Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Trzy gwiazdki Michelin"

- Chodzisz jak kaczka. - nabija się Aria, oglądająca Plotkarę. Ubrana w czarną dopasowaną sukienkę, która idealnie dopasowuje się do mojej figury, próbuję nauczyć się chodzić w butach na wysokiej platformie. Michael pojawi się za kilka minut, a ja wciąż tuptam jak upośledzony jeż. - Nie możesz ubrać płaskich butów?

- Nie. - mamroczę.

- Bo?

- Idziemy do ekskluzywnej restauracji.

- No i? - zerka na mnie z miną, której nie potrafię określić. - Dlaczego masz męczyć się w stroju, który do ciebie nie przemawia? Zwłaszcza w takich butach.

- Michael to adwokat.

- Eliana, to kim jest Michael nie powinno zmuszać cię do całkowitej zmiany stylu.

- Źle wyglądam? - przystaję i zakładam ręce na biodra. Zdaję sobie sprawę, że to jak dziś wyglądam mija się z moim stylem, aczkolwiek nie chcę odstawać wyglądem od innych kobiet, będących w tej samej restauracji. Nazwisko Michaela jest powszechnie znane, więc nie chcę zszargać jego dobrego imienia, dlatego wbrew własnej woli ubieram najbardziej niewygodne  buty świata – szpilki.

- To nie jesteś ty. - wypowiada jedynie, ponieważ przerywa jej dzwonek do drzwi. - Miłej zabawy. - dopowiada, po czym swoją uwagę skupia ponownie na ekranie telewizora. Zabieram z oparcia kanapy żakiet i kopertówkę, a następnie otwieram drzwi.

- Hej. - uśmiecham się do ciemnowłosego, którego stój prezentuje się perfekcyjnie. Idealnie skrojony garnitur, śnieżnobiała koszula wraz z kamizelką mówią o tym człowieku jedno – jest kimś ważnym. Dlatego też cieszę się, że w żaden sposób od niego nie odstaję.

- Pięknie wyglądasz. - wypowiada z uznaniem. - Idziemy? - podaje mi swoje ramię, które chwytam i daję się sprowadzić po schodach. Dzięki temu przynajmniej nie wywinęłam orła. Te buty naprawdę są kurewsko niewygodne i gwarantuję, że wyrzucę je do kubła na śmieci, gdy tylko wrócę do domu. Ciemnowłosy otwiera dla mnie drzwi swojego mercedesa, a gdy sadowię tyłek na siedzeniu pasażera, on zajmuje miejsce za kierownicą.

- Dokąd mnie zabierasz?

- Glamour Glow – posyła mi miły uśmiech. Staram się go odwzajemnić, lecz w głębi duszy czuję, że się duszę. Glamour Glow to droga, ciesząca się popularnością wśród wpływowych osobowości, trzygwiazdkowa restauracja. Nie jest to miejsce, w którym się zaaklimatyzuję. Chyba... Znam siebie na tyle, by wiedzieć, że w tym miejscu będę prezentować się jak plebs. Jestem córką morderczyni, nieznanego mi ojca, a moje zarobki nie są na tyle duże, abym mogła sobie pozwolić na codzienne, nawet co roczne jadanie w Glamour Glow.

- Okej. - odpowiadam po dłużej chwili. Ciemnowłosy zerka na mnie kątem oka, lecz nie zadaje żadnych pytań. Pewnie według niego jestem spięta przez spotkanie z nim, jako mężczyzną. Raczej nie przyjdzie mu do głowy myśl, że wolałabym zjeść kolację w przydrożnym food-trucku, niż w restauracji posiadającej trzy gwiazdki Michelin.

Eliana spodziewaj się luksusu przepychu i prestiżu. Ach i nie zapominaj o kolosalnych cenach potraw.

- Naprawdę wyglądasz zjawiskowo.

- Dziękuję. - wypowiadam niepewnie, ponieważ nie czuję się w tym stroju komfortowo. Dajcie mi pieprzony mundur! - Miło mi to słyszeć.

- Widzę, że jesteś skrępowana.

- Odrobinkę.

- Nie masz czym.

- Dawno nie byłam na randce. W zasadzie nigdy nie byłam na randce.

- Jak to możliwe? - dziwi się. - Przecież jesteś taka piękna.

Daruj sobie te komplementy, Rivera. Nie zmięknie mi przez to dupa!

- Wiesz, w wojsku mogłam iść na randkę przy naładowanych karabinach, ślęcząc w bagnie i śmierdząc błotem, ale nie byłby to zbyt romantyczne.

- Skąd w ogóle pomysł na wojsko?

- Tak wyszło. - wzruszam ramionami.

Zapytaj się mojej matki...

- Krucha kobieta w wojsku? Nie ukrywam, ale robi to na mnie ogromne wrażenie.

- Gdybym była krucha, wąchałabym już dawno kwiatki od spodu.

- Mam bardziej na myśli to, że wojsko to bardzo drastyczne miejsce. Kojarzące się ze śmiercią.

Mhm, racja. Sama nawet przyczyniłam się do śmierci setek osób. Co dziwne, nie mam żadnych koszmarów. To była moja praca, za którą nie trafię za kratki, ale łączy mnie z matką. Obie mamy krew na rękach.

- To mój dom. - wypowiadam cicho, wyglądając za szybę przy drzwiach pasażera.

- Masz zamiar wrócić na wojnę?

- Nie. Obiecałam to Arii.

- Czyli nie łamiesz obietnic?

- Splamiłabym swój honor. A co z tobą? Od zawsze wiedziałeś, że będziesz adwokatem?

- Tak. To rodzinna profesja.

Ach, naturalnie. Dlaczego na to nie wpadłam?

- Nie jest to nudne zajęcie?

- No coś ty! Gdy walczę w sądzie o słuszność mojego klienta, czuję adrenalinę. - ożywia się. - A każda zwycięska rozprawa napawa mnie dumą i napędza do dalszej ciężkiej pracy.

- A co czujesz, gdy bronisz kogoś, kto rzeczywiście jest winny?

- Zależy jakiego kalibru jest ta sprawa.

- Załóżmy morderstwo?

- Jeśli jest dużo dowodów na winę mojego klienta, to mogę jedynie starać się o łagodny wymiar kary. - wzrusza ramionami. - Zawsze się to udaje.

Oczywiście, że tak. W końcu jesteś najlepszy w swojej branży...

- Oby dobra passa trwała latami. - staram się wykazać więcej entuzjazmu. W końcu jestem na randce z gorącym facetem z dobrą posadą i zapewne jest wiele kobiet, które w tym momencie mogłyby mi pozazdrościć, ale czuję coś, czego nie powinnam – nudę i dławiącą chęć ucieczki. Wyszłam ze swojej strefy komfortu, tracąc przy tym swoją pewność siebie.

- Jestem dobry w tym co robię. - wypowiada dumnie. - Więc z całą pewnością dobra passa będzie trwać i trwać. - parkuje samochód przed Glamour Glow, a ja pragnę panicznie stąd zwiać. Nie jest to miejsce dla zwykłej kobiety, służącej w wojsku. Nie należę do tej klasy społecznej i nie chcę, ponieważ zatraciłabym siebie.

Eliana, odpuść. Zjedź kolację na koszt Michaela, bądź miła, udawaj że świetnie się bawisz, a potem uciekaj w objęcia swojego ciepłego łóżka. Nie rób teraz żadnej dramy.

Michael wysiada, by otworzyć dla mnie drzwi. Podaje mi swoją dłoń, aby pomóc mi wysiąść. Przyjmuję ją bez protestów. Nie czuję się pewnie poruszając się w tych butach, więc ciesze się, że ciemnowłosy jest dżentelmenem i pomaga mi przebyć drogę do naszego zarezerwowanego stolika. Glamour Glow to pokaźny lokal z okrągłymi stolikami, przy których może zmieścić się aż osiem osób. Przy dużych oknach z widokiem na ulicę stoją lodowe rzeźby – okej! Robią spore wrażenie.

Poza tym ciemne, drewniane wnętrze przyozdobione jest złotymi dodatkami.

- Pięknie tu. - wypowiadam, jednocześnie siadając na krzesełku.

Nie mój gust. Wolę pastelowe wnętrza, ale nie chcę krytykować trzygwiazdkowej restauracji, dlatego przestaję zwracać uwagę na otoczenie.

Ja pieprzę, Eliana! Jesteś marudna jak trzylatek przy jedzeniu warzyw. Doceń to, że Michael się stara.

- Prawda? Jadam tu dość często, lecz pierwszy raz z tak wspaniałym towarzystwie. - posyłam mu szczery uśmiech. Każda kobieta uwielbia komplementy, chociaż jeśli jest ich za dużo to może zbierać się na wymioty.

Podchodzi do nas kelnerka, by podać nam menu.

- Nie trzeba. - wypowiada ciemnowłosy. - Wiemy, co zamówimy.

Wiemy?

- Chciałabym otrzymać menu. - wypowiadam prosto do kelnerki, lecz ponownie odpowiada Michael.

- Uwierz mi, że wiem co chciałabyś zjeść. Pozwól mi się wykazać.

- Jesteś moimi kubkami smakowymi?

- Nie bardzo rozumiem.

- Skąd wiesz, co lubię, a czego nie lubię jeść?

Okej, nie jestem skomplikowanym człowiekiem jeśli chodzi o gust kulinarny. Jestem ogromną fanką burgerów – jak każdy Amerykanin. Uwielbiam zupy, zwłaszcza kremowe, lecz nienawidzę owoców morza.

- Zaufaj mi. Znam się na ludziach.

- Okej. - posyłam mu uśmiech, pomimo że mam ochotę wstać, wyrzucić szpilki przez okno i stąd wyjść.

- Mogę przyjąć zamówienie? - pyta zmieszana kelnerka, która zerka na mnie ze współczuciem. Och, czyli nie tylko mnie pan adwokacik wkurzył.

- Poproszę dwa razy mule w winie – zwymiotuję. – raz stek z pure oraz raz homar – mam nadzieję, że to coś ze st
szczypcami jest dla niego. - Do tego wytrawne wino Cabernet Sauvignon. – ponownie zabrzmię jak rozwydrzona franca, ale co ja poradzę, że nienawidzę wina?

- To wszystko?

- Tak.

- Macie coś bezalkoholowego? - wtrącam.

- Oczywiście. Do wyboru mamy...

- Wystarczy nam wino. Dziękuję. - przerywa Michael.

- Za kogo ty się uważasz? - pytam rozdrażniona. - Chciałabym zamówić wodę gazowaną.

- Okej, w takim razie niech będzie jeszcze woda.

Dzięki ci panie i władco. Randki są przereklamowane. Nie żałuję, że ten okres swojego życia spędziłam w wojsku. Kelnerka zapisuje nasze zamówienie, po czym idzie w kierunku kuchni.

- Będzie ci smakować. - zapewnia mnie i chwyta mnie za dłoń. - Mają tu świetnego kucharza.

W dupie mam kucharza. W dupie mam to, że będzie mi smakować coś, co zapewne wywoła u mnie odruch wymiotny. Od dziecka nienawidzę owoców morza. Próbowałam ich wielokrotnie i za każdym razem wypluwałam. To spotkanie to istny koszmar. Obracamy się w zupełnie innych kręgach towarzyskich, co jest w tym momencie mocno zauważalne.

- Przekonamy się.

- Nie złość się na mnie. - uśmiecha się, ukazując jeden dołeczek. - Po prostu mam dobrą intuicję, co do twoich upodobań.

Wolę kiełbaski z grilla, pianki z ogniska i burgera za pięć dolców z McDonalda.

- Nie lubię, gdy ktoś podejmuje za mnie decyzje.

- Przecież to nic wielkiego.

- To dlaczego nie pozwoliłeś mi samej wybrać, co chcę jeść?

- Wiem, co tutaj mają dobre, a co niezbyt.

- A może mam alergię na owoce morza?

- Nie masz.

- Skąd to możesz wiedzieć?

- Gdybyś ją miała, powiedziałabyś gdy składałem zamówienie. - odbiera mi mowę. Teraz to moja wina, że nie złożyłam własnego zamówienia? Prześmieszne. - No już. Rozchmurz się. - pokazuję mu mentalny środkowy palec i zmuszam się do miłego uśmiechu. Jak już mam wymiotować to cieszę się, że nie na mój koszt. - Jak się czuje Aria?

- Jest szczęśliwa.

- Dzięki mnie. - chełpi się.

- Racja. Gdyby nie ty, zapewne O'Sullivan wpędziłby ją do więzienia.

- Wątpię. Pomimo że straszny z niego cham, poszedł Arii na rękę i dał jej dobrą rekomendację.

No właśnie...Dlaczego? Przecież tak bardzo chciał mi dopiec, po tym jak zgniotłam jego ego, nie zgadzając się na seksualny układ.

- Najważniejsze, że Aria jest wolna.

- I to zupełnie za darmo.

Auł...coś właśnie mnie chyba przygniotło. Michael wypomniał mi to, że nie wziął ode mnie ani grosza za reprezentowanie mojej siostry. Zachowuję się w stosunku do niego tak wrednie, a on okazał nam tyle dobroci. Nie wziął zapłaty, więc dlaczego dziś wybrzydzam? Zawdzięczam mu wiele, więc zasłużył na mój szacunek i moją obecność.

- Jestem twoją dłużniczką.

- Ważne, że jesteś. - ściska mocniej moją dłoń, uśmiechając się przy tym promiennie.

Ważne, że jestem... Powinnam mu siebie ofiarować. Inaczej moje sumiennie mnie zeżre żywcem.

- Miło mi to słyszeć. - odwzajemniam uśmiech i uścisk.

- Co za gołąbeczki. - parska śmiechem Colton O'Sullivan, dosiadający się do naszego stolika. - Ale stary, serio? - zwraca się do Michaela. - Zrobiłeś z niej – zerka na mnie. - to coś?

Nie jestem pewna, ale chyba właśnie mnie obraził. Niewdzięczny fiut. Co prawda ma prawo się na mnie wściekać po wczorajszej porażce, ale myślę że jest dużym chłopcem i szybko pogodzi się z faktem, że przegrał z kobietą.

- O czym ty mówisz, O'Sullivan?

- Spójrz na nią. - pstryka palcami. - Podoba ci się ?

- Oczywiście, że tak!

W co ty grasz, Colton?

- Bo mi nie.

- Świetnie, O'Sullivan. - parskam śmiechem. - Przynajmniej się ode mnie odwalisz.

- Nie zrobię tego – śmieje się. - Wciąż mam cię na celowniku.

- Celujesz we mnie swoim fiutem?

- Może? - wzrusza ramionami. - Ale chodzi mi o to, że Rivera zrobił z ciebie lalę. Znacznie bardziej podobał mi się twój przemoczony tyłek w mundurze.

- Byliście razem w wojsku? - dziwi się Michael.

- To ona jest żołnierzem? - pyta zaskoczony Colton. - To by wyjaśniało jej zdolności strzelnicze. - drapie się po brodzie. - Intrygujące.

- Możecie mi wyjaśnić o czym rozmawiacie?

- Wczoraj skopałam mu tyłek na zabawie militarnej. Nic specjalnego.

- Przegrałem zakład. - burczy pod nosem.

Michael przygląda się naszej dwójce, jakby obawiał się, że zaraz wskoczę w ramiona blondyna. Natomiast Colton nie przejmuje się w ogóle obecnością adwokata, pomimo że to on sam przysiadł się nieproszony do naszego stolika. Ma facet tupet.

- Mówiłam, że tak będzie.

- O'Sullivan może już sobie pójdziesz?

- A co? Boisz się, że poderwę ci zdobycz? - nonszalancko opiera się o oparcie krzesła, kołysząc się na dwóch nóżkach. Ręce trzyma w kieszeniach swojego garnituru, zupełnie nie przejmując się dobrą prezencją swojej osoby. Odnoszę wrażenie, że Colton ma gdzieś, co ludzie sobie o nim myślą.

- Przerwałeś nam rozmowę.

- Możecie ją kontynuować. - parska śmiechem.

- Bez ciebie!

- Okej. - wstaje z krzesła, a następnie robi kilka kroków i staje za mną. - Pozwól, że się pożegnam. - chwytam mnie za podbródek, odchyla moją głowę do tyłu, po czym jego usta na moment stykają się z moimi.

Co się dzieje?

- O'Sullivan! - krzyczy Michael. Prędko odpycha ode mnie blondyna. Nim odzyskuję rezon, pięść ciemnowłosego zdąża zderzyć się z twarzą Coltona, co wywołuje nie małe zamieszanie w lokalu. - Nie zbliżaj się więcej do Eliany!

Spodziewałam się, że Colton rzuci się na Michaela z pięściami, lecz ten ku mojemu zdziwieniu ze spokojem masuje sobie szczękę, nie wykazując żadnego ataku agresji. Jest spokojny i opanowany.

- Może załatwisz mi sądowy zakaz zbliżania się do niej?

- Mogę ci to załatwić!

- Przepraszam bardzo, ale muszą panowie opuścić lokal.

- Jeszcze nie zjadłem posiłku. - wypowiada Michael.

- Proszę opuścić lokal. - powtarza zapewne menadżer Glamour Glow. Za nim stoi dwóch barczystych ochroniarzy. Wstaję od stolika, zabieram swoją torebkę i podchodzę do Michaela.

- Chodźmy.

- Nie można nas tak po prostu wyrzucić. - oburza się ciemnowłosy.

- Ja pierdole. - kwituje Colton. - Co za zjeb. - kieruje swoje słowa do Michaela, a następnie rusza w kierunku wyjścia, nie oglądając się za siebie.

Jestem zdegustowana zachowaniem Michaela, a jednocześnie zaskoczona postępowaniem Coltona. Do dziś sądziłam, że to ciemnowłosy jest tym bardziej opanowanym, nie przepadającym za przemocą, a blondyn jest narwanym gnojem. Teraz jednak mam inny obraz sytuacji i nie wiem, co o tym myśleć.

Nie myśl wcale, Eliana. Colton wymusił na tobie pocałunek, a Michael stanął w twojej obronie. Twój prywatny rycerz.

- Michael, naprawdę możemy zjeść gdzieś indziej.

- Wolałbym tutaj, dlatego proszę o rozmowę z szefem. - zwraca się do menadżera. - Zna mnie, więc nie będzie miał obiekcji abyśmy tu zostali.

Cudnie... jednak będę musiała jeść mule.

Mam nadzieję, że mam w torebce miętówkę, ponieważ zapach wymiocin z ust może być silny.

Błagam, abym chociaż zdążyła dobiec do toalety w razie, gdybym rzeczywiście chciała zwrócić cały posiłek. 

_____
Hej misie 😍
Ciąg dalszy kolacji nastąpi 😍
Wkrótce 😁
Buziole 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro