Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Rozdział 7. "Potrzebuję twojej pomocy."

Liczba słów: 7446.


Całą podróż samolotem poświęciłyśmy na kolejnych dyskusjach na temat książek, które czasami były nam przerywane przez domagające się uwagi dzieci lub państwo King, którzy próbowali kilka razy zapoczątkować z nami rozmowę, co im się ostatecznie nie powiodło.

Gdy dwa mole książkowe spotykały się, trudno było powstrzymać je od czytania lub rozmowy o książkach.

Tylko Tylor, który miał być moim nowym ochroniarzem, siedział w ciszy.

- Sapphire, jesteś pewna, że wzięłaś wszystko? – zapytała pani King, próbując po raz kolejny dołączyć w jakiś sposób do naszej rozmowy. – Pięć walizek to całkiem mało.

- Pięć walizek, podręczna torba, dwa plecaki, torebka i olbrzymi kufer na kosmetyki – poprawiła ją Sapphire, po czym odwróciła się do mnie. – Ten kufer jest zainspirowany tym z Hanny Montany z tego filmu z 2009. Czytałaś książki Hanny jako dziecko?

- Wszystkie dwadzieścia! – zawołałam. – To chyba jedyna seria książek, w których byłam w stanie znieść obrazki.

Pani King wydała z siebie rozczarowane westchnięcie, ale dała już nam spokój. Gdy wcześniej próbowała nas zagadać o pogodzie, muzyce czy jedzeniu, skończyło się tak samo. Nie byłam w stanie się powstrzymać, by zakończyć rozmowę z Sapphire.

Wcześniej jedyną moją „koleżanką od książki" była pani Montgomery, a z nią mogłam rozmawiać tylko na lekcji, po lekcjach lub podczas przerwy obiadowej... czyli rzadko.

Za rzadko.

- Cieszę się, że się tak dobrze dogadujecie – powiedział pan King. – Ale za pięć minut lądujemy, więc dobrze by było, gdybyście zapięły już pasy.

Choć byłam przyzwyczajona do podróży samolotem w pierwszej klasie, prywatny odrzutowiec to było zupełnie coś innego. Wiedziałam, że im faktycznie się przydawał, gdy latali zawierać sojusze, odwiedzać underbossów i tak dalej, ale wciąż wydawało mi się to zbędnym przepychem.

- Podchodzimy do lądowania, proszę zapiąć pasy i się odprężyć. – Usłyszałam głos stewardessy dobiegający z głośniczka nad nami.

Posłusznie wyprostowałam się na fotelu, zapięłam pasy i z wdzięcznym uśmiechem przyjęłam gumę do żucia od pani King. Gdy zmiana ciśnienia zatkała mi uszy, zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.

Od zawsze nienawidziłam wprost latać samolotami i choć prywatny odrzutowiec był wyjątkowo komfortowy, to nie był on w stanie powstrzymać mojego złego samopoczucia i strachu.

Zaciskałam powieki przez kilka minut, zanim w końcu nie poczułam lekkiego trzęsienia, które sygnalizowało wylądowanie na lotnisku w Rochester. Dopiero wtedy otworzyłam oczy i odetchnęłam lekko z ulgą.

O wiele bardziej wolałam jazdę samochodem.

- Wyjrzyj przez okno, Rita – powiedziała z szerokim uśmiechem pani King, wpatrując się w to przy sobie.

Zmarszczyłam brwi, ale zgodnie z jej poleceniem wyjrzałam, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.

Mimo wyraźnej niechęci kilku pracowników lotniska, tuż przy jednym z samolotów obok nas stali Andy z rodzicami i nonną. Obok Ryan, za plecami którego czuwali Anthony i Kenneth. Zwłaszcza Tony wydawał się być podekscytowany, czemu nie mogłam się dziwić. Wszyscy mieli na sobie dżinsy, białe koszulki i marynarki poza tatą, który ubrał zwyczajowo pełen garnitur.

Nonna jak zwykle lustrowała wzrokiem całe otoczenie, nie pozwalając sobie nawet na chwilę opuścić powłoki swojej nadmiernej ostrożności. Od dziecka powtarzała mi, że każda mafijna kobieta powinna mieć dwie twarze – jedną dla najbliższych, a drugą dla świata zewnętrznego.

Poważne spojrzenie utkwiło w moim oknie samolotowym, na co uśmiechnęłam się szeroko. Jej twarz miała grobowy wyraz, a pudrowo różowa sukienka z długim rękawem, czarne kozaki na obcasie i spory, czarny kapelusz z rondem i siatką opadającą na jej twarz dodawały jeszcze więcej sztywności. Cały ten image psuła jednak strzelba przewieszona przez plecy i dwa przypasane pistolety.

Jak się dowiedziałam, Fedelta miała swoje znajomości pośród policji, sędziów i senatorów, a prawie wszyscy dorośli w środkowym USA wiedzieli o jej istnieniu. Dzięki temu nikt z nas nie musiał się kryć, chyba że niektóre kobiety, gdy bały się ataku Sem'yi czy innych mafii. Nonna nie należała do tych kobiet, więc nie kryła się z bronią.

Nie żeby nawet prawnie musiała. To było w końcu USA.

Ojciec, Andy i trójka mężczyzn na czele z Ryanem mieli lekko widoczne wybrzuszenia przy klatce piersiowej, które wyraźnie wskazywały na ukrytą pod marynarkami broń.

Samolot zatrzymał się, więc odpięłam pasy i popędziłam do wyjścia, które było już otwarte. Prawie stratowałam przy tym stewardessę, która spojrzała tylko na mnie z uśmiechem i złapała się fotela, by zachować równowagę.

Wypadłam na schodki i zbiegłam z nich tak szybko, jak tylko byłam w stanie, by dosłownie po sekundzie wpaść w objęcia Alessandro.

Objęłam go mocno wokół szyi, a gdy ten stał stabilnie, owinęłam również nogi wokół jego pasa. Ten wplótł jedną dłoń w moje włosy i szeptał coś do mnie, ale nie byłam w stanie zrozumieć jego słów, gdyż po chwili nasza dwójka została objęta ze wszystkich stron przez rodziców i nonnę.

Choć normalnie rzadko kiedy okazywali emocje, będąc w miejscu publicznym, teraz wszyscy szlochaliśmy zarówno z ulgi jak i szczęścia. Choć nie było mnie tylko na jedną noc, wiedziałam, co musieli przeżywać do chwili, gdy Ryan nie powiedział im, że jestem w Chicago.

- Tak się baliśmy – wyszeptał ojciec, całując mnie w czoło.

Nie mogłam uwierzyć, gdy słyszałam, że on i Alessandro są potworami, które mordują ludzi bez mrugnięcia okiem. Że są postrachem całej Minnesoty. W domu zawsze byli kochani i traktowali mnie jak swoją małą księżniczkę.

- W porządku, tato – mruknęłam. – To tylko to przeklęte Mantorville. To nie była Sem'ya.

- Ale mogła być – mruknął z goryczą Andy. – Dopóki trener nie przypomniał sobie o tej głupiej kamerze, byliśmy przekonani, że to ci pierdoleni Rosjanie za tym stoją. Od teraz nie spuścimy cię z oczu. Musimy też pomyśleć nad tym głupim lokalizatorem.

- To był pierdolony błąd, że wyciągnęliśmy ci go, gdy miałaś jedenaście lat – dodała nonna. – Myśleliśmy, że odsunięcie cię od mafii będzie gwarancją twojego bezpieczeństwa. Powinniśmy byli wiedzieć, kurwa, lepiej.

Przez chwilę staliśmy w ciszy, ciało przy ciele, przytuleni do siebie tak mocno, jakbyśmy nie widzieli się przez lata.

- Chyba ktoś jeszcze był zrozpaczony twoim zniknięciem – mruknęła mama z rozbawieniem.

Uniosłam głowę, by zobaczyć stojącego niedaleko Ryana rozmawiającego ze swoim ojcem i matką przyciszonymi głosami. Za nim Kenneth stał ze zmarszczonymi brwiami, rozmawiając z Tylorem.

Nie widziałam nigdzie Tony'ego, więc rozejrzałam się i dostrzegłam jego blond czuprynę tuż przy schodkach prowadzących do odrzutowca. Trzymał dłoń Sapphire, pomagając jej zejść, a gdy stała już stabilnie na ziemi, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.

- Przywitamy się z państwem King, a ty powinnaś z Ryanem, pizzo – powiedział Alessandro, odstawiając mnie delikatnie na ziemię.

Popchnął mnie delikatnie w jego kierunku, a ja zacisnęłam wargi, bo nie wiedziałam, co miałabym mu powiedzieć. Nie byliśmy razem, oficjalnie go nie lubiłam, choć tak naprawdę lubiłam, a ciężko było nas nazwać nawet przyjaciółmi.

Porażka.

Pani King urwała w pół słowa, gdy zobaczyła, że się zbliżam, po czym obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. Pociągnęła swojego męża za ramię i minęli mnie, idąc w kierunku moich rodziców, a ja zostałam sama z Ryanem.

Zapadła między nami niezręczna cisza.

A przynajmniej była niezręczna z mojej strony, bo go wydawała się niezmiernie bawić. Patrzył na mnie z iskrami rozbawienia w oczach, a ja przestąpiłam z nogi na nogę pod nagłym przypływem skrępowania.

- Ja... – zaczęłam. – Emm... no ten tego...

- Daj spokój, puchonko – powiedział, po czym złapał mnie za biodra i przyciągnął lekko do siebie. – Nie musisz nic mówić. Cieszę się, że nic ci nie jest.

- Tjaa, ja też cieszę się, że nic mi nie jest – mruknęłam, obejmując go niepewnie.

Jego brzuch i ręce zadrżały lekko, jakby powstrzymywał się od śmiechu. Cmoknął mnie w czoło, po czym przyciągnął do klatki piersiowej, bo tylko tam dosięgałam. Przez chwilę staliśmy w ciszy. On gładził moje włosy swoją ogromną dłonią, a ja wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca.

- Nagranie pokazało sześciu zawodników Mantorville, którzy wsypali proszki usypiające do twojej wody – zaczął cicho. – Kapitan i pięciu najlepszych zawodników. Gdy zanieśliśmy nagranie na policję, zostali natychmiastowo wyrzuceni ze swojej szkoły.

- Co z jutrzejszym meczem?

- Będą grali z rezerwowymi graczami, ale nikt nie wątpi w nasze zwycięstwo. Przez swoją głupotę stracili najlepszych zawodników. Pozostali mogą szukać zemsty, ale nie odważą się tego zrobić w najbliższym czasie, bo policja obserwuje ich wszystkich.

- Aż tak się tym policjanci przejęli? Przecież to tylko głupi wybryk, a nie faktyczne porwanie.

- Policja w czternastu stanach jest nam całkowicie podległa. I w połówkach dwóch innych stanów też. Uwierz mi, twoje porwanie było dla nich sprawą priorytetową. Dobrze w końcu wiedzieli, że gdybyś została porwana przez Rosjan, w życiu byśmy na policję nie poszli. Ale sprawa z Mantorville miała się z grubsza inaczej.

- A jak dziewczyny? I chłopacy z drużyny? I trener? – dopytywałam, wciąż przytulając policzek do jego piersi.

- Cała szkoła została postawiona na nogi – przyznał z parsknięciem. – Policja przesłuchiwała wszystkie klasy, nauczyciele świrowali, dyrektor dzwonił z groźbami do dyrektora Mantorville High School, a trener zmusił nasze drużyny do relaksowania się w szkolnej sali gimnastycznej, gdzie wszyscy czekali na jakieś wieści. Tylko naszą czwórkę zwolnił z obowiązku.

- Ojej - mruknęłam.

No bo co, do kurczaków, mogłam innego powiedzieć?

Na szczęście Ryan nie przejął się zbytnio moją wyjątkowo błyskotliwą odpowiedzią i kontynuował.

- Wiedzą już, że cię znaleźliśmy. Dopiero, gdy do nich zadzwoniliśmy, trener pozwolił twoim koleżankom iść do spa, jak to było w planie. Nie zapomniał również o przypomnieniu nam o znalezieniu sobie towarzystwa na noc – dodał, na co zesztywniałam.

- I znalazłeś już sobie towarzystwo na noc? – mruknęłam.

- Tak, stoi właśnie w moich objęciach – parsknął.

- Chyba sobie żartujesz – syknęłam, odchylając głowę. – Nie zamierzam...

- Wyluzuj – powiedział, wywracając oczami. – Będziemy tylko spać. Nie zamierzam się z tobą pieprzyć – stwierdził, na co się skrzywiłam. Nie lubiłam tego słowa. – Na razie.

- Czy ty musisz być taki arogancki i pewny siebie? – prychnęłam.

- Muszę równoważyć twoją słodką, wstydliwą osobowość – odgryzł się, na co pacnęłam go w ramię.

- Spadaj.

- Mówiłem, że jesteś słodka. Nawet nie umiesz przeklinać – powiedział z rozbawieniem.

- A pff – powiedziałam tylko.

Nigdy nie byłam dobra w słownych przekomarzankach, a on miał niestety zupełną rację. Nie umiałam przeklinać czy postawić się komukolwiek, więc przemilczałam to i modliłam się, by nie ciągnął więcej tego tematu.

- No! – zawołała nagle nonna, przyciągając naszą uwagę. – Wasze zwycięstwo to pewniak. Teraz, gdy nie mają najlepszych zawodników, rozpierdolicie ich. Zasrane obszczymury chciały wygrać, porywając moją wnusię. No chyba ich pojebało! Rywalizacja rywalizacją, ale trochę kultury mieć trzeba, kurwa mać!

Zachichotałam na minę pani King, która podobnie jak ja nie przeklinała i nie przepadała za osobami, które bluzgały. Ale nonna była po prostu nonną i mało kto się tym przejmował. No i nikt nie był też na tyle szalony, by zwrócić jej uwagę, bo spotykało go niezbyt przyjemne zapoznanie z jej ukochaną strzelbą.

Dostrzegłam również, że Sapphire przykryła dłonią uszy Reggiego, gdy tylko ten zszedł ze schodów.

- Babciu, dostali za swoje, a teraz oberwie jeszcze cała ich szkoła – powiedziałam, uśmiechając się do niej słodko. – Sprawę można uznać za zamkniętą.

- Sprawa będzie zamknięta w momencie, gdy spierzecie tym cieniasom ich jebane tyłki! – zawołała, wymachując energicznie swoją strzelbą, na co kilku pracowników lotniska opadło na ziemię z przerażeniem. – Ryan, Alessandro, Kenneth i Tony! Liczę na was w tej sprawie! Macie ich rozgromić.

- Ja i Tony jesteśmy tylko rezerwowymi, ale nie ma sprawy, nonna – powiedział Kenneth i skinął głową w jej stronę.

- Lubię tego szczeniaka – powiedziała kobieta, szturchając łokciem pana King w żebra. – Jest taki grzeczny.

- Żebyś go widziała, gdy dorwaliśmy ostatnio kilku rosyjskich sukinsynów – odparł mężczyzna z zimnym uśmiechem. – Cicha woda brzegi rwie.

- Oho! Kenneth, synku, jak dorwiesz kolejnego, dopisz mnie do listy oczekujących na zabawę. Nie torturowałam żadnego z tych skurwysynów od ostatniego miesiąca. Chyba powoli wychodzę z wprawy do kurwy nędzy!

Jak wyjaśnił mi Andy, nonna była jedną z niewielu kobiet, które postanowiły brać czynny udział w mafii. Większość decydowała się na bycie pielęgniarkami, prawniczkami, księgowymi czy po prostu kurami domowymi. Ona była wychowana przez swojego okropnego ojca, który od dziecka zmuszał ją do bycia takim jak jego synowie, co później weszło jej w nawyk.

- W porządku, nonna, będę pamiętać – powiedział, powstrzymując uśmiech. – Może być pierwszego w twoje urodziny.

- Szczeniak pamięta, kiedy mam urodziny! – zawyła z uciechy. – Antonio, dasz mi takiego na święta? To byłby zajebisty prezent!

Pani King odsunęła się na bezpieczną odległość od strzelby, która zbliżała się co jakąś chwilę niebezpiecznie blisko jej głowy podczas zataczania kółek.

- Poproś Domenico – powiedział, wzruszając ramionami. – Przypominam, że oficjalnie pode mnie nie podlegasz.

- Nah, mój synek zostawia wszystkie wykurwiste prezenty dla swojej ulubionej chrześnicy – mruknęła, wskazując mnie ręką, na co zaśmiałam się głośno. To była prawda. – Ostatnio na święta dał jej koszulkę z podpisami wszystkich jej ulubionych autorów książek. A wiesz, co ja dostałam? Dał mi opłacony kurewski kurs dla damy w jakimś tam pałacu. Dobre żarty.

- A rok wcześniej skierowanie na odwyk od alkoholu, pamiętasz? – przypomniała mama z uniesionymi kącikami ust. – A jeszcze wcześniej...

- Tak, tak, wszyscy zrozumieliśmy, że mój kochany synek daje mi kurewsko beznadziejne prezenty. Na szczęście mam jeszcze trzech innych synów i córkę, którzy w jakiś sposób o mnie dbają i rozumieją moje potrzeby.

- Musicie być zmęczeni podróżą – powiedziała szybko mama, zanim nonna zdążyła kontynuować temat. – Może powinniśmy już ruszyć do naszego domu. Nasza gosposia przygotowała wam sypialnie. Samochody też już czekają.

Wszyscy zignorowaliśmy fakt, że godzinna podróż odrzutowcem nie była w żaden sposób męcząca, a pani King z ulgą przyjęła zmianę tematu.

- Och, cudownie! – wykrzyknęła. – Kenneth, Anthony i Tylor, pomóżcie Sapphire z jej pięcioma walizkami, podręczną torbą, dwoma plecakami, torebką i olbrzymim kufrem na kosmetyki – powiedziała uszczypliwie, zerkając na nas dwie znacząco, na co zachichotałam.

Chyba wciąż się gniewała za wykluczenie jej z rozmowy, ups.

- Chodź, kochanie, ustaliliśmy już wcześniej, że pojedziesz ze mną, Kennethem, Tonym, Sapphire i jej bagażami – mruknął mi Ryan do ucha. – Reszta wpakuje się w dwa pozostałe auta.

Pokiwałam głową i złapałam plecak Sapphire, by jej trochę pomóc. Ryan złapał podręczną torbę i razem wyszliśmy, a za nami trzech chłopaków dźwigających jej bagaże.

Przeszliśmy przez lotnisko, przyciągając całkiem sporo uwagi, lecz nikt z nas się tym nie przejął. Nonna szła dumnie z bronią na wierzchu, a wszyscy pozostali utrzymywali na twarzach maski na wypadek, gdyby gdzieś zaczaił się fotograf do jakiegoś brukowca.

Choć i tak, z tego co było mi wiadomo, kontrolowaliśmy wszelkie pisemka i wszelkie zdjęcia najpierw szły do nas, zanim zostały opublikowane.

- Jako że jest już trochę późno, spotkamy się z drużyną godzinę przed meczem – poinformował mnie Ryan, łapiąc moją dłoń. – Prawie wszyscy są już ze swoimi panienkami na noc.

- Jako że Sapphire ma sypialnię obok mojej, nas czeka chyba nieprzespana noc – mruknęłam cicho, zerkając z ukosa na Sapphire, którą obejmował Tony z takim wyrazem twarzy, jakby wygrał na loterii fortunę.

Wyglądali razem tak piekielnie słodko, że byłam wściekła na Marlene, która uważała małżeństwo z Tonym jako coś potwornego tylko ze względu na jego pozycję. To, że sama nie miała szans na miłość od swojego męża, nie znaczyło, że miała prawo zabierać ją jego siostrzenicy.

- Chyba jakoś to przeżyjemy – powiedział i uniósł kącik ust.

Zapakowaliśmy się do trzech SUVów zaparkowanych przy drodze. Tata, Ryan i mój przyszły ochroniarz Tylor zasiedli za kierownicami i po chwili byliśmy już w drodze do domu. W ciągu całego mojego osiemnastoletniego życia, zeszła noc była pierwszą spędzoną z dala od mojej rodziny, co było dziwnym doświadczeniem.

Byłam wyjątkowo zależna od rodziców, babci i brata, ale nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Kochałam ich z całego serca, więc nie uważałam tego faktu za niepokojący.

Podjechaliśmy pod naszą dom, gdzie w drzwiach już witała nas Primavera.

- Telefon w biurze dzwoni jak oszalały – poinformowała nas na „dzień dobry". Spojrzała na mnie i na Ryana. – Byliście widziani na lotnisku, więc kilka czasopism już ma przygotowane artykuły na teorię o waszym związku. Panie Richard, oni czekają na jakąś odpowiedź.

- No cóż, chyba nie ma już większego sensu ukrywanie tego – powiedział pan Antonio, wychodząc z samochodu. – Ja bym potwierdził to oficjalnie i przeżył te kilka miesięcy paparazzi, by mieć jaki taki spokój po ślubie.

- Co właściwie prasa o nas wie? W sensie o Fedelcie? – spytałam.

- Nikt głośno nie mówi, czym tak naprawdę się zajmujemy, choć wszyscy o tym wiedzą – powiedział tata, wzruszając ramieniem. – Teoretycznie jesteśmy biznesmenami budującymi sieci hoteli i apartamentowców, czym też się zajmujemy, więc to nawet nie jest kłamstwo. Kluby też przechodzą legalnie, ale o narkotykach, kasynach i wyścigach nikt nie wspomina.

- A jako że twój ojciec jest publicznie niezależnym biznesmenem i tylko żołnierze Fedelty wiedzą, że pracuje dla mojego ojca, nasze małżeństwo będzie jak połączenie dwóch dynastii – dodał Ryan. – Nasze nazwiska dodają temu wszystkiemu romantyzmu. A władza, miłość i sława to te rzeczy, które kręcą ludzi.

- I dlatego właśnie odebrałam telefony od Dana Wakeforda, Jennifer Peros, Ellen i Jimmy'ego Fallona – zawołała Primavera. – A kolejne wciąż dzwonią, Chryste!

- Mailami pewnie już przyszły zdjęcia, które chcieliby wstawić do gazet – zauważyła mama. – Może najpierw zjedzmy, a później zajmiemy się brukowcami wszyscy razem.

Godzinę później, gdy wszyscy mieliśmy napchane żołądki domowej roboty pizzami, zasiedliśmy w fotelach i kanapach w salonie. Ja siedziałam na kolanach Ryana, obok Reggiego i Reiny. W fotelu obok nas Tony przytulał siedzącą na nim Sapphire. Państwo King i rodzice zajmowali największą kanapę, nonna i Andy okupywali pozostałe fotele, a Tylor, Kenneth i Chad, który dołączył do nas po jakimś czasie, siedzieli na ostatniej, najmniejszej kanapie znajdującej się w naszym salonie.

- Dziwne będzie, gdy oznajmimy, że są zaręczeni. Wścibscy fotoreporterzy dojdą do tego, że Ryan poszedł do szkoły, mimo że wcześniej do niej nie chodzili.

- No i Rita nie ma pierścionka – zauważył Andy.

- Jeszcze jej go nie dałeś? – zdziwiła się pani King.

Ryan spiął się lekko pode mną.

- W szkole przyciągałby zbytnią uwagę, mamo – powiedział takim głosem, że od razu dało się wyczuć, jak niechętny był do ciągnięcia tego tematu.

- Jeśli ogłosimy wasze zaręczyny, koniecznym będzie, żebyś jej ten pierścionek dał – powiedział pan King. – Teraz pytanie tylko, czy to zrobimy i którym pismakom odpowiemy?

- Postawiłabym na cztery najlepsze, a reszta i tak ściągnie od nich. People, Us Weekly, In touch Weekly i OK! – zaproponowała mama. – Do czasu zakończenia przez Ritę szkoły odpuściłabym wszystkie telewizyjne programy. Zadzwonię do Ellen, Oprah i Jimmy'ego i ich przeproszę, ale na pewno nas zrozumieją.

- Zostają jeszcze Dan i Jennifer, którzy chcieliby od nas więcej zdjęć tej dwójki – mruknęła nonna, upijając łyk kawy. – Ktoś ma jakieś zdjęcia?

- Ja mam kilka – powiedział Alessandro, wzruszając ramieniem. – Chciałem nimi szantażować polpettinę, ale niech tam będzie, możemy je dać tym brukowcom.

- Łał, jak wspaniałomyślnie z twojej strony, amore mio – prychnęłam.

- No dobrze, my odpowiemy na wszystkie wiadomości, a wy idźcie się już lepiej położyć. Jutro będzie mimo wszystko wielki dzień, więc musicie się odprężyć – powiedziała mama, uśmiechając się do nas ciepło.

- Jest przed dwudziestą pierwszą – zauważyła Sapphire, zerkając na swój telefon. – Mamy już iść spać?

- Nikt nie mówił o spaniu, gallinella! – zawołała nonna. – Myślisz, że dlaczego mamy sypialnie w najbardziej oddalonym skrzydle od sypialni Alessandro? Zawsze przed meczem jest to samo.

Sapphire wytrzeszczyła oczy, a później wybuchła perlistym śmiechem.

- W takim razie nie mam nic przeciwko, by pójść się już położyć – powiedziała sugestywnie, zerkając na Tony'ego. – Rita, pokażesz mi mój pokój na najbliższy rok?

- Jasne!

Gdy Primavera poinformowała nas, że przygotowała już sypialnię dla rudowłosej, opuściliśmy wszyscy salon, zostawiając rodziców i nonnę samych. Chad, Tylor i Kenneth szybko się jednak zmyli, mijając w wejściu Maddie, która od razu się na mnie rzuciła, mówiąc, że cieszy się, że nic mi nie jest.

Gdy ją zapewniłam, że mój stan jest odpowiedni, by wymiatać jutro na boisku podczas naszej choreografii i w trakcie meczu, ta odetchnęła z ulgą.

Gdy dotarliśmy na korytarz na naszym piętrze, Alessandro prawie że wepchnął Maddie do swojej sypialni, po czym z wilczym uśmiechem na twarzy zamknął za nimi drzwi. Wywróciłam oczami i bez słowa wskazałam Sapphire drzwi naprzeciw moich, gdzie ta niemal od razu wciągnęła Tony'ego.

- Teraz ty powinnaś wciągnąć mnie – zauważył Ryan, unosząc brew.

Zignorowałam jego uwagę i tylko wskazałam mu dłonią, że może mi otworzyć drzwi, na co ten westchnął, ale to zrobił.

Gdy drzwi za nami się zatrzasnęły, zarumieniłam się i po raz kolejny zrobiło mi się niezręcznie. Stanęłam plecami do niego, by spróbować ukryć zaczerwienione policzki i nos.

- Wiesz, mój ojciec miał rację.

- Odnośnie czego? – spytałam, nie odwracając się do niego.

- Odnośnie tego – powiedział.

Westchnęłam głęboko i odwróciłam się, by zobaczyć na co wskazuje. Zamarłam jednak, gdy zobaczyłam go klęczącego z wyciągniętą książką.

- Harry Potter i Książę Półkrwi? – powiedziałam niepewnie, podnosząc intonację pod koniec.

- Otwórz – powiedział.

Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, który tak dobrze poznałam w ciągu ostatnich trzech tygodni. Zauważyłam, że przy mnie uśmiechał się dość rzadko, a przy innych w ogóle. Przy ludziach jego twarz była poważną i nieprzeniknioną maską, którą opuszczał jednak nieco, gdy byliśmy sam na sam.

Wtedy w jego ciemnych, szarych oczach błyszczały takie iskierki jak teraz. Trochę wesołe, zawadiackie, nieco aroganckie. Iskierki, w których niewątpliwie powoli się zakochiwałam.

Złapałam książkę i pierwsze, co poczułam, to to, że była o wiele cięższa niż normalnie. Zmarszczyłam delikatnie brwi, patrząc na niego tak klęczącego i coś mi zaświtało. Otworzyłam powieść i dostrzegłam, że mogłam odsłonić tylko okładkę, bo wszystkie strony były zaklejone.

Elegancko zaklejone, odsłaniając tylko wycięty prostokąt o zaokrąglonych końcach. Prostokąt na którego górze widniał tytuł rozdziału „Przysięga Wieczysta", a pod nią kolejny wycięty kształt – tym razem kwadrat. Wsadzone w niego było pudełko, które niepewnie uchyliłam.

Gdy tylko ukazało się jego wnętrze, zamarłam i uniosłam głowę tak szybko, że aż mnie rozbolała szyja.

- Co to ma znaczyć? – wyjąkałam.

W duchu przeklęłam jednak za to, w jakie zakłopotanie mnie to wprawiło. Zerknęłam raz jeszcze w dół, by ukryć mój rumieniec, ale to tylko pogorszyło sprawę.

Wcześniej mogłam w jakiś sposób udawać, że jestem zupełnie normalną dziewczyną, która mimo sławnych rodziców, wciąż żyła tak jak każda nastolatka.

Teraz, gdy spoglądałam w dół na pierścionek spoczywający w delikatnej poduszeczce, wcześniej zamknięty w czarnym pudełeczku, czułam się, jakby całe moje życie nagle zostało ustalone.

Mimo że wcześniej żyłam praktycznie w cieniu mojej rodziny, będąc od nich zupełnie zależną, cały czas czułam się wolna. Ten pierścionek znaczył dla mnie tyle co zakończenie mojej wolności.

Gdy zatrzasnęłam pośpiesznie pudełeczko, jakby miało mnie oparzyć, delikatny trzask rozebrzmiał echem w mojej głowie. Ten delikatny trzask rozebrzmiał w moich uszach niczym huk towarzyszący przy wystrzałowi z armaty.

Ryan musiał to wyczuć w podobny stop, bo wzdrygnął się ledwo widocznie i wyprostował się, wstając.

- Ryan... ja – zaczęłam powoli, czując, że powinnam coś powiedzieć.

- Wiem, że to szybko – powiedział.

W jego głosie dało się słyszeć lekką urazę, ale natychmiast to zamaskował. Stał przede mną tak, jakby stał przed każdym innym człowiekiem – sztywny, niebezpieczny z maską na twarzy.

- To bardzo szybko – przyznałam, kiwając głową.

- Ale nie jesteśmy normalną parą, rozumiesz? Wiadomość o naszych oświadczynach poszła w świat, więc ludzie będą oczekiwać pierścionka – powiedział sucho. – Chciałem, żeby to było jak najłatwiejsze dla ciebie, więc czekałem na odpowiedni moment. Pomyślałem też, że twoja ulubiona książka mogłaby ci to w jakiś sposób umilić.

- Nie chciałam cię zranić – powiedziałam, krzywiąc się. – Ale musisz mnie zrozumieć.

- Rozumiem - powiedział sucho.

Na jego twarzy pojawił się wyraz, który zarezerwowany był dla wszystkich ludzi ze świata zewnętrznego.

- Nie! Nie rozumiesz – warknęłam. – Teraz traktujesz mnie tak, jak przypadkowe osoby z ulicy. Sztywno, sucho z dystansem. Musisz wiedzieć, że jest mi naprawdę ciężko. Chciałabym cię nienawidzić, naprawdę bym chciała, ale nie potrafię. Zaczynam coś do ciebie czuć, ale to jest za szybko. Znamy się trzy tygodnie!

- I mamy jeszcze wiele miesięcy, żeby się poznać, by móc dobrze rozpocząć nasze małżeństwo. To i tak więcej, niż dostaje się normalnie. Małżeństwa w mafii ustalane są przez rodziców, a małżonkowie mogą się poznać dopiero na przyjęciu zaręczynowym, a później na samym ślubie. Większość rodziców wybiera dziewczynkom mężów na podstawie ich portfeli czy wpływów, nigdy ze względu na wiek. Nie wiesz, jakie to szczęście, że mamy ten rok.

- Mamy „ten rok", ponieważ wybrałeś sobie dziewczynę, która żyła w pełnej nieświadomości istnienia mafii. No może raczej uczestnictwa w mafii, a nie samego jej istnienia. Dziewczynki wychowane w naszym świecie są na to zwyczajnie gotowe ze względu na to, co im od dziecka się wpaja, więc nie potrzebują „tego roku".

- Właśnie – powiedział, kładąc dłoń na zamkniętym pudełku. – Więc daj nam ten rok. Pozwól się nam poznać, a zapewniam, że nie pożałujesz.

Wzięłam głębokie wdech i wydech, po czym znowu otworzyłam pudełko i wyciągnęłam pierścionek.

Moja lewa dłoń drżała, więc Ryan ją złapał. Bez słowa nałożył mi go na serdeczny palec prawej ręki, po czym uniósł moją dłoń do ust i ucałował jej wierzch.

Uśmiechnęłam się delikatnie i wzniosłam palce blisko moich oczu, by przyjrzeć się mu z bliska. Choć cały był otoczony małymi diamentami, które ładnie odbijały światło, miał w sobie coś z delikatności i skromności. Na samym środku znajdował się zielony szmaragd a z dwóch jego boków żółte, nieco większe diamenty.

Coś mi zaświtało, ale chwilę zajęło mi, żeby trybiki poukładały mi się w głowie. Dopiero wtedy wytrzeszczyłam oczy.

- Żółte diamenty i zielony szmaragd? – spytałam, na co ten uniósł kącik ust, co upewniło mnie w przekonaniu, że dobrze zrozumiałam jego przekaz. – Żółte diamenty i zielone szmaragdy były kamieniami w klepsydrach domów w Hogwarcie, prawda? W klepsydrach Hufflepuffu i Slytherinu.

- Owszem – potwierdził. – Uznałem, że to będzie kolejny miły gest, reginetta.

Moja szczęka opadła, sprawiając, że jego ramiona zadrżały w powstrzymywanym śmiechu.

- Mówisz po włosku? – spytałam.

- Po włosku, rosyjsku, francusku, grecku, hiszpańsku i portugalsku. No i angielsku, oczywiście.

- Chryste – mruknęłam. – Że ci się chciało.

- Pięciu nauczyłem się, żeby znać język ewentualnych wrogów. Włoskiego, żeby móc dogadać się z twoją rodziną. Nie chodziłem do szkoły, więc miałem mnóstwo czasu. Teraz jestem w trakcie nauki niemieckiego, ale to dopiero początki.

- Jestem pod wrażeniem, pulcino – powiedziałam, przeczesując palcami jego włosy.

- Nie jestem ani malutki, ani słodki, kochanie – mruknął, zerkając na mnie spode łba. – A teraz chodź, lepiej się już połóżmy, bo jutro o ósmej musimy być na boisku.

Puścił mi oczko, po czym rozpiął pasek i opuścił spodnie, zostając w samych bokserkach, po czym szybko pozbył się marynarki i koszulki. Zarumieniłam się delikatnie i od razu odwróciłam, zamykając oczy. Usłyszałam tylko, jak odkładał broń na stolik nocny.

- Nie musisz się odwracać, masz pełne prawo do podziwiania mnie – powiedział arogancko, na co się skrzywiłam. – Idę pod prysznic.

Gdy usłyszałam trzask drzwi i szum wody pod prysznicem, odwróciłam się i ściągnęłam swoje rzeczy. Wyciągnęłam z garderoby swoją piżamę i jako że brałam kąpiel kilka godzin temu, uznałam, że wystarczy tylko umycie zębów.

Gdy Ryan wyszedł w samych bokserkach, zesztywniałam lekko, ale po chwili wzięłam głęboki oddech i pod jego rozbawionym spojrzeniem czmychnęłam prosto do łazienki. To było najdłuższe mycie zębów w dziejach, gdy w końcu uznałam, że nie mogłam się dłużej ukrywać.

Gdy wyszłam nieśmiało z łazienki, ten uniósł głowę i wbił we mnie spojrzenie. Leżał na łóżku rozwalony tak, jakby posiadał to miejsce. Z rękoma położonymi pod głową i skrzyżowanymi kostkami.

Chcąc nie chcąc, upajałam się widokiem jego ciała. Był zbudowany podobnie do mojego brata ze względu na lata treningów. Wyrzeźbione mięśnie brzucha, nóg i rąk, idealna opalenizna i prawie zerowa ilość tłuszczu. Mógł spokojnie zostać modelem, bo dla wielu kobiet był zwyczajnie ideałem.

Gdyby tylko jeszcze zdjąć ten arogancki uśmiech z jego twarzy.

- Odwrócić się, żebyś mogła podziwiać również moje plecy i pośladki? – zapytał złośliwie, na co wywróciłam oczami.

W milczeniu wspięłam się na łóżko, wślizgnęłam pod kołdrę i odwróciłam się do niego plecami. Zamknęłam oczy, próbując zasnąć jak najszybciej, ignorując go, lecz nie dał się tak łatwo. Nie minęło dziesięć sekund, a zostałam uniesiona, odwrócona i położona dosłownie na nim.

Choć jego klatka piersiowa była nieco twardą poduszką, zasnęłam niemal od razu, wsłuchując się w bicie jego serca.

***

- Wstawaj, pizzo – wymruczał znajomy mi głos nad uchem.

- O, nie! Nie dzisiaj! Nie przed meczem! – jęknęłam, łapiąc się kolumienek mojego łóżka.

Jednak moja próba uratowania sobie tyłka nic nie dała, ponieważ moje nie do końca rozbudzone jeszcze mięśnie nie były w stanie postawić większego oporu.

Już po chwili znajdowałam się w ramionach Alessandro, który kierował się w dół w kierunku znienawidzonego przeze mnie miejsca.

- Gdzie Ryan, żeby mógł mnie uratować? – jęknęłam ospale, próbując złapać się ostatniej możliwej deski ratunku.

- Poszedł z ojcem i Antonio do piwnicy, na naszą siłownię – odpowiedział szybko. – Ja byłem tam od rana, więc mam mnóstwo czasu, by zająć się moją kochaną siostrzyczką.

Zniósł mnie po schodach, na dole których czekała już nonna ze swoim uśmieszkiem.

- Miłej kąpieli, dolcezza – zawołała, puszczając mi oczko. – Jak już się wyczołgasz, to chodź do kuchni, bo kurewsko czekamy z Sapphire, Dione i Marcie, żeby zobaczyć twój pierścionek. Maddie już pojechała do siebie do domu.

Pokiwałam głową, czego mogła nie zobaczyć, bo odwróciła się na pięcie, kierując się do salonu, podczas gdy my przeszliśmy w zupełnie drugą stronę.

- Błagam, nie dzisiaj – wyjęczałam, próbując zrobić słodką minkę. – Per favore!

- Mi dispiace, la mia anima – powiedział, zanim wziął zamach.

- Co robisz, Alessandro? – zapytał Ryan, wychodząc nagle na patio, na co zapłonął we mnie płomyk nadziei.

- Budzę twoją narzeczoną – odpowiedział po prostu.

Zdążyłam tylko zrobić głęboki wdech, zanim całe moje ciało zderzyło się z taflą wody. Wylądowałam na dnie. Zamachałam dłońmi, by ustawić się w pionowej pozycji, po czym odbiłam się nogami i wypłynęłam jak najszybciej na powierzchnię.

Andy'ego już dawno nie było, natomiast Ryan ukucnął przy krawędzi i patrzył na mnie z iskierkami rozbawienia.

- Często to robi? – zapytał, podając mi ręcznik.

Codziennie rano Primavera wykładała kilka ręczników na leżaki obok basenu, znając dokładnie naszą tradycję.

- Codziennie rano – odparłam, po czym pozwoliłam mu wyciągnąć się z wody i owinąć ręcznikiem. – Dzięki. Mogłeś go powstrzymać, wiesz...

- Mogłem – przyznał. – Ale to było całkiem zabawne. Wyglądasz jak zmokły kot, micina.

Prychnęłam rozjuszona, co jeszcze bardziej upodobniło mnie do kotki. Uśmiechnął się delikatnie na to, a ja skrzywiłam się i wróciłam do środka, zostawiając mokre ślady na posadzce.

Skoczyłam szybko na górę, by wytrzeć się dokładnie i przebrać w strój czirliderki, a mokre włosy podsuszyłam. Na moje szczęście, nie były jakoś bardzo gęste, co czyniło suszenie łatwiejszą i szybszą czynnością.

Gdy zeszłam na śniadanie, przy stole siedziały już wszystkie kobiety, które od razu rzuciły się na mnie niczym sępy, bym tylko pokazała im pierścionek.

Primavera w tym czasie położyła na stole dwie olbrzymie frittaty, na których wygląd i zapach aż się oblizałam. Mama to zauważyła i od razu mnie zrugała, mówiąc, że musimy tak czy siak poczekać na męską część naszego grona.

Nie musiałyśmy czekać zbyt długo, gdyż po dwóch minutach usłyszałyśmy kroki na schodach. Typowe miejsce taty na czele stołu zostało puste, gdyż tata postanowił usiąść obok mamy naprzeciwko państwa King. Sapphire z Tonym siedzieli obok pani Dione, później ja z Ryanem, a naprzeciwko nas Alessandro, nonna, Primavera, Reina i Reggie.

Jedzenie zostało pochłonięte w ciągu kilku minut, po czym wszyscy odchyliliśmy się na krzesłach z pełnymi brzuchami. Frittata była tak sycąca, że po jednym kawałku miałam już dosyć.

Gdy Primavera zebrała zamówienia na kawę, przeszliśmy do salonu, gdzie dorośli prowadzili niewinną gadkę-szmatkę, która ucichła niemal natychmiast, gdy gosposia przyniosła wszystkie szklanki i kubki.

Tym razem cisza nie była do końca komfortowa. Nie byliśmy już tylko w gronie rodzinnym, więc było to nieco specyficzne, a jeszcze burzowa chmura nadchodzącego meczu zebrała się nad głowami nas wszystkich.

Gdy minął kwadrans i wybiła siódma trzydzieści, Primavera weszła do salonu z kilkoma torbami, które przygotowywała mnie i Alessandro przed każdym meczem. Tym razem torby były cztery i tylko w jednej znajdowały się pompony.

Złapałam swoją torbę, odchyliłam wystające pompony i zerknęłam do niej, by znaleźć kilka batoników proteinowych, butelkę wody, napój izotoniczny, mały ręcznik i mgiełkę do twarzy.

Chłopacy złapali swoje torby i popędziliśmy do samochodu, którym zamierzaliśmy jechać we czwórkę na mecz, podczas gdy reszta zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami dołączy o dziewiątej, by zająć dobre miejsca.

Gdy dojechaliśmy pod szkołę, stało tam tylko kilka samochodów, przy których stały już dziewczyny i chłopacy z drużyny. Większość rzuciła się na mnie, by mnie wyściskać i zapewnić, że już nigdy nie zostawią mnie samej przed jakimkolwiek meczem z Mantorville i że to naprawdę było świństwo z ich strony.

- Ruszać tyłki na rozgrzewkę! – Usłyszeliśmy wszyscy krzyk trenera.

Poczłapaliśmy na boisko, gdzie ten stał już z gwizdkiem w buzi i całą czerwoną twarzą. Przebiegliśmy kółko wokół murawy, po czym przeszliśmy do statycznego rozciągania się. Gdy ludzie zaczęli zbierać się na trybunach, wygonił nas do szatni, gdzie mieliśmy czekać na odpowiedni moment do wyjścia.

Zanim weszłam do budynku, ten położył mi dłoń na ramieniu.

- Cieszę się, że nic ci nie jest, Margherito – powiedział, po czym skinął głową, odwrócił się i poszedł.

Zamrugałam zdziwiona, po czym wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i popędziłam za Savannah, która jako ostatnia wchodziła do szatni. Gdy weszłam do środka, wszystkie dziewczyny były już zajęte rozmową ze swoimi piłkarzami, więc podeszłam do Ryana.

- Powodzenia, Ryan – mruknęłam, dając mu buziaka w policzek i łącząc nasze dłonie. – Choć pewnie go nie potrzebujesz, bo przecież jesteś taki idealny.

Uśmiechnął się kącikiem ust na tak wyraźną ironię w moim głosie i otworzył buzię, ale za nim zdążył coś powiedzieć, obok nas rozległ się pisk.

- O mój Boże, Rita – wykrzyknęła Savannah, wpatrując się w nasze dłonie. – Czy to jest pierścionek zaręczynowy?

Na to już wszyscy się odwrócili, a Alessandro wymienił znaczące spojrzenia z Chadem. Zarumieniłam się delikatnie na bycie w takim centrum uwagi, a Savannah podeszła i złapała moją rękę.

- No cóż, w gruncie rzeczy tak – mruknęłam, rumieniąc się.

- Wczoraj powiedziała „tak" – dodał Ryan, zerkając na mnie z tymi iskierkami w oczach.

To było kłamstwo, bo w gruncie rzeczy to nawet mnie nie zapytał o zgodę, ale w naszym przypadku samo moje założenie pierścionka było już zgodą.

- Boże, jestem dla was taka szczęśliwa – wykrzyknęła, przytulając nas oboje naraz.

Przez następny kwadrans wszyscy zapomnieli o zbliżającym się meczu i zajęli się składaniem nam swoich gratulacji. Tylko Stephanie i Viola były zdziwione, wiedząc dokładnie, jak bardzo go nienawidziłam na samym początku. Albo przynajmniej chciałam nienawidzić.

- Czy to nie jest za szybko? – spytała Steph. – W gruncie rzeczy, znacie się trzy tygodnie.

- Znamy się od dziecka – poprawił ją Ryan. – Nasze rodziny są ze sobą zaprzyjaźnione, a teraz będą dosłownie połączone.

To widocznie przekonało obie moje przyjaciółki, bo po chwili same składały gratulacje. Gdy usłyszeliśmy głos szkolnego komentatora meczów z małego głośnika w szatni, nerwowa atmosfera po raz kolejny nas wszystkich ogarnęła.

- Ludzie, Mantorville straciło swoich najlepszych zawodników – powiedział Alessandro, przyciągając uwagę wszystkich. – Bez nich, a z sześcioma rezerwowymi, będą się miotać bez celu. Nie mieli czasu na treningi w nowym składzie, podczas gdy my trenowaliśmy prawie codziennie po kilka godzin. Mamy też najlepszy skład, jaki nasza szkoła wystawiała od pięciu ostatnich lat. Puchar jest nasz!

Na jego ostatni okrzyk odpowiedzieliśmy wiwatami i oklaskami. Gdy Andy zszedł z ławeczki, nadeszła moja kolej na przemowę jako kapitan czirliderek.

- Laski, nasz układ jest świetny. W tym roku przeszłyśmy same siebie i na pewno wszyscy będą zachwyceni. Pamiętajcie, by dopingować swoich zawodników w trakcie trwania meczu, a wszystko będzie dobrze. Mia, Aria, Stella, jesteście naprawdę świetnie przygotowane. Rochester High School rządzi!

Choć moja przemowa jak zwykle była okropna i tak wszyscy wiwatowali. Ustawiliśmy się odpowiednimi parami, po czym czekaliśmy, aż komentator będzie po kolei wykrzykiwał imiona chłopaków.

Gdy padło „King, Ryan", wybiegliśmy truchtem z szatni. Machałam pomponami z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdy musieliśmy się rozdzielić, dołączyłam do Maddie i Deborah, które już stały przed trybunami i stanęłam pomiędzy nimi. Chłopcy zbierali się po drugiej stronie z trenerem.

Dostrzegłam obie nasze rodziny na trybunach w pierwszym rzędzie, więc puściłam oczko Reggiemu, który wyszczerzył się do mnie w odpowiedzi.

Po chwili na środek wybiegła drużyna Mantorville, a ich czirliderki ustawiły się obok nas. Od razu dało się zobaczyć różnice między nami. Ich spódniczki odsłaniały pośladki, a topy ledwo przykrywały piersi. Podobnie jak my miały na sobie szminki, lecz my fioletowe, one jaskraworóżowe.

Podeszłam do Tiffany Ross, która była kapitanem ich drużyny i wyciągnęłam do niej dłoń. Ta była lekko zdziwiona, widząc mnie, jakby spodziewała się, że wciąż znajdowałam się w Chicago, albo zrezygnowałam z meczu przez porwanie. Odwzajemniłam jej spojrzenie, unosząc brew i wykrzywiając lekko kącik ust, co upodobniło mnie do Ryana.

Gdy ta uścisnęła moją rękę, musiała wyczuć coś na moim palcu, bo zerknęła na moje palce i wytrzeszczyła oczy w zdumieniu.

- A więc to, co mówią w gazetach, to prawda – wyszeptała.

- Powodzenia, Tiffany – powiedziałam tylko.

Wyrwałam szybko dłoń z jej uścisku i odsunęłam się, wracając na moje miejsce pomiędzy członkiniami drużyny.

Szybko po rozpoczęciu meczu okazało się, że Mantorville, jakby wyczuwając swoje niskie szanse na wygraną, postanowiło eliminować naszych zawodników. Michael i Daniel, którzy zostali uznani za najsłabsze ogniwa jako ci najmłodsi, zostali brutalnie znokautowani. Michaelowi jakiś rudzielec podstawił nogę, a gdy chłopak się wywracał, oberwał łokciem w głowę, tracąc przytomność.

Musiałam złapać Chloe w pasie, bo ta wyrywała się, by zamordować rudzielca, który z parszywym uśmiechem odbiegł od Michaela, zostawiając go leżącego na boisku. Sędzia od razu pokazał mu czerwoną kartkę, a nasza część widowni zagrzmiała groźbami wykrzykiwanymi w jego kierunku.

Miejsce Michaela szybko zajął Anthony, który prawie zamordował rudzielca wzrokiem, gdy przebiegał obok niego. Tony wykonał też wspaniały rzut wolny pośredni, który Alessandro odbił głową, zdobywając dla nas pierwszego gola.

Daniel, gdy był już blisko strzelenia drugiego gola dla nas, został złapany za koszulkę i pociągnięty do tyłu przez innego gracza. Nie puścił go nawet na gwizdek sędziego, więc ten blondyn również dostał od razu czerwoną kartkę i dostaliśmy kolejny rzut wolny, tym razem bezpośredni, co zakończyło się golem dla nas.

Widownia zawyła z uciechy. Minęło dziesięć minut meczu, a dwóch zawodników miało czerwone kartki, jeden był znokautowany, a my prowadziliśmy dwa do zera. Trener Mantorville, cały czerwony na twarzy, poprosił o przerwę i musiał na nich porządnie nakrzyczeć, bo do końca pierwszej połowy nie zostaliśmy sfaulowani ani razu.

Ryan zaliczył piękny gol w ostatnich sekundach pierwszej połowy, dzięki czemu prowadziliśmy trzy do zera w chwili rozebrzmienia klaksonu oznaczającego przerwę, która była momentem na nasz układ.

Gdy chłopacy usiedli na ławeczkach, skupiłyśmy się na dziewczynach z Mantorville, które jako pierwsze wyszły na środek. Gdy one skończyły swój układ, który prawie w całości polegał na trzęsieniu tyłkami, zrobiło mi się od razu lepiej.

Było to bardzo aroganckie i nieskromne myślenie, ale byłam przekonana, że wypadniemy o wiele lepiej.

Chryste, zamieniałam się w Ryana.

Gdy rozległy się oklaski, złapałyśmy się z dziewczynami za ręce, po czym wybiegłyśmy na środek, by wykonać nasz układ. Ustawiłyśmy się w odpowiednich pozycjach, poczekałyśmy aż kilku chłopaków położyło kozły i materace w miejscach, które wskazałyśmy, po czym zaczęłyśmy tańczyć.

My również miałyśmy układ oparty na dance hallu, lecz wplotłyśmy w to mnóstwo akrobacji, więc wyglądało to o wiele bardziej profesjonalnie. Viola, Steph i Alyssa starały się najbardziej z nas wszystkich, wiedząc, że to była ich ostatnia szansa, by otrzymać stypendium w UCLA. Nadine miała wciąż dwa lata, ale starała się równie mocno.

Ja poddałam się muzyce i pozwoliłam, by mnie prowadziła, a przy każdym elemencie, który wymagał od nas trzęsienia tyłkami czy twerkowania, śmiałyśmy się do rozpuku, pokazując wszystkim, że dla nas była to wyłącznie zabawa.

Wykorzystałyśmy kilka ruchów z naszej ulubionej piosenki „Sorry", po czym nasza składanka zaczęła dobiegać już końca, więc ustawiałyśmy się tanecznym krokiem do piramidy, podczas gdy czwórka naszych gimnastyczek stanęła w okolicach kozłów, machając pomponami.

Stanęłam w okolicach Deborah i Karen, a te posłały mi porozumiewawcze uśmiechy. Gloriana, Kim, Samantha, Mia i Aria ustawiły się na odpowiednich pozycjach, a Deb, Karen, Maddie i Chloe wskoczyły na nie, ustawiając się dla nas na piramidę. Gdy utrzymały odpowiednią równowagę, wymieniłam spojrzenia z Savannah, jako że obie miałyśmy teraz najtrudniejszą rolę. Wybić się na kozłach, złapać mocno dziewczyny, które miały być pod nami i zachować równowagę.

Wzięłam głęboki oddech, rozpędziłam się, wybiłam z mniejszego kozła i obróciłam się kilka razy w powietrzu, zanim Deb i Karen mocno nie chwyciły moich ramion. Wieża delikatnie się zachwiała, ale utrzymałyśmy odpowiednią równowagę i po chwili wybiłam się raz jeszcze i stałam już bezpiecznie na ich ramionach.

Czwórka dziewczyn zaczęła biec w kierunku kozłów stojących niedaleko nas, wszystkie wykonały perfekcyjne Yurchenko, po czym stanęły prosto z wyciągniętymi rękoma w górę, na co my z Savannah również uniosłyśmy ręce, a Stella po zrobieniu gwiazdy opadła na kolana przed naszą wieżą, rozkładając szeroko ręce.

Gdy rozległy się brawa i wiwaty, pozwoliłam dziewczynom spuścić mnie na ziemię i odetchnęłam z ulgą. Wszystko odbyło się dokładnie tak, jak miało. Przytuliłyśmy się wszystkie, po czym truchtem opadłyśmy na trawę pod ławeczkami chłopaków, którzy złożyli nam gratulacje z udanego występu.

- Byłaś świetna – wyszeptał mi do ucha Ryan, wciągając mnie na swoje kolana.

- Dzięki. Ty też byłeś całkiem znośny – zażartowałam, obejmując go wokół szyi.

Ten pocałował mnie w czoło i w takiej pozycji słuchaliśmy uwag i komentarzy trenera, który po raz pierwszy w życiu pochwalił chłopaków. Wszyscy wiedzieliśmy już, że wygraną mieliśmy w kieszeni, więc teraz chciał, byśmy walczyli o rekordowy wynik sześciu do zera.

Gdy rozległ się klakson oznaczający koniec przerwy między połowami, zsunęłam się z kolan Ryana i wyleciałam z pomponami przed widownię, by móc wygłosić okrzyk na jego cześć. Widownia współpracowała ze mną i po chwili wszyscy krzyczeli i klaskali: „Do boju, Ryan, do boju", po czym Maddie przejęła po mnie, wznosząc okrzyk na cześć Andy'ego.

Skakałyśmy przez następną połowę, wznosząc okrzyki na ich cześć. James zaliczył popisową obronę w pierwszym kwadransie, na co nasi chłopcy zawzięli się i po chwili Ryan zaliczył kolejnego gola, na co nasza strona widowni zawyła z uciechy.

Alessandro nie mógł być mu dłużny, więc po kilku minutach prowadziliśmy już pięć do zera, na co trener darł się przy nas razem z całą widownią.

Gdy w ostatnich kilku minutach wszyscy stracili nadzieję, nagle Maxowi udało się odebrać piłkę i już biegł w stronę ich bramki, gdzie miał prawie czystą drogę, kolejny blondyn zastąpił mu drogę, wpadając z całej siły na jego łydkę. Rozległ się okropny trzask, na który aż ja się wzdrygnęłam, a Max wrzasnął na całe gardło.

Gloriana zamarła, po czym razem z lekarzem naszej drużyny wbiegła na boisko i popędziła w jego kierunku. Nie udało mi się jej zatrzymać, więc tylko patrzyłam na trenera, który poczerwieniał ze wściekłości i wysyczał przez zaciśnięte zęby, że Kenneth ma go zastąpić i wykonać rzut wolny.

Gdy obok nas przeniesione nosze z Maxem, przy których Gloriana szeptała do niego jakieś uspakajające słowa, trzymając mocno jego dłoń, w żołądku mi się przewróciło na widok bieli kości i mięsa.

Dodali nam dwie minuty w trakcie których Kenneth strzelił gola, dygocząc ze wściekłości, na co trener wrzasnął z uciechy lekko zagłuszony przez klakson.

Stałam w szoku, gdy nagle zobaczyłam pędzącą ochronę na boisko.

Zmarszczyłam brwi, bo nie do końca wszystko do mnie docierało, lecz dostrzegłam, że wynikła bójka na boisku. Obie drużyny rzuciły się na siebie, a ochrona poleciała, by ich rozdzielić. Dziewczyny stanęły niedaleko, próbując powstrzymać chłopaków okrzykami, a ja stałam jak słup przy trenerze, nie mogąc się poruszyć.

- Margherita? – Usłyszałam czyjś głos, który wyrwał mnie z otępienia.

Odwróciłam się, by dostrzec młodego mężczyznę, mniej więcej w wieku Ryana tak na oko, w stroju ochroniarza.

- Mogę w czymś pomóc? – zapytałam, unosząc brew.

Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że cała widownia była zbyt zajęta bójką chłopaków, by zwracać na mnie teraz uwagę. A z oczu chłopaka wyraźnie biło niebezpieczeństwo. Wyjątkowo podobne do tego, którym promieniował Ryan. Nie wyglądał na Rosjanina, ale poczułam się zagrożona.

- Nie bój się, chcę tylko porozmawiać. Z bossem Fedelty i każdym jeszcze, kogo uzna za słuszne zaprosić. Potrzebuję twojej pomocy.

- Kim jesteś? – wyszeptałam, robiąc mały krok w tył w stronę trenera.

Ten ściągnął czapkę z daszkiem, przez co jego gęste, ciemnobrązowe włosy opadły długimi falami na koszulkę. Teraz, gdy cień nie przykrywał jego twarzy, a kołnierzyk szyi, zauważyłam również krótką, choć gęstą, brodę i wąsy.

Był całkiem przystojny i choć rysy jego twarzy były wyjątkowo ostre, jakby przeszedł w życiu wiele złych rzeczy, dało się wyczuć, że był jeszcze przed trzydziestką.

- Nazywam się Basil Callas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro