Rozdział 10.
Rozdział 10. "Księżniczka dorosła i wyrwała się z wieży."
Liczba słów: 7726
Trzy ogromne żmije zygzakowate, o których wiedziałam, że były potwornie jadowite.
Zbliżały się powoli w moim kierunku, ale wciąż dzieliły nas jakieś trzy metry. Cofałam się dalej, aż dotarłam do kaloryfera pod oknem, co odcięło mi jakąkolwiek możliwość ucieczki.
Odległość między mną a wężami zmniejszyła się do dwóch metrów.
- Grzeczne gadziki – wyszeptałam, odchylając się, przez co moja korona opadła na podłogę i sturlała się pod szafki po drugiej stronie korytarza. Te zatrzymały się na chwilę i prześledziły ruch korony czerwonymi oczami, po czym wróciły do mnie. – M-może o tym porozmawiamy?
No i, niespodzianka, nie zadziałało. Wciąż pełzły w moim kierunku.
Straciłam swoją szansę na ewentualne podniesienie się i ucieczkę, więc teraz mogłam tylko pogodzić się z ukąszeniami. Gdyby było jedno, miałabym szansę na przeżycie. Z wieloma ugryzieniami trzech dorosłych osobników mój organizm nie był w stanie walczyć.
Skuliłam się, mając nadzieję, że żmije uznają mnie jednak za zbyt malutką i niewinną do zaatakowania. Ale nie obudziły się w nich żadne instynkty macierzyńskie czy współczucie, więc tak właśnie zostałam w pozycji skulonej na bezludnym korytarzu z dudniącą, nieco stłumioną muzyką w tle.
Nawet gdybym teraz wrzasnęła, nikt by nie usłyszał, a tylko rozwścieczyłabym węże.
Zamknęłam oczy, bo byłam zbyt wielkim tchórzem, by patrzeć teraz prosto na nie... ale ukąszenia nie nadeszły.
Zamiast tego usłyszałam trzy głośne, jednoczesne wystrzały i jakaś ciecz rozbryzgała się na moje ręce. Otworzyłam niepewnie jedno oko i wypuściłam z siebie powietrze, gdy dostrzegłam trzy papki i kawałki ogonów, które zdobiły podłogę obok mnie.
Odwróciłam się do miejsca, z którego dotarł do mnie huk i dostrzegłam cztery postacie stojące na końcu korytarza. Dyrektora ze strzelbą, która zawsze zdobiła ścianę nad jego biurkiem, Ryana i Andy'ego z pistoletami w dłoniach i skamieniałą Savannah.
Odetchnęłam z ulgą i poczułam łzę, która spłynęła mi po policzku, opadając na papkowatą mieszankę krwi, łusek i jakiegoś białego śluzu pode mną. Złapałam się za głowę i wypuściłam głośny szloch.
Właśnie mogłam umrzeć.
- Boże, laska, nic ci nie jest? – zawołała Savannah, podbiegając do mnie. – Skąd się tu, kurna, wzięły te węże? Uciekły z sali biologicznej?
Przytuliła mnie mocno, pomagając wstać. Świadomość tego, jak blisko śmierci dzisiaj byłam, spadła na mnie taczka cegieł i ogłuszyła. Nogi zaczęły mi drżeć, przez co prawie bym się przewróciła, gdyby nie wsparcie Sav.
- To Mantorville – powiedział dyrektor, podchodząc do nas. – Zobaczyłem tych gnojków na monitoringu, po czym ciebie z tym ich byłym kapitanem. Złapałem strzelbę i przybiegłem najszybciej, jak mogłem.
- A nam Savannah powiedziała, że cię nie widzi, więc skorzystaliśmy z twojego nadajnika i cię namierzyliśmy. W ostatniej chwili – mruknął Ryan, zaciskając pięści.
- Te żmije są jednym z najniebezpieczniejszych gatunków wschodnich węży – wydusiłam z siebie. – Oni chcieli mnie zabić. Ja pierdolę, ja prawie umarłam.
Ci wymienili spojrzenia, a do mnie dotarło, że było to pierwsze przekleństwo, jakie wypowiedziałam w ciągu mojego osiemnastoletniego życia.
Zaniosłam się szlochem, chowając twarz w dłoniach. Poczułam duże dłonie Ryana w pasie, gdy lekko mnie uniósł, a po szybkim manewrze trzymał mnie niczym pannę młodą, szepcząc jakieś uspokajające słowa w moje włosy.
- Trzeba ewakuować szkołę – powiedział dyrektor. – Tych świństw może być tu więcej. Musimy wezwać ludzi, żeby przeszukali wszystko i policję, by zaczęli poszukiwania tych sześciu gnojów.
Nie czekając na naszą reakcję, odwrócił się na pięcie i popędził do sali gimnastycznej ze strzelbą w dłoni. Jako że pod nią mieliśmy zaparkowane samochody, poszliśmy za nim choć dużo wolniej.
- Jak już dopadną tych sukinsynów i wsadzą ich za kratki, złożę im nieprzyjemną wizytę – warknęła Savannah, idąc tuż za nami.
Wymieniała wszystkie możliwe rodzaje tortur, których chciałaby na nich użyć, ale urwała, gdy dotarł do nas głos dyrektora stłumiony przez zamknięte drzwi sali.
- ... Queen została właśnie prawie zamordowana przez jadowite węże napuszczone przez sześciu byłych członków drużyny Mantorville. Podejrzewam, że w szkole może być tego więcej, więc proszę was o spokojne opuszczenie budynku i udanie się do domów. Dziękuję za uwagę.
Andy otworzył drzwi, a Ryan przeszedł przez nie. W sali zamiast odgłosów paniki dało się słyszeć okropną ciszę i miałam niemiłe przeczucie, że wszyscy wpatrywali się właśnie w nas. Wtuliłam twarz w kostium Ryana i wypuściłam z siebie kolejny szloch, którego nie byłam w stanie powstrzymać.
Ja prawie umarłam.
Śmierć.
Coś, na co nie byłam gotowa, a co mi dosłownie zajrzało w oczy.
- Czy wy jesteście głusi? W szkole są śmiertelnie jadowite zwierzęta! WYNOCHA! – wrzasnął trener.
Dopiero teraz, gdy komenda mężczyzny dotarła do uszu wszystkich, ci rzucili się do wyjścia. Wcześniej mieli nadzieję, że spokojny wywód dyrektora był tylko dowcipem; atrakcją przygotowaną przez samorząd.
Teraz, gdy zyskali potwierdzenie, panika ogarnęła wszystkich. Minęło pięć minut, gdy nauczyciele zebrani na podwyższeniu razem z naszą czwórką byli jedynymi osobami w całym pomieszczeniu.
- Rito, czy wszystko w porządku? – spytała pani Montgomery, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Pociągnęłam nosem, mimo że próbowałam to powstrzymać i pokręciłam głową. Przez głupie szkolne "dowcipy" prawie zginęłam! To chyba jasne, że nie było nic w porządku!
- Gdybyśmy przyszli sekundę później, panna Queen byłaby w tej chwili trupem – powiedział dyrektor, wykazując się swoim zwyczajowym taktem. – Trzeba wezwać specjalne służby, które zajmą się przeszukaniem całej szkoły. Peter, zajmij się tym, proszę – powiedział, wskazując na trenera. – Grace, ty zadzwoń, proszę, do państwa Queen, by odebrali swoje dzieci.
- Nie ma takiej potrzeby – powiedział Ryan. – Zabiorę ich tam.
- Stanowczo nalegam. Takie są procedury.
- To moja pełnoletnia narzeczona. Mam pełne prawo się nią zająć w takim wypadku. A Rita potrzebuje, by zabrać ją do rodziny jak najszybciej. Czekanie nic nie da. Kłaniam się.
Jego suchy i rzeczowy ton głosu dotarł w jakiś sposób do dyrektora, który skinął głową.
- W porządku. Panno Queen, proszę sobie odpuścić przyjście do szkoły w poniedziałek i najlepiej we wtorek też. Będą konieczne pani zeznania na komisariacie, ale to w tej chwili mniej istotne. Proszę się położyć, dobranoc.
Ryan nie potrzebował więcej słów zachęty. Wyniósł mnie, a w tle dyrektor wydawał rozkazy nauczycielom. Andy nie odzywał się nawet w momencie, gdy na parkingu zostaliśmy napadnięci przez obie drużyny.
Wszyscy przekrzykiwali się z pytaniami, ale Ryan zignorował ich i wsadził mnie do swojego samochodu. Trener wyszedł na zewnątrz i ryknął, że wszyscy mamy opuścić teren szkoły, bo jeszcze nie został przeszukany, więc to zrobiliśmy.
Mike zabrał od razu Savannah i odjechali, mrucząc jakieś groźby w kierunku Mantorville.
Gdy Andy i Tylor wsiedli na tylnie siedzenia samochodu Ryana, ten ruszył z piskiem opon. Zaraz za nami jechało auto Tony'ego z Kennethem i Sapphire. Nikt z nas się nie odzywał, a cisza była przerywana tylko moim zduszonym szlochaniem.
Bardzo chciałam móc się powstrzymać od płakania, ale myśl o śmierci, która zaglądała mi w oczy... no, patrzyła na moje zamknięte powieki, przerażała mnie niemal śmiertelnie. Łzy ciekły mi po policzkach, ale nie miałam nawet siły, by je otrzeć.
Wjechaliśmy na podjazd, gdzie przywitali nas zdziwieni ochroniarze. Byli przekonani, że wrócimy dopiero rano.
- Już wróciliście? Co się stało? – Przywitał nas głos nonny, która z szerokim uśmiechem wkroczyła do przedsionka. Uśmiech ten zszedł błyskawicznie, gdy tylko mnie zobaczyła. – Rita, co się stało?
- Opowiem ci za chwilę, babciu – powiedział Andy. – Ryan, położysz się z nią? Ja wszystko im wyjaśnię.
Ryan podrzucił mnie delikatnie, by mnie nieco obrócić w swoim uścisku, po czym zaniósł mnie do mojej sypialni. Położył ostrożnie na łóżku, po czym zniknął na chwilę w łazience, by po chwili wrócić z chusteczkami do demakijażu.
- Dasz radę sama się przebrać w piżamę? – spytał.
Uniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Tak, jak się nauczyłam odczytywać jego emocje, wiedziałam, że był wściekły. Czułam, że bardzo chciał coś rozwalić lub na kogoś nakrzyczeć by się wyżyć.
- Jesteś na mnie zły, prawda? – wyszeptałam.
- Trochę – przyznał. – Ale o wiele bardziej jestem zły na siebie. Obiecałem ci, że nie spuszczę cię z oczu i nie odstąpię cię na krok. Zrobiłem to i prawie cię straciłem. – Wziął głęboki oddech. – Idź do łazienki i się przebierz w piżamę. Poczekam tu.
Faktycznie, gdy przebrałam się w koszulkę i spodenki i wyszłam, siedział w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Miał jednak już na sobie tylko bokserki, a strój Batmana leżał zwinięty w nogach łóżka.
Wciąż cała nieco drżałam, gdy podchodziłam do niego. Gdy wtuliłam się w jego tors i przykryłam nas kołdrą, zerknęłam po raz ostatni w jego oczy. Wciąż były poważne, płonące wściekłością bez tych iskierek, które tak w nich kochałam.
Zamknęłam oczy, chcąc uciec od tego spojrzenia i uspokoiłam oddech. Gdy adrenalina i emocje związane z wężami zniknęły, ogarnęło mnie potworne znużenie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam.
***
Gdy się obudziłam, był środek nocy. Mój budzik wskazywał kwadrans przed pierwszą w nocy. Przez niezasłonięte okna mogłam dostrzec księżyc w pełni i światło gwiazd, które oświetlały korony drzew w ogrodzie i wkradały się do mojej sypialni. Kilka promieni padło na moje łóżko, nadając mojej pościeli srebrzystego połysku.
Miejsce, w którym leżał Ryan, gdy zasypiałam, było puste i zimne. Wiedziona jakimś nagłym przeczuciem uniosłam głowę i wyjrzałam przez okno. Ochroniarz, który zazwyczaj siedział na olbrzymim klonie niedaleko mojego balkonu, zniknął.
Wstałam z łóżka i poszłam szybko do pokoju naprzeciwko, ale Sapphire spała smacznie wtulona w swoją poduszkę, więc zrezygnowałam z budzenia jej. Zamiast tego poszłam do Alessandro, ale gdy uchyliłam lekko drzwi, znalazłam tylko pusty pokój.
Z sercem w żołądku zeszłam na dół, by rozejrzeć się po salonie, gdzie jednak nie było ani żywej duszy. Nie byłam w stanie teraz wrócić do sypialni i pójść spać. Potrzebowałam kogoś przy sobie by zasnąć. I potrzebowałam wiedzieć, czy wszystko było w porządku.
Odetchnęłam lekko z ulgą, gdy przez okno w kuchni dostrzegłam żołnierzy stojących na baczność przy bramie wjazdowej, bo to oznaczało, że nic wielkiego się nie działo i ochroniarz na drzewie musiał wziąć sobie przerwę.
Teraz musiałam tylko znaleźć rodziców, babcię, Andy'ego lub Ryana.
- Mamo? Tato?! – zawołałam w ciemność, lecz nikt się nie odezwał.
Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Ledwo słyszalny, dobiegający z piwnicy.
- Andy?! – zawołałam, schodząc schodami na dół.
Już miałam zapalić światło, lecz dostrzegłam jasną smugę dobiegającą spod jednych drzwi. Drzwi siłowni i sali gier. Odetchnęłam, domyślając się, że wszyscy musieli jakoś wyładować presję związaną z atakiem Rosjan. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka, ale ze zdumieniem zauważyłam, że nikogo w środku nie było.
Rozejrzałam się dookoła i usłyszałam kolejny dźwięk. Coś jakby jęk i świst? Nie miałam jednak zielonego pojęcia, skąd ten odgłos mógł dobiegać, gdyż nigdzie nie było widać żywej duszy. Same maszyny do ćwiczeń po jednej stronie, ogromny barek z wieloma drogimi alkoholami po drugiej, stół do bilardu i kilka maszyn z grami.
Przeszłam do części barowej, złapałam szklankę i nalałam sobie wody, bo naszło mnie nagłe pragnienie. Już chciałam wychodzić, gdy dotarł do mnie kolejny dźwięk, który zdecydowanie był krzykiem kobiety i dobiegał zza szafy z wyeksponowanymi kijami bilardowymi.
Podeszłam nieco bliżej i dostrzegłam, że nie była ona do końca przysunięta do ściany, a tuż zza niej wydobywa się lekkie światełko. Ledwo widoczne.
- Rita? – Dobiegł głos zza mnie.
Odwróciłam się gwałtownie, tłumiąc okrzyk przerażenia i złapałam się mocno za serce. Sapphire stała za mną w satynowym szlafroku i patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Co ty tu robisz? – szepnęłam.
- Obudziłaś mnie, wchodząc do mojego pokoju. Przyszłam tu za tobą – powiedziała, po czym zerknęła na szafę. – Co tam jest?
- Nie mam pojęcia, nigdy tam nie byłam – mruknęłam.
Złapałam kawałek szafy i przesunęłam ją tak, że odsłoniła wyciętą dziurę w ścianie od której ciągnęły się schody w nieznaną mi ciemność. Zmarszczyłam brwi, bo nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Wahałam się, czy zejść na dół, czy wrócić do góry, ale gdy usłyszałam kolejny okrzyk jakiejś kobiety, wsunęłam się do środka.
Sapphire szła krok w krok za mną, również zaciekawiona.
Zeszłyśmy po jakichś dwudziestu schodkach i tym razem dało się słyszeć znacznie donośniejsze sapnięcia i warkoty. Moje oczy były szeroko otwarte ze strachu, bo nie wiedziałam, co czekało nas za rogiem, ale Sapphire popchnęła mnie lekko zdeterminowana, by zobaczyć co się tam działo.
Skręciłam w prawo i poczułam przejmujące zimno. Byłyśmy dość głęboko pod ziemią, więc z każdym wypuszczonym oddechem mogłam dostrzec obłoczki pary przede mną.
Wyszłyśmy na mały balkonik z którego odchodziły schody i gdy dostrzegłam, co było pode mną, wmroziło mnie w podłogę i usłyszałam zdumione sapnięcie Sapphire.
Ogromne pomieszczenie nieco pod nami, do którego prowadziły wąskie schodki z balkoniku, na którym stałyśmy było wyjątkowo pełne. Na samym środku stała wąska rura na lekkim podwyższeniu, na której wiła się jakaś kobieta w skórzanych majtkach i szpilkach. Obok niej zgromadzonych było kilku z naszych ochroniarzy, którzy klepali ją po udach.
Wszystko, co zjadłam na balu, podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że kilku z nich nie miało spodni.
Po lewej stronie stał ogromny ring bokserski, na którym tata przygniatał ochroniarza, który zazwyczaj siedział na klonie przy moim oknie, a wokół nich wiwatowało kilku mężczyzn. Dwóch żołnierzy grało w bilard prawie że pod nami.
Sapphire wydała z siebie cichy pisk, który zginął w tłumie okrzyków żołnierzy pod nami. Odwróciłam się w jej kierunku i zamarłam, dostrzegając to, na co patrzyła.
Po prawej stronie zauważyłam największą ilość mężczyzn i jeszcze większą skąpo ubranych kobiet, których zawód stał się dla mnie rzeczą oczywistą, gdy tylko na nie spojrzałam. Jednak nie to tak wstrząsnęło Sapphire.
Były to osoby, które korzystały z usług prostytutek.
Na ogromnej kanapie siedzieli Kenneth i Tony, którzy podziwiali prywatny pokaz erotycznego tańca jakichś obecnie całujących się striptizerek, popijając bursztynowy napój ze swoich szklanek. Oczy Sapphire zaszły łzami.
Już chciałam się odwrócić i stąd wybiec, gdy nagle dostrzegłam coś, co wiedziałam, że pozostanie w mojej pamięci już na zawsze. Nagi Alessandro trzymał za włosy jakąś dziewczynę i przyciągał jej twarz do swojego krocza w szybkim tempie, a obok na oparciu kanapy Ryan posuwał jakąś blondynkę od tyłu, której biust podskakiwał w rytmie jego szybkich pchnięć.
Trzymał ją za jej włosy związane w kucyka, ciągnąc ją przy każdym ruchu biodrami. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na falujące nieco mięśnie jego ud, na kilka tatuaży, które zdobiły jego plecy, a których jeszcze nie miałam szansy zobaczyć i na skupiony wyraz twarzy. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zerknąć na jego dziwkę.
Miała o wiele większy biust ode mnie i była nieco pulchniejsza. Moje ciało miało wyraźnie zarysowane mięśnie ze względu na treningi od wielu lat. Ona wydawała się być bardziej miękka, bardziej... kobieca.
Każdy jej jęk słyszałam tak doskonale, jakbym była tuż obok nich. Z każdym kolejnym dźwiękiem rozkoszy wychodzącym z jej gardła, coś w środku mnie rozdzierało się. Wszystkie jej okrzyki były jak kopnięcia prądem, które powodowały produkcję coraz większej ilości łez zamazujących moją widoczność.
Szklanka wypadła mi z dłoni i rozbiła się na płytkach pode mną, rozbryzgując szkło na wszystkie strony. Zraniła lekko moje bose stopy, z których pociekła krew, ale nie zwróciłam na to uwagi.
Hałas przyciągnął uwagę wszystkich osób na dole, które wbiły teraz w nas spojrzenie. Andy wytrzeszczył oczy, gdy zobaczył, że na nich patrzę, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. To było za dużo do przyjęcia jak na jeden dzień.
Kolejny gwóźdź do mojej trumny.
- Rita? – Odezwał się ojciec gdzieś w oddali, ale zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. – Sapphire?
Złapałam spojrzenie Ryana i w momencie, gdy nie dostrzegłam w nim za grosz poczucia winy, tylko tę jego pustkę, zacisnęłam wargi. Kilka nowych łez pociekło po moich policzkach, ale zignorowałam to.
Blondynka, przestraszona hałasem, również na mnie spojrzała. Widocznie mnie rozpoznała, bo zakryła dłońmi piersi, a jej oczy wypełniły się poczuciem winy.
Coś, co chciałam zobaczyć u niego a nie u niej.
To dobiło już mnie ostatecznie. Krew szumiała mi w uszach, przed oczami zobaczyłam gwiazdki, ale wiedziałam, że nie mogłam teraz zemdleć. Drżącą dłonią sięgnęłam po swój pierścionek i zsunęłam go z palca.
Dopiero teraz zobaczyłam coś w oczach Ryana, ale był zbyt daleko, bym mogła rozpoznać tę emocję. Jego twarz nic nie zdradzała, więc rzuciłam pierścionek na podłogę. Zaczął się turlać po schodach w dół, ale zignorowałam to, odwróciłam się i popędziłam z powrotem do góry. Sapphire była tuż za mną.
Mogłam usłyszeć jakieś zamieszanie gdzieś na dole i odgłos kroków dudniących po schodach, więc przyspieszyłam i wypadłam z tamtego miejsca. Nie chciałam teraz przejść konfrontacji z żadnym z nich, więc wybiegłam z piwnicy i pobiegłam na nasze piętro.
Razem z Sapphire wpadłyśmy do jej sypialni i szybko zamknęłyśmy drzwi na klucz. Rudowłosa wskazała na dwuosobową kanapę, która stała obok, więc szybko ją przysunęłyśmy i postawiłyśmy na niej jeszcze krzesło, podkładając je pod klamkę na wypadek, gdyby mieli klucz.
Zaczęłyśmy zasuwać kuloodporne żaluzje na okna i drzwi balkonowe akurat w momencie, gdy coś uderzyło w drzwi i zaczęło szarpać za klamkę.
- Skarbie? – Usłyszałam głos Tony'ego. – Skarbie, to nie tak, jak myślisz.
Cóż za żenująca i typowa rzecz do powiedzenia. Byłam wściekła na Tony'ego, ale jeszcze bardziej na Ryana, bo on nie przybiegł z wytłumaczeniami jak zrobił to blondyn.
Z resztą, jakimi wytłumaczeniami?; nie byliśmy przecież w prawdziwym związku.
- Idź sobie – odkrzyknęła Sapphire, krztusząc się łzami.
Byłyśmy zabarykadowane w pokoju, który w tej chwili był praktycznie nie do zdobycia, więc czułam się bezpieczna. Fala nagłego współczucia dla dziewczyny dopadła mnie. Jej relacja z Tonym to było zupełnie coś innego niż moja z Ryanem.
Przeklęłam w duchu, bo poczułam nagły smutek i zawód przez „zdradę" Ryana. Byłam teraz na siebie wściekła za tak naiwną wiarę w jakąkolwiek wierność nawet podczas okresu narzeczeństwa. Mogłam się domyśleć, że korzystał z usług pań do towarzystwa, ale nie chciałam tego do siebie przyjąć.
Przytuliłam mocno Sapphire, która zaszlochała głośno i odwzajemniła uścisk. Tony wciąż dobijał się do drzwi, tym razem nawet mocniej, i wątpiłam by zamierzał przestać w najbliższym czasie.
Byłam na niego potwornie wściekła za to, co zrobił i naprawdę chciałam teraz przeklinać. Może moje wkurzenie było zupełnie bezpodstawne, ale ja przez ich konflikt z Rosjanami prawie umarłam, a oni zamiast mnie wspierać... zabawiali się z prostytutkami pod moim dachem.
- Rita, jesteś tu? – Usłyszałam głos Alessandro. – Rita!
- Zostaw mnie, Andy! – krzyknęłam, a mój głos się załamał lekko.
- Pizzo, błagam, porozmawiajmy – powiedział, uderzając dłonią w drzwi. – La mia anima...
- SPIERDALAJ! – wrzasnęłam.
Po drugiej stronie drzwi zapadła cisza, jakby Andy nie mógł uwierzyć, że przeklęłam po raz drugi w życiu i było to bezpośrednio skierowane w jego stronę. Sapphire zaszlochała jeszcze głośniej, mocząc moją koszulkę nocną, a ja pogłaskałam ją po włosach, szepcząc do niej uspokajająco.
Nic jej nie przekonywało, więc pociągnęłam ją do łóżka, gdzie położyłam nas obie i przykryłam jej kołdrą. Ona wtuliła się we mnie tak, jak ja zazwyczaj obejmowałam Andy'ego lub Ryana i płakała tak długo, aż w końcu zasnęła z wyczerpania.
Dopiero teraz, gdy adrenalina opadła, poczułam szczypanie w moich bosych stopach. Wiedziałam, że szkło mogło je delikatnie poranić, ale nie czułam bólu, tylko dyskomfort, więc zignorowałam to.
Czułam się nieco dziwnie, zasypiając z kimś nowym, ale nie było to złe uczucie, więc udało mi się po chwili zrelaksować i zasnąć w akompaniamencie uderzeń Tony'ego w drzwi.
Obudziłam się przez ruch Sapphire, gdy ta próbowała się wygrzebać z mojego uścisku, by wstać do łazienki. Uchyliłam powieki, by zobaczyć zaciemnione pomieszczenie, które przez kuloodporne żaluzje nie miało żadnego źródła światła.
Rudowłosa zapaliła lampę i żółtawe promienie oświetliły jej opuchnięte oczy, czerwoną twarz i zaschnięte łzy na policzkach. Uśmiechnęłam się do niej współczująco, na co jej usta ułożyły się w grymas, który prawdopodobnie w założeniu miał być uśmiechem. Budzik wskazywał szóstą rano, co było wyjątkowo wczesną godziną jak na moją pobudkę.
Widocznie, ze względu na ostatnie wydarzenia, mój organizm był tak wyniszczony ze stresu, że nie umiałam już sypiać tak, jak byłam przyzwyczajona.
Odsunęłam kołdrę i zerknęłam na swoje stopy, na których było kilka wąskich strupków, ale żadnej krwi. Widząc, że nie były to poważne rany, zsunęłam się na podłogę i wstałam.
- Pójdziesz ze mną na basen? – wyszeptała. – Potrzebuję orzeźwiającej wody, a później jacuzzi. Jestem cała zesztywniała.
Przytaknęłam jej bez słowa, na co ta złapała swój czerwony, dwuczęściowy strój kąpielowy i zniknęła w łazience. Ja odsunęłam kanapę, robiąc to najciszej, jak tylko mogłam i na palcach wyszłam na korytarz. Dostrzegłam śpiącego Tony'ego pod drzwiami i prawie zrobiło mi się żal na jego widok.
Prawie.
Przeszłam cicho do swojej sypialni, gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam swój ulubiony biały, dwuczęściowy strój. Złapałam ręcznik, moją torebkę, książkę i wyszłam na korytarz, gdzie już czekała na mnie Sapphire, starając się usilnie, by nie spojrzeć na śpiącego pod jej drzwiami chłopaka.
W ciszy poszłyśmy na basen, do którego ona od razu wskoczyła na główkę i zaczęła pływać długości kraulem. Dołączyłam do niej, korzystając do tego celu z drabinki, i zajęłam drugą część basenu, gdzie pływałam moim nieokreślonym stylem, który polegał na przepływaniu przy dnie jak najdłuższego odcinka i wynurzaniu się.
Smutek i zawód Sapphire musiały się przeistoczyć w gniew i determinację, bo pływała jak szalona, ledwo co biorąc niekiedy oddech. W pewnym momencie, gdy już się zmęczyłam, przysiadłam na krawędzi i tylko ją obserwowałam.
Obserwowałam, jak zwinnie przepływała całą długość, obracała się w wodzie przy ściance, odbijała się nogami i płynęła na drugi koniec. Był to tak relaksujący widok, że patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Nie zorientowałam się nawet, gdy obok mnie usiadła nonna, wkładając nogi do basenu.
- Biedna dziewczyna – skomentowała, patrząc jak smukłe ramiona Sapphire przecinały szybko wodę. – Jak się czujesz?
- Widziałam, jak jakaś laska obciągała mojemu bratu – mruknęłam, krzywiąc się. – Mam traumę na całe życie.
Nonna zachichotała, ale po chwili spoważniała.
- Nie o to pytałam – powiedziała ponuro, kładąc dłoń na moim udzie.
- Jestem głupią i naiwną dziewczyną, która wierzyła, że jej narzeczony będzie miał choć trochę przyzwoitości i mnie nie zdradzi – prychnęłam, bawiąc się palcami. – Nie wiem, na kogo jestem bardziej wściekła w tej chwili, na siebie czy na niego.
- Cóż, we włoskiej mafii jest to pieprzony grzech, jeśli nie zdradzi się swojej żony choć raz w tygodniu – powiedziała babcia, śmiejąc się ponuro.
- Ale Fedelta znaczy „lojalność". Miałam cichą nadzieję, że nie chodzi tylko o lojalność wobec swojego bossa. Byłam głupia.
- Ryan wie, że nie może cię dotknąć przed waszą nocą poślubną. Nie może cię nawet pocałować przed ślubem. Takie są te nasze pierdolone zasady – mruknęła babcia.
- Chyba podświadomie to wiedziałam – westchnęłam. – Ale wiesz... prawie wczoraj umarłam. Śmierć mi przez chwilę dosłownie zaglądała w oczy, a jestem największym tchórzem na świecie.
- Oj, jesteś w chuj – przyznała, na co dźgnęłam ją łokciem, chichocząc.
- Dzięki, babciu. W każdym razie, naprawdę się wtedy bałam, rozumiesz? Od czasu tego porwania... mam koszmary każdej nocy, nie mogę zasnąć bez kogoś obok siebie, a teraz jeszcze to... potrzebowałam dzisiaj wsparcia przez całą noc – westchnęłam i prawie pacnęłam się w czoło przez to, jak dennie to zabrzmiało. – I w czasie jak go potrzebowałam... on pieprzył jakąś dziwkę trzy piętra pode mną. Przez niego przeklęłam na Alessandro. Brzydko przeklęłam.
- O! A to „spierdalaj" było słychać dość wyraźnie – zaśmiała się. – Jestem z ciebie taka w tej chwili, kurwa, dumna, ale chyba nie to chciałaś usłyszeć.
- No nie do końca.
- Słuchaj, dolcezza – zaczęła, wzdychając. – Nie jestem dobra w pocieszeniach, ale wciąż mogę obić dupsko przyszłego bossa, zwalić to na mój biedny, słaby wzrok i powiedzieć, że myślałam, że to Alessandro. Mogę też wypierdolić go stąd w cholerę i zabronić żołnierzom wpuszczać go do domu. Chciałabym, żebyś mogła go zdradzić w rewanżu, ale to się chyba skończy śmiercią tego nieszczęśnika, którego wybierzesz.
- Jak głupia jestem, jeśli wcale nie chcę go zdradzać? – wyszeptałam, patrząc na swoje odbicie w wodzie. – To jest takie głupie. Nienawidzę go za to, że tak bardzo się do niego przywiązałam i tego co robił, gdy potrzebowałam go najbardziej.
- To może jeszcze przestrzelę mu kutasa? – spytała babcia.
Jej szeroki, nieco szalony uśmiech i zawadiackie iskierki w oczach wskazywały na to, jak chętna była, by to zrobić.
- Możesz przestrzelić ku... przyrodzenie Tony'ego, jeśli Sapphire poprawi się dzięki temu humor – powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Zrobię to, jeśli powiesz „kutas". Nie możesz mieć osiemnastu lat i tylko dwóch przekleństw na koncie.
- Babciu, jesteś diabłem na moim ramieniu – zaśmiałam się. – Który nie potrafi pocieszać jak ten anioł, ale za to poprawia mi humor za każdym razem.
- Co do jego kutasa to sama go obetnę, jeśli się okaże, że mnie faktycznie zdradził – odezwała się Sapphire, podpływając do nas. – Na razie będzie miał tylko wydrapane oczy – dodała z lekkim grymasem. – Jacuzzi?
- Zajebiście potrzebuję odprężenia – mruknęła babcia, przeciągając się. – Jak chcecie, to ukradłam kartę płatniczą twojego ojca, więc możemy się wybrać na zakupy do galerii w Minneapolis.
- A nie jest to niebezpieczne? – spytałam, wstając. – Oni się na to nie zgodzą.
Skierowałyśmy się do jacuzzi, a babcia powiedziała bezgłośnie „tchórz" w moim kierunku.
- O to właśnie, kurwa, chodzi! W moim skrzydle mam garderobę, więc będziecie mogły się przebrać i nawet założyć peruki. Weźmiemy moją prywatną ochronę, która ostatnio tylko żre, pije i się rucha, obskoczymy kilka sklepów, a później pójdziemy do jednego z naszych klubów. To jest kurwa zajebisty plan! Tylko nie możemy powiedzieć Marcelli. Ona nas wyda.
- Bo ona jest aniołem na moim ramieniu – zauważyłam z uśmiechem, po czym zawahałam się. – No nie wiem.
- Jestem za – powiedziała od razu Sapphire. – Mam zamiar się nawalić i tańczyć z każdym napotkanym gościem, by zapomnieć o Tonym.
- No dobra – zgodziłam się w końcu. – W sumie, mam nastrój, by zrobić coś nielegalnego.
- Więc chyba musimy odpuścić sobie jacuzzi, bo za godzinę wszyscy wstaną. Do tego czasu musimy stąd spierdalać – powiedziała, zerkając na swój telefon. – To jak?
- Wybieram ucieczkę, zakupy i klub – zadecydowała Sapphire. – Jacuzzi nie ucieknie.
- No to kierunek moje skrzydło! – zawołała, unosząc pięść do góry.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie minęłyśmy schody prowadzące do skrzydła rodziców i przeszłyśmy nieco dalej, gdzie babcia miała swój salonik i kilka pokojów. Otworzyła pierwsze drzwi na prawo, do swojej sypialni i skierowała nas do garderoby.
Przymocowane miała dwie długie rury po obu stronach pomieszczenia, z których zwisały wieszaki z jej ubraniami. Naprzeciw wejścia stała szafa z biżuterią, do której od razu podeszła i popchnęła ją.
Szafa usunęła się do tyłu, zostawiając spore przejście po jej bokach, do którego od razu zostałyśmy wciągnięte. Mebel wrócił na swoje miejsce, przez co małą klitkę ogarnęła ciemność. Nagle cała podłoga poruszyła się, przez co pisnęłam głośno.
- To tylko pierdolona winda, nie przejmuj się, dolcezza.
Zjechałyśmy na dół do, jak mniemam, piwnicy, w której jeszcze nigdy nie byłam. Babcia pchnęła kratę, która oddzielała nas od kolejnego, ciemnego pomieszczenia, po czym kliknęła coś na ścianie. Rzędy lamp zapaliły się, oświetlając ogromny pokój.
Po lewej stronie stało biurko, nad którymi wisiały cztery wielkie monitory, wszystkie podzielone na kilka mniejszych, które ukazywały każdy kąt w tym domu, włączając piwnicę, do której przypadkiem trafiłyśmy z Sapphire.
Naprzeciwko tego stały dwie toaletki z owalnymi lustrami, przy których było mnóstwo przedmiotów do makijażu i kilka peruk na manekinach. Obok nich na ścianie znajdowały się trzy pary drzwi.
- Jedne to garderoba, gdzie są zapasowe ubrania. Te drugie to prowizoryczna sypialnia, która mieści osiem osób i trzecie to spiżarnia. Drzwi obok monitoringu prowadzą do ukrytych korytarzy połączonych z praktycznie każdym pomieszczeniem w tym domu. A tamte naprzeciw nas do tajemnego garażu trzy ulice stąd.
- Co to za miejsce? – spytałam z rozdziawioną buzią.
- To pokój awaryjny. Tak na co dzień mam do niego dostęp tylko ja. Gdy włączy się alarm przeciwwłamaniowy, z sufitów wysuną się czerwone światła i zacznie wyć syrena, wasze drzwi się odblokują. Każda szafa w domu, na której stoi czerwona ramka ze zdjęciem i te w waszych garderobach dadzą się pchnąć, a wtedy trzeba już tylko iść zgodnie z oznaczeniami, które się pokażą.
- Czemu o tym nie wiedziałam?
- Najpierw nie chcieliśmy cię w to wszystko wciągać, a później przestałaś spędzać noce sama. Nie było takiej potrzeby – zauważyła, wzruszając ramionami. – Mamy tu zapasy na wystarczająco długo, po pięć fałszywych paszportów dla każdego członka rodziny i teraz Sapphire, no i kilka pieprzonych miliardów w gotówce. To najbezpieczniejszy dom w Rochester.
- Tyle lat byłam ślepa na to wszystko – mruknęłam z niedowierzaniem.
- Nie pozwalaliśmy ci tego widzieć – pocieszyła mnie nonna. – Jesteśmy profesjonalistami, a ty nam bezgranicznie ufasz. Nie obwiniaj się. Teraz idźcie się przebrać w pierwsze lepsze ciuszki, bo nie mamy za wiele czasu. Powinny być tam też suszarki do włosów.
Czasami nonna przypominała mi trenera. Ze sposobu wypowiadania się i charakteru. Myślę, że ich dwójka albo by się dogadała, albo babcia by go zastrzeliła.
Sapphire nie potrzebowała większej zachęty; widocznie bardzo mocno chciała wyrwać się z tego miejsca, bo wysuszyła włosy w niecałe pięć minut i ubrała się jeszcze szybciej. Po dziesięciu minutach całą trójką szłyśmy w kierunku podziemnego garażu, w którym czekało już na nas sześciu żołnierzy.
Jednego z nich widziałam wczoraj wokół striptizerki na rurze, przez co żółć podeszła mi do gardła.
- Pakujcie się do tamtego auta, jeden jedzie z nami – zarządziła nonna, wskazując na dwa spore SUVy stojące przy kilku drogich, sportowych autach. – Najpierw jedziemy na jakieś śniadanie, a później do galerii.
Wsiadłam na tylne siedzenie wskazanego auta, obok mnie Sapphire, a babcia z żołnierzem do przodu. Rozpoznałam w nim tego, który zazwyczaj siedział na klonie pod moim oknem, więc poczułam się od razu jakoś przy nim bezpieczniej.
Wyjechaliśmy z podziemnego garażu i obraliśmy kierunek na Minneapolis, zatrzymując się na McDrive na śniadanie i szybką kawę. Babcia, kierując, brała każdy znak nakazu czy zakazu tylko za sugestię, bo łamała prawie każdy możliwy przepis.
Po godzinie z mojego telefonu w torebce zaczęła wydobywać się muzyczka, więc sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu widziałam zdjęcie taty i jego numer, przez co przełknęłam ślinę i uniosłam, by pokazać to babci w lusterku.
- Ale ciota – mruknęła. – Wie, że jesteś największą cipką z naszej trójki i tylko ty wysłuchasz jego rozkazu powrotu. Odbierz i daj na głośnik.
- Dzień dobry, tato – powiedziałam, odbierając i kliknęłam przycisk z głośnikiem. – Co tam?
- Gdzie wy do cholery jesteście?
- Zluzuj majty, zięciuniu, zabieram je na babski dzień, którego potrzebują. Ze wszelkimi obiekcjami proszę dzwonić pod mój numer.
- Zostawiłaś telefon w domu, mamo – warknął tata.
- No, kurwa, właśnie! Chyba musimy kończyć. Do zobaczenia w nocy!
- Rita, ani mi się waż rozłączać! – skierował do mnie. – To co zobaczyłaś w nocy, to było...
- Do wieczora, tato – powiedziałam sucho, przerywając mu i rozłączyłam się. Gdy to zrobiłam i odrzuciłam telefon pomiędzy mnie i Sapphire, wytrzeszczyłam oczy. – Co ja zrobiłam?
- Postawiłaś mu się po raz pierwszy w życiu, dolcezza – zachichotała babcia. – Jego mała księżniczka dorosła i wyrwała się z jego wieży. Tak, kurwa, trzymaj!
- Nie jestem pewna, czy chcę się „wyrwać z jego wieży" – mruknęłam, wsuwając paznokieć do buzi.
- Bo jesteś pierdolonym tchórzem bojącym się zmian – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Nauczyłam cię udawać opanowaną, silną kobietę, gdy tego wymaga sytuacja, teraz pomożemy ci się nią stać, no nie, ruda?
- Jasne, nonna – zachichotała Sapphire, ściskając moją dłoń. – Mi opanowanie i powagę wbiła do głowy ciotka, gdy byłam jeszcze malutka. To taka ulga być z dala od niej i jej wymagań.
- Chcesz mnie zamienić w mamę? – spytałam.
- Marcie była dokładnie taka sama jak ty. Pod jej powłoką idealnej kobiety kryje się delikatny kwiat podatny na zranienia i załamania emocjonalne. Żadna z was nie przeżyła treningu na żołnierza mojego ojca, więc wciąż macie w sobie tę pieprzoną, dziecięcą niewinność i naiwną wiarę w dobroć całego świata.
- Nie widzę w tym wady – wtrącił ochroniarz, który siedział do tej chwili cicho.
- Ale to jest wada i powinieneś o tym wiedzieć – powiedziała babcia, unosząc brew. – Zwykli ludzie, którzy wierzą w dobroć całego świata, wpadają w cholerne pułapki i intrygi złych ludzi, by później dostać nauczkę, ale zrobić dokładnie to samo następnym razem, dopóki nie nauczą się na swoich błędach. Ludzie z naszego świata, gdy naiwnie zaufają nieodpowiednim ludziom, giną. Ufajcie tylko najbliższym, dzieci, bo inaczej czeka was ponure rozczarowanie.
Poczułam gulę w gardle, gdy przypomniałam sobie o zdrajcy wśród moich bliskich znajomych. Nie byłam w stanie oskarżyć żadnego z nich o coś tak okropnego. Choć zachowanie Stelli uważałam za nieco dziwne, poznałam ją na tyle, by wiedzieć, że nie byłaby w stanie zrobić czegoś tak okrutnego.
- Tak czy siak, ufać można tylko najbliższej rodzinie – kontynuowała. – Rodzina widzi nas w najsłabszych i najlepszych momentach. Zna wszystkie słabości i mocne strony. Krewni nie atakują, gdy jesteśmy najbardziej podatni na zranienia, a pomagają pozbierać się z gówna do kupy. To jest zaufanie, które należy pielęgnować.
Jej słowa zawisły w powietrzu, wprowadzając atmosferę wypełnioną zadumą.
- Motto rodziny Rosellini – wyszeptałam. – Nieważne jak wiele przeszkód czeka każdego z nas, nieważne w jakie bagno i jak głęboko wpadniemy, damy sobie radę, bo trzymamy się razem.
- Dokładnie, dolcezza, rodzina trzyma się razem – przytaknęła. – Wjeżdżamy do Minneapolis, więc przypnijcie dokładnie peruki, żeby się wam, kurwa, nie obsunęły.
Cały czar i wyniosła atmosfera prysnęły, gdy tylko wróciła do swojej starej i dobrej, przeklinającej siebie. Rodzinne motto było namalowane na ścianie w ogromnym salonie w rezydencji Rosellini w Turynie, żeby każdy gość zrozumiał, jak dla Eternity ważna jest rodzina.
Znałam też motto rodziny King, które było całkiem podobne, choć całkiem inne. „Razem wszyscy wchodzimy i razem ginąć będziemy. Niestraszna nam żadna przeszkoda, gdy trzymamy się razem."
Fedelta opierała się na lojalności, współpracy i jedności wszystkich członków, podczas gdy Eternita skupiała się na rodzinie. Obie te mafie łączyło motto współpracy i lojalności, choć w dwóch zupełnie różnych sferach.
- Mamy dwie nielimitowane karty kredytowe twojego ojca, więc lećmy na zakupy. Gdy Richard ogarnie, że zniknęły i je nam zablokuje, mamy jeszcze jedną moją. Skupcie się na ubraniach do klubu i takich, które wzbudzą zazdrość waszych chłoptasiów.
- Mój chłoptaś preferuje cycate blondynki – zauważyłam ironicznie. – Nie ma szans, bym była w stanie wzbudzić w nim zazdrość.
- Oj i tu się mylisz – wtrącił ochroniarz, na co przekrzywiłam głowę. – Obserwuję was na tyle często, by widzieć, jak na ciebie patrzy. Nie może zrobić żadnego ruchu w twoją stronę do czasu nocy poślubnej i to go rozsadza od środka.
- Ta, jasne.
- Nie widziałaś pożądania w jego oczach, gdy leżałaś pod nim naga? – spytał ze zdziwieniem.
Zakrztusiłam się śliną, a nonna posłała mi spojrzenie.
- Nigdy nie leżałam pod nim naga – wydusiłam z siebie.
- A tej nocy gdy dowiedziałaś się o mafii? Siedziałem wtedy na drzewie, widziałem, jak czarne były jego oczy. Jeśli on cię nie pożąda, to ja jestem prawiczkiem.
Cofnęłam się myślami do tamtej nocy, gdy upiłam się w sali kinowej, ale w pamięci miałam tylko czarne dziury. Nie pamiętałam tamtej nocy. Ryan widział mnie nagą? Słodkie dzieciątko Jezus.
- Byłam tak pijana, że nawet tego nie pamiętam – przyznałam z jękiem rozpaczy i schowałam twarz w dłoniach.
- Patrzyłeś na Ritę, jak była naga? – wypaliła w tym samym momencie Sapphire.
Uniosłam głowę.
- Moim zadaniem jest obserwowanie Margherity na zmianę z moim mężem. Wiedzą, że przy nas jest bezpieczna. Chcieli kobiety jako ochronę, ale nie było żadnych na zbyciu.
- Skończcie z tymi ckliwościami i wyznaniami, gamonie – przerwała nam nonna. – Ruszcie swoje zadki i idziemy na zakupy. Pogadacie sobie w drodze powrotnej.
Zahamowała gwałtownie na miejscu parkingowym przed największą galerią w Minneapolis, przez co pas wpił mi się mocno w ramię. Otworzyła swoje drzwi i wysiadła. Gdy wszyscy odpinaliśmy sztywne od jej hamowania pasy i zbieraliśmy rzeczy, ta stała na zewnątrz, dramatycznie tupiąc stopą i zerkając co chwila na swój zegarek.
- No wreszcie – prychnęła, gdy równocześnie z Sapphire otworzyłyśmy drzwi. – Ja nie żartowałam z tymi kartami. Jeśli ogarnie, że je mamy, zamrozi obydwie i nici z szastania jego forsą.
Ulubionym zajęciem nonny, poza grożeniem wszystkich strzelbą, oglądaniem nagrań z nielegalnych podziemnych walk, dokuczaniem innym i pieczeniu ciastek z marihuaną było wkurzanie mojego taty.
Uwielbiała się z nim droczyć w każdy możliwy sposób, bo miał reputację bezlitosnego i okrutnego gangstera bez serca. Cieszył ją fakt, że jako matka Capo Eternity i jego teściowa (w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach to pierwsze) była chroniona i wykorzystywała to w każdy możliwy sposób.
Zagoniła nas do pierwszego sklepu z ubraniami, który się nawinął. Nie było tam żadnych ciuchów, które spełniłyby jej wymagania jako „dziwkarskie" i „wzbudzające zazdrość tych gamoni", ale na metkach znajdowały się liczby zawierające co najmniej trzy cyfry przed przecinkiem, więc zmusiła nas do tak wielu, ile chciałyśmy.
Sapphire wstrzymywała się nieco, dopóki nonna nie wyszeptała jej czegoś na ucho. Moja ciekawska dusza bardzo chciała wiedzieć, co takiego to było, bo dziewczyna nagle straciła wszelkie bariery i wsunęła się do przymierzalni z tyloma ubraniami, że kasjerka wytrzeszczyła oczy, widząc to.
Gdy podeszłyśmy do kasy z górkami ubrań, które chybotały się nam w ramionach, kobieta za kasą przełknęła ślinę i rzuciła niepewne spojrzenie na nonnę. Babcia uniosła tylko brew, jej ręka powędrowała w stronę kabury ukrytej pod marynarką, co sprawiło, że kasjerka skanowała metki czytnikiem z zawrotną prędkością.
Gdy na kasie pojawiła się suma, wytrzeszczyłam oczy, a babcia zacmokała z niezadowoleniem. Rozejrzała się po ladzie, po czym uniosła kącik ust, gdy dostrzegła opakowanie prezerwatyw za dokładne sześć dolarów. Złapała je i przejechała nim ponad czytnikiem, co sprawiło, że na ekranie pojawiła się nowa suma – dokładnie szesnaście tysięcy dolarów.
- Lubię dokładne liczby – powiedziała. – Są tak pierdolenie satysfakcjonujące.
Kasjerka była bledsza niż poprzednio i szybko doszłam do wniosku, czemu tak się stało. Gdy nonna sięgała po paczkę, rękaw jej marynarki uniósł się nieco, ukazując tatuaż Eternity – sztylet, którego rękojeść oplatały korzenie rosnącego nad nim drzewa.
W całym USA znajdowała się tylko jedna kobieta posiadająca taki tatuaż i nie było możliwości, by kasjerka o tym nie wiedziała. Zapakowała torby w ekspresowym tempie, a nasi ochroniarze, którzy przyjechali drugim samochodem, przysunęli się do przodu by je wziąć.
Na czole kobiety pojawiły się krople potu będące znakiem jej zdenerwowania, gdy pięciu ubranych w czarne garnitury mężczyzn z poważnymi twarzami podeszło bliżej niej. Widocznie takich rzeczy nie miała na szkoleniu do tej pracy.
Gdy wyszłyśmy we trójkę, idąc ramię w ramię z babcią w środku. Za nami szedł mój strażnik gej z drzewa rozglądający się czujnie, a za nim pięciu pozostałych, którzy maszerowali obładowani torbami.
Po zakupach w kolejnym sklepie musieli wrócić się do samochodów, by upchnąć tam nasze torby. Gdy zostałyśmy zaciągnięte do pięciu kolejnych, musieli ściągnąć jeden z naszych busów do przewożenia mniejszych ilości narkotyków, by pomieścić wszystkie torby.
Dopiero gdy nonna była zadowolona z ilości wydanych pieniędzy, zabrała nas na kawę, która miała być odpoczynkiem przed następną rundą.
- Babciu, ile pieniędzy mamy wydać, żebyś była zadowolona? – spytałam, opadając na fotel wyczerpana. – W życiu nie kupiłam tylu ubrań, czerwonych szminek i innych pierdoł, a to jest potwornie wykańczające.
- A w tym erotycznym sklepie prawie spłonęłam ze wstydu – przyznała Sapphire. – Mogłaś sobie odpuścić przy dwunastym wibratorze. Co my mamy z nimi robić?
- Jestem pewna, że znajdziecie kilka zastosowań – prychnęła nonna, unosząc brew. – Spójrzcie na to tak, macie zestawy erotycznej bielizny do końca życia. I idealne ciuszki do klubów.
- Nie że będziemy mogły chodzić po klubach, gdy nas dopadnie małżeństwo – zauważyłam, ale umilkłam, dostrzegając zbliżającą się do nas kobietę w fartuszku.
- Dzień dobry, co podać? – spytała kelnerka kawiarni, podchodząc do naszego stolika.
- Bicerin, cappuccino i caffè latte – powiedziała od razu Sapphire, wyręczając nas.
Kelnerka pokiwała głową, nie zapisując nawet naszego zamówienia, po czym poszła do lady, by je przekazać.
- Żadna z was nie lubi zakupów, a ja chcę wydać jak najwięcej pieniędzy. Co mam zrobić, żebyście się do tego przekonały? – jęknęła nonna z wyraźnym zawodem w głowie.
Sapphire uniosła głowę, by ją pocieszyć, ale zanim cokolwiek powiedziała, uśmiechnęła się szeroko i nieco złośliwie.
- Zabrać nas do odpowiedniego sklepu, nonna – powiedziała, wskazując coś za naszymi plecami.
Odwróciłyśmy się obie z nonną¸ po czym obie rozpromieniłyśmy. Babcia dlatego, że dostrzegła szansę na wydanie kosmicznej ilości pieniędzy. Ja, bo wiedziałam, że w takim sklepie mogłam spędzić dosłowne godziny.
- A więc nasz następny przystanek to księgarnia – zapiała ze zwycięskim uśmiechem. – Oj, to będzie zabawa. Chłopcy, chyba będziemy potrzebować dwóch kolejnych busów!
Gdy wyszłyśmy z księgarni, półki opróżniły się nieco, podobnie jak karta kredytowa ojca. Oczy moje i Sapphire świeciły się z takim szczęściem, że nonna śmiała się z nas, od kiedy weszłyśmy do środka.
Kasjerki zrezygnowały z siatek, gdy zobaczyły ilość książek, które przynosiłyśmy im na ladę, więc pakowały wszystko do kartonów, a babcia była bardziej niż chętna, by wbijać pin do karty ojca, którym była data moich urodzin.
Gdy kartony zniknęły w bagażnikach i wnętrzach busów ściągniętych tu od naszych ludzi z Minneapolis, jak wyjaśniła nonna, trzech żołnierzy odjechało.
Zostałyśmy z obstawą trzech ludzi i dwoma samochodami.
Nonna z szatańskim uśmiechem wręczyła mnie i Sapphire po torbie z zakupami, której wcześniej nie widziałam. Musiała je załatwić, gdy byłyśmy zajęte wykupywaniem księgarni.
- Za udane zakupy i wspaniały babski dzień – powiedziała. – A teraz idźcie się w to przebrać i zabieram was do naszego klubu. Jest już po dwudziestej.
Zignorowałam fakt, jak długo siedziałyśmy już w galerii. Poszłyśmy razem do łazienki i weszłyśmy do dwóch osobnych kabin. Gdy rozpakowałam swoją torbę, prawie zassałam powietrze w szoku. Była to zestaw ubrań, który był zupełnie nie w moim stylu.
Czarne, siatkowe rajstopy, dżinsy z dużymi dziurami na kolanach i napisem „FUCK THE HATERS" nad nimi, czarna, prześwitująca bluzeczka odsłaniająca brzuch z długim rękawem i zestaw czarnej, koronkowej bielizny. W środku było też pudełko z czarnymi butami na wysokim obcasie i długi czarny płaszcz na samym dole.
Westchnęłam głęboko, ale podjęłam decyzję i po chwili ubrana byłam w ten strój. Wyglądałam dobrze, ale... nie czułam się dobrze.
- Wyglądasz zajebiście – mruknęła Sapphire.
Uniosłam głowę, by zobaczyć jej twarz i dłonie nad moją kabiną. Widocznie stała na toalecie, by dosięgnąć.
- Masz ten sam zestaw?
- Gorszy – przyznała. – Widocznie wiedziała, że nie byłabyś w stanie założyć takich ubrań, jakie mi dała i wyjść z tym do klubu. Ja nie mam dżinsów.
Zeskoczyła i usłyszałam kliknięcie i trzaśnięcie drzwiami od kabiny. Szybko zgarnęłam swoje poprzednie ubrania do worka i narzuciłam na siebie płaszcz. Gdy wyszłam i zobaczyłam całość stroju Sapphire, zacisnęłam usta.
- W życiu bym tego nie ubrała – przyznałam. – Nie odważyłabym się.
Miała tę samą bluzkę co ja, choć spod jej widać było czerwony, koronkowy stanik. Pod linią osłoniętego brzucha nasuniętą miała krótką czerwoną, skórzaną spódniczkę, spod której widać było paseczki ciągnące się do czarnych pończoch, które wieńczyły wysokie czerwone szpilki.
- A ja chyba właśnie tego potrzebowałam – powiedziała. Wyciągnęła z torebki czerwoną szminkę i poprawiła nią makijaż ust, po czym cmoknęła. – Mam zamiar się dzisiaj upić i podrywać każdego faceta, który do mnie podejdzie. Chcę zemsty. Ty też, prawda?
- Nie tak jak ty – zauważyłam, wzruszając ramieniem, po czym wzięłam od niej szminkę i pomalowałam swoje usta, by dodać sobie pewności. – Choć nie wiem, czy to co czuję do Ryana to już jest miłość, wciąż czuję się zazdrosna i zdradzona. Zamierzam sprawić, że poczuje się identycznie.
Spojrzałyśmy sobie w oczy, przekazując wsparcie dwóch zranionych dziewczyn, zawierając tym samym niewerbalną umowę. Ten wieczór był nasz i nie zamierzałyśmy go zmarnować.
Poprawiłyśmy swoje blond peruki, zawiązałyśmy mocno płaszcze i wyszłyśmy z nową determinacją w sercach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro