Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50. Zniknij z mojego życia, proszę cię...

Martyna

Po ostatnim wieczorze byłam pełna szczęścia. Mimo iż nie miałam go przy sobie, cieszyłam się, że wszystko pomiędzy nami się ułożyło. Ułożyło. Mogło być lepiej? Owszem. Gdybym tego tylko nie hamowała - tego uczucia.

- Siostrzyczko? Wszystko u ciebie dobrze?

Ktoś potrząsnął mnie za ramię, a ja wybudziłam się z kilkuminutowego zamyślenia. Moim oczom ukazała się Ola z troskliwą miną.

- Tak, tak. Już jest o wiele lepiej. Dziękuję Ci za pomoc. Ostatnio jakoś nie potrafiłam ogarnąć niczego - powiedziałam chwytając dłoń siostry. Bardzo mi pomagała w tym ciężkim okresie. Szczerze mówiąc bardzo jej potrzebowałam. Nieraz dawała mi o wiele lepsze rady niż ja sama sobie. Była cudowną zamienniczką rodziców. Była w przeciwieństwie do nich zawsze, gdy jej tylko potrzebowałam. Była po prostu niesamowita. Nie wyobrażam sobie teraz, żeby jej nie było. Gdyby nie ona moje życie wyglądało by zupełnie inaczej. Na pewno w negatywnym tego słowa znaczeniu.

- Piotrek i ty... Powiedz mi, że znów jesteście razem, proszę - rzuciła siadając blisko obok mnie. Gdy tylko zobaczyła moją mimikę twarzy od razu mina jej zrzędła, a ja przygryzłam wargę, aby przypadkiem nie dać pokonać się emocjom.

- Nie wierzę w was. Czemu wy tak się bronicie siebie? Jesteście przecież dla siebie stworzeni. Kochacie się. Martyna, zgadza się? - zapytała, a ja pokiwałam nieświadomie głową.

Taka była prawda. Kochałam go nad życie. Nigdy nikogo nie darzyłam takim uczuciem. Nie mogłam jednak nic na razie zmienić. To nie był czas jak mówił psycholog.

- Ja już sama nie wiem kochana. Na razie muszę się od niego trochę odciąć. Spróbuję się ogarnąć, ale nie mogę go w to wtłaczać. Za dużo przeżył, żebym go teraz jeszcze wplątywała w swoje sprawy.

- Nie wiem o czym mowa, ale powiedzmy że rozumiem. Proszę cię skarbie, kieruj się sercem...

Właśnie. Sercem.

- Dziękuję Ci Olu. Bardzo cię kocham - powiedziałam chcąc zakończyć tę rozmowę. Ona tylko pokiwała z irytacją głową ogarniając mój zamiar, a następnie szczerze się uśmiechając otuliła mnie ramieniem.

Piotrek

Nie spałem całą noc. Mimo iż pogodziłem się z Martyną, nadal nie dostałem tego co chciałem. Martyny. Nie jako przyjaciela, ale jako swoją dziewczynę. Jedyne co teraz pragnęłam to była ona i jej życie. Chciałbym w nim zagościć... na zawsze. Niemożliwe? Z dnia na dzień coraz bardziej tak myślę. Czuję jak się od siebie odsuwamy. To już nie jest i na pewno nie będzie to samo uczucie. Pragnienia mimo wszystko nie da się tak szybko zlikwidować. Niestety.

Dochodziła późna godzina. Ja niestety nie miałem najmniejszej ochoty wstać. Nie miałem na dziś żadnego celu. Dzień wolny w pracy. Niestety za nic nie mogłem do niej iść, choćbym chciał. Dostałbym za to niezły opieprz od obecnych w bazie. Znudzony i pozbawiony jakichkolwiek emocji leżałem wpatrując się w sufit. Szczerze, niekiedy ta ciągła samotność mnie dobijała, jednak w większości przypadków nie miałem jak ją zagospodarować. Nie życzę nikomu tego stanu.

Nie minęło kilka minut, a usłyszałem dzwonek do drzwi. Czyżbym przywołał kogoś swoimi myślami? To mogła być jednak tylko jedna osoba. Wiktor. Szybko nałożyłem na siebie spodnie oraz bluzę i szybkim krokiem podszedłem do drzwi.

Minęła sekunda. Wszystko działo się błyskawicznie jak we śnie. Zanim otworzyłem do końca drzwi, osoba stojąca za nimi wpadła we mnie z uściskiem. Ja jednak zanim się zorientowałem i zdecydowałem nad odwzajemnienie lub choćby zastanowieniem się nad tym osoba oddaliła się na metr.

- Nigdy ci tego nie zapomnę. To co zrobiłeś dla Diany było fantastyczne. Gdyby nie ty moje dziecko mogłoby nie przeżyć.

Rzuciła najmniej oczekiwana osoba. Grzesiek. Patrząc na niego nie mogłem uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej prawie się z nim pobiłem. Czułem do niego niesamowite obrzydzenie. Nie chciałem po tym wszystkim mieć z nim cokolwiek wspólnego.

- Rany... On ci to zrobił?

Zapytał z naciskiem na 'on'. Chyba zrozumiał. Wreszcie zrozumiał kim on tak naprawdę jest. Szkoda że tak późno. Dla mnie niestety za późno. Po chwili jednak zorientowałem się, o co mu naprawdę chodziło. Nie minęła sekunda, a ja szybko zasunołem bluzę. Zupełnie o tym zapomniałem. Byłem w wielkim szoku.

- Nie mów że cię to interesuje - wyrzuciłem z żałosnym tonem głosu, a on chyba orientując się w całej sytuacji spuścił głowę, jednak po chwili znów zaczął.

- Ja nie wiem jak mam cię przepraszać. Nie mam pojęcia co mogę zrobić...

- Po prostu zniknij. Nie potrafię ci tego wybaczyć. Zniknij z mojego życia, proszę cię - rzuciłem szybko. Chciał coś powiedzieć, jednak mu przerwałem chcąc wszystko zakończyć raz na zawsze - Idź już. Nie mamy o czym rozmawiać - rzuciłem, a gdy mężczyzna trochę się odsunął gwałtownie zamknąłem drzwi.

- Nie chce cię znać - powiedziałem niepewnie już sam do siebie opierając tył głowy o drzwi. Sam nie wiedziałem czy to co zrobiłem było dobre. Działałem pod presją i nie potrafiłem powiedzieć coś, co tak naprawdę myślę z obawą przed emocjami. Nie dałbym rady. To było wiadome. Ale być może przez to moje problemy wreszcie znikną? Przynajmniej na jakiś czas? Bo w końcu mój ojciec nie będzie miał za dużo do powiedzenia na policji. Będzie miał coraz mniej nieprawdziwych dowodów.

Oby.

Wszystko teraz opierało się głównie na tym słowie. Ciągła nie pewność mnie dobijała i przez nią traciłem dużo zdrowia psychicznego jak i niekiedy także fizycznego.

Martyna

Niestety nie wytrzymałam tyle sama w domu i musiałam się udać w jakieś publiczne miejsce. Niestety a może stety była tym miejscem baza. Musiałam wrócić do pracy, mimo tego, że ostatnio czułam się fatalnie i każdy o tym wiedział. Czułam, że podniosłam się choć trochę na siłach, jednak nie wiedziałam czy to przypadkiem nie jest prowizoryczna samoocena.

Wchodząc do bazy poczułam niesamowity zapach kawy. To był znak rozpoznawczy tego miejsca.

- Martyna powiedz mi, że przyszłaś jedynie po jakieś ubrania czy potrzebne papiery - rzucił Adam, a ja pokiwałam z uśmiechem głową. - To się nie skończy dobrze, jak Banach cię zobaczy.

Myślał że nie wiem? Wiedziałam bardzo dobrze. Miałam jednak nadzieję, że może przypadkiem się z nim będę mijać, bo akurat wypadło, że nie mam z nim dyżuru. Pełna optymizmu nie zwracając uwagi na zdenerwowanego Wszołka poszłam w stronę gabinetu Góry, który tak jak myślałam zgodził bez zawahania do tej, abym zaczęła swój dyżur.

*

- Niech Pan nic nie mówi. Wiem, że nie powinnam, Pana zdaniem, ale czuję bardzo dobrze i nic mnie nie blokuję do tego, żebym miała nie pracować - wytłumaczyłam szybko, gdy w progu spotkałam Wiktora.

- Trzymajcie mnie - westchnął, a ja już nic nie mówiąc oddaliłam się do karetki na kolejne wezwanie.

*

- Co ty tu robisz? Powiedz, że nie do pracy chłopaku - wysyczał mężczyzna, gdy wracając z wezwania zauważył mnie siedzącego na kanapie.

- Nie. Przyszedłem pogadać, ale za niedługo przyjdę i w tym celu - parschnąłem śmiechem, a on zaproponował gestem herbatę.

- Coś nowego. To nie zmienia faktu, że razem jesteście niemożliwie uparci.

Czyżby? Czyżby Martyna przeciwstawiła się i poszła do roboty, kiedy jakbym tego nie potrafiłby zrobić?

- Martyna jest w pracy? - zapytałem nieco ciszej chcąc się upewnić. Po chwili rozglądnąłem się wokół. Była cisza. Nikogo nie było w pomieszczeniu.

- Tak - przerwał, jednak po namyśle kontynuował - Wy? - ponownie przerwał widocznie wahając się pytania.

- Nas już nie ma - rzuciłem stanowczo z idiotycznym uśmiechem.

Być może powiedziałem to w zły pomysł, jednak nad sobą nie zapanowałem. On znając mnie nic nie powiedział. Wiedział, że gdybym chciał z nim o tym porozmawiać sam bym zaczął. Ten temat zakończyliśmy.

A może jednak nie.

- Myślałem, że się lubimy. Mnie pan za żadne skarby nie dopuści do roboty. Czym Pana uwiodła? - zapytałem z uśmiechem na twarzy.

- Myślisz, żebym jej pozwolił pracować? Coś ty. Pod moją niewiedzę poszła do Góry. A wiesz jaki on teraz jest. Przez tą kobietę nieźle mu się w głowie wszystko pomieszało. Nad niczym nie panuje - odpowiedział przy okazji tłumacząc się, a o chwili nastąpiła niezręczna cisza, którą tym razem ja postanowiłem przerwać.

- Był u mnie Grzesiek

Przyszedłem tu po radę. To był jedyny cel mojego pojawienia się w bazie. Nie radziłem sobie z wyrzutami sumienia. Być może nie musiałem reagować tak spontanicznie i powiedzieć tyle nieodwracalnych słów. Zawsze pragnąłem, chciałem, aby on wrócił i żebyśmy się pogodzili, a teraz to wszystko zakończyłem. Czyżby to było nasze ostanie spotkanie?

- Czego chciał? - Banach odłożył szybko kubek, a następnie spojrzał na mnie badawczo, a ja zaczęłam mieć wątpliwości, czy zaczynać z nim tę rozmowę. Może to były zbyt prywatne sprawy?

- Powiedziałem mu, żeby zniknął. Wiem, że to chore, ale wydaje mi się, że tego żałuję - wytłumaczyłem, a on zanim cokolwiek powiedział do bazy weszła trójka ratowników. Wśród nich była Martyna.

Gdy ją zobaczyłem zrobiłem się jak z waty. Nie potrafiłem patrzeć na nią nie mogąc jej dotknąć.

Jej policzka, jej dłoni, jej włosów, jej...

Tak mało, a sprawiłoby mi tyle szczęścia i radości.

Nie dałem rady. W sprawach z jakimkolwiek dnem psychicznym nie dawałem rady. Wstałem i zacząłem iść w stronę wyjścia.

- Piotrek, czekaj. Rozmawiamy chyba

- To nie jest takie ważne. Dobranoc - rzuciłem szybko na odchodne i przeszedłem obok Martyny jakbym jej nie znał. Po prostu wyszedłem. Siadłem na motor i odjechałem.

Nie dałem rady.


***
Czekam na opinie 💕❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro