Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13.

Rozdział 13. "Doprowadzasz mnie do szaleństwa."

Liczba słów: 5974.

Zgodnie z obietnicą, którą zamieściłam w pierwszej części mojego opowiadania, uprzejmie ostrzegam, że w tym rozdziale pojawią się sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Jednak osobiście uważam, że mimo wszystko rozdział nie powinien zostać przez nikogo ominięty, bo znajdują się w nim ważne, niezbędne do odpowiedniego odebrania bohaterów, informacje.

Oj, no dobra, nie oszukujmy się, nikt tego nie ominie, enjoy!

A! Jeszcze jedno! Ten rozdział dedykowany jest  @ThatsNotPushUpBitch, która do teraz wierzy, że jestem zbyt słodka, by napisać jakąkolwiek scenę dla dorosłych. I choć rumieniłam się z każdą napisaną literką i wciąż jestem bordowa niczym burak, the joke's on you, I did it!

***


Gdy wracaliśmy do Rochester następnego dnia, podróż spędziłam w milczeniu. Sapphire cały lot przesiedziała na kolanach Tony'ego na samym tyle i gruchała coś do niego. Byli tak zajęci zachowywaniem się jak zakochane gołąbki, że nie zwracali uwagi na absolutne nic, co się działo dookoła nich.

Patrzyłam na to trochę z zazdrością, bo naprawdę chciałam takiej miłości. Takiej, o jakiej czytałam w książkach. Cudownej, pięknej, zapierającej dech w piersi.

Gdy zerknęłam na Ryana kątem oka, ten zajęty był spisywaniem jakichś umów na laptopie. Wiedziałam, że na tym mniej więcej polegała jego praca, ale lubiłam, gdy zwracał na mnie uwagę. Zwłaszcza teraz, po jego wyznaniu, że tak pragnął, bym była całkowicie jego.

Jakbym już nie była.

Moja dusza i serce powoli zaczynały wkradać się w jego posiadanie i bardzo chciałam, by było to odwzajemnione, choć nic na to nie wskazywało. Może zbyt szybko przywiązywałam się do ludzi, ale w tym wypadku nie widziałam w tym nic złego. W końcu spędzić mieliśmy ze sobą całe życie.

Ten, jakby wyczuł moje spojrzenie na sobie, zesztywniał lekko i uniósł głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, a moje wnętrzności ścisnęły się. Zahipnotyzowana jego spojrzeniem przełknęłam ślinę.

Chciałam, by coś powiedział. Chciałam, by w jego szarych oczach pojawiło się coś, co upewniłoby mnie, że w nim też zaczęły się budzić jakieś uczucia. Chciałam, by odłożył laptop i mnie przytulił.

Oh, jak bardzo tego w tej chwili pragnęłam.

Ale zawód spadł na mnie z siłą gromu i zmiażdżył wszystkie moje nadzieje. Ryan przesunął spojrzenie na mój policzek i szwy na nim, skrzywił się ledwo widocznie i wrócił do swojej pracy.

Chciałam płakać. Naprawdę byłam tego bliska.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i wyjątkowo źle skrywanym bólem. Nie chciałam płakać tylko dlatego, że robiłam sobie niestworzone nadzieje, ale dlatego, że nienawidziłam tego, jak wielki talent miał do odsuwania się ode mnie, gdy najbardziej go potrzebowałam.

Wstałam szybko, na co ten nawet nie zareagował i poszłam na drugą część pokładu, gdzie mama czytała książkę na kanapie, a nonna polerowała swoją strzelbą pół metra obok. Gdy mnie zobaczyły, zaprzestały wykonywania swoich czynności.

Spojrzenie mamy mimowolnie przesunęło się na Ryana, zanim wróciło do mnie. Odłożyła książkę na bok, a ja wsunęłam się pomiędzy nie dwie i przytuliłam ją mocno, co ta odwzajemniła.

Ramiona mamy potrafiły ukoić każdy ból. Niezależnie od tego czy był on psychiczny, czy fizyczny.

***

Gdy wróciliśmy do domu, Ryan wciąż był zajęty, więc umówiłam się z dziewczynami z drużyny i razem poszłyśmy do kina. Musiałyśmy nieco pomóc Mii, by ta mogła się dostać z gipsem na samą górę sali, ale ostatecznie spędziłyśmy wyjątkowo miłe kilka godzin.

Cały weekend zszedł mi na naukę na dwa sprawdziany – z biologii i psychologii, więc dopiero pod sam koniec, gdy mieliśmy wspólną sesję, na której Savannah tłumaczyła nam wszystkim ten pierwszy przedmiot, zauważyłam, że Ryana nigdzie nie było.

Gdy mijały kolejne tygodnie, dotrzymywał obietnicy i przychodził do mnie każdego wieczora, by pomóc mi zasnąć, ale budziłam się sama w zimnym łóżku. Nie odzywaliśmy do siebie. Próbowałam podjąć rozmowę przez pierwsze kilka razy, ale ten zbywał mnie krótkimi słowami i szybko kończył.

Gdy rodzinny lekarz zdjął mi szwy, zostawiając podłużną, wypukłą, lekko różową bliznę na moim policzku, Ryana nie było przy mnie.

Chciałam z nim porozmawiać, ale biorąc pod uwagę jego nastawienie, poddałam się za siódmym razem i byłam zdeterminowana milczeć, dopóki ten nie zacznie rozmowy jako pierwszy.

Nie wiedziałam, o co mu chodziło. Wydawało mi się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, a on nagle ni z grzyba, ni z pietruszki, zaczął zachowywać się, jakbym była jego największym wrogiem.

- O co mu chodzi? – spytałam samą siebie na głos jednego dnia, gdy robiłam sobie herbatę.

Nie zauważyłam wtedy, że Alessandro stał tuż za mną. Włożył kubek do zlewu, po czym objął mnie ramionami od tyłu i położył brodę na czubku mojej głowy.

- Obwinia się – powiedział cicho. – Za to, co się stało w Halloween, za to że widziałaś go z dziwką i za incydent z Marlene. Uważa, że w jego obecności grozi ci większe niebezpieczeństwo niż normalnie, więc odsuwa się.

- To bzdura – prychnęłam. – Wszystkie te rzeczy wydarzyły się właśnie przez jego nieobecność. A poza tym jestem pewna, że kryje się za tym coś jeszcze.

- Możliwie zaczęłaś być jego słabością, la mia anima – mruknął. – A gdy ktoś będzie chciał go zniszczyć, uderzy w czułe punkty. W ciebie. W jego rodzeństwo. W Dione.

- Czyli co? Zamierza mnie teraz ignorować do końca życia, bo jestem jego słabym punktem? Dobre żarty!

Andy nie odpowiedział mi wtedy, podsumowując to zwykłym wzruszeniem ramionami. Wtedy dopiero się zezłościłam na mojego narzeczonego.

Postanowiłam skonfrontować się z nim, ale rzadko kiedy byłam w stanie znaleźć okazję. Mecz z liceum z Minneapolis zbliżał się wielkimi krokami, a zaraz po nich były ferie świąteczne, co dla nauczycieli znaczyło jedno – więcej roboty dla uczniów.

Uczyłam się na sprawdzian za sprawdzianem, chodziłam na wszystkie treningi i próbowałam to połączyć z gazetką szkolną i samorządem, przez co wracałam do domu wieczorami okropnie padnięta.

Gdy wychodziłam ospała spod prysznica, wsuwałam się ostatkiem sił pod kołdrę. Gdy bywałam bliska zaśnięcia z wyczerpania, Ryan dopiero wtedy decydował się, by przyjść i wziąć prysznic.  A kładł się i przytulał dopiero w momencie, gdy byłam już tak zamulona, że nie byłam w stanie się odezwać.

Skurczybyk znikał też przed tym, jak wstawałam, więc zabierał mi absolutnie każdą okazję na skonfrontowanie go z moimi odczuciami co do naszej sytuacji.

Trener, jak na złość, uznał, że podwójne treningi są bardzo dobre dla wyrobienia sobie mięśni i kondycji, co „jego gamonie" już w większości mieli, więc skupiał się na technice. Przez to została mi odebrana kolejna szansa na ewentualną rozmowę.

Gdy minęło kilka tygodni, nastał piątek dwudziestego grudnia, który był dniem przed meczem, poświęcanym całkowicie na relaksację. Zazwyczaj stawialiśmy na spa i saunę, które były połączone z siłownią obok naszej szkoły.

Tam chodziłyśmy z dziewczynami na yogę i fitness, gdy to miałyśmy zaplanowane przed meczem.

To było wyjątkowo ładne miejsce, które utrzymywane w fiolecie, szarościach i bieli sprawiało wrażenie przejrzystego, czystego i zachęcającego do wysiłku. Uwielbiałyśmy spędzać tam czas z dziewczynami, jako że miał tam swój salonik jeden z najlepszych fryzjerów w Rochester, dwie dobre kosmetyczki i jeszcze masażysta, który łączył się ze spa.

Ciężko się było nie zrelaksować w tak przytulnym i miłym miejscu, więc mimo że miałyśmy do wyboru kilka innych salonów, zawsze wybierałyśmy ten.

Tym razem jednak musieliśmy ustalić rodzinnie wszystkie szczegóły naszego wyjazdu do Turynu, gdzie spędzaliśmy każde święta Bożego Narodzenia i cały sierpień, od kiedy sięgałam pamięcią. W tym roku mieli się z nami też wybrać Ryan i Tony z Sapphire. Para nie mogła zostać tu sama w domu, a nie mogła także powrócić do Chicago ze względu na Marlene.

Moi ochroniarze - Tylor i Kenneth - mieli zostać, gdyż Eternita była w stanie zapewnić nam wyjątkowe bezpieczeństwo. Willa w Turynie była nawet większa od tej państwa King w Chicago, gdyż my Włosi lubimy duże rodziny, które wymagają sporych przestrzeni. A rodina Rosellini ma też bzika na punkcie bezpieczeństwa, dlatego całą turyńską posesję zawsze patrolowało niemal stu zbrojnych na raz.

Rozmowę mieliśmy zaplanowaną na popołudnie, więc cały ranek spędziłam na poszukiwaniach odpowiednich prezentów dla ponad dwudziestu osób. Tylko dla Ryana miałam prezent gotowy od ponad miesiąca, gdyż był on diabelnie prosty.

Gdy w końcu udało mi się znaleźć odpowiednie upominki dla wszystkich, obmyśliłam w głowie plan działania, by udało mi się doprowadzić do konfrontacji. Żeby wszystko mi wyszło, musiałam kupić dwa przedmioty w sklepie ze sprzętem erotycznym, co sprawiło, że kilku ludzi ojca posłało mi zdziwione spojrzenia.

- Ktoś mnie unika – wyjaśniłam, unosząc miękkie, różowe przedmioty za łańcuszki. – Muszę mieć pewność, że tym razem nie ucieknie.

Ci wymienili współczujące spojrzenia, gdy zobaczyli mój diabelski uśmiech. Jeden z nich był Ethanem Milczeniem White, który widocznie musiał się domyślić, kogo dopadnie moja zemsta. Podobnie Kenneth i Tylor. Modliłam się, by nie wygadali jednak Ryanowi, co kupiłam, bo wtedy nie wpadłby w moją pułapkę.

Gdy wróciliśmy do domu, poprosiłam ich, by odnieśli moje zakupy do sypialni, a sama udałam się na naradę rodzinną.

- No dobrze – zaczął mój ojciec, gdy siedzieliśmy już w salonie. – Wszystko mamy już załatwione na lot. Antonio użyczy nam po raz kolejny swojego odrzutowca, dzięki czemu trasa będzie nieco krótsza i zdecydowanie przyjemniejsza. Wylatujemy dwudziestego trzeciego, a wracamy drugiego.

Ojciec wymienił jeszcze kilka ważnych informacji, ale ignorowałam to w większości. Skupiałam się bardziej na Ryanie i tym, by mściwy uśmieszek nie zagościł na moich ustach, mimo że bardzo mnie korciło.

Widziałam jego spięcie, gdy wpatrywał się usilnie w mojego ojca, byleby nie odwrócić głowy w prawo i napotkać mojego spojrzenia.

Ojciec zaczął wymieniać nazwiska żołnierzy, których braliśmy ze sobą, co zazwyczaj było ostatnią rzeczą, którą przedstawiał co roku podczas spotkań. Do tego roku myślałam, że byli to zwykli ochroniarze, którzy mieli nas pilnować, jako że nazwiska moich rodziców raczej były dość znane i nie we wszystkich wzbudzały dobre skojarzenia.

- Czy wszyscy wszystko zrozumieli? – spytał ojciec, na co pokiwałam głową twierdząco, jak i wszyscy pozostali. – No to możecie się rozejść i zacząć już powoli pakować. Zostały tylko trzy dni!

Andy szybko wyszedł z salonu i po chwili usłyszeliśmy tylko huk zamykanych drzwi. Wiedziałam, że najprawdopodobniej jechał do Maddie, z którą miał spędzić dzisiejszą noc u niej w domu. Tony i Sapphire, znowu gruchając do siebie, zniknęli z naszego pola widzenia. Ryan również zamierzał wyjść, ale złapałam go za ramię.

- Moje walizki są zbyt wysoko, bym dosięgnęła, mógłbyś mi je ściągnąć z szafy? – spytałam, na co ten zawahał się. Zmrużyłam oczy i prychnęłam wściekle, co było wyjątkowo dobrze zagrane. – Możesz to robić, wciąż mnie ignorując, chamie, ale jeśli jest to dla ciebie za dużo, to znajdę sobie kogoś innego.

Ten bez słowa ruszył do góry po schodach, a ja odwróciłam się do nonny, która uniosła oba kciuki w górę i puściła mi oczko. Znała mój plan i kibicowała mi z całego serca.

Powędrowałam za Ryanem, który wszedł do mojej sypialni i ruszył do garderoby. Ja w tym czasie zamknęłam drzwi i przekręciłam szybko klucz, który schowałam w kieszeni. Usiadłam na łóżku, gdy on wrócił z dwoma żółto-czarnymi walizkami – jedną mniejszą, drugą większą – po czym położył je obok mnie i skierował się bez słowa do drzwi.

- Ryan – zaczęłam powoli. – Mogłabym cię prosić o jeszcze jedną przysługę?

Ten zatrzymał się, odwrócił powoli i utkwił we mnie spojrzenie, czekając, aż się odezwę.

- Nie będę do ciebie krzyczeć, możesz tu usiąść? To dość... krępujące...

Zagrałam idealnie swoją rolę.

Ten westchnął ciężko, ale usiadł obok mnie, tak jak go o to poprosiłam. Pchnęłam go delikatnie tak, że jego plecy opadły na moje poduszki i tylko na to czekałam. Ten obserwował mnie podejrzliwie, ale jeszcze nic nie robił, wierząc, że jestem zbyt wielkim tchórzem, by się z nim skonfrontować.

Ale ja skończyłam z byciem tchórzem.

Przynajmniej na najbliższą chwilę.

- Potrzebuję, żebyś mi odpowiedział na jedno pytanie – szepnęłam, nachylając się. – Szczerze, okej? – Ten pokiwał głową. – Ufasz mi?

- Tak – powiedział bez wahania.

Pokiwałam głową, zamyślając się i złapałam jego dłonie. Uniosłam je do góry i przyłożyłam w okolice różowych kajdanek, które wcześniej zakupiłam, a które Ethan, z godnie z moją prośbą, przymocował do jednego z filarów mojego łóżka. Ryan patrzył mi uważnie w oczy, zastanawiając się, co takiego wyprawiam. Dopiero gdy błyskawicznie wsunęłam jego dłonie w puchate narzędzie i zatrzasnęłam je, zmarszczył brwi i uniósł wzrok.

- I to jest twój błąd – wyszeptałam.

- Co ty robisz, Rita? – warknął, poruszając mocno dłońmi, próbując je wyswobodzić.

Usiadłam mu na biodrach, ocierając się o jego krocze, na co ten sapnął, a w jego oczach coś zapłonęło.

- Zmuszam cię do konfrontacji ze mną, Ryan – prychnęłam. – Bo ty jesteś zbytnim tchórzem, by się nawet do mnie odezwać. A ja nie będę tego tolerować. Jesteśmy narzeczeństwem, do cholery. Jeśli masz jakiś problem, powiedz to od razu.

- Mam problem z tym, że jestem skuty – warknął. – W innej sytuacji byłoby to podniecające. Teraz nie jest, więc mnie wypuść.

- O, nie, nie, nie i nie – zacmokałam, uśmiechając się. – Musisz przeboleć fakt, że teraz jesteś na mojej łasce. Teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzać. – Ten zamilkł, ale w jego oczach wciąż błyszczała złość i ponura determinacja. – Odsuwasz się ode mnie, bo obwiniasz się o to, co się działo? Bo myślisz, że w twojej obecności jestem w większym niebezpieczeństwie niż bez ciebie? – Ten zacisnął wargi. – Każda, pojedyncza rzecz wydarzyła mi się, bo ciebie nie było przy mnie, Ryan. Moje porwanie przez Mantorville – zaczęłam. – Ciebie nie było. Żmije w szkole, ciebie nie było. Atak Marlene? Ciebie również nie było. – Wskazałam na swoją bliznę, na co ten odwrócił wzrok. – Nie odwracaj się! – warknęłam. – Chyba zasługuję na choć trochę poszanowania, czyż nie?

Jego wzrok zapłonął raz jeszcze, gdy wrócił spojrzeniem na mój policzek a potem na moje oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie – on ze swoim ogniem, ja z lodowatą kalkulacją. Chciałam wyjaśnić coś raz na zawsze, bo nie mogłam tak żyć.

- Uważasz mnie za swoją słabość – wytknęłam. – Myślisz, że we mnie uderzą jako pierwszą, by cię zranić, więc trzymasz się ode mnie z daleka. Jaki to ma sens? Jesteś jedyną osobą, która jest w stanie mnie obronić, a odsuwasz się, wystawiając na ataki Rosjan. Jeśli chcesz ułatwić im pozbycie się mnie, to powiedz od razu.

- Nie – warknął nagle.

Czekałam, aż powie coś więcej, ale zamilkł, więc kontynuowałam.

- A może już ci się nie podobam z blizną? Chcesz znaleźć sobie nową narzeczoną? Taką, która nie będzie twoją słabością? To dlatego wystawiasz mnie w tej chwili na ataki naszych wrogów, by pozbyć się słabości, tak jak mi to mówiłeś wcześniej? W końcu jesteś mężczyzną bez słabości...

Ten zmrużył oczy, jakby domyślał się, że go prowokowałam. Oczywiście, że nie miałam na myśli tego, co mówiłam, ale chciałam jakiejś reakcji. Czegoś, co upewni mnie w przekonaniu, że nasza relacja nie była wcale skazana na straty.

Że mieliśmy jeszcze szansę.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa – wycharczał.

Jego oczy zrobiły się kilka odcieni ciemniejsze, sprawiając, że były teraz prawie że czarne.

- Tak, jasne – prychnęłam dramatycznie. – Gdybyś cokolwiek do mnie czuł, choćby pożądanie, nie ignorowałbyś mnie. Może powinnam sobie jednak znaleźć kogoś, przy kim będę się czuć spełniona. Może nawet i Kenneth. Jest całkiem przy...

Nie zdążyłam dokończyć, gdyż nagle cały mój świat zawirował. Czułam silne ręce na moich biodrach, a po chwili opadłam z całą siłą na łóżko, przez co zaparło mi dech w piersi. Zamrugałam kilkukrotnie, niepewna co właśnie się wydarzyło, gdy zobaczyłam Ryana pochylającego się nade mną.

Nie wiedziałam, jakim cudem wyswobodził się z kajdanek, ale jedno było pewne – był zły.

Bardzo zły.

Moje początkowe zdziwienie, zmieniło się w strach, ale niemal od razu jego miejsce zajęła ekscytacja. Ekscytacja i pożądanie. Coś ścisnęło się w moim podbrzuszu i poczułam wilgoć między udami.

Cholera.

- To co zrobiłaś, było bardzo, bardzo złym pomysłem – warknął cicho.

Uniósł moje ręce do góry bez żadnego oporu z mojej strony i po chwili to ja byłam skrępowana. Nie próbowałam się wyrywać, bo nie widziałam w tym żadnego sensu. Zyskałam w końcu, to czego chciałam – Ryan nareszcie mnie nie ignorował.

- Masz rację w kilku względach. Odizolowanie się od ciebie nie było najinteligentniejszym posunięciem. Ale wszystko to, co się właśnie dzieje, jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, gdy patrzyłem na kobietę.

Na kobietę.

O mój Boże. Całe moje ciało zaczęło płonąć z zażenowania i wiedziałam, że rumieniec na mojej twarzy musiał być krwistoczerwony. Dla mnie również to wszystko było czymś zupełnie nowym. Ale byłam gotowa spróbować. Dla tych iskierek w jego oczach. Dla niego samego.

- Myśl, że mogłabyś znaleźć sobie kogoś innego? – mruknął, a jego głos rozebrzmiał niską chrypką. – Nigdy. Zabiję każdego, kto się do ciebie zbliży. Długo i powoli. Będę się rozkoszował każdą kroplą krwi, każdą złamaną kością, każdym wrzaskiem agonii. Jesteś. Moja.

Przez mój umysł przeleciała wiązanka przekleństw. Jego czarne spojrzenie, niski głos, napięte mięśnie i zmarszczone brwi sprawiały, że wyglądał teraz niebezpiecznie. A to, co mówił? Powinnam była się bać. Ryan był sadystycznym draniem.

A jednak... podobało mi się to.

Chciałam tego.

Choć nie powinnam... wciąż tego pożądałam. Jego. Ryana Kinga. W każdej jego odsłonie. Od mrocznego, sadystycznego bossa do czułego narzeczonego przytulającego mnie każdej nocy. 

- C-co teraz będzie? – spytałam.

Jego wzrok przesunął się po moim ciele, na co zagryzłam wargę. Jego spojrzenie było tak wygłodniałe, że zadygotałam niczym trzcina na wietrze. Oczywiście, że Ryan to dostrzegł. Przesunął palcami prawej dłoni po moim policzku, na co momentalnie przesunęłam twarz tak, by móc rozkoszować się jego dotykiem.

Pragnęłam go. Bardzo.

- Co teraz będzie? – powtórzył niskim, gardłowym tonem. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa, kochanie. Pora się chyba odwdzięczyć.

Zanim zdążyłam zareagować, ten odsunął się i ściągnął koszulkę przez głowę. Dał mi tym samym idealny widok na swoją umięśnioną klatkę piersiową i ramiona. Na tatuaż Fedelty - zaciśnięte dłonie mężczyzny i szkieletu w uścisku. Lojalność aż do śmierci.

Oblizałam mimowolnie wargi, na co ciemnoszare oczy stały się już zupełnie czarne. Powędrowałam wzrokiem aż do linii spodni, nad którą znajdowało się idealne V jego bioder i linia ciemnych, drobnych włosków.

- Podoba ci się to, co widzisz, czyż nie? – zamruczał, po czym uniósł się z łóżka i stanął obok. 

Zsunął z siebie powoli spodnie. Wpatrywałam się w niego niczym w obrazek, co wyraźnie sprawiało mu przyjemność. Zaczynałam żałować, że miałam skrępowane ręce, bo wyjątkowo potrzebowałam go dotknąć.

Bardzo potrzebowałam.

Gdy wsunął kciuki pod swoje czarne bokserki i uniósł je lekko, zachłysnęłam się powietrzem i szarpnęłam lekko, na co ten posłał mi szeroki, rekini uśmiech. Potrzeba zobaczenia go w całości rozsadzała mnie od środka.

Przestało mnie obchodzić to, że do ślubu miałam pozostać dziewicą. Byłam bardziej niż gotowa mu je oddać już w tej chwili, a oni nie mieli tradycji krwawych prześcieradeł, by mi udowodnić, że uprawialiśmy seks wcześniej, niż powinniśmy.

Z resztą wątpiłam, by jego rodzinie to przeszkadzało. Może tylko Marlene.

- Ryan, proszę – wyszeptałam.

- Prosisz mnie o co? – zapytał złośliwie, wysuwając dłonie spod materiału.

Jego bokserki pozostały na miejscu. Jedyne, co mogłam podziwiać, to sporą wypukłość, która świadczyła o jego podnieceniu.

- Zdejmij je – sapnęłam.

Byłam na niego tak zła, że kazał mi to mówić na głos, mimo że doskonale wiedział, czego w tej chwili pragnęłam. Potrzebowałam go zobaczyć w całości.

- Kajdanki? – spytał ironicznie, drażniąc się ze mną.

- Nie – warknęłam. – Bokserki. Zdejmij je. Proszę.

Po jego twarzy widziałam, że wyczuł, ile mnie kosztowało powiedzenie tego na głos. Jego usta wygięły się w jeszcze szerszym uśmiechu, ale jego oczy wciąż miały ten kpiący wyraz.

Odsunął się i zasłonił żaluzje, pozbawiając Ethana jakiegokolwiek widoku do środka. Zapalił światło, po czym wrócił do mnie i nachylił się.

- Ale czemu miałbym to robić? W końcu zamierzam cię doprowadzić do szaleństwa, czyż nie? – Widząc moje zdesperowane spojrzenie, pogłaskał mój policzek. – Ale przecież, gdy nie będziesz mogła mnie dotknąć, to będzie wystarczająco męczące, czyż nie? – Wytrzeszczyłam oczy, gdy dotarło do mnie, co powiedział. Zamierzał mnie torturować na swój powolny, okrutny sposób. – Tak. To będzie idealne rozwiązanie, ale najpierw musimy zrobić kilka innych rzeczy, czyż nie?

Jego dłonie powędrowały na moje stopy, przez co spięłam się. Ściągnął moje papcie i skarpetki, po czym przesunął dłońmi w górę. Jego leniwy dotyk sprawił, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

Zamruczałam z przyjemności, gdy ten przesuwał po moich kolanach, po czym zachichotałam i wierzgnęłam, gdy przesunął po moim wyjątkowo wrażliwym punkcie tuż nad wewnętrzną częścią kolan. Miałam łaskotki, ale nie chciałam, żeby on o tym wiedział.

Ryan zamarł, po czym przesunął tam dłońmi raz jeszcze i uśmiechnął się, gdy tylko zachichotałam raz jeszcze. Chciałam wyrwać nogi z jego uścisku, ale ten się na to nie zgodził i przytrzymał je mocno.

- A więc masz łaskotki – zauważył. – Gdzie jeszcze?

Milczałam, co wyraźnie mu się nie spodobało.

- Zrobię to, o co poprosiłaś, jeśli odpowiesz na moje pytania.

- Brzuch, szyja i stopy – mruknęłam, na co ten uśmiechnął się z satysfakcją.

Poczułam jego delikatny dotyk na mojej stopie, przez co wierzgnęłam i pisnęłam. Wiedziałam, że będzie chciał to skurczybyk od razu sprawdzić.

Ten jednak, gdy zobaczył, że mówiłam prawdę, pokiwał do siebie głową, po czym wrócił dłońmi na moje kolana. Gdy przesunął je wyżej, poczułam jeszcze więcej wilgoci na swojej bieliźnie. Zaklęłam w myślach, gdy jedna, pojedyncza kropla, zsunęła się po udzie wprost na jego palec wskazujący.

Ryan posłał mi zaskoczone spojrzenie, a po chwili uśmiechnął się arogancko i włożył palec do ust, przymykając oczy. Gdy je otworzył, zaparło mi dech w piersi na tak wygłodniały wzrok. Błyskawicznie pozbył się mojej spódniczki, na co mu pozwoliłam.

Nie spojrzał jednak na moje przemoczone, czarne majtki, a zerknął mi prosto w oczy. Jego dłonie opadły na mój żółty crop top i po chwili rozerwał go w pół. Pozbył się skrawków materiału, pozostawiając mnie zszokowaną w samym staniku.

- Koronka – wymruczał, składając pocałunek na kawałku prawej piersi nieosłoniętej stanikiem. Zadrżałam cała, a on przesunął ustami po moim brzuchu aż do miednicy. – A tu przemoczona koronka.

Złożył kolejny pocałunek, tym razem na środku wilgoci, przez co wierzgnęłam.

- Jesteś z tych skocznych – powiedział, na co zagapiłam się bezmyślnie. – Lubię to.

- Ah, więc ta blondyna z piwnicy też była skoczna? – wypaliłam, prowokując go.

Ten zmarszczył brwi, po czym przesunął się z powrotem do góry, zatrzymując się na wysokości mojej twarzy.

- Coś pyskate zrobiły się te usta – zacmokał z niezadowoleniem. – Od tak dawna zastanawiam się, jak smakują, że może powinienem w końcu sprawdzić.

Zanim zdążyłam odpyskować po raz kolejny, jego wargi opadły na moje. Zamarłam, przymykając oczy, a on przejął inicjatywę. Zassał zawadiacko moją dolną wargę, przygryzł lekko, po czym puścił, robiąc to samo z górną.

Gdy jęknęłam mu w usta, ten zrobił się gwałtowniejszy i po chwili jego język naparł na mój, całkowicie mnie dominując.

Bardzo chciałam teraz wplątać dłonie w jego włosy i odwzajemnić go z całą siłą, lecz ten nie wyswobodził moich rąk.

Pozostało mi nieco bierne całowanie.

Ten całkowicie zawładnął moimi ustami. Ssał, przygryzał, miętosił – czterema słowami, doprowadzał mnie do szaleństwa.

Gdy w końcu się oderwał, dyszałam ciężko, a moje spojrzenie było nieco zamroczone pożądaniem. Czułam, że moje czułe miejsce zaczęło pulsować i płonąć z gorąca.

- Wyobraź sobie – powiedział cichym, seksownym głosem. – Że zaraz to samo poczujesz między swoimi nogami.

Jęknęłam głośno na to wyobrażenie, bo właśnie tego teraz tak bardzo pragnęłam. Jego ust na swoim ciele. Zacisnęłam mocno nogi, próbując jakoś uwolnić nieco moje spełnienie, ale ten szybko je rozdzielił.

Kolejne krople poleciały po moich udach, a on zlizał je wszystkie, co podnieciło mnie jeszcze bardziej.

- Moje kochanie podnieca brudna gadka? – zapytał ze sztuczną ckliwością, po czym wyszczerzył zęby.

Nie wiedziałam, co planuje, dopóki moich majtek nie spotkał ten sam los, co koszulkę. Siedział na moich nogach, więc nie mogłam się nimi zasłonić, a ręce wypadały z gry.

Jego gorące spojrzenie onieśmielało mnie, a chęć zasłonięcia się była ogromna. Nie byłam gładko ogolona i daleko moim biodrom było do powabnego kształtu, który miała tamta blondynka w piwnicy.

Zarumieniłam się jeszcze bardziej i odwróciłam głowę, przymykając powieki.

Gdy poczułam gorące, wilgotne powietrze, które owionęło moją płeć, szarpnęłam głową do góry i wbiłam w Ryana zszokowane spojrzenie. Byłam przekonana, że żartował z tym, co zamierzał zrobić.

Jego czarne, wygłodniałe oczy wyraźnie wskazywały jednak na mój błąd. Patrzył na mnie, a po chwili zmniejszył dystans pomiędzy nami i wpił się w moją kobiecość, sprawiając, że zawyłam z rozkoszy, odrzucając głowę do tyłu.

Napięcie seksualne, które wytworzył pomiędzy nami, było wystarczająco mocne, bym poczuła skurcze w podbrzuszu, które oznaczały tylko jedno. Byłam już blisko.

Ryan zaatakował językiem moją łechtaczkę, na co jęknęłam głośno i szarpnęłam biodrami, dosłownie wciskając je w niego, by znaleźć nieco ukojenia.

Mięśnie moich ud spięły się mocno na jego głowie, gdy powoli dochodziłam na szczyt. Wiedziałam, że tylko sekundy dzieliły mnie od upragnionego spełnienia w formie orgazmu, gdy ten nagle się odsunął.

Zimne powietrze, brak jego bliskości i złośliwy uśmieszek szybko mnie ostudziły.

Warknęłam na niego wściekle i szarpnęłam się, by pokazać mu swoje niezadowolenie.

- Co ty wyprawiasz?

- Doprowadzam cię do szaleństwa, kochanie – powiedział, cmokając mnie w usta, zostawiając na nich ślad mojego podniecenia. Cholera. – Teraz przypomnij mi, dlaczego tak bardzo pokochałem twoje cycki od pierwszego wejrzenia.

Miałam na sobie stanik bez ramiączek, więc pozbycie się go zajęło mu niecałe pięć sekund. Moje sutki stwardniały wystawione na zimne powietrze i jego spojrzenie. Uśmiechnął się, po czym przesunął po nich kciukami.

- Ryan – jęknęłam, wyginając się w łuk, prawie wpychając mu biust w dłonie. – Proszę, daj mi dojść. To co robisz, jest okrutne.

- Ja cię tylko doprowadzam do szaleństwa, diablico – powtórzył.

Ścisnął mocno moje piersi, na co jęknęłam i poczułam kolejne powoli budujące się napięcie w moim podbrzuszu. Ścisnęłam uda, by jakoś to przyśpieszyć, po czym zerknęłam na niego.

- Zrobię wszystko – wypaliłam, na co ten zamarł zaciekawiony. – Cokolwiek zechcesz. Tylko przestań się ze mną bawić.

- Cokolwiek zechcę?

- Cokolwiek zechcesz – potwierdziłam szybko.

- Umowa stoi – powiedział.

Nachylił się szybko i pojmał mój prawy sutek w usta, na co wykrzyknęłam jego imię. To było takie dobre. Dreszcze przeszły całe moje ciało, kumulując się w podbrzuszu. Przez kilka minut drażnił się z moim biustem i choć było to wspaniałe, wiedziałam, że nie wystarczyło.

- Chciałabyś, bym zajął się z powrotem twoją cipką? – zapytał, na co pokiwałam szaleńczo głową. – Odpowiedz.

- Tak, proszę – jęknęłam.

- Tak, proszę, co? – drażnił się ze mną.

Milczałam, nie chcąc powiedzieć tego słowa na głos. Ryan wyczuł mój wewnętrzny konflikt i ścisnął mocno moje sutki, powodując, że przyjemność zmieszała się z bólem, doprowadzając mnie do krzyku.

- Powiedz to.

- Proszę, chcę poczuć twój język na mojej cipce – wysapałam.

Ten uśmiechnął się triumfalnie. Nachylił się i od razu spełnił moją prośbę, doprowadzając mnie niemal natychmiast na szczyt. Zassałam powietrze i zacisnęłam wargi, czując jak gorąco powoli mnie pochłania, a napięcie w podbrzuszu rośnie.

- Ryan, ja zaraz... o mój Boże!

- Nie dochodź. – Jego niski głos ostudził mój zapał, lecz nie na tyle co wcześniej.

- C-co?

- Dojdziesz, jak ci powiem – zarządził.

Rozdziawiłam buzię w szoku, a jego twarz pozostała sztywna i nieprzenikniona. Wiedziałam, że mówił na poważnie, ale nie byłam w stanie powstrzymać tego, co nadchodziło. To był mój pierwszy orgazm w życiu, na litość boską. Jak miałam to powstrzymać?

Sapnęłam, gdy jego język okrążył po raz kolejny łechtaczkę, a gdy ją zassał, wypuściłam z siebie krzyk rozkoszy. Łóżko zaskrzypiało lekko, gdy wygięłam się.

Zacisnęłam wargi, zmarszczyłam czoło i podkurczyłam palce u stóp, czując, że nie byłam w stanie powstrzymać tego, co nadchodziło. Gdy czułam, że doszłam na szczyt, nagle moje ręce zostały uwolnione i w ostatniej chwili udało mi się zatopić paznokcie w jego plecach, zanim moje spełnienie spadło na mnie gwałtownie.

W tym też momencie, gdy moja płeć zatonęła w sokach, Ryan wsunął we mnie dwa palce, powodując, że jeszcze głośniejszy krzyk wyrwał się z mojego gardła.

Ryan wydawał się bardziej zły faktem, że sprzeciwiłam się jego rozkazowi niż tym, że z ranek na jego plecach poleciało małym ciurkiem kilka kropli krwi. Cholera, moje paznokcie były teraz niczym te Marlene.

Poruszyłam biodrami, wykańczając mój orgazm, zanim opadłam na poduszki, oddychając głęboko i gwałtownie.

- To było... niesamowite – wyszeptałam, patrząc na niego.

Maska złości opadła momentalnie z jego twarzy, pokazując lekkie rozczulenie i te iskierki w oczach, które tak uwielbiałam i za którymi tęskniłam. Odsunął z mojego czoła kilka wilgotnych pasem, po czym pocałował sam jego środek.

Uśmiechnęłam się, wiedząc, że takich czułości nie powinnam oczekiwać publicznie. Każdy człowiek mafii, z małymi wyjątkami, miał trzy osobowości – jedną dla rodziny, drugą dla publiki, trzecią dla swoich ludzi.

Ja już postanowiłam, że Ryan będzie przy mnie zawsze taki jak w tej chwili, nawet jeśli miałabym go do tego zmuszać-przekonywać swoimi kobiecymi atutami.

- Byłoby lepsze, gdybyś posłuchała – zauważył, ale nie wydawał się jakoś specjalnie zły.

- Będziemy mieć jeszcze mnóstwo okazji, by przetestować powstrzymywanie orgazmów – palnęłam, zanim zdołałam pomyśleć, co takiego mówiłam.

- Och, diablico, w to nawet nie wątp – mruknął.

Pochylił się, by po raz kolejny wycisnąć pocałunek na moim czole, po czym zsunął się na usta. Połączył je i ucieszył mnie fakt, że tym razem miałam wolne dłonie, by wsunąć mu je we włosy. Całowaliśmy się przez chwilę, po czym zsunęłam ręce na jego plecy i zamarłam.

- Zraniłam cię – zauważyłam cicho, na co ten wzruszył ramionami. – To nie jest nic! Trzeba to opatrzyć!

- Nie jest nawet głębokie. Będę je nosił z dumą, by wszyscy wiedzieli, że moja diablica pokazała wreszcie pazurki – zażartował, na co pacnęłam go w ramię.

- Ja ci pokazałam pazurki, teraz ty pokaż mi coś innego – wypaliłam, po czym niemal od razu się zarumieniłam i zaklęłam w duchu.

Co? Czy te słowa naprawdę opuściły moje usta? Cholera, powinnam najpierw myśleć, później mówić, a nie na odwrót!

- Chcesz zobaczyć mojego kutasa? – spytał nisko, na co poczułam jeszcze większy gorąc na całej twarzy. – Diablico, właśnie miałaś swój pierwszy orgazm w życiu i wciąż się rumienisz na słowo „kutas"?

Nie odpowiedziałam, ale bardzo chciałam odwrócić się na brzuch i zatopić twarz w poduszce i schować się przed jego natarczywym spojrzeniem.

Ten tylko westchnął głęboko, po czym odsunął się i zsunął jednym ruchem bokserki, uwalniając swoją męskość. Wytrzeszczyłam oczy, gdy to zobaczyłam.

Był podobnej długości do tych, które widziałam w kilku filmach pornograficznych, które kiedyś oglądałam. Dość szeroki, z wydatnymi żyłami, stojący na baczność, lekko błyszczący na czubku. Idealny.

Oblizałam wargi po raz kolejny, na co ten uśmiechnął się z dumą, a w jego oczach błysnęła arogancka nuta.

- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej – wypalił najżałośniejszym tekstem, jakim można było rzucić.

Już nawet „mała to jest twoja pała" było mniej przechodzonym i żałosnym powiedzeniem. No... może jednak były na równi.

- Mam go na wyłączność do końca życia, skarbie – zagruchałam ze sztucznym rozczuleniem. – Po co mi jego zdjęcie?

- To może chcesz go dotknąć, kochanie? – powiedział, rzucając mi przysłowiową rękawicę, którą ze zmrużonymi oczami podniosłam.

Zrobiłam się odważniejsza po tym wszystkim, mimo że na jego standardy wciąż nieśmiała. Złapałam go błyskawicznie pięścią i mocno ścisnęłam, na co ten zassał powietrze i po chwili warknął coś zachęcająco.

Poruszyłam dłonią po całej długości, zaciskając mocno, a Ryan zamknął oczy i odchylił głowę. Był tak podniecony, że kilka kropel spermy zaświeciło się na czubku, na co zerknęłam z zaciekawieniem. Ten zerknął na mnie od góry, a jego oczy błyszczały wyzywająco.

Tym razem nie byłam do tego tak przekonana, ale nie chciałam wyjść na tak wielkiego tchórza, więc podjęłam wyzwanie. Nachyliłam się i delikatnie zlizałam krople, które w smaku okazały się być słone. Smak przypominał nieco... słone mydło, ale nie było tak źle, jak myślałam.

- Błagam, albo odsuń się teraz, albo dokończ, bo nie wiem, czy wytrzymam – sapnął, zaciskając pięści.

Podobał mi się taki – cały zdany na moją łaskę, więc nachyliłam się i przesunęłam językiem od samej podstawy do czubka. Zwinęłam język w rulonik i wsunęłam go w dziurkę, na co ten wydał z siebie skowyt i zacisnął dłoń na moich włosach.

Zachwycona jego reakcją, wsunęłam połowę jego przyrodzenia do ust, obiegłam językiem i zassałam powietrze w policzkach. Jego dłoń zaczęła naciskać na moją głowę, bym objęła go bardziej, więc posłusznie to uczyniłam.

Dzięki wam, o książki erotyczne, za wszystko, czego się od was nauczyłam.

Narzucił mi powolny rytm, z którym byłam w stanie współpracować.

- Oczy – powiedział. – Patrz mi w oczy tymi swoimi zielonymi kryształami, diablico.

Zielonymi? 

Spojrzałam jednak na niego, gdy jego penis powoli uderzał w moje gardło za każdym pchnięciem i wtedy do moich myśli wdarło się coś, co powiedział mi Andy dawno temu. Twój pierwszy raz będzie podczas nocy poślubnej i na pewno nie będziesz obciągać Ryanowi, bo urwałbym mu jaja, gdyby cię do tego zmusił. Potraktuje cię jak księżniczkę i tyle musisz wiedzieć. No cóż, zdecydowanie się to nie sprawdziło.

- Zaraz dojdę, więc jeśli nie chcesz połykać, to się odsuń – sapnął, przyspieszając nieco tempa.

Nie wiedziałam, czy chciałam połknąć jego spermę, czy pozwolić mu się spuścić na jego brzuch i mój dekolt, ale zanim zdążyłam podjąć decyzję, doszedł, zalewając moje gardło spermą. Zrobiłam tak, jak czytałam w książkach i ssałam go do ostatniej kropelki, zanim nie zrobił się nieco wiotki.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć teraz, by nie spłonąć z zażenowania, więc postawiłam na zignorowanie tego, co właśnie się stało. Poszłam bezpieczniejszą ścieżką i liczyłam na to, że odpuści jakikolwiek komentarz.

- Moje oczy są piwne – zauważyłam, nasuwając na niego bokserki z powrotem.

- Piwne za dnia – poprawił. – Brązowe z daleka, bursztynowe z bardzo bliska, prawie żółte pod słońce, a zielone wcześnie rano gdy nie do końca jesteś obudzona lub zamroczona podnieceniem. Takie podobają mi się najbardziej.

- Nie wierzę, że to dostrzegłeś – powiedziałam zszokowana. – Nawet Andy uważa, że moje oczy są zwyczajnie piwne. A on ma takie same!

Czy on serio musiał być tak idealny?

- Twoje oczy mają daleko do zwyczajnych, diablico – powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował. – Smak mojej spermy w twoich ustach jest wyborny. – Oczywiście, że nie odpuścił komentarza. – Jeszcze muszę cię oznaczyć, żeby każdy skurwysyn wiedział, że jesteś moja.

- Oznaczyć? W jaki sposób?

Ryan musiał wyczuć, że byłam nieco skrępowana faktem, że mu obciągnęłam, więc od razu zgrabnie zmienił temat, za co byłam mu wyjątkowo wdzięczna.

Nie odpowiedział, tylko pocałował mnie w policzek. Pociągnął linię buziaków aż do obojczyka, gdzie zatrzymał się i zassał moją wrażliwą skórę. Odchyliłam głowę, dając mu lepszy dostęp, bo to było naprawdę dobre uczucie.

Ssał, lekko podgryzał, po czym dmuchnął na zaczerwienione miejsce, zanim przeszedł wyżej na szyję.

Gdy skończył, nosiłam cztery jego malinki i każda była krwiście zabarwiona, przez co wiedziałam, że nie było nawet sensu próbować ich ukryć. Zbyt się odznaczały.

Uśmiechnęłam się, gdy poczułam twardość w jego bokserkach i pociągnęłam go na łóżko – gotowa na kolejną rundę. Cmoknął mnie w usta, również uśmiechnięty, gdy nagle głośny trzask przyciągnął uwagę nas obojga.

Szarpnęłam głową, by zerknąć na drzwi, które... których nie było we framudze. Leżały na ziemi, a nonna opuszczała nogę, więc od razu wiedziałam, kto je wyważył. Pisnęłam, próbując się zasłonić, ale było to niepotrzebne, bo Ryan szybko o to zadbał, chowając mnie pod sobą.

- Co do kurwy? – warknął.

Nonna zdecydowanie nie wyglądała na urażoną jego tonem. Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym szturchnęła w ramię mojego tatę, który wpatrywał się w nas z nieodgadnioną miną.

- Mówiłam ci, że to był krzyk orgazmu naszej Rity – powiedziała nonna. – Zero Rosjan w pokoju, nie ma co się martwić, Richard. Jak widzisz, Ryan dba o jej bezpieczeństwo... wyjątkowo dogłębnie.

***

Za tydzień maratonik z rodzinką Rosellini w przepięknych Włoszech! Pierwsza część o północy z czwartku na piątek, więc dzień wcześniej niż zazwyczaj. Druga zwyczajowo, a trzecia z soboty na niedzielę również w okolicach dwudziestej czwartej.

Mam nadzieję, że jesteście tak samo podekscytowani na wizytę u rodziny Rosellini, bo szykuję kilka niespodzianek, by umilić tam ich pobyt.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro