Rozdział 20.
Rozdział 20. "Musimy porozmawiać."
Liczba słów: 6229
Na dole niespodzianka!
OMG, nie wiem, jak to się stało, ale Wattpad mi zwariował i złączył połowę rozdziału w zbity tekst! Już edytuję!
***
- Okej, podjęłam decyzję - oznajmiłam kilka dni później całej rodzinie. - Co do szkoły.
I zgodzili się ze mną. Od tamtego momentu przerzuciłam się na nauczanie domowe i jedyne momenty, gdy pojawiałam się w szkole, to były sprawdziany.
Za długo byłam już egoistką i, chcąc ciągnąć normalne życie, narażałam innych. Chciałam zrezygnować z chodzenia tam w zupełności, ale nonna zanegowała.
- Jak mamy znaleźć tego pierdolonego szczura, a chuj mu w dupę, to musisz tam się pojawić co jakiś czas. Sprawdziany brzmią rozsądnie. Treningi zespołu możecie robić tutaj.
I tak też się stało. Dziewczyny przyjęły to nawet z ulgą, bo nie czuły się już w szkole bezpiecznie, a wiedziały, że na sali gimnastycznej u nas w domu raczej nic nie grozi. Alyssa również przychodziła, głównie popatrzeć i porobić kilka ćwiczeń rehabilitacyjnych, ale nie forsowała się.
Cały marzec i kwiecień razem z Ryanem próbowaliśmy odbudować naszą relację. Musiałam mu to przyznać, starał się, jak tylko mógł. A to znajdowałam w szafce kwiaty, a to czekoladki na łóżku, a to zabierał mnie gdzieś do kina.
A przez "gdzieś" miałam na myśli "do piwnicy", albowiem nie opuszczałam domu, ale sala kinowa spełniała się idealnie. Czasami skradał tam mi pocałunek albo dwa (albo i trochę więcej), ale do niczego poza tym nie dopuszczał.
Ja z kolei, po długich naradach z nonną, zgodziłam się, że sukowate podejście do życia Aurory nie jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Moją największą wadą była naiwność i, jak to ujęła nonna, głupota, więc przestałam udawać kogokolwiek innego i zaczęłam tylko nad tym pracować.
Udało mi się wrócić do poprzedniej formy, choć musiałam zrezygnować z udziału w układzie podczas marcowego meczu, by niczego nie zepsuć. Poprawiłam wszystkie sprawdziany i choć nie byłam już w stanie wrócić do swojej idealnej średniej, nie była ona aż taka zła.
Całe dwa miesiące poświęciliśmy poszukiwaniom szpiega i udało się nam wykluczyć ponad połowę osób z czerwonej listy i zawęzić grono podejrzanych do garstki osób.
Stella nie wróciła do tematu pocałunku, a Ryan nic na ten temat nie powiedział, choć posyłał jej mordercze spojrzenia, za każdym razem, gdy podchodziła bliżej w moim kierunku.
Cisza ze strony Rosjan i Mantorville zmieniła się w nieodparte uczucie zagrożenia, które z dnia na dzień stawało się coraz mocniejsze. Do tego wielkimi krokami zbliżały się urodziny moje i Andy'ego, na które celowo zaprosiliśmy dosłownie całą szkołę, co stanowiło idealną okazję do ataku.
Teraz jednak jeszcze większymi krokami zbliżało się nieco inne wydarzenie, które wyczekiwałam od samego początku. Ślub Reiny i Basila. Ja i Sapphire jako druhny zostałyśmy poproszone o pomoc przy ostatnich przymiarkach jej sukienki i tych naszych, przez co gdy tylko wybił piątek dwudziestego czwartego, dokładnie tydzień przed ślubem, przyleciałyśmy do Chicago.
Sapphire z Tonym, Reina z dwójką ochroniarzy i ja z czwórką moich umówieni byliśmy z Pniną Tornai, która w ciągu ostatnich kilku tygodni zajmowała się sukienką ślubną dla Reiny i sukienkami druhen dla nas. Równo w południe znaleźliśmy się wszyscy w jej apartamencie (który był prezentem od Kingów na jej pięćdziesiąte urodziny), gdzie czekała już na nas z szampanem.
- Panów zapraszam do salonu – zadecydowała, gdy tylko skończyliśmy z grzecznościami. – A panie na górę, gdzie czeka sukienka.
Gregory skrzywił się.
- Nie mogę spuszczać panny Queen z oczu – powiedział spokojnie.
- Obawiam się, że to równałoby się zobaczeniem nagich panien Queen, King i Reeds, za co mógłby pan stracić oczy – powiedziała zgryźliwie Pnina, wywracając oczami. – Może pan poczekać pod drzwiami, nie ma problemu.
- A więc poczekam pod drzwiami – zgodził się, ignorując jej zgryźliwości.
Gdy szliśmy na górę, dostrzegłam, że Reinie strasznie drżały dłonie. Złapałam jedną z nich, uśmiechając się do niej pocieszająco, na co ta odwzajemniła uśmiech, choć wyszedł znacznie bardziej ponury niż radosny.
Wiedziałam, że, choć nie chciała tego przyznać na głos, wizja ślubu z Basilem przerażała ją. Nic o nim nie wiedziała poza zasłyszanymi plotkami. A plotki były nieco przerażające, trzeba to było przyznać.
Tak jak Ryan uśmiechał się tylko kącikiem ust, tak Basil zawsze był poważny. Calista zdradziła, że nawet ona nie widziała nigdy, by się kiedykolwiek uśmiechnął.
Kiedykolwiek.
Do tego z zimną krwią zamordował swojego ojca, po tym jak torturował go przez wiele tygodni w piwnicy ich domu. Budził w swoich ludziach zarówno lojalność jak i strach.
Choć dla mnie zawsze był uprzejmy i tak się go bałam.
- To zdecydowanie jest jedna z najlepszych sukienek, jakie kiedykolwiek uszyłam – przyznała Pnina, gdy byłyśmy już same w czwórkę w przestronnej sypialni.
- Łał – powiedziałam, gdy rozsunęła pokrowiec, ukazując nam kreację.
Ślub miał się odbyć w rezydencji Callasów, więc nie było potrzeby zakrywania ramion, co Pnina wykorzystała. Sukienka była idealnie biała, z obcisłym gorsetem w kształcie serca i cienkimi niczym spaghetti ramiączkami. Dół cały opływał w obszernym tiulu, którego zdecydowanie nie żałowała.
Gorset wyszyty był małymi diamentami w rozmaite wzory. Każde zagięcie tiulu również było nimi obszyte.
Widziałam zachwyt na twarzy Sapphire.
Ona i Tony jeszcze nie zaczęli ustalać szczegółów swojego ślubu, ale wiedziałam, że nie będzie ich stać na uroczystość z takim przepychem. Nawet teraz, gdy Andrew został oficjalnie kapitanem i pozycja Tony'ego była już ta sama co Sapphire i tak zgodzili się już, że zaproszą tylko grono najbliższych.
- Jest przepiękna – przyznała Reina.
- No dalej, przymierzaj – zachęciłam ją.
Gdy ona z pomocą projektantki przymierzała sukienkę, my z Sapphire zerknęłyśmy na nasze sukienki druhen, które były równie piękne.
Miały identycznie wyszyte gorsety, choć w odcieniu bladego różu. Tiul spódnicy był w tym samym odcieniu, choć znacznie krótszy, więc obie z Sapphire miałyśmy mieć odsłonięte kolana.
- Ogarnęłaś bieliznę? – spytałam Reiny, na co ta wskazała kartonik leżący w kącie.
- Podwiązki, sznureczki, bielizna – powiedziała ponuro. – Marlene wybierała.
Skrzywiłyśmy się wszystkie na raz.
- Nie mogłaś jej odmówić?
- Tata interweniował, gdy próbowałam. No trudno, będę musiała znieść fakt, że drugie wrażenie, jakie Basil o mnie otrzyma, to takie, że jestem dziwką.
- Nawet nie waż się tak mówić – syknęła Pnina z oburzeniem. – Jeśli ktokolwiek będzie próbował traktować cię jak dziwkę, to pożałuje. Jesteś księżniczką, Reina. Marlene może próbować, ile chce, ale nigdy nie zostanie królową tak jak Dione czy ty.
Pnina była wieloletnią przyjaciółką Dione King, więc wiedziała dokładnie kim byliśmy. Wiedziała również o tym, że ślub Reiny z Basilem był całkowicie zaaranżowany.
- A jakie było pierwsze wrażenie? – spytała Sapphire, próbując zmienić szybko temat.
Chybiła jednak w stu procentach.
- Pijaczka. Która pomogła też upić jego siostrę – mruknęła ponuro.
- Koniec z tym! – zarządziła Pnina. – Reina, skarbie, przymierz sukienkę. Nie powinnaś się niepotrzebnie zamartwiać. Wasze małżeństwo jest na potrzebę sojuszu. Callas nigdy nie ośmieli się ciebie skrzywdzić. Jeśli kiedykolwiek przejdzie mu to przez myśl, ścigać go będzie połowa USA i, jeśli mogę się posunąć o taki wniosek, również Meksyk i Włochy.
- Dzięki, Pnina – wyszeptała dziewczyna, zanim cała jej postawa zmieniła się nie do poznania. Uśmiechnęła się słodko i wskazała na sukienkę. – Pomożesz mi się ubrać?
Wiedziałam, że jej entuzjazm był całkowicie udawany, ale Reina była w tym taka dobra, że niemal mnie nabrała.
- Od tego tu jestem!
***
Sześć dni później we trójkę znajdowałyśmy się na szesnastym piętrze Hughes Centre w Las Vegas pod apartamentem, który został zakupiony dla rodziny King, jakby zamierzali przyjeżdżać z odwiedzinami do Reiny.
Trzech moich ochroniarzy i dwóch Reiny ustawiło się pod drzwiami. Dwóch innych, przydzielonych przez Basila, zostało przy wejściu do apartamentowca i kolejnych dwóch przy windzie. Gregory wszedł z naszą trójką do środka, gdzie zostałyśmy przywitane przez ogromną przestrzeń i grupkę uwijających się pokojówek.
- To już jutro – szepnęła Reina, zerkając na wypełnione helem balony, na których naklejone były daty, drugi maj. – Jutro.
- Jesteśmy z tobą, Reina – wyszeptała Sapphire do jej ucha, po czym odsunęłyśmy się, by rozejrzeć po wnętrzu.
Przestronny salon był już wypełniony ogromnymi fałdami tiulu w trzech kolorach – różu, fiolecie i bieli. Wszędzie wisiały balony w tych samych barwach. Przy ścianach ogromnego pomieszczenia ustawione były stoliki – jeden na prezenty, wszystkie pozostałe na przekąski, pod którymi aż się uginały.
W rogu stał stolik z laptopem i mniejszymi głośnikami, podczas gdy większe zostały ustawione w kątach. Dało się usłyszeć ciche nuty jednej z piosenek, które wybrała Marlene do składanki.
- Ciocia Marlene przeszła samą siebie – powiedziała Sapphire z przekąsem, zerkając na dekoracje.
Zmarszczyłam brwi. Pomieszczenie wyglądało całkiem uroczo. Nie było przesadzone, czego spodziewałam się po Marlene. Nie wiedziałam, skąd więc ta ironia.
- Daj spokój... może tiulu faktycznie jest całkiem sporo, ale ogólnie to jest całkiem ła... och – urwałam w pół zdania, gdy odwróciłam się i dostrzegłam to na co patrzyły Sapphire z Reiną. – To są jakieś żarty?
Na ścianie, której dotychczas nie zauważyłam, znajdowało się ogromne zdjęcie na którym była Marlene trzymająca w dłoniach transparent z napisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu, skarbie!".
Gdy rozejrzałam się raz jeszcze, dostrzegłam kilka innych, podobnych, choć w mniejszych rozmiarach.
- Tylko Marlene jest w stanie urządzić czyjś wieczór panieński tak, by lśnić na nim najmocniej – prychnęła Reina. – Da się to jeszcze zdjąć?
- Za pół godziny mają przyjść pierwsi goście – powiedziała Sapphire, krzywiąc się. – Tego świństwa jest za dużo.
- Zostawmy to – powiedziałam, wzruszając ramionami. – Gregory, co o tym sądzisz?
- Śmieszne – powiedział ochroniarz, zatrzymując spojrzenie na plakacie za naszymi plecami. – Wyjątkowo śmieszne, panno Queen.
- No właśnie! Robi z siebie tylko pośmiewisko, a ja osobiście nie zamierzam jej w tym przeszkadzać. Czy prowadzący nie powinien się tu już pokazać? – spytałam i zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, że Reina zrobiła minę. – Co jest?
- Prowadzącą będzie Marlene – wypluła, wywracając oczami.
- No to zapowiada się wyśmienita zabawa. – Usłyszałyśmy delikatny głos za nami.
Gregory odwrócił się jako pierwszy, w gotowości do ataku, po czym skinął głową Caliście, odsuwając się w kierunku ściany, pod którą stanął wyprostowany.
Calista uśmiechnęła się do nas i podeszła, by przywitać. Miała na sobie przepiękną, białą sukienkę, która podkreślała jej opaleniznę i gęste, czarne włosy. Wyglądała jeszcze lepiej niż na pogrzebie pani King, co tylko świadczyło o tym, że jeszcze wracała do siebie po dziesięcioletnim życiu w piwnicy.
W dłoniach ściskała znajomą urnę, więc przywitała się tylko całusami w policzki. Gdy wymieniłyśmy grzeczności, skinęła głową na dwóch ochroniarzy, których ze sobą przyprowadziła. Jeden z nich trzymał sporą paczkę owiniętą w ładny papier z ogromną kokardą.
- Połóż to na stole i możecie stanąć z pozostałymi pięcioma na zewnątrz – zakomenderowała. – Jak się czujesz, Reina? Jutro wasz wielki dzień.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, że szaleję z radości, ale też nie jestem zaniepokojona – powiedziała dyplomatycznie dziewczyna. – Myślę, że spokój to w tej chwili najlepsze słowo.
- Cóż, nie mów mu, że ci powiedziałam, ale Basil zdecydowanie jest zdenerwowany – zachichotała, puszczając jej oczko. – Ile razy nakrzyczał na służbę, to ja nie wiem. Zazwyczaj jest oazą spokoju. Teraz się boi, że coś pójdzie nie tak. Zależy mu na tobie, wiesz.
Nie chciałam niszczyć jej złudzeń, ale strach związany był z goszczeniem w swoim domu tylu żołnierzy z Fedelty. Sojusz nie był jeszcze stabilny, więc wpuszczenie nas wszystkich do środka wiązało się ze stresem.
Reina musiała dojść do tych samych wniosków, ale się nie odezwała, tylko uśmiechnęła spokojnie.
- Słyszałam, że będą tutaj twoje ciotki.
- Tak – westchnęła dziewczyna. – Wszystkie wyjechały z dziećmi do Grecji, gdy tylko mama popełniła samobójstwo, a ojciec zamordował ich mężów. Choć sojusz ze Stémmą był już wtedy zerwany, wujek Pancras przyjął je wszystkie. Nawet siostrę ojca.
- Twój wujek będzie na ślubie? – spytałam.
- Wszyscy przecież będą. Basilowi udało się odnowić sojusz.
- Słyszałam, że udało mu się dokonać niemożliwego i odbudować Ischýs od podstaw – powiedziała Sapphire.
- Nie powiedziałabym, że od podstaw. Wciąż dopuszcza nielegalne walki w podziemiu i kilka innych takich gówien, by zadowolić swoich najbardziej tradycjonalistycznych ludzi. Wciąż jeszcze próbuje zapanować nad różnymi mniejszymi i większym buntami w dalszych częściach Ischýs, więc nie potrzeba nam problemów z underbossami, którzy nie są w stanie wyjść ze swoich tyłków i dostrzec, że wszystko się cały czas zmienia – prychnęła. – No cóż, córeczki niektórych z nich również się dzisiaj pojawią. Ostatnio chwaliły się zaproszeniami.
- Jakbyśmy nie mogły świętować we czwórkę – mruknęłam.
- To tak nie działa, drogie dziecko – zaświergotała Marlene, pojawiając się w drzwiach.
Nawet nie usłyszałyśmy, jak wchodziła. Ubrana w obcisłą, skórzaną sukienkę, która pasowała kolorystycznie do jej matowej, czerwonej szminki stała z dłonią opartą na biodrze, eksponując swoją obrączkę.
Wiedziałam, że teraz czuła się pewniej, gdyż była oficjalnie żoną bossa, a więc mogła się uważać za wyżej postawioną ode mnie. Wciąż jednak nie dawało jej to możliwości obrażania mnie.
- Ciebie też miło widzieć, Marlene – powiedziałam z przekąsem, wywracając oczami.
- Podobają się wam dekoracje? – spytała śpiewnie, zupełnie mnie ignorując.
- Są bardzo w twoim stylu, ciociu – mruknęła Sapphire. Marlene uniosła brew i wbiła w nią wzrok. Powoli uniosła wskazujący palec pionowo do góry i pokiwała nim kilka razy od prawej do lewej.
- Nie masz już prawa tak do mnie mówić, niewdzięcznico – prychnęła. – Teraz jestem dla ciebie tylko i wyłącznie panią King, a nie ciocią. Radź sobie sama, jak już zrozumiesz, że ślub z tym szczurem będzie dla ciebie tylko upadkiem z bardzo wysoka. Nawet nie przychodź do mnie wtedy z podkulonym ogonem!
- Och, uspokój się, Marlene – syknęła Reina, unosząc oczy do sufitu. – Przestań rujnować humor moim druhnom, bo cię stąd wyproszę.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? – pisnęła kobieta. – Jestem twoją matką! Należy mi się trochę szacunku!
Reina spoważniała i przybliżyła się momentalnie do blond kobiety, która uniosła podbródek buńczucznie, patrząc na nią z góry, choć jej mina nieco zrzedła.
- Nie wiem, co sobie ubzdurałaś w tej swojej głowie, ale nigdy nie byłaś i nie będziesz moją matką. Możesz sobie być żoną taty, ale na pewno nie zostaniesz jego ukochaną. Będziesz żyć do końca życia w świadomości, że gdy ty pieprzysz się z moim ojcem, on myśli o twojej siostrze, do której śmierci bez wahania doprowadziłaś.
Marlene zmrużyła oczy, po czym złapała Reinę mocno za lewy nadgarstek. Gregory od razu zrobił krok do przodu, ale dziewczyna uniosła wolną dłoń, powstrzymując go.
- Taka jesteś mądra? A myślisz, że z Callasem będzie niby inaczej? Ja przynajmniej mogę się czuć bezpiecznie. Jak mu odbije jak jego ojcu, to zostaniesz nędzną dziwką. A jakiś czas później martwą dziwką – syknęła, akcentując dwa ostatnie słowa.
Reina uniosła rękę i spoliczkowała ją.
Mocno.
- Jak śmiesz? Najpierw obrażasz Ritę, teraz mnie i Basila? Czy ty masz jakikolwiek instynkt samozachowawczy, kobieto? Co zrobisz, jak mój ojciec umrze? Ma sześćdziesiąt pięć lat, a wypadki przecież chodzą po ludziach. Co wtedy się z tobą stanie? Nie kłopocz się z odpowiedzią, zrobię to za ciebie. I ja, i Rita, która wtedy oficjalnie będzie żoną bossa, dopilnujemy, że zostaniesz wydana za mąż za najpaskudniejszego żołnierza Fedelty. I wtedy będziesz lizać podeszwy butów Sapphire, by powstrzymała nasz gniew. I zgadnij co? Nie uda jej się, nawet gdyby spróbowała.
Jeszcze nigdy nie widziałam takiej nienawiści na twarzy Reiny. Patrzyła na kobietę z takim okrucieństwem, że aż opadła mi szczęka. Nie wiedziałam, że śmierć matki wpłynęła na nią tak mocno, ale jak widać wszyscy mieliśmy swoje demony.
Marlene zacisnęła wargi i otworzyła już usta, by coś powiedzieć, ale przerwało jej pukanie do drzwi.
- Jesteśmy za wcześnie? – zapytała drobniutka, czarnowłosa kobieta.
- Ciociu Damaris – zawołała Calista, po czym zerknęła niepewnie na Reinę.
- Ależ skąd, dopiero co przybyła prowadząca – powiedziała Reina, przybierając uśmiechniętą minę. – Jestem Reina King.
- Ależ wiem, kochaniutka! – wykrzyknęła. – Jestem Damaris Nomikos. Żona Pancrasa.
- Ach, żona bossa Stémmy? Wiele o pani słyszałam – zachichotała Reina, zupełnie nie w swoim stylu, zanim nie przytuliła jej.
- Mów mi po imieniu, skarbie, czuję się wtedy taka stara!
Okazało się, że wszystkie greczynki, które przybyły na wieczór panieński były głośne, wesołe i wyjątkowo podobne do nas, Włoszek. Zebrało się nas całkiem liczne grono i jeszcze większe pod drzwiami i w holu – naszych ochroniarzy.
Przybyły Aurora, Martina i Federica jako reprezentantki Eternity, ciotki i kuzynki Calisty reprezentujące Stémmę, ciotka Reiny – Grace z córką Melissą oraz żona drugiego najmłodszego syna pani Reginy, a także Maria ze swoją córką Biancą będące reprezentantkami Poderry. Do tego mnóstwo córek underbossów i kapitanów Basila, co sprawiło, że było nas sporo.
Cieszyłam się, że nonna zmusiła mnie do nauczenia się imion wszystkich z rodzin Nomikos i Callas na pamięć, bo dzięki temu uniknęłam niezręcznego mówienia do nich „per pani" czego wszystkie kategorycznie zabroniły już na wejściu.
- Te kobiety są szalone – wydyszała Aurora, podchodząc do mnie i Sapphire, gdy stałyśmy przy barku, popijając różowy poncz. – Myślałam, że to Włosi mają coś z banią, ale ewidentnie to nie z nami jest nie tak!
- Chodź tu, Rosellini i nie marudź – zawyła Stefania, druga najmłodsza siostra Pancrasa.
- Właśnie, właśnie, nie skończyłaś o tej manikiurzystce! – zawtórowała jej o kilkanaście minut starsza siostra bliźniaczka, Zelena.
Uczyłam się o nich przez kilka godzin, a i tak miałam problem by je rozróżnić, bo miały identyczne stroje. Jak przyznały, nawet ich trzecia siostra, Nyssa, miała czasami z tym problem. Z kolei ich zmarła, najmłodsza siostra Amarantha, mama Calisty, nigdy nie spudłowała pod tym względem.
- Są szalone – przyznała Iolantha, jedyna siostra Tyrone'a Callasa, podchodząc do nas z gracją na wysokich szpilkach. – Życie z nimi w Atenach to coś strasznego.
Miała ponad pięćdziesiąt lat, gdy one ledwo po czterdzieści jeden, więc nie dziwiłam się jej zmęczeniu. Ona była tylko w połowie greczynką i została wychowana po amerykańsku, podczas gdy one były w stu procentach zdrowo kopniętymi imprezowiczkami.
Moja mama wiedziała o tym zawczasu, więc przepraszając wylewnie Reinę, zrezygnowała z tego wieczoru, udając chorobę. Wiedziałam, że o wiele lepiej dogadałaby się z Iolanthą niż z nimi dwoma, lecz żadna z tej trójki nie pozwalała się ignorować.
- Muszę się zgodzić, ciociu – mruknęła młoda kobieta, podchodząc do nas. – Cześć, jestem Sibyl. Kuzynka Calisty.
- Ty jesteś córką jednego ze zmarłych braci Tyrone'a? – spytałam, upewniając się.
- Tak, to ja. Mój tata, Linus, był środkowym dzieckiem. Trzecim z kolei.
- Tak, zaraz po mnie – dodała Iolantha. – Był moim ulubionym bratem. Zawsze taki wesoły... och, patrzcie, one są jednak bardziej niż szalone.
Razem obserwowałyśmy, jak Reina została wpakowana w szeroką tiulową spódniczkę i koronę, bo Zelena i Stefania nie przyjęły odmowy. Po kilkunastu szotach postanowiły tak samo ubrać i Gregory'ego, który nie mógł nic z tym faktem zrobić.
- Nie śmieszne. Wyjątkowo nie śmieszne, panno Queen – wydusił przez zęby, po czym odmówił szeptem modlitwę, zamykając oczy.
Udało mi się usłyszeć takie słowa jak „cierpliwości" i „błagam", zanim nie zostałam pociągnięta przez Zelenę (lub Stefanię) na parkiet.
***
- Gotowa? – zapytałam Reiny.
Złapałam jej dłoń i spojrzałam w oczy, przygryzając wargę.
Ta odetchnęła głęboko i zamrugała szybko, po czym przytaknęła nieco nerwowo. Jej ręka cała drżała. Wymieniłyśmy z Sapphire ponure spojrzenia, zanim nie rzuciłyśmy się na nią obie, zamykając szczelnie w mocnym uścisku.
- Reina? – Rozległ się donośny głos pana King w przedpokoju. – Margherita, Sapphire?
Reina momentalnie wyplątała się z grupowego przytulenia, po czym wygładziła sukienkę i wyprostowała się, przyjmując opanowaną minę kamiennej księżniczki.
- Tutaj jesteśmy, wujku! – zawołała Sapphire, robiąc krok do tyłu.
Pan King wsunął się do sypialni w rezydencji Callasów, która była przydzielona na nasze ostatnie poprawki, po czym zamarł na widok swojej córki.
- Wyglądasz tak... – zaczął, po czym odchrząknął i uśmiechnął się. – Dziewczęta, bardzo proszę, zostawcie mnie z moją córką na moment.
Wyszłyśmy razem z Sapphire, stukając naszymi obcasami na marmurowej posadzce i stanęłyśmy w ogromnym salonie, gdzie, pilnowane przez czujne spojrzenia pokojówek i żołnierzy, czekałyśmy na pannę młodą.
Chwilę później Reina wyszła pod ramię ze swoim tatą, choć teraz miała już na twarz zarzucony welon. W milczeniu przeszliśmy na patio i po ścieżce w głąb ogrodu, gdzie stał jeden z dwóch ogromnych namiotów weselnych.
Wsunęłam się do środka, po czym skinęłam na dyrygenta, który momentalnie rozpoczął granie marszu weselnego, uciszając wszystkich zebranych. Gdy wszyscy goście wstali, ruszyłam przed siebie w stronę stojących przy ołtarzu Basila, Draco i Stavrosa.
Wszyscy prezentowali się zabójczo, będąc całkowicie na czarno, bez żadnych jaśniejszych emblematów. Nawet chusteczki, które mieli w kieszonkach marynarek były w tym kolorze.
Szłam powoli w rytm melodii, wiedząc, że na razie wszystkie oczy były jeszcze na mnie. Gdy do namiotu wsunęła się Sapphire, część osób przerzuciła swoje spojrzenia na nią, choć Ryan wciąż obserwował mnie uważnie.
Dopiero gdy rozeszła się gorączkowa fala szeptów, wiedziałam, że Reina z panem King weszli do środka. Doszłam do końca, ustawiając się na wysokości Draco, a Sapphire tuż za mną. Basil wysunął się przed ołtarz, wpatrując się w Reinę.
Nie byłam w stanie nic wyczytać z jego twarzy, ale widziałam stojącą przed pierwszym rzędem Calistę, która uśmiechała się głupkowato, więc nie mogło być tak źle.
Pan King zatrzymał się z Reiną przed Basilem, po czym odrzucił jej welon do tyłu, prezentując ją Callasowi, jak to było w zwyczaju. Uścisnął jego dłoń, po czym przekazał mu rękę Reiny, zanim się nie odsunął, by stanąć w pierwszym rzędzie po stronie Fedelty i Eternity.
Ksiądz rozpoczął mszę i prowadzenie ślubu, a ja skupiałam się tylko na tym, by nie zemdleć lub nie wymęczyć zbyt nóg w tych niebotycznie wysokich szpilkach, ignorując większość ceremonii.
Widziałam jednak, że Reina trzymała głowę wysoko, z dumą i spokojem wpatrując się w oczy stojącego naprzeciw niej mężczyzny, mimo tego że górował nad nią wzrostem. Gdy przyszła pora co do przysięg, wiedziałam, że jest to już prawie koniec, więc wbiłam wzrok w parę młodą.
- Ja Basil Callas biorę ciebie Reinę King za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy Święci.Ksiądz przesunął mikrofon w stronę Reiny.
- Ja Reina King – rozpoczęła opanowanym, melodyjnym głosem – biorę ciebie Basila Callas za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy Święci.
Oczywiście każdy wiedział, że wierność i uczciwość dotyczyły tylko i wyłącznie panny młodej, podczas gdy miłość była jednym wielkim znakiem zapytania. U niektórych się rozwijała z czasem, u większości jednak nie.
Trzymałam kciuki z całych sił, by oni okazali się być tymi niektórymi.
Draco podsunął obrączki, które wzięli.
- Reino, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Basilu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Ksiądz uśmiechnął się szeroko, zanim nie przejął mikrofonu z powrotem.
- Ogłaszam was mężem i żoną! – ogłosił wszem i wobec, po czym zwrócił się do Basila. – Możesz pocałować pannę młodą.
Ten nie czekał za długo.
Przysunął się do Reiny, po czym złączył ich wargi w krótkim pocałunku. Cieszyło mnie to, że nie próbował jej wepchnąć języka do buzi na oczach wszystkich.
Wszyscy zaczęli klaskać, a Basil odsunął się od Reiny, na której policzkach znajdował się delikatny rumieniec. Bez słowa podstawił jej swoje ramię, po czym poprowadził do wyjścia i do drugiego namiotu.
Zaraz za nimi udała się nasza czwórka, a po nas po kolei wszystkie rzędy, zaczynając od tych najbliższych.
Niestety, przypadło mi siedzenie obok Marlene, ale miałam nadzieję, że nie będzie robić scen na weselu Reiny. Albo przynajmniej nie w obecności pana Antonio.
Wypiliśmy razem pierwszy kieliszek szampana z dedykacją za szczęście państwa młodych, po czym rozległy się pierwsze nuty do pierwszego tańca Reiny i Basila jako małżeństwa, więc wszyscy stanęliśmy naokoło parkietu, przyglądając się im.
Po pierwszej minucie goście zaczęli się przyłączać, a zgodnie z tradycją wszyscy drużbowie i druhny również musieli zatańczyć, więc Ryan poprosił mnie na parkiet.
Kątem oka dostrzegłam, jak Stavros wyciąga dłoń ku zarumienionej Biance, z którą tańczył również i na balu dziękczynienia w zeszłym roku. Draco z kolei jakimś cudem udało się wyciągnąć Aurorę, co przyjęłam z szerokim uśmiechem, bo wyglądali całkiem zabawnie.
Jak zdążyłam poznać Draco (zarówno osobiście na balu i pogrzebie, a także i z historii Calisty) wiedziałam, że mieli wyjątkowo podobne charaktery. Oboje byli rządzący się, uparci, nieprzyjmujący odmowy i często zarozumiale przekonani o swojej wspaniałości.
Ich taniec był kompletną porażką, albowiem Draco od razu zaczął prowadzić, a celem Aurory podczas całego tańca było zapobieganie temu na wszystkie sposoby.
Oboje z Ryanem, poruszając się w miejscu raz w jedną stronę, raz w drugą, śledziliśmy, jak wędrowali przez cały parkiet. Zachichotałam pod nosem, gdy Aurora naumyślnie zakręciła się w miejscu, zmuszając go do zatrzymania się, po czym wbiła mu diamentowy obcas swoich nieśmiertelnych szpilek prosto w stopę.
- To musiało zaboleć – syknął Ryan, rezygnując całkowicie z naszego pozoru tańca.
Przesunęliśmy się pod stoły uginające się od potraw, skąd obserwowaliśmy ich taneczny pojedynek.
Draco nie przejął się kompletnie obolałą stopą, tylko złapał ją w talii, przyciągnął mocno do siebie tak, że aż straciła dech w piersiach, po czym, korzystając z momentu jej zaskoczenia, przesunął się płynnie do następnej pozycji.
Widziałam jak Reina z Basilem zgrabnie wymanewrowali się na środek parkietu, omijając chaotyczną, pędzącą w tańcu parę. Nie udało im się to jednak aż tak dokładnie, albowiem Aurora zahaczyła plecami Reinę, która opadła do przodu.
Już otworzyłam buzię i wyciągnęłam rękę, by coś krzyknąć, coś zrobić, a Ryan spiął się obok mnie, jakby chciał się tam rzucić, ale Basil był szybszy, gdy złapał ją w pasie, uniósł i obrócił, maskując jej potknięcie.
Gdy postawił ją z powrotem na parkiet, przyciągnął ją znacznie bliżej do siebie niż wcześniej i spiorunował Draco wzrokiem. Ten jednak był całkowicie zajęty zdobywaniem prowadzenia nad Aurorą i nawet tego nie zauważył.
Ryan z kolei, widząc swoją siostrę dosłownie wciśniętą w mężczyznę, spiął się jeszcze bardziej. Zaczął aż dygotać, a na jego twarzy pojawił się morderczy wyraz.
- Właśnie ją uratował przed upadkiem, który przeszedłby do historii opowiadany przez te stare jędze – szepnęłam, łapiąc jego dłoń. – Daj spokój.
Ten wypuścił wstrzymywane powietrze, po czym oboje mimowolnie zerknęliśmy w stronę gromadki starszych kobiet wymieszanych ze wszystkich pięciu mafii (włączając w to nonnę i panią Reginę, które stały tam z kpiącymi minami), które szeptały do siebie gorączkowo.
Gdy piosenka się zakończyła, Aurora momentalnie wyrwała się z objęć Draco i, nie przejmując się obserwującymi ich jak jastrzębie starszymi paniami, wbiła z całej siły swój prawy łokieć w jego brzuch, aż ten się zgiął.
Szepnęła mu coś na odchodne, zanim nie rozejrzała się dookoła. Złapała mój wzrok i podeszła szybko, nawet się na tych szpilkach nie chybocząc.
- Co za palant – powiedziała. Stanęła między nami i rozepchnęła się łokciami, rozrywając nasze splątane dłonie, na co Ryan wywrócił oczami. - Chciałbyś przynieść nam ponczu? – spytała go, odrzucając swoje blond włosy za ramię, po czym odwróciła się do niego plecami, patrząc na mnie uważnie. – Szczerze mówiąc, wolałabym zostać do końca życia starą panną, niż trafić na takiego samolubnego idiotę. A takich jest mnóstwo... jeszcze tu stoisz, Ryan?
Zachichotałam na widok jego grobowej miny, którą moja kuzynka kompletnie się nie przejęła.
Wiedziałam, że jako jedyna w historii kobieta tak wysoko w mafii nie miała łatwo, ale słyszałam, że już sobie wyrobiła we Włoszech reputację podobną do tej Basila tutaj. Żołnierze Eternity zarówno się jej bali, jak ją podziwiali.
Wiedziałam również, że pod sukienką z długim rękawem kryło się mnóstwo blizn, które zarobiła, udowadniając swoją wyższość i odwagę nad innymi podczas tych ostatnich kilku miesięcy, by móc zostać przyjętą przez wszystkich jako Consigliere.
Ryan, domyślając się, że potrzebowała powiedzieć mi coś w jego nieobecności, westchnął i ruszył na drugi koniec namiotu do stolika z ponczem.
- Ile on ma lat? – spytała mnie z napięciem w głosie.
- Nie pamiętasz? – spytałam ze złośliwym uśmieszkiem. – Wielka Consigliere Eternity czegoś nie pamięta? Zapisz...
- Przestań gadać, później się pośmiejesz. Ile on ma lat?
- Dwadzieścia pięć, a co?
- Cholera – syknęła. – Ja mam dwadzieścia. Teraz sobie przeanalizuj tę sytuację z punktu widzenia moich rodziców, wujka Domenico i nonny. No i Basila.
Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, do czego dążyła.
- Myślisz, że będą chcieli cię wydać za niego za mąż? – spytałam, na co ta zacisnęła wargi, tworząc prostą kreskę. – Przecież jesteś Consiglierem. Mogą cię wydać tylko za kogoś, kto będzie mieszkał we Włoszech. Na pewno nie za Consigliere'a innej mafii. I to jeszcze z tak niestabilnym sojuszem.
- Właśnie o to chodzi, nie rozumiesz? – syknęła. – Wujkom nie podoba się to, że Leonardo rozważył w ogóle moją kandydaturę. Wujek Domenico widzi Tomasso jako następcę wujka Daniello, a sam wujek Daniello sądzi, że to Simone powinien odziedziczyć po nim ten tytuł. Wujek Rinaldo za to jest konserwatywnym chujem, który z zasady jest przeciw temu, bo kobiety powinny być przy garach – prychnęła kpiąco. – Doprawdy nie wiem, jak Federica z nim wytrzymuje.
- Ważne, że Leonardo i nonna cię popierają, tak? A także Simone i Tomasso. Nie sądzę, by przeszkadzało im bycie underbossami, by tobie dać stołek doradcy.
- I nie przeszkadza, ale nie mają tu nic do gadania. Sęk w tym, że to jest przełomowy moment w historii Eternity. Wiem, że Leo dałby mi tę pozycję, mając w dupie wszystkich tych starych zgredów, ale to by osłabiło jego wizerunek. Nie zrobiłam mu tego i dlatego zaimponowałam każdemu underbossowi po kolei i udało mi się ze wszystkimi...
- Poza naszą rodzinką – dokończyłam za nią.
- Ta – stęknęła. – Leo tak czy siak ogłosił mnie Consiglierem, nie przejmując się wujkami. No i teraz zjawia się jaśnie pan Draco Mellas, który myśli sobie, że jest nie wiadomo kim. To jest coś strasznego. Zwłaszcza, że Basil będzie chciał zawrzeć z każdą mafią sojusz przez małżeństwo. Ma już Fedeltę. Swojego brata wyda za tę dziewczynę Biancę, siostrzenicę bossa Poderry, bo ten z kolei nie ma żadnych córek. Została mu Eternita i jego Consigliere do ożenku. A jedyną wolną kobietą w Eternicie jestem ja.
- Może weźmie córkę któregoś underbossa – powiedziałam, próbując ją pocieszyć. – Choćby siostrę Matteo.
Ojciec Matteo był underbossem Latium, części Włoch, gdzie znajdował się Rzym i Watykan, czyli praktycznie najważniejszego regionu. Był z nami spokrewniony w którymś tam stopniu, albowiem mąż nonny Giovanni był jego wujkiem.
Sam Matteo dostał pod władanie Dolinę Aosty, która była malutką prowincją na północ od Turynu, a bardzo ważną, gdyż sąsiadowała ze Szwajcarią i Francją.
- Małe szanse.
- To może odstraszy go fakt, że nie jesteś dziewicą i prowadzisz aktywny tryb życia seksualnego?
- Nah, to go jeszcze bardziej podnieciło, jak mu to wytknęłam – mruknęła, po czym uniosła wzrok na Ryana, który podszedł z dwoma szklankami ponczu. – Och, dziękuję bardzo.
Złapała obie i wypiła duszkiem jedną po drugiej, po czym oddaliła się na swoje miejsce, by zaszyć się na krześle z miną, która odradzała komukolwiek podejście.
Ryan skwitował to uniesioną brwią.
- Co jej się stało?
- Obawia się, że wujkowie Domenico i Nicollo zadecydują o jej ślubie z Draco.
- Co by uniemożliwiło jej pozostanie Consiglierem – dokończył niewypowiedzianą przeze mnie myśl, udowadniając, jak dobrze się orientował w polityce zagranicznej.
Pokiwałam ponuro głową.
Staliśmy chwilę w ciszy, zanim nie podszedł do mnie Andy, prosząc mnie do tańca.
Wiedziałam, że teraz przez następną godzinę musiałam zatańczyć z większością najważniejszych ludzi, bo to było moim obowiązkiem. Podobnie miały Reina, Calista, Melissa (córka Consigliere'a Fedelty) i Bianca King, kuzynki Calisty oraz Aurora, która jednak olała to i siedziała cały czas na krześle, spławiając wszystkich.
Zatańczyłam z Andym, panem King, Leonardo, kilkoma wujkami, najmłodszym wujkiem Ryana Alexandrem (który był ewidentnym kobieciarzem i Ryan po naszym tańcu zabrał go na rozmowę), bossem Poderry, Pancrasem i na samym końcu ze Stavrosem, Draco i Basilem. Wszystkim dawałam się poprowadzić, co najbardziej spodobało się Draco rzecz jasna.
- Wszystkie kobiety Rosellini są tak piękne i milutkie – powiedział Mellas, gdy ze mną tańczył, szczerząc zęby w łobuzerskim uśmieszku. – Może zechcesz mi doradzić. W jaki sposób mogę zdobyć akceptację twojej uroczej kuzynki?
- Dać jej spokój – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Ten skrzywił się wtedy i resztę tańca przemilczał.
Nawet gdy przekazał moją dłoń Basilowi, nie odezwał się ani słowem. Jak Stavros był dla mnie neutralnie uprzejmy, prowadząc niezobowiązującą pogawędkę podczas całego tańca, Draco obrażony i milczący, tak Basil zaskoczył mnie najbardziej, rozpoczynając rozmowę sam z siebie.
- Widziałem minę twojej kuzynki podczas tańca z Draco. Co o nim sądzi? Otaksowałam go bacznym spojrzeniem, po czym uznałam, że w tej kwestii postawienie na prawdę będzie najrozsądniejsze.
- Podejrzewa, że może się starać o jej rękę. Gdyby nie ten aspekt, nie miałaby nic przeciwko niemu.
- Małżeństwo z nim zapobiegłoby jej utrzymaniu pozycji Consigliere'a, to jasne – zgodził się. – Dlatego też gdy wyszliśmy z propozycją małżeństwa między Draco a Aurorą, twój kuzyn zgodził się tylko pod jednym warunkiem.
- Tak? – spytałam, ignorując gulę w gardle.
- Aurora musi wyrazić zgodę na ten ślub – powiedział, na co aż parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. – Jeśli to się nie stanie, Draco otrzyma rękę panny Randazzo.
Gabriella Randazzo była siostrą Matteo, o której wspomniałam Aurorze.
- No to po ptakach – zauważyłam.
- Nie do końca – skwitował. – Zgodziliśmy się na to ale pod jednym warunkiem z naszej strony. Stanie się dokładnie to samo co z tobą i Ryanem. Draco zamieszka przez rok w waszej rezydencji w Turynie, a Aurora będzie musiała się zgadzać na co najmniej dwa wyjścia w tygodniu. Jeśli za rok, trzeciego maja, jej odpowiedź będzie wciąż brzmiała tak samo, to dopiero wtedy będzie po ptakach.
- A czy ona o tym wie? – spytałam, zerkając na nią.
- Dowie się jutro w samolocie. Więc muszę cię poprosić o zachowanie milczenia w tej kwestii. Twoja rodzina w całości się zgodziła. Nie mówiłbym ci o tym, gdybym nie ufał, że ty również.
Westchnęłam, ale szybko pojęłam, czemu wszyscy się na to zgodzili. Postawienie jej przed faktem dokonanym w tej kwestii tylko zwiększy jej nienawiść w stronę biednego Draco.
- Ode mnie nic nie usłyszy – zapewniłam.
- Cudownie.
Odsunął się ode mnie, jako że akurat skończyła się ostatnia piosenka, po czym cmoknął prędko wierzch mojej dłoni i oddalił się w stronę Reiny, zostawiając mnie w ramionach Ryana, który błyskawicznie znalazł się przy mnie.
Przeszliśmy razem ze wszystkimi gośćmi do stołów, gdzie kelnerzy zaczęli podawać półmiski z pięknie pachnącymi potrawami.
Jedliśmy i gawędziliśmy przez niecałą godzinę, po czym podali ogromny tort, który Reina z Basilem wspólnie pokroili. Zaraz po torcie przyszła pora na kilka „zabaw". Oczywiście nie mogły znaleźć się tu takie typowe jak sprawdzian wiedzy współmałżonków o sobie samych, bo zwyczajnie nie posiadali takich informacji. Podobnie z pytaniami o członków rodziny.
Później było więcej jedzenia, więcej tańców i jeszcze więcej jedzenia. Nie minęła dwudziesta trzecia, gdy rozległy się pierwsze krzyki pijanych gości. Pierwszymi były, mało zaskakujące, Zelena i Stefania, które zdążyły się upić. Wrzeszczały po grecku, więc mało kto zrozumiał, dopóki Pancras nie przetłumaczył:
- Pora na noc poślubną! Do łóżka z nimi!
Dostrzegłam jak Reina się spięła, a na jej gładkim czole pojawiła się zmarszczka.
Gdy napotkała mój wzrok, wysiliła się na uśmiech i na nowo przybrała opanowaną maskę. Gdy pozostali goście zaczęli wykrzykiwać nieco bardziej sprośne zachęty na zabranie jej już do sypialni, Basil westchnął i wyszeptał coś do ucha Reiny.
Ta zerknęła na niego z zaskoczeniem, po czym pokiwała głową i, nieco już pewniej, wstała razem z nim. Poprowadził ją do końca namiotu, gdzie sprawnym ruchem podciął jej nogi i wziął ją na ręce w stylu panny młodej.
W akompaniamencie gwizdów, żarcików i nawoływań zniknęli razem w rezydencji. Czułam, że Ryan nie był najszczęśliwszy z tego powodu, więc odruchowo uniosłam nasze splecione dłonie i musnęłam wargami jego kostki. Ten uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek.
Siedzieliśmy jeszcze przez jakiś czas na zewnątrz (poza tymi co bardziej pijanymi, którzy poszli podsłuchiwać pod drzwiami), zanim nie dostaliśmy sygnału, że pora wracać.
Zebranie się najważniejszych ludzi pięciu mafii w jednym, nieważne jak bardzo strzeżonym, miejscu było wyjątkowo ryzykowne, dlatego nikt nie zamierzał zostawać na noc.
Draco, Stavros i Calista przejęli role gospodarzy i przy wyjściu zapraszali wszystkich do zostawienia pamiątkowego wpisu w księdze gości, po czym rozdawali każdej parze lub rodzinie kosze z wódką i specjałami zachodnimi.
Zabraliśmy się odrzutowcem rodziny King. Odstawili nas z powrotem do Rochester, po czym sami polecieli dalej do Chicago.
Musiałam się zdrzemnąć w samolocie, inaczej nie dałabym rady wytrzymać, albowiem na teren rezydencji wjechaliśmy dopiero wczesnym rankiem trzeciego maja.
- Coś nie gra – powiedział Andy, gdy wjechaliśmy przez bramę. – Czyj to samochód?
Uniosłam głowę gwałtownie i zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie nie mogłam dostrzec pojazdu, o którym mówił.
Gdy Primavera przekazała rodzicom przez telefon, że wszystko grało i że nie było żadnego niebezpieczeństwa, wyszliśmy i wtedy zamarłam.
Dostrzegłam samochód, o którym mówił Andy.
Co więcej, rozpoznałam go.
I rozpoznałam też osobę, która u boku Primavery stała przy wejściu, czekając na nas cierpliwie.
- Cholera – mruknęła nonna.
- Musimy porozmawiać, Rito.
***
To może mały konkursik? Osoba, która stoi obok Primavery, została już wcześniej wspomniana/pojawiła się w książce.
Tu w komentarzu, możecie zgadywać, kto tam stoi i chce rozmawiać z naszą kochaną Ritą.
Osoba, która jako pierwsza zgadnie, dostanie informację w wiadomości prywatnej. Gdy zgadnie pierwsza osoba, tego dnia zostanie wstawiony dodatkowy rozdział (ale w okolicach północy).
Do tego, osoba, która zgadnie, dostanie możliwość zadania trzech pytań odnośnie treści książki, na które odpowiem. (Albo na priv, albo tutaj, do decyzji własnej.)
Czas macie do przyszłego piątku, a każda osoba ma maksymalnie dwa strzały. Powodzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro