Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Definicja toksycznego mężczyzny "

Pytanie padło.

Ciało Michaela stężało.

Stoi nieruchomo, a jego oddech staje się głośny.

To twoja szansa, Eliana.

Wyrywam się z jego uścisku z siłą rozwścieczonego niedźwiedzia polarnego, a kiedy ciemnowłosy ponownie próbuje mnie chwycić, obezwładniam go dwoma ruchami. Pada na kolana, kwiląc z bólu, kiedy jedna z jego rąk zostaje przeze mnie mocno wykręcona.

- Zadałam pytanie – kwituję hardo. - Kim była Emma?

- Nie twój zasrany interes! - wypowiadając to, zaciska zęby, przez co jego ślina znaczy mu brodę. Kipi ze złości, a to oznacza, że jeśli go teraz puszczę, aby pomóc nieprzytomnemu Coltonowi, rzuci się na mnie. Klatka piersiowa O'Sullivana unosi się, lecz to nie sprawia, że czuję się lepiej. Powinnam wezwać pogotowie i policję, aby zabrali stąd agresywnego adwokata. - Puszczaj mnie, idiotko!

- Kim była Emma?! - krzyczę, mocniej wykręcając jego rękę.

- Ja pierdole! Puszczaj mnie! - wrzeszczy, a grymas bólu na jego twarzy, napędza mnie do działania. W jego oczach jestem kruchą dziewczyną, która potrzebuje ochrony. W gruncie rzeczy to on potrzebuje ochrony opatrzności boskiej przed moją ciemną stroną, która nie zawaha się zrobić mu krzywdy. - Eliana! Uspokój się! Tak nie zachowuje się kobieta!

- A jak twoim zdaniem powinnam zachowywać się kobieta? - syczę.

- Powinna się mnie słuchać. Nie byłbym agresywny, jeśli byś mnie nie sprowokowała! - zwiększam nacisk na jego wykręconą dłoń. - A! Kurwa! - klnie siarczyście, próbując się wyswobodzić, aczkolwiek wpadł w moje sidła. Dopóki sama nie zdecyduję, aby go puścić, będzie klęczał przy mnie na kolanach.

Jak uległa kobieta, którą chciał ze mnie zrobić...

Jeśli zwiększę nacisk, połamię mu kość. Muszę pamiętać, że Michael jest cholernie dobrym adwokatem, który z pewnością wyciągnąłby korzyści prawne z uszczerbku na jego zdrowiu, dlatego nie dopuszczę do tego, aby do tego doszło. Zerkam na O'Sullivana. Wygląda spokojnie, jakby spał. Muszę przestać bawić się z Michaelem, ponieważ życie człowieka jest ważniejsze, niż ewentualny siniak na pół twarzy, powstały wskutek napadu agresji Michaela.

- Wynoś się stąd! - rozkazuję, a następnie puszczam go. - Stałeś się dla mnie odrażający! - podbiegam do Coltona, a następnie klękam przy nim. - Colton? - szepczę, dotykając jego policzka. Oddycha miarowo, a kiedy dłonią dotykam rany na jego czole, jęczy z bólu. - Colton?

- Śmierć kornikom... - mamrocze senie.

- Colton? - parskam śmiechem, chociaż wiem, że nie jest to stosowne w tej sytuacji.

- Wpierdzielają mi chatę. - kwituje na wpół przytomnie.

- Jesteś żałosna. - wypowiada Michael. Unoszę na niego spojrzenie. Stoi nad nami, jakby był naszym prywatnym katem. Jego twarz to zimna maska drania, który czeka na odpowiedni moment, aby zadać ostateczny cios. - Pomogłem twojej siostrze za darmo, a ty mi się tak odwdzięczasz? Ratujesz O'Sullivana? Skurwiela, który chciał zniszczyć mi karierę?

- To prawda, że wybroniłeś faceta, który okaleczył jego matkę?

- Tak.

Sukinkot!

- Wybroniłeś kiedykolwiek kogoś, kto popełnił morderstwo?

- Tak. - wypowiada z nutką grozy w głosie. - Wybroniłem morderców, gwałcicieli, pedofili. Wybronię każdego, bo jestem w tym cholernie dobry. Płacą mi za wolność, więc im ją daję.

Zaczynam rozumieć. Ten człowiek nie ma sumienia. Doskonale kryje się za maską miłego mężczyzny. W ten sposób zwabia do ciebie zdesperowane kobiety, potrzebujące pomocy. One gubią się w jego zmysłowym spojrzeniu oraz ciepłym uśmiechu. A kiedy pająk złapie muchę, pożera ją.

Chciał pochłonąć mnie.

Pragnął zabrać mnie do swojego świata, w którym miałam być jego prywatnym eksponatem.

Liczył, że mnie złamie.

Byłam dla niego wyzwaniem, ale znalazł mój słaby punkt – Arię.

To nie O'Sullivan mną manipuluje. To jest działka Michaela.

- Myślisz, że jesteś lepszy od ludzi, których wybroniłeś? - pytam, zaciskając dłoń na klatce piersiowej Coltona, szukając namiastki wsparcia.

- Tak.

- Wybroniłeś pedofili!

- I co z tego? Przecież to nie ja wsadzam fiuta w dzieci!

- Usprawiedliwiasz się. - stwierdzam. - Uważasz się za lepszego, a w gruncie rzeczy wcale nie jesteś lepszy. Jesteś taki sam. Kiedy wybraniasz mordercę, masz krew jego kolejnej ofiary na rękach. Kiedy przez ciebie na wolność wychodzi gwałciciel, kolejna kobieta plami twoją zgniłą duszę. Kiedy ułaskawiony pedofil molestuje kolejne dziecko, jego łzy wypalają dziurę w twoim sercu. Jesteś pośrednikiem zbrodni, lecz kiedy sam postanawiasz zrobić komuś krzywdę, bierzesz bezpośredni udział w cierpieniu twojej ofiary. A mimo to uważasz się za lepszego.

- Zamknij się! - wrzeszczy. - Nic o mnie nie wiesz! - zaczyna krążyć w kółko. Odnoszę wrażenie, że w jego głowie tworzy się plan, który pozwoli mnie uciszyć. Zanim jednak to nastąpi, muszę wezwać karetkę pogotowia. Zbyt długo już z tym zwlekam.

- Spalić korniki... - mamrocze Colton, kiedy wyjmuję z jego kieszeni komórkę. Swoją zostawiłam w plecaku, który znajduje się w samochodzie Michaela.

Um, niekorzystnie.

Wybieram numer, a kiedy po trzech sygnałach odzywa się osoba, zajmująca się przyjmowaniem zgłoszeń, szybko streszczam jej co się stało.

- Wysyłam karetkę. - informuje mnie kobieta.

- Dziękuję. - wypowiadam z ulgą, a następnie wsuwam komórkę do jeansów Coltona. Michael opiera się o drzewo. Bacznie mnie obserwuje, lecz jego postawa ani wyraz twarzy nie zdradzają niczego.

- Kim była Emma? - pytam ponownie, ponieważ ta kwestia nie daje mi spokoju. Czyżby to była kobieta ze zdjęcia, które oglądałam w jego mieszkaniu?

- Zabił ją. - odpowiada Colton. Momentalnie na niego spoglądam. Jego oczy są przytomne,a słowa zostały wypowiedziane świadomie.

- Słucham?

- Zabił ją.

- Sama się zabiła. - kwituje Michael. - Nie przyłożyłem do tego swojej ręki!

- Złamał ją psychicznie. - dopowiada O'Sullivan. - Skoczyła z dachu.

Zamykam oczy. W mojej głowie momentalnie pojawia się obraz młodej kobiety, stojącej na krawędzi dachu. Z dołu obserwuje ją garstka ludzi, a strażacy i policja próbują uchronić ją od skoku.

Ta jednak skacze, ponieważ w jej głowie wyryło się jedno toksyczne słowo: MICHAEL

Ciemnowłosy ma w sobie jad, który doprowadza do obłędu niestabilnie emocjonalne kobiety. Dostrzegam to w jego sposobie postępowania i zachowania. Jest apodyktyczny, pewny swego, bez sumienia i skrupułów.

- Była słaba. - wypowiada Michael z nutką goryczy. - Na początku wykazywała się wolą walki o samą siebie, ale prędko straciła siły. Stała się depresyjna, lękała się własnego cienia, zaczęła się jąkać. Kazałem jej udać się do specjalisty, lecz ta wybrała śmierć.

Skrucha w jego głosie jest namacalna, ale to może być jedna z jego sztuczek – wzbudzenie empatii w drugiej osobie. Próbuje wywołać we mnie poczucie winy za to, że tak surowo go oceniłam, aczkolwiek nie czuje tego, ponieważ wierzę samą sobą, że oceniłam go prawidłowo. Zdefiniowałam słowa: „toksyczny mężczyzna". W moim odczuciu to osoba płci męskiej, która wykazuje się nagłymi napadami furii i agresji, chcąca przywłaszczyć sobie drugą osobę i stać się jej prywatnym katem i panem. Jest to również mężczyzna zatracony w sobie, który nie rozróżnia dobra od zła. Jest zapatrzony w siebie, kąpiący się dumnie w swoich osiągnięciach. Usprawiedliwia swoje zachowanie tym, że na świecie są mordercy, gwałciciele, pedofile, lecz on nikomu nie odebrał życia, nie zgwałcił żadnej kobiety, czy dziecka. W jego własnych oczach jest ideałem dla kobiety, jak i dla samego siebie.

Czas abym odeszła z jego życia.

- Michael, proszę zostaw nas. - wypowiadam po chwili milczenia.

- Nie zostawię cię z O'Sullivanem, który myśli tylko o tym, aby cię przelecieć!

- Z moją niedyspozycją z pewnością. - kwituje sarkastycznie blondyn. Powoli unosi się do pozycji siedzącej. Dotykam jego pleców, aby uniemożliwić ewentualną utratę równowagi. Nie pozwolę, aby drugi raz uderzył głową o coś twardego. - Rivera, zjeżdżaj stąd! Twoja randka z Elianą, dobiegła końca w momencie, w którym odebrałeś ode mnie telefon.

- W takim razie po co zadzwoniłeś?

- Szczerze?

- Sądziłem, że nigdy nie kłamiesz. - parska śmiechem ciemnowłosy.

- Zadzwoniłem, ponieważ chciałem pokazać Elianie, twoją prawdziwą twarz. Wiedziałem, że się wkurwisz, kiedy powiem, że mam ochotę pieprzyć pannę Spencer. - szczerzy zęby w uśmiechu, lecz prędko uśmiech ściera się, a ukazuje się grymas bólu. Ściąga brwi, jakby próbował od siebie odgonić uczucie dyskomfortu.

- Nigdy nie będzie twoja! - Michael odpycha się od drzewa i rusza w stronę Coltona z mordem w oczach. Jego niedyspozycja nie pozwoli mu się nawet obronić, dlatego staję pomiędzy nimi, niczym mur, którego nie da się przedrzeć. - Odsuń się, kurwa! Zabiję gnoja!

- Michael! - uderzam go w klatkę piersiową. - Odpuść!

- Jak możesz tolerować takie bezczelne słowa?

- Wiedziałam o tym. - wypowiadam spokojnie, zgodnie z prawdą. - Colton w przeciwieństwie do ciebie, ukazuje swoje prawdziwe zamiary...

- W zasadzie – wtrąca Colton.

- Cicho bądź! - odpowiadam mu ze złością. - Nie przerywaj mi, kiedy mówię!

- Ale chciałbym się wytłumaczyć!

- Z czego?

- Owszem chciałem cię początkowo zaciągnąć tylko do łóżka. - przyznaje. - Ale moje priorytety się zmieniły.

- Wiecie co? - przerywa nam Michael. - Pierdolcie się! - parska śmiechem, a następnie bez zbędnych słów wsiada do swojego Land Rovera i odjeżdża w momencie, w którym na horyzoncie pojawia się karetka pogotowia.

Eliana, twój telefon... 

_____
Hej misie 😍
Myślicie, że to koniec przygód z Michaelem ?
Buziole 😛

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro