóstoklasistami, byli o wiele mniej zmęczeni niż pozostali, choć ich policzki były nieco czerwone.

Zerknęłam na dwójkę nowych, ale żaden z nich nie wyglądał źle. Wprost przeciwnie, oboje trzymali się znakomicie, stojąc prawie że na baczność w oczekiwaniu na kolejne polecenia trenera.

Trener przyglądał się im wszystkim z politowaniem, po czym skinął na nas głową, że to odpowiednia pora na nasz taniec. Zgodnie z jego poleceniem, zatańczyłyśmy, co uznałyśmy również za drugą część naszej rozgrzewki. Usilnie wpatrywałam się w Alessandro, gdy przychodziło co do moich części, byle nie spojrzeć w oczy Ryana.

Pod tym względem byłam potwornym tchórzem.

- No dobra, pogapiliście się, a teraz czas na samobóje! – krzyknął trener, klaszcząc w dłonie z mściwym uśmieszkiem, który poszerzył się, gdy usłyszał zrozpaczone jęki. – Wy trzej nowi, wasze imiona?

- Ryan.

- Jestem Kenneth – powiedział muskularny chłopak z krótko przyciętymi włosami.

- A ja Anthony – dodał blondyn stojący obok niego.

- W porządku, wszyscy przeprowadziliście się z Chicago i jesteście w szóstej klasie? – dopytał, drapiąc się po brodzie.

To nie mógł być przypadek. Mogłam postawić wszystkie moje książki na to, że byli członkami Fedelty. Gdy Andy złapał moje spojrzenie, skinął krótko głową, potwierdzając moje myśli.

- Tak.

- No to dzisiaj jeszcze mogę dać wam trochę ulgowego na samobójach. Ale tylko dzisiaj i tylko dlatego, że w zeszłym roku prawie zabiłem Michaela i teraz dyrekcja wymaga ode mnie ulgowego, by oszczędzić sobie papierkowej roboty – dodał, wskazując na chłopaka obejmującego Chloe, który wyszczerzył się radośnie. – Musicie sobie tylko wybrać czirliderki, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.

- Moją jest Rita – powiedział Ryan, wzruszając ramieniem.

- W porząd... co? – urwał i spojrzał to na mnie, to na Andy'ego. Dłużej jednak zatrzymał spojrzenie na Alessandro. – A ty się zgodziłeś? Czy to jakiś twój głupi dowcip i zabijesz mi później zawodnika?

- Nah, zgodziłem się na to – mruknął Andy. – Ja wziąłem Maddie.

- A ja Deborah – dodał Chad, puszczając oczko do Deb.

Trener wciąż wyglądał na skołowanego, bo pamiętał wszystkie momenty, gdy to on był zmuszany odciągać Alessandro od chłopców, którzy ośmielili się do mnie podejść i sprzedać mi komplement. Tylko on jeden był w stanie.

- Ja... nieważne. Zacznijmy już samobóje – dodał o wiele ciszej, jakby wciąż nie mógł przetrawić tej nagłej zamiany. Pozbierał się jednak szybko i dmuchnął w swój zabójczy gwizdek. – Do roboty!

- Mia, twój jest Anthony – powiedziałam, ciągnąc ją i Arię do dwóch chłopaków. – A twój jest Kenneth.

- W porządku – mruknęły zarumienione, po czym stanęły niepewnie obok chłopaków.

- Stella, ty idziesz za mną – dodałam, idąc w kierunku trójki chłopaków stojących przy trybunach. – Muszę ci w końcu opowiadać o szkole.

- Dobra, łamagi! Na ziemię i sto podwójnych pompek na rozgrzewkę. Mogą być w pięciu seriach po dwadzieścia.

Ryan położył się na ziemi i znieruchomiał, a ja wdrapałam się na jego umięśnione plecy przykryte białą koszulką. Oparłam dłonie o jego ramiona, by zachować równowagę, po czym odwróciłam głowę do Stelli, która opadła na trawę obok. Ryan zaczął pompować, a ja położyłam się na nim, żeby rozłożyć swój ciężar w miarę równo.

- No więc tak, dostałaś plan lekcji, więc wiesz ile trwają lekcje. Z kolei wszystkie przerwy mają po pięć minut, a szkoła jest tak duża, że nie ma czasu na toaletę. Dostałaś też dziennik ucznia, gdzie masz wypisane wszystkie przepustki. Na kwartał jest ich dwadzieścia. Było dwanaście, ale udało mi się wynegocjować dwadzieścia. Tyle razy możesz wychodzić do toalety na lekcjach. Oczywiście, możesz się załatwiać też podczas długiej przerwy obiadowej, bo wtedy można się nieco spóźnić na obiad. Pamiętaj jednak, by o dwunastej czterdzieści być już na stołówce, bo nauczyciele mają dyżury i jak kogoś przyłapią poza stołówką, to będzie musiał iść do kozy i nici z jedzenia.

- A wy sobie wyszliście dzisiaj przed eliminacjami – zauważyła.

- No tak, ale to dlatego że były eliminacje i nauczyciele o tym wiedzieli. Nie potrzebowaliśmy przepustek. Jeśli będzie jakiś trening w środku lekcji, to też będziemy mogli sobie wyjść. Gdybyś jednak chciała pójść do biblioteki czy coś, to lepiej sobie załatw przed lekcjami przepustkę od bibliotekarki.

- No dobra. A co ze spóźnieniami?

- No... jak się spóźnisz, to cię nie wpuszczą do klasy. Wtedy idziesz do kozy, gdzie masz jakiś esej do napisania, czy jakieś zdania do przepisania wiele razy. A po lekcjach musisz złapać nauczyciela, by się dowiedzieć co było na lekcjach. Tylko spóźnienia ze względu na treningi kilka dni przed ważnym meczem są tolerowane i dlatego niektórzy mogą nas nazywać „elitą szkolną". Bo mamy przywileje w niektórych momentach.

- Okej, a jedzenie?

- Całkowity zakaz jedzenia na lekcjach i podczas przerw. Zresztą podczas przerw nie ma na to czasu. Ale również i tutaj mamy nieco lepiej. Jak widziałaś w planie, pięć godzin wychowania fizycznego jest obowiązkowe w szkole. Wszystkie klasy mają go razem w czwartki po dwie godziny, a w piątki po trzy. Wtedy my nie mamy wyboru między siatkówką, koszykówką czy innymi, tylko mamy obowiązkowy wspólny trening z trenerem. Wychodzimy z boiska ostatni, więc pozwalają nam na lekcji na jakieś batoniki czy kanapki. Byle szybko.

- A jak z przebieraniem się podczas tych dni? W końcu cała szkoła, no nie?

- Przebieramy się partiami. Najpierw wychodzą pierwszoklasiści, później drugoklasiści i tak dalej, a na samym końcu my. Pierwsza grupa wychodzi pół godziny przed dzwonkiem i musi szybko się wyrobić.

- No okej, rozumiem te wszystkie rzeczy... widziałam to w wyprawce; obowiązkowe mundurki, bla bla bla, a co z punktami?

- A! No tak. Punkty, żeby dostać świadectwo absolwenta. Przez sześć lat musimy uzbierać trzysta czterdzieści punktów. Za poszczególne przedmioty są poszczególne punktacje. Za biologię na przykład mam dziesięć punktów, podczas gdy za psychologię i geometrię pięć. I tak co roku, więc na samej biologii mam sześćdziesiąt. Za bycie kapitanem drużyny czirliderek mam czterdzieści, za bycie prezydent szkoły trzydzieści. Oczywiście wszystko na każdy rok. Więc podsumowując wszystkie moje punkty za sześć lat, to teraz mam ponad siedemset punktów. Mogłabym sobie w tym roku odpuścić już literaturę zaawansowaną i psychologię i zostać tylko na obowiązkowych przedmiotach i dodać sobie do planu godziny wolne, ale jestem chyba zbyt ambitna.

- A ja muszę zebrać osiemdziesiąt punktów co najmniej – powiedziała markotnie. – Czyli nie mogę mieć żadnych lekcji wolnych.

- Najwięcej punktów jest za bycie w drużynie, bo trzydzieści pięć – pocieszyłam ją. – Możesz też dołączyć do samorządu za piętnaście i wtedy bez problemu z twoimi przedmiotami uzbierasz te osiemdziesiąt. Nie martw się.

- Dzięki, Rita – powiedziała, uśmiechając się. – Pomogłaś mi bardzo.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Jeśli chcesz, możesz usiąść na ławce i pomóc trenerowi w przygotowaniu kolejnych samobójów dla chłopaków. Zawsze potrzebuje do tego jakichś ludzi, bo sam nie jest w stanie unieść tylu piłek.

- Jasne, już lecę!

Gdy wstała i podbiegła do trenera, ja i Ryan zostaliśmy sami. Ten wciąż nieprzerwanie pompował, nie robiąc pięciu przerw, o których wspominał trener. Robił to w ciszy, skupiając się całkowicie na ćwiczeniach, które miał wykonać. Gdy skończył i znieruchomiał, rozluźniłam uścisk na jego barkach i już chciałam wstać, gdy ten poruszył się nagle i po kilku sekundach leżałam pod nim.

Nie byłam w stanie nawet powiedzieć, jak to zrobił, ale jakoś mu się to udało.

- A więc zamierzasz mnie ignorować, tak?

Zerknęłam w jego oczy i wzdrygnęłam się. Jego ciemne spojrzenie było tak intensywne, że miałam ochotę wtopić się w trawę i ukryć się przed nim. Czułam się, jakby obdzierał mnie ze wszystkich warstw chroniących moją duszę, by odkopać wszystkie moje myśli i odczucia. Jakby był w stanie czytać ze mnie niczym z otwartej księgi.

I prawdopodobnie był w stanie odczytać to, jak wielkim tchórzem byłam.

W końcu nie bez przyczyny byłam w Hufflepuffie.

Wybaczcie, Tonks i Cedriku, taka prawda.

- Mam to wziąć za moją odpowiedź?

- A czego się spodziewałeś? – syknęłam i uniosłam na przedramionach, by go z siebie zepchnąć, lecz ten nawet nie drgnął. – Że przyjdziesz tutaj, ogłosisz, że rościsz sobie do mnie jakieś chore, mafijne prawa, a ja mam bez żadnych problemów rzucić ci się w ramiona i udawać, że wszystko jest w porządku? Znam cię dwa dni. Nic o tobie nie wiem. Czego ty ode mnie wymagasz?

- Znasz mnie o wiele dłużej – powiedział z tajemniczym uśmiechem. – Ale byłaś zbyt mała, by to pamiętać. Ostatni raz widzieliśmy się, gdy miałaś sześć lat.

- Pamiętam wiele z okresu, gdy miałam sześć lat, ale ciebie już nie – prychnęłam, unosząc brwi.

Tak właściwie, to nie pamiętałam prawie nic z tamtego okresu, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Rodzice zawsze mi mówili, że zostałam uprowadzona, by wyciągnąć od nich okup, i ze względu na traumę, mój umysł wypchnął te wspomnienia.

- Zgodnie z tradycją, tydzień po tym, jak się urodziliście, wasi rodzice zabrali was do naszej posiadłości w Chicago. Miałem wtedy siedem lat i byłem chwilę po rozmowie z moim ojcem, który oznajmił mi, że muszę znaleźć sobie kandydatkę na żonę przed inicjacją. Oczywiście, nie mogła to być dziewczynka z zewnątrz.

- I wybrałeś mnie? Tygodniowego bobasa? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a on tylko się uśmiechnął na sekundę, by później jego twarz pozostała ponownie nieprzenikniona.

- Gdy mój ojciec wziął Alessandro na ręce, zaczęłaś potwornie płakać. Nasze matki były wtedy na zakupach z ochroną, a twój ojciec w toalecie. Wziąłem cię na ręce, by cię uspokoić i momentalnie przestałaś płakać. Gdy posłałaś mi swój bezzębny uśmiech, już wiedziałem. – Kącik jego ust uniósł się z rozbawieniem, a ja zacisnęłam wargi. – Później widzieliśmy się niecały rok później. Twoja rodzina przyjechała do nas na tydzień, bo byliśmy w trakcie poważnego konfliktu z rosyjską bandą, Sem'yą.

- Bandą? Nie brzmi za groźnie.

- Banda to określenie na rosyjską mafię. Rodzina twojej matki należy do włoskiej mafii czyli familii. Są też meksykańskie kartele. My nazywamy się po prostu mafią. Ameryka nie ma na to jakiegoś specjalnego określenia. Wracając, twój ojciec jako jeden z najważniejszych doradców mojego i twoja matka, jako łączniczka z naszymi włoskimi sojusznikami, są naprawdę ważnymi osobami w Fedelcie. Podczas jednego z naszych wspólnych obiadów Alessandro był taki uparty co do jedzenia. Bardzo mu się nie podobało, że nie mógł trzymać łyżki samodzielnie, więc wierzgał potwornie. Ty robiłaś dokładnie to samo, bo bawiła cię reakcja twojej mamy. Śmiałaś się tak uroczo.

- I co? Nie przeszkadza ci fakt, że mogłeś dosłownie zmieniać pieluchy swojej narzeczonej? Siedem lat to całkiem sporo – prychnęłam.

- Moja ciotka musiała poślubić mężczyznę trzydzieści pięć lat starszego od niej, a między moimi rodzicami jest dziesięć – powiedział, na co wytrzeszczyłam oczy. – Siedem lat to naprawdę mało. – Urwał na chwilę, wpatrując się we mnie uważnie, a po chwili kontynuował. – Rok później widzieliśmy się znowu. Mówiłaś już wtedy jakieś pojedyncze słowa, ale nie tyle co Alessandro. On nawijał jak szalony... bez ładu i składu, co prawda, i nie dało się go zrozumieć, ale mówił.

- Do dzisiaj mu to zostało – wtrąciłam, zerkając kątem oka na brata, który wpatrywał się w nas mało subtelnie ze swojego miejsca.

- Trochę prawda – przyznał, chrząkając, by powstrzymać śmiech. – Ty mówiłaś bardzo mało i wolałaś, gdy cię noszono, bo nie czułaś się pewnie, chodząc. Wtedy też spotkaliśmy się na tydzień, ale nie było wtedy żadnego zagrożenia ze strony żadnej innej mafii, więc poszliśmy na spacer do parku. Nasze mamy przeszły się do knajpki, by kupić nam wszystkim lody, a ojcowie rozmawiali o biznesie, jak to mieli w zwyczaju. Alessandro wyrwał się w pewnym momencie swojemu ochroniarzowi, bo zobaczył coś na trawie pod jakimś drzewem. – Jego spojrzenie pociemniało lekko. – Wtedy zostaliśmy zaatakowani. Dwaj żołnierze, którzy pilnowali mnie i ciebie, zginęli jako pierwsi. Zanim ojciec i pan Queen zdążyli do nas podbiec, jeden z napastników wycelował w ciebie. Przyjąłem tę kulkę.

- Co? – sapnęłam, wytrzeszczając oczy.

- Bolało jak skurwysyn, ale było warto – ciągnął z tym swoim uśmieszkiem. Wiedział, że teraz miał moją pełną uwagę, więc zsunął się ze mnie i uniósł rękawek swojej koszulki, by pokazać mi blady, okrągły ślad na prawym ramieniu. – Twój ojciec wystrzelił do niego, a później do dwóch następnych. Mój zabił pięciu. Jeden z tych postrzelonych przez twojego ojca wykrwawił się, więc ochroniarze zabrali tylko tych dwóch, co przeżyli, by ich przesłuchać w piwnicy jednego z naszych klubów. To był drugi raz, gdy się widzieliśmy i moment, w którym twoi rodzice zgodzili się, byś została moją żoną, jak skończysz szkołę. Później robiłaś się coraz starsza i ja również. Gdy przeszedłem inicjację, miałem o wiele mniej czasu. Ostatni raz widzieliśmy się, gdy miałaś sześć lat. Jeden z naszych zaufanych ochroniarzy nas zdradził i cię porwał. Gdyby nie to, że miałaś wszczepiony nadajnik w ramię, o czym on nie wiedział, nie znaleźlibyśmy cię. Gdy cię odbiliśmy, twoi rodzice stwierdzili, że od tamtego momentu będziesz mieć normalne życie. Koniec z mafią. Nasze zaręczyny zostały aktualne, ale zakończyli swoje wizyty u nas, przeprowadzili się z Minneapolis tu do Rochester. Twój tata wciąż mógł rządzić całym tym stanem w imieniu mojego ojca, ale nie byłaś już tak zagrożona, bo to mniejsze miasto.

- Czemu w ogóle mi o tym mówisz? – spytałam. – Masz w tym jakiś cel?

- Powiedziałaś, że mnie nie znasz. Nie mamy ucieczki z tego małżeństwa. Jedyne, co możemy zrobić, to poznać się lepiej i sprawić, że to jakoś zadziała. Nie oczekuję od ciebie miłości. Ale gdybyśmy byli przyjaciółmi, moglibyśmy sprawić, że to wypali. - Uniósł kącik ust w ironicznym grymasie, po czym dodał. - W końcu ja jestem King, a ty Queen. Pasujemy do siebie nawet pod tym względem.

Uniósł brew, czekając na moją odpowiedź, a ja westchnęłam na jego umiejętność manipulowania ludźmi. Zezłościłam się lekko, bo wiedziałam, że byłam zbyt miękką bułą, by odmówić komukolwiek czegokolwiek.

A z resztą, mówił z sensem. Nie wątpiłam w to, że nie zakocham się w nim tylko ze względu na przystojną twarz i fakt, że uratował mi kiedyś życie. Ale byłam w stanie go polubić, nawet jeśli był aroganckim dupkiem. Nie mogłam zerwać zaręczyn, ale mogłam sprawić, że będzie między nami przyjaźń, lojalność i zaufanie.

Więc, choć z lekkim zawahaniem, pokiwałam głową.

***

Przez następne kilka dni rozmawiałam z Ryanem tyle, ile się dało. Wymienialiśmy się faktami o sobie i zaczęłam go nawet... tolerować. Dowiedziałam się sporo o jego rodzinie, której zdjęcia mi pokazywał.

Jego ojciec był strasznie władczy, nie lubił, jak coś szło nie po jego myśli i był surowy w stosunku co do swoich synów. Ale sam był przez swojego ojca, dziadka Ryana, bity i maltretowany, więc w stosunku do swoich dzieci nigdy nie użył przemocy. Czułam w głosie Ryana szacunek co do jego osoby.

Wiedziałam też, że jego matka była bardzo podobna do mnie. Miła dla wszystkich i wyjątkowo ufna. Pomagała każdemu, komu mogła. Choć Ryan nie przyznał tego na głos, czułam, że bardzo ją kochał.

Podobnie mówił o swojej młodszej, siedemnastoletniej siostrze Reinie. Jednak tu zauważył pewną ironię, bo Reina była z kolei wyjątkowo podobna do mojej matki. Opanowana, piękna i wzbudzająca szacunek. Była wyjątkowo mądra, ale jako że nie miała brata w swoim wieku tak jak ja, musiała chodzić do katolickiej szkoły tylko dla dziewczynek.

Ja byłam pilnowana przez Alessandro i Chada, więc nie było żadnego problemu z tym, że chodziłam do normalnego liceum, o ile ci nie spuszczali ze mnie oka. Co dokładnie robili.

Jego młodszy brat Reggie miał tylko osiem lat i był jeszcze przed inicjacją. Była już zaplanowana na jego dwunaste urodziny. Andy, Ryan, Chad, Anthony i Kenneth byli ponoć jednymi z tych, którzy byli gotowi wcześniej niż pozostali chłopcy, stąd wynikła ich przyśpieszona inicjacja. Reggie był słodkim chłopcem, któremu się nie śpieszyło, więc nikt go nie poganiał. W końcu nie był on przyszłym bossem.

Opowiadał mi również o zwyczajach swojej rodziny – jak to w każdy piątek jego matka w przebraniu chodziła do swojej ulubionej, włoskiej restauracji razem z dwoma swoimi ochroniarkami, które udawały jej przyjaciółki i pięcioma przebranymi ochroniarzami, którzy trzymali się jednak nieco dalej. Powiedział, że choć nienawidzi tego ciągłego strachu przed niebezpieczeństwem czyhającym z każdej strony, to piątek jest jedynym dniem, gdy w knajpce „Italian Paradise" sprzedają pizzę z owocami morza, do której ona ma słabość.

Dowiedziałam się wiele o jego dzieciństwie, inicjacji i niektórych rzeczach związanych bezpośrednio z Fedeltą. Odpłaciłam się tym samym, opowiadając mu o swojej relacji z Andym i rodzicami, swoich ulubionych rzeczach i tak dalej.

W sobotę chłopacy pojechali, by zrealizować swój plan, a Ryan został ze mną i rodzicami w domu, bo uznał, że nie ma ochoty na takie zagrywki, bo nie dotyczyły go bezpośrednio. Anthony i Kenneth pojechali z nimi, choć zazwyczaj nie spuszczali ze mnie wzroku.

Ryan, Andy i rodzice wciąż się obawiali, że Sem'ya nie da mi spokoju, bo w tej chwili byłam słabością Fedelty. Nie miałam innej możliwości jak przystać na to, że gdy byliśmy na treningach, ktoś z nich był cały czas przy mnie. Albo Tony (jak powiedział, że mam do niego mówić), albo Kenneth, albo Ryan, Andy lub Chad. Nigdy nie byłam sama.

Gdy Alessandro wrócił, był podekscytowany i adrenalina buzowała mu w żyłach. Plan wyszedł im bez zarzutu, a teraz tylko czekali na odwet Mantorville.

Jednak odwet za tamten weekend nie nadszedł. Przez kolejny tydzień też milczeli, przez co niektóre z dziewczyn zaczęły się niepokoić. Ja również byłam lekko nerwowa, bo bałam się, co niedługo uderzy w chłopaków.

Niemożliwym było, żeby pozostawili to bez odpowiedzi. Zawsze za nasze słabe żarty odwdzięczali się tymi o wiele gorszymi. Może, gdy po raz pierwszy Andy dowalił im coś mocnego, uznali, że muszą wymyśleć coś jeszcze gorszego i potrzebowali czasu by to zrealizować?

Albo chcieli wziąć nas na przetrzymanie, byśmy przed meczem byli strzępkami nerwów. I o tyle, o ile moich pięciu „ochroniarzy" nie okazywało żadnego strachu, tak pozostali nie przyjmowali tego w ten sam sposób.

W końcu nadeszła środa przed sobotnim meczem i nasza drużyna miała obowiązek podnosić ducha szkoły. Latałyśmy cały dzień po szkolnych korytarzach w naszych strojach czirliderek, co wyróżniało nas spośród morza mundurków, z pomponami w dłoniach z szerokimi uśmiechami na twarzach i zawołaniami dopingującymi w głowach i na językach. Przypominałyśmy wszystkim o tym, że w sobotę odbędzie się mecz na naszym boisku szkolnym, więc wszyscy powinni przyjść i dopingować naszych chłopców.

Wszyscy poklepywali chłopaków po plecach i ramionach, by dodać im otuchy, bo wiedzieli, że do meczu już ich nie zobaczą. Nauczycieli też objęły sportowa pasja i szkolny duch, bo odpuścili wszystkim uczniom zadania domowe w ten jeden dzień, przez co mieliśmy jeszcze jeden powód do świętowania.

Podczas godzinnej przerwy obiadowej kucharki się przygotowały i obie nasze drużyny czekał dobry, lodowy deser, co przyjęliśmy z dość sporym entuzjazmem. Jako że ważne mecze odbywały się mniej więcej co miesiąc, nie mogliśmy świętować ich wszystkich (choć bardzo chcieliśmy), więc przyjęło się, że tylko przed meczem z Mantorville nauczyciele dawali nam ulgowe.

Na treningu odpuściłyśmy ćwiczenie naszego układu do perfekcji, bo na to miałyśmy dziesięć godzin w dniu jutrzejszym. Skupiłyśmy się głównie na wymyślaniu różnych rymowanych dopingów i krótkich układów podstawowych ruchów z pomponami, które miałyśmy prezentować w trakcie meczu. Nasz główny układ miałyśmy jak zwykle zaprezentować podczas przerwy w połowie rozgrywki.

- A co wy na to? – zapytała Nadine, wychodząc na środek. – Nasze smoki parę mają, dziś na pewno mecz wygrają. Dalej, smoki z Rochester High School!

Wykonała do tego krótki układ ruchów, a na koniec przy części „Dalej, smoki z Rochester High School!" potrząsnęła nimi, pochylając się i przy dwóch ostatnich słowach wyskoczyła w górę, jak to zwykle robiłyśmy.

- Dobre! – zawołała Viola. – Mamy dziesięć starych zawołań, pięć nowych razem z tym, więc chyba już wystarczy.

- Jasne! – potwierdziłam, po czym klasnęłam w dłonie. – No, moje drogie, jutro dziesięć godzin treningu, więc bądźcie gotowe. Najpierw pół godziny rozgrzewki. Półtorej godziny treningu naszego układu, dziesięć minut przerwy, dwadzieścia minut yogi, pół godziny fitnessu, kolejna przerwa i później już sam trening z krótkimi przerwami. Wszystkie znają już kroki, więc będziemy to tylko szlifować, jasne?

Wszystkie pokiwały głowami, potwierdzając, po czym przeszłyśmy do szatni, by się przebrać. Choć na treningu żadna z nas nie myślała o Mantorville, teraz, gdy przebierałyśmy się w ciszy, natrętne myśli o ich wciąż niezrealizowanym żarcie znowu zalęgły się w moim umyśle.

Byłam przerażona.

Bałam się, co mogło ich tyle zatrzymywać. Mecz miał być za dwa dni, więc gdyby teraz coś zrobili, mielibyśmy ogromny problem. Bałam się o chłopaków. Gdyby coś im się stało, nie mogli by brać udziału w zawodach.

Jednak choć wszystkie zdawałyśmy sobie z tego sprawę, żadna nie powiedziała tego na głos. Wszystkie w ciszy wróciłyśmy do domów, wiedząc, że musimy być gotowe na jutrzejszy trening. Wszystko musiało być idealnie, by w piątek móc się zrelaksować z chłopakami nad naszym basenem i wcześniej w spa.

***

Następnego dnia po dziesięciu godzinach treningu byłam wykończona, ale to było przyjemne zmęczenie. Nasz układ był dopracowany tak dokładnie, że rozpierała nas wszystkie duma. Viola i Steph starały się pięć razy bardziej, wiedząc o ludziach z UCLA na trybunach, podobnie Deborah i Nadine, choć one miały jeszcze trochę czasu przed wybraniem uniwersytetu.

- Dziewczyny, trening był świetny – powiedziałam, gdy byłyśmy już wszystkie w szatni.

- Muszę się z tobą zgodzić – przyznała Savannah, wylewając na siebie butelkę wody. – Bardzo męczący, ale idealnie rozplanowany. Jutro spa, pojutrze krótka rozgrzewka i jesteśmy gotowi na wygraną!

Dziewczyny zaśmiały się. Część już stała pod natryskami, choć kilka wciąż siedziało ze mną w szatni. Złapałam z uśmiechem butelkę wody. Jak zwykle odkręciłam ją o ósmej rano, bo zawsze po dziesięciogodzinnych treningach miałam sflaczałe ramiona.

Upiłam duszkiem ponad połowę, po czym westchnęłam głęboko i oparłam głowę o ścianę.

- Zaraz skończy się ciepła woda, Rita, może powinnaś już wejść – zawołała Alyssa.

- Już idę! – krzyknęłam i wstałam.

Zrobiłam to jednak zbyt gwałtownie i nieco zakręciło mi się w głowie, więc oparłam się o szafkę. Zamrugałam kilka razy oczami i już było lepiej, więc szybko poszłam pod prysznic. Zimna woda otrzeźwiła mnie nieco, ale mimo wszystko zmęczenie dało mi się we znaki i poruszałam się o wiele wolniej i mniej zgrabnie niż zazwyczaj.

- Chłopacy mają trening o godzinę dłuższy – powiedziała Maddie, wchodząc do łazienki już w normalnym stroju. – Alessandro właśnie wysłał mi smsa. Masz się zabrać z którąś z nas, Rita, lub poczekać tu na nich.

- W porządku, poczekam – powiedziałam do niej i posłałam jej uśmiech.

Wyrzucałby sobie później, że stracił mnie z oczu nawet na sekundę, więc zamierzałam się szybko przebrać i dołączyć do nich na boisku.

- To do zobaczenia jutro, Rita! – krzyczały wszystkie, po kolei wychodząc.

Gdy byłam już sama, przebrałam się w łazience i wyszłam do szatni, by ubrać buty. Gdy to zrobiłam, wstałam z ławeczki i znowu zakręciło mi się w głowie. Zamrugałam oczami, ale nie przechodziło, więc sięgnęłam po resztkę wody, by się nieco nawodnić z nadzieją, że po tym będzie lepiej.

Nie zdążyłam jednak jej przechylić, by się napić, gdy ta wypadła mi z dłoni i wylała się całkowicie na podłogę.

I wtedy straciłam przytomność, upadając na podłogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro