Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. On mnie o sto razy szybciej ciągnie na dno...

Zmęczona ciągłym płaczem i smutkiem leżałam chcąc, aby wszystko co teraz jest przeminęło. Nie dało się. Każda minuta coraz bardziej przytłaczała. Chciałam zniknąć z tego świata bólu. Chciałam, aby wszystko na nowo wróciło do normy, jednak na nic.

- Martynka, kochanie - powiedziała moja siostra wchodząc do pomieszczenia. - O boże... - zbliżyła się do mnie widząc mój stan, a ja się trochę podniosłam oczekując na uścisk na co nie musiałam długo czekać. Ola po chwili miała mnie w ramionach. - Powiedz mi, co się dzieje? - zapytała, a ja poczułam niesamowitą chęć wygadania się. Dłużej już tak nie mogłam. To był dla mnie za długi okres trzymania tylu złych rzeczy w sobie.

*

- Piotrek, tak się zastanawiam. Po co ci były badania na wykrycie narkotyków? - zapytał Banach, a ja oniemiałem. Nie potrafiłem tego sensownie wyjaśnić, dlatego od razu postanowiłem się próbować wymigać. Nie mogłem jednak ukrywać, że w tym przypadku czekałem na cud.

- Kontroluje mnie pan? - zapytałem po kilku sekundach i oderwałem wzrok od toru jazdy. Poczułem na sobie zimny wzrok, czego się spodziewałem. Gdy minęło kilka minut miałem nadzieję, że temat się zakończył, jednak nie.

- Pielęgniarki coś mi szepnęły - wyrzucił niespodziewanie, a ja obróciłem się w jego stronę. Być może chciałem wszystko powiedzieć? Jednak przerwał mi dzwonek telefonu.

- Cholera jasna - rzuciłem zrzucając telefon. Ręce trzęsły mi się nieograniczalnie. Czekałem na ten telefon z wielkim stresem. Mimo iż wiedziałem jaki będzie wynik testów, nadal byłem niespokojny o tą całą sytuację z ojcem i Grześkiem którzy nadal brnęli do swojego cichego celu. - Może Pan, proszę? - rzuciłem, a gdy telefon znalazł się w moich dłoniach obróciłem się w stronę Wiktora, a on świadomy kazał mi się tylko zatrzymać.

*

- Gdy on do mnie zadzwonił byłam przerażona, że coś Ci się poważnego stało - rzuciła Ola, a ja podniosłam na nią wzrok.

- Ola ja sobie nie radzę. Nie daje rady - wyszeptałam cicho, a dziewczyna otuliła mnie ramieniem przez co poczułam ogromny napływ dobrych myśli. - To, że zerwałam z Piotrkiem było najgorszym co mogłam zrobić. Najgorszym.

- Siostrzyczko, mogę Ci pomóc to odkręcić. Jesteś w im zakochana jak w nikim innym. Tak bardzo za nim tęsknisz - powiedziała, a ja się szybko podniosłam.

- Nie, nie, proszę nie... Psycholog powiedział, że nie powinnam z nim być. Że związki to dla mnie na jakiś czas za dużo. Jeśli ma to pomóc muszę z niego zrezygnować, bo wewnętrznie jest ze mnie już wrak człowieka - wytłumaczyłam, a ona mnie mocno w siebie wtuliła. Owszem. Bardzo tęskniłam za nim. Jak za nikim innym, ale nie mogłam po prostu od tak z nim znowu być. To co się stało na pewno zmieni wszystko. Zmieni bardzo dużo. Ale jak to ktoś powiedział - nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło.

*

- I po to te badania? Co to zmieni? Bo czegoś chyba nie rozumiem - rzucił mężczyzna, a ja wzruszyłem ramionami. Niestety wygadałem się. Nie dałem po prostu tego w siebie kryć. Jeszcze w tym momencie, kiedy okazało się, że ojciec dostarczył jakieś cenne informacje. Nie chciałem tam jechać sam. Być z tym wszystkim sam. Postanowiłem pierwszy raz z własnej woli zaczerpnąć pomocy Banacha. I to chyba była najlepsza decyzja w moim życiu.

- Ich jest twóch, ja jestem jeden. Obawiam się, że jestem bezradny. Boję się, że wymyślą coś, na co zupełnie nie będę miał wytłumaczenia.

- Piotrek, nie jesteś niczemu winny i wszystko będzie dobrze. Nie martw się. - powiedział, a ja się delikatnie uśmiechnąłem - Jutro masz być na komisariacie, prawda? - zapytał, a ja pokiwałem głową - Podjadę po ciebie rano - zakończył i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mężczyzna zniknął za drzwiami bazy.

- Bardzo Panu dziękuję. Nawet nie wie Pan, jak mnie pan wesprze - rzuciłem cicho sam do siebie, a następnie sam ruszyłem w stronę domu.

*

Nastał ranek. Nie powiem. Czułam się o wiele lepiej. Być może te wsparcie od strony mojej siostry rozwarło nowy, spokojny etap w życiu? Nie wiem, ale cieszyłam się, że wszystko się pomału stabilizowało. Wczoraj bardzo dużo rozmawiałam z Olą. I o sobie, jak i o Piotrku i stwierdziłam, że to izolowanie się od niego w niczym mi nie pomaga, dlatego chcę zapomnieć o przyszłości i zacząć coś nowego, wspanialszego. Być może to nie będzie to samo co kiedyś, ale tracąc go ze swoich oczu, tracę cześć mojego życia.

- Co pana tu sprowadza? - zapytałam z uśmiechem, gdy moim oczom ukazał się Wiktor.

- Martyna. Nie poznaje cię. Widzę, że wszystko się pomału układa - rzucił niespodziewanie z ogromnym uśmiechem, a następnie otulił mnie delikatnie ramieniem.

- Po prostu dużo zrozumiałam i chce, żeby się wszystko ułożyło. - wytłumaczyłam i niczym cokolwiek powiedział włożyłam mu w dłonie filiżankę z kawą. - Wiedziałam, że pan przyjdzie - dodałam do tej czynności, a on się szczerze uśmiechnął, a następnie usiadł na kanapie. - Niech się Pan nie obrazi, ale muszę zrezygnować z psychologa. On mnie o sto razy szybciej ciągnie na dno. Jeśli on mi wytyka błędy, ja po prostu wytykam sobie je w domu trzy razy bardziej i z gorszymi skutkami. Nie potrafię z nim współpracować. - wyrzuciłam, a on spojrzał na mnie troskliwie, a następnie z uśmiechem pokiwał głową, co oznaczało, że przyjmuje niepewnie tę wiadomość.

*

- Dobra, będę się zbierać Martyna. Muszę jechać po Piotra. Wpadnę kiedyś indziej i wszystko mi dokładnie opowiesz, dobrze? - powiedział, a ja pozytywnie się uśmiechnęłam, gdy usłyszałam imię tego chłopaka, tego jedynego.

- Przepraszam - rzuciłam szybko za nim wyszedł, co spowodowało to, że mężczyzna wrócił na swoje miejsce. - Mogłabym jechać z Panem?

- Martyna, ja... - rzucił z dziwnym zdenerwowaniem, a ja się bardzo zdziwiłam, jednak nadal nie odpuszczałam. - Muszę się z nim spotkać, bo nie wytrzymam. Bardzo Pana proszę.

*

Mijało sporo czasu. Czekałem na niego, jednak zdenerwowany nie planowałem nad sobą i po prostu wyszedłem z mieszkania. Gdy pojawiłem się na komendzie od razu po wejściu poczułem nieprzyjemny chłód, gdy zauważyłem niedaleko ode mnie ojca i Grześka.

*

- No badania, jak się Pan pewnie spodziewał wyszły negatywnie, ale wie Pan, że z tym i tak daleko nie znajdziemy. To jest daremny dowód. Po prostu nic nie znaczący - rzucił, a ja pokiwałem głową świadomy jego słów.

- To co ja mam zrobić? - zapytałem zupełnie bezradny. Jak wywinąć się z oskarżeń sprzed tylu lat? Bardzo trudne zadanie.

- Nic Pan nie może zrobić. Niech pan po prostu zjawia się u nas na każde zawołanie i tyle starczy. Musimy czekać na kroki Pana ojca - zakończył, a ja się podniosłem.

- Niech pan jeszcze poczeka. Muszę Panu go zadać, bo takie zasady. - zaczął, a ja zaciekawiony usiadłem. - Przez telefon mówiłem Panu, że przynieśli niby kolejne fanty, żeby Pana pogrążyć, prawda? - poczeka chwilę na moją reakcje, a ja podniosłem zestresowany głowę. Rzeczywiście tak było - Przed tą tragedią. Miał Pan doczynienia z policją. Bójka.

- Naprawdę? To było tyle lat temu. Nastoletnie wybryki. Naprawdę on takie coś tu przytachał? - zapytałem, a ze mnie spadły wszystkie troski, które miały być o wiele gorsze.

- Musiałem. Przepraszam. To wszystko na dzisiaj. Nie martw się. Niby jako policjant nie powinienem nikomu ufać, ale ty za każdym razem mnie przekonujesz. Wierzę Ci i pomogę. - Gdy to usłyszałem poczułem ogromną euforię. Tak bardzo mnie to uszczęśliwiło.

Po chwili końcowej rozmowy wyszedłem, a moim oczom ukazał się ojciec i Grzesiek. Nie mogłem uwierzyć jak trzeba być bardzo zmanipulowanym, żeby uwierzyć w takie brednie. W tym przypadku chodziło o Grześka.

- Nie zamknęli cię jeszcze? - rzucił pogardliwie, a ja się spojrzałem na niego z żalem, a następnie postanowiłem odejść, jednak się nie udało.

- Sumienie go powinno tam wsadzić. Aśka się przez niego zabiła i... - trafił w ten słaby punkt. Gdybym tylko mógł się opanować, jednak to jest moim minusem. Nie dałem rady i rzuciłem się na ojca. Wiedziałem, że to było przez nich zaplanowane i chcieli wyprowadzić mnie z równowagi, jednak mimo tej świadomości nie dałem rady się uspokoić. Na szczęście za moimi plecami pojawił się Wiktor i nim zrobiłem coś gorszego niż rozwalenie mu nosa oderwał mnie od mężczyzny.

- Piotrek! Oszalałeś? - rzucił Banach, a ja nadal z furią próbowałem się odegrać na nich. - Uspokój się chłopaku - dodał szybko i zanim jakkolwiek zareagowałem oddalił mnie na kilkanaście metrów. - Co ty robisz? Oni wszystko wykorzystają przeciwko tobie - zakończył trzymając mnie rękoma za kołnierz, a ja się nieco uspokoiłem i ostatni raz spojrzałem na ich twarze, jak wychodzili z komisariatu.

- Piotrek - gdy usłyszałem ten głos, tę wyłaniającą się postać zza Wiktora zrobiłem się jak z waty. Tak bardzo mi jej brakowało. Jej cichego, wysokiego i delikatnego głosu. Wszystkiego.

- Martyna... Ja... - podszedłem do niej i już miałem coś powiedzieć. Wytłumaczyć wszystko i nic na raz, jednak nie dałem rady i po prostu wtuliłem ją w siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro