Najdalsze niebo
Czasem nasze marzenia wędrują dalej niż jesteśmy w stanie sięgnąć wzrokiem . Patrzymy na odległy horyzont, marząc o czymś dalszym, bardziej niezbadanym i wyśnionym. Tak miałam i ja, marząc o partnerze idealnym. Moje wyobrażenia kształtowały postać przystojnego, mądrego, miłego, grzecznego, cichego chłopaka z którym idealnie bym się dogadywała na każdej płaszczyźnie. Jeśli znalazł by się temat nie tak prosty, powstawały by spokojne i kulturalne dyskusje, jeśli nasze plany były by inne, dochodziło by do kompromisów. Mój wyśniony ukochany miał mieć tyle zalet ile nie ma nikt na obecnej nam znanej planecie - moim horyzoncie. Jednocześnie zwinnie omijałam rozmyślanie o wadach i ułomnościach jakie mógłby mieć. Niewystarczająco kreatywnym umysłem, nie umiałam dokładnie zobaczyć jego wyglądu, jednak go znałam - miał być atrakcyjny a jego siła drzemać w oczach. Piękne, długo snute marzenia, stawały się z czasem mrzonkami, nierealną wizją która nijak nie miała prawa się spełnić. Zdawałam sobie z tego sprawę, a jednak nie umiałam oderwać wzroku od mojego ideału. Próbowałam go znaleźć w nowo poznanych ludziach, przez co wielu z nich odpadało już na starcie. Coraz to kolejni byli odrzucani przez swoją dziecinność, ignorancje, bezczelność, zbytnią prostotę lub egoizm.
Moje marzenia bledły, stawały się odległe. Z czasem mój umysł, niegotowy na porażkę, zaczął snuć pytania. Może szukam wśród niewłaściwej płci? Może jeszcze nie poznałam tego ideału? Może szukam w złych kręgach lub w złym kraju. Absurd sięgał nieba, powoli zaczynałam wierzyć, że przyjdzie mi żyć w nieoficjalnym związku z własnym wyobrażeniem. Moje oczekiwania stały się dla mnie zbyt wysokie. Po czasie poddałam się, uznając, że nikt nie będzie odpowiedni. Z nikim nie mogę się dogadać na dłużej. Samotne życie było przykrą, lecz bliską perspektywą.
Trzeba przyznać, że choć moje oczekiwania były zbyt wysokie, to mniemania, jakoby będę żyć już samotnie resztę życia, nie miały większego sensu. Byłam jeszcze nastolatką, nie dożyłam nawet pełnoletności a już w mojej głowie pojawiał się werdykt. W końcu zaraz osiemnastka a ja nie mam jeszcze żadnych doświadczeń czy zauroczeń! Czy to normalne? Przez wiele spraw, uznałam, że nie jestem normalna, ale to nieuleczalne.
Mój horyzont jednak, zmienił minimalnie miejsce i zaczął majaczyć w oddali. Miał na imię Paweł, ale na łamach tej opowieści, będę mówiła Pawełeł. Był nowo poznanym chłopakiem, w którym nie widziałam nikogo na miejsce mojego wyobrażenia. Stosunkowo niski, o ciekawym stylu, lecz nie pasującym do tego idealnego pierwowzoru. Nosił skórzaną kurtkę z ćwiekami, bluzki z czaszkami i krzyżami, miał kolczyki a jego garderoba zdawała się ograniczać wyłącznie do czerni. Pofarbował włosy i nosił kolorowe soczewki. Jak bardzo odbiegało to wizualnie od wizji grzecznego, poukładanego i oczytanego chłopaka? Diametralnie. Jednak przez zbieg okoliczności i wspólne znajomości, spotkaliśmy się po raz drugi. Nie wiem co pchnęło mnie do takiej bliskości w jego kierunku, alkohol, towarzystwo, potrzeba bliskości czy zwykła sympatia? Dobrze się z nim rozmawiało, wydawał się nawet zabawny choć trochę dziecinny, nawet miły choć trochę samolubny. I pomimo nagłego zbliżenia między nami, moje marzenie wciąż było niewidoczne i nierealne. Bo choć miedzy nami istotnie powstała swego rodzaju więź, to impreza skończyła się słabo a ja musiałam pełna emocji, wracać do wściekłych rodziców.
Trudno powiedzieć jak skończyła by się ta znajomość, gdyby nie mój charakter. W końcu jak już coś się zaczęło, to wypada pogadać i zobaczyć co z tego będzie. Zaczęliśmy pisać, bez większych wizji. Mimo licznych komentarzy otoczenia, nie widzieliśmy siebie jako pary. On nie był nawet blisko mojego ideału, ja nie byłam w jego stylu. Zbyt grzeczna i szara, on zbyt rozrywkowy i widoczny. Ale znajomość trwała dalej i z każdym dniem zdawała się pogłębiać. Poznawaliśmy siebie jako znajomi, z czasem przyjaciele. Ja opowiadałam mu o mojej matce, która w wielu kwestiach zawaliła, on o swoim trudnym położeniu. Każdy miał swoje problemy. Naprawdę wiele nas dzieliło, co tym bardziej nie pomagało mu zając miejsca tego odległego horyzontu. Mieliśmy odmienne poglądy prawne, inne gusta muzyczne i estetyczne, inne podejście do życia i rozwoju. On marzył o zabawie i wyprawach, ja o dobrych ocenach i lepszych umiejętnościach w tym co robię. Jego pociągała wolność i nie po drodze było mu z obowiązkami czy nauką, ja za to kochałam spokój czterech ścian, realizowanie się w środowisku w którym żyłam i rozwój osobisty. Każdy z nas miał inne piorytety. Ale mimo tych przepaści, zbudowaliśmy mosty. Pawełeł pokazał mi jak można żyć chwilą, nie przejmować się rzeczami na które nie mamy większego wpływu. Popchnął mnie do życiowych zmian, wspierał w upadkach. Przedstawił zalety swojego życia, a ja swojego. Nawzajem się przekształcaliśmy, aż zaczęły sypać iskry, i nic nie było nas już w stanie oddzielić.
Ten tak odmienny chłopak, zajął miejsce mojego wyśnionego ideału. Przybliżył niebo, wskazał gwiazdy, utrwalił swój uśmiech i piękne oczy w moim sercu i pamięci. Miał wiele wad, co pomogło mi zrozumieć, jak nieidealny jest każdy człowiek. A jednak się ich kocha prawda? Irytacja przeplatana miłością i szaleństwem, towarzyszyła mi cały czas, gdy nasza relacja rozkwitała. Ten niski chłopak o unikalnym wyglądzie, przeciętnej budowie i pięknych oczach, podbił moje serce zanim zdążyłam to zrozumieć i zauważyć. Rozbujał moje życie, co momentami wydawało mi się trudne. Góry, przez które trzeba przechodzić. O ile łatwiej jest po prostu żyć z wyobrażeniem, równie idealnym co nieuchwytnym. Trwać w nadziei i gotowości. Zrozumiałam wiele rzeczy, choćby to jak często byłam "jakaś" w nadziei, że to da mi szansę u tego wymarzonego. Ile czasu bujałam w obłokach, nie schodząc na dół, do innych. Jak bardzo oddaliłam się od ludzi, szukając ich. Zadumana, arogancka, patrząc w przyszłość i tracąc teraźniejszość, odnosiłam wrażenie, że nagle uderzyłam w ścianę. On jeden przyciągnął mnie do siebie i sprawiał tyle bólu ile radości. Jednak nie było jego winą, że mój nierozwinięty w pełni, emocjonalny umysł, dobudowywał zbędne emocje. Rozbudzał serce, gnając je do biegu o nic. Nie było mety ani celu, nie było powodu ani nic za co warto było się ścigać.
Pierwsze miesiące, a nawet lata, były skomplikowane. Prowadziły przez grząski grunt, uginający się pod młodzieńczymi załamaniami. O ile łatwiej poznawać by było pierwsze miłości w dorosłym życiu.
Należało jednak zadać sobie pytanie, czy chciałabym zamienić nieidealnego Paweła na mój ideał? A jeśli nie, to dlaczego? Zaczynając o tym rozmyślać, próbowałam znaleźć logiczne wyjaśnienie - dlaczego nie? Zaczynałam od tego, że on był w zupełności realny i przyziemny, bliski innym, a ja bliska jemu. Czułam już do niego silne przywiązanie, pokochałam z wszystkimi jego wadami. Ciężko było mi myśleć o jakiejkolwiek zmianie, nawet gdyby obiektywnie była sensowna. Widziałam jednak też wiele zmian jakie we mnie zachodzi pod jego wpływem. Było to niekiedy pozytywne, ciekawe i rozwijające. Budowało mnie i czułam się bardziej żywa niż kiedykolwiek. Jakbym zeszła z pustej ścieżki ku najdalszemu niebu. Jednak traciłam z oczu szerokie ambicje, wielkie plany, zaangażowanie do szkoły. Nie potrafiłam skupić się na obowiązkach ani na poprzednim stylu życia. Odkładałam pracę nad byciem swoją najlepszą wersją, na rzecz prozaicznych i chwilowych rozrywek. Popadałam ze skrajności w skrajność - robiłam wszystko lub nic. I to był najcięższy szlak do przejścia. Moje emocje mnie wyniszczały, pomiędzy uniesieniami jakie dawały mi uczucia.
Nigdy się już nie dowiem, czy dojście do najdalszego nieba i niewidzianego horyzontu, jest możliwe. Nie poznam sławy, nie osiągnę światowego sukcesu w tym co kocham. Nie zapiszę się na kartach historii, nie stanę się najlepszą wersją siebie. Nie będę w stanie poświęcać się swoim celom w takim stopniu w jakim wcześniej chciałam. Ale jeśli będzie mi dane umrzeć w objęciach tego którego kocham, nie będę żałować. Warto jest poświęcić się odwzajemnionej miłości, bo znaczy ona więcej niż najpiękniejsze niebo czy najwspanialsze widoki. Jest z nami gdziekolwiek nie zabłądzimy, rozjaśnia mroki, usypia i przebudza zarazem. Nikt nie będzie miał możliwości żyć z ideałem, ale można przyjąć zwykłego człowieka, jako swoje niezwykłe odkrycie. Piękne, wyjątkowe, niepowtarzalne.
Kroczmy z miłością w sercu i jasnością w umyślę, a wystarczy nam niebo które znamy, bo zawsze będzie wyglądać najpiękniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro