Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. Nie umiałem wyznaczyć sobie granic po tym co ostatnio nas łączyło...

- Może jednak wpadniesz do mnie? - zapytałem, gdy razem z Martyną staliśmy pod blokiem dziewczyny. Momentalnie gdy miałem ją niedaleko siebie o wszystkim zapominałem. O wszystkich ostatnich sytuacjach, które na nowo chciały zniszczyć mi życie. Gdy miałem ją obok czułem niesamowite ukojenie i widziałem tylko jej drobną, seksowną posture.

- Nie, Piotrek. Nie dzisiaj - wyrzuciła cicho, a następnie chciała odejść, jednak złapałem ją szybko za nadgarstek, co wywołało u niej drgnięcie.

- Martyna, czy my mamy jeszcze szansę? - zapytałem niespokojnie, a mój głos na koniec zadrżał.

- To wszystko dzieje się tak szybko. To nie jest czas. Przepraszam - powiedziała cicho, a raczej wyszeptała, a następnie szczerze na mnie spojrzała. Poczułem delikatne ukłucie. Byłem w niej zakochany jak wariat i nie potrafiłem o niej zapomnieć tak od razu. Każdy narząd i każda moja cześć ciała ciągnęła mnie do niej i zupełnie nie mogłem nad tym zapanować. Tak bardzo ją pragnąłem i po prostu nie potrafiłem zrozumieć jej słów.

- Poczekam ile będzie trzeba. Bardzo cię kocham i będę czekać. Przysięgam - wydukałem, a następnie delikatnie dotknąłem jej policzek. Mijały sekundy, a nasze usta coraz bardziej się zbliżały, jednak w ostatniej fazie dziewczyna gwałtownie się wyrwała.

- Ja nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa - wyrzuciła, a po jej policzku spłynęła łza. Chciałem ją otrzeć, pocieszyć, jednak się nie udało. Dziewczyna po prostu uciekła i zniknęła jak jawa. Ja natomiast zostałem sam w ciszy. Na dworze pomału się ciemniło, ludzie powoli znikali z widnokręgu, świat cichł, a ja? Czułem pustkę. Nie miałem pojęcia jak odbierać słowa Martyny. Czyżbym miał odpuścić? Tak po prostu? Skreślić to wszystko co z biegiem ostatnich tygodni się ukształciło? Pokochałem ją i pragnąłem spędzić całe życie, jednak jak? Jak gdy jedna osoba to blokuje z podwójną siłą?

*

Każde moje spotkanie z nim coraz bardziej mnie utwierdzało w myśli, że to jest ten jedyny. Ten jedyny, z którym chciałabym wziąć ślub, wychować dzieci i razem się zestarzeć. Tylko dlaczego to chamowałam? Dlaczego? Gdy go widziałam moje ciało stawało się jak z waty i widziałam tylko mroczki zaślepiające wszystko wokół oprócz niego. I wszystko toczyło by się płynnie i poprawnie, na pewno pozytywnie, jednak na raz w moje myśli wchodzi cytat psychologa "Być może nie jesteś jeszcze gotowa, a on cię tylko jeszcze bardziej stacza w dół". Wtedy uciekam od tych wszystkich kojących wydarzeń. Z jednej strony wydaje mi się, że tak powinno być, jednak z drugiej psychicznie nie daje rady i gdybym nie uciekała uległabym.

Musiałam jednak przestać o tym myśleć, bo za niedługo zaczynałam dyżur i musiałam się dobrze przygotować. Niestety w pracy było zbyt duże natężenie, abym mogła wziąć wolne choćby na kilka dni. Nie mogłam mieć jednak pretensji, bo w końcu sama wybrałam sobie co chce robić. Nie mogłam tak po prostu zrezygnować z wszystkiego, na co pracowałam tyle lat.

***

Dyżur minął mi powolnie jak nigdy. W każdej minucie, godzinie obwiniałam się o to, że spławiłam Piotrka. Chciałabym, a raczej pragnęłam, żeby wszystko pomiędzy nami było w porządku i żebym nie musiała go unikać, jak ostatnio, co sprawiło by mi dużo smutku i bólu. Musiałam to odkręcić. Chociaż w jakimś małym procencie, dlatego postanowiłam do niego pójść. Wszystko na spokojnie i o zdrowym rozsądku wyjaśnić.

*

Zanim sam się przebudziłem usłyszałem drażniący dzwonek do drzwi. Zaspany szybko nałożyłem na siebie ubranie i zupełnie roztrzepany poszedłem odworzyć drzwi. Gdy to zrobiłem ujrzałem pewną kobietę. Na początku zdezorientowany nie mogłem się zorientować. Kobieta wyglądała niesamowicie znajomo, jednak za nic w świecie nie pamiętałem jej tożsamości.

- Hej Piotrek. Pamiętasz mnie? - zapytała, a ja przejechałem po twarzy, a następnie wszystko sobie przypomniałem. To była dziewczyna Grześka, którą bardzo dobrze znałem.

- Tak. Diana - rzuciłem cicho pod nosem, jednak ona to usłyszała, a następnie szczerze się uśmiechnęła.

- Możemy porozmawiać?

- Przepraszam. Tak, tak, proszę wejdź - powiedziałem szybko, a następnie zaprosiłem kobietę do środka. - Co cię tu sprowadza? - zapytałem, a następnie siadłem obok niej.

- Tyle czasu minęło. Wyrosłeś - powiedziała, a ja się uśmiechnąłem widząc w jej oczach blask. Następnie zboczyłem wzrokiem w zupełnie inne miejsce, którym okazał się brzuch dziewczyny. Była w ciąży. W późnej ciąży.

- Jesteście z Grześkiem w ciąży? - zapytałem upewniając się, a ona wyradośniała przejeżdżając ręką po swoim maleństwie.

- Siódmy miesiąc. Nie możemy się doczekać - wyprostowała, a następnie po kilku sekundach przerwy kontynuowała - Bardzo cię przepraszam. To tak szybko wszystko się działo. Nie zdążyłam o niczym porozmawiać ani z tobą ani z Grześkiem. Po prostu wyjechaliśmy. Przepraszam. Mogłam to złagodzić - zakończyła niespokojnie, a ja spojrzałem na nią łagodnie. Nie miałem do niej żadnych, ale to żadnych pretensji i nie mogłem pozwolić, aby się obwiniała. Jeszcze w takim stanie.

- To nie twoja wina Diana. Sam nie wiem, jak to się wszystko szybko stało. Nie wplątuj siebie w to - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z tym swoim dawnym błyskiem w oku. Zawsze była dla mnie jak starsza siostra. Zawsze mogłem na nią liczyć. Niekiedy nawet bardziej niż na rodzinę.

- Piotrek, on niekiedy miał jakieś zawieruchy. Niekiedy nawet o wszystko się obwiniał. Chciał przyjechać i wszystko sobie z tobą wyjaśnić, jednak coś go zawsze blokowało kilka dni przed wyjazdem. Ostatnio spontanicznie postanowiliśmy przyjechać. Nie chcieliśmy, aby nasze dziecko urodziło się w Anglii, a nie Polsce, dlatego wróciliśmy. On jednak przypadkiem natrafiając na te gazetę - na chwilę przerwała, a ja podniosłem głowę chcąc się wyjaśnić, jednak ona uspokoiła mnie wzrokiem i dała dobrze do zrozumienia, że mi ufa - i wściekł się. Nie było mocnych, żeby go uspokoić. Jeszcze może by wszystko się uspokoiło, jednak wtedy pojawił się wasz ojciec. - zgryzła ostatnie słowo, a po chwili kontynuowała - Omotał go. Przerzucił go całkowicie na swoją stronę. Próbowałam zrobić wszystko, aby się uspokoił, jednak na nic. Poszli na policję i ja nie wiem jak mam ciebie za niego przepraszać. - zatrzymała się na chwile, a gdy chciałem coś powiedzieć przerwała znowu zaczynając - Pamiętaj, że jestem i zawsze będę po twojej stronie. Nie miałeś w tym wszystkim żadnej winy i ja to dobrze wiem - zakończyła, a ja nie wiedząc co powiedzieć otuliłem ją delikatnie ramieniem.

- Dziękuję - tylko wyszeptałem, jednak przerwał mi dzwonek do drzwi. Powtórzyłem czynność sprzed kilkunastu minut, a moim oczom ukazała się Martyna. Byłem w niebo wzięty. Gdy ją ujrzałem miałem ochotę przytulić i pocałować, jednak się nie zapomniałem.

- Przeszkadzam? - zapytała cichutko, a ja pokiwałem przecząco głową, jednak zza moich pleców wyszła Diana.

- To jest... - zacząłem widząc zdziwioną minę dziewczyny, jednak ona od razu wybuchła.

- Nie musisz się tłumaczyć. Nie jesteśmy od siebie zależni. Nie przyszłam chyba w dobrym momencie. Przyjdę kiedyś indziej - powiedziała, a ja czując jak tracę sobie ją z widzenia zacząłem panikować i chwyciłem dziewczynę szybko za ramiona.

- Martyna. Zostań proszę - szybko rzuciłem, a ona się gwałtownie obróciła - Przepraszam

- Ja... Pomału będę się zbierać - po chwili obok pojawiła się Diana i chyba widząc całą sytuację podeszła się pożegnać.

- Nie. Zostań. Porozmawiajcie sobie, a ja i tak jestem strasznie zmęczona, więc pójdę do domu - rzuciła spontanicznie, jednak zanim dobrze zdążyłem przetrawić wszystkie jej słowa zza ściany wyszedł... mój ojciec.

- Idziemy do domu - rzucił wkurzony, w następnie pociągnął Diane za łokieć, jednak szybko zareagowałem i wziąłem dziewczynę za siebie.

- Nigdzie z tobą nie pójdzie - odrzuciłem, a chwilę później wziąłem za sobie również Martynę, która zszokowana stała pomiędzy nami. - Zostaw. Nie masz czego tu szukać.

- Grzesiek będzie wkurzony jak usłyszy, że tu byłaś - powiedział z irytacją, a następnie chwycił ją za ramię.

- Wynoś się stąd. Nie masz prawa tu być - wysyczałem przyciskając go do ściany, a on chwycił mnie za kołnierz.

- A ty jak do mnie mówisz!? Masz jeszcze jakiś szacunek do ojca?! - wyrzucił mi prosto w twarz, a ja z irytacją trochę się odsunąłem, aby po chwili dorzucić.

- Nie jesteś moim ojcem.

- Zamknij się! A ty idziesz ze mną! Nie będziesz przesiadywać z tym szczeniakiem! - wykrzyczał, a następnie pociągnął tak niespodziewanie Diane, że upadła, a ja nie panując nad sobą uderzyłem mężczyznę poraz kolejny w twarz. On natomiast po prostu odszedł patrząc się na nas żałośnie. Ja jednak miałem na głowie o wiele ważniejszą rzecz, a raczej osobę.

- Co się dzieje? - zapytałem widząc, że dziewczyna niespokojnie oddycha, a Martyna próbuje uspokoić sytuację.

- Piotrek... Pomóż, proszę. Ja nie mogę go stracić. Nie mogę... - wyjąkała przez spływające powoli łzy.

- Spokojnie, oddychaj. Niczego się nie bój. Już jedziemy do szpitala - próbowałem uspokoić dziewczynę, jednak na nic, bo była mocno spanikowana. W sumie się nie dziwię. Sam bym był.

*

- Piotrek jest już lepiej. Naprawdę. Jedźcie do domu. Zaraz będzie Grzesiek, a nie chce żebyś usłyszał od niego kolejne przykre rzeczy - powiedziała spokojnie leżąc na białej pościeli.

- Na pewno sobie poradzisz? - dopytałem, a ona pokiwała delikatnie głową.

- Dziękuję Ci bardzo za wszystko.
Gdyby nie wy wszystko by się skończyło zupełnie inaczej - podziękowała, a ja kończąc uśmiechem wyszedłem z sali.

- I jak? - zapytała Martyna, a ja się uśmiechnąłem.

- Wszystko z nią w porządku - przerwałem na chwilę, jednak po chwili kontynuowałem - Chciałaś ze mną porozmawiać. Jedziemy do mnie? - zapytałem, a ona spuściła wzrok.

- Ale niedługo. Miałam ciężki dyżur i jeszcze nie odespałam.

*

- To przyjaciele? - zapytałem na koniec naszej rozmowy, a ona się szczerze uśmiechnęła. - Zostaniesz na noc? I tak jest wieczór. Nie będziesz się musiała plątać po mieście - wyrzuciłem nieśmiało. Nie wiedziałem jak zachować się w takiej sytuacji. Nie umiałem wyznaczyć sobie granic po tym co ostatnio nas łączyło. Nie mogłem.

- Nie. Jadę do siebie Piotrek - zakończyła spokojnie, a następnie odprowadziłem ją do drzwi. Na tym się wszystko skończyło. Niestety.

******

Witam kochani!

Akurat mając rozdział na zapas nie musiałam zwlekać i mogłam wrzucić rozdział już dziś. Mam nadzieję, że się podoba. Fajnie jakbyście to oznajmili w komentarzach.

Strasznie miło mi jest czytać, to co napisaliście. Uwierzcie, że to bardzo motywuje. ❤️🤪🤭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro