47. Wszystkie ostatnie wydarzenia, które mi się przydarzyły przytłoczyły mnie..
Minęło kilkanaście dni od naszego rozstania - mojego i Martyny. To spowodowało u mnie znowu niepotrzebne zaśmiecenie myśli. Ciągle tylko myślałam co zrobiłem źle i co skłoniło dziewczynę do zrobienia takiego kroku. Tego jednak nie dało się zmienić, co z każdym powtórzeniem coraz bardziej mnie przytłaczało. W końcu straciłem poraz kolejny w moim życiu - tak myślę - miłość życia. Obawiałem się, że nigdy już nic nie będzie takie same jak z kilka tygodni wcześniej, kiedy to tak bardzo byłem szczęśliwy u boku Martyny. Czy walczyłem o nią? Owszem, jednak za każdym razem dawała mi mocno do zrozumienia, że to co pomiędzy nami było, w najbliższej przyszłości nie wróci. Te słowa zbiły mnie z jakiejkolwiek drogi i już pod żadnym względem nie wiedziałem co zrobić.
Po chwili zbudziłem się z zamyślenia i spojrzałem w szeroki korytarz. Mijały mroczne sekundy, a ja nie potrafiłem uwierzyć w to co widzę. To było zbyt nieoczywiste, abym mógł w to uwierzyć, jednak powinność była konieczna.
- Piotr Strzelecki? - zapytał mężczyzna w mundurze policyjnym. Policjant pojawił się tak niespodziewanie za moimi plecami, że drgnąłem, a następnie wróciłem wzrokiem do tych dwóch postaci. Minęła chwila, a ja oprzytomniany podniosłem się z krzesła i zacząłem iść za wskazówkami mężczyzny.
- Synu, mam nadzieję, że tym razem się nie wywiniesz i dopadnie cię prawowita kara - rzucił mój ojciec, gdy przechodziłem obok niego.
- Nie wiedziałem, że prawda może być o wiele gorsza - mijając Grześka, mężczyzna chwycił mnie za bluzę i szarpnął w swoją stronę, jednak policjant szybko zareagował i chwilę później siedziałem w sali przesłuchań.
Byłem w ogromnym szoku. Zupełnie nie miałem pojęcia co się działo. Czułem się jak kilka lat temu. Ciągle przesłuchania, niemiłe spotkania i komisariat jako dom. Wszystko wracało, co zaczęło się gdy Grzesiek pojawił się po długiej przerwie.
- Powiedz mi chłopcze - zaczął starszy z dwóch mężczyzn, a ja gwałtownie zareagowałem - czy ty w ogóle wiesz czemu tu jesteś? - dokończył, a ja podniosłem głowę opierając ją na splecionych dłoniach.
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Podejrzewam, że jest to związane z moją... rodziną - ostatnie słowa wyrzuciłem bardzo pogardliwie. Nie miałem pojęcia czy istnieje jakakolwiek definicja rodziny, która mogła określać każdą. Kochająca, troskliwa, czuła, łagodna, delikatna atmosfera, nieograniczone wsparcie z każdej strony i chęć oddania za innych członków życia - to jest rodzina? Nie sądzę. Człowiek sam powinien wymyśleć sobie tę definicje z oparciem na swojej sytuacji. Nie każde wytłumaczenie jest idealne i poprawne.
- Owszem. 2013 rok. Musimy się wrócić o parę lat - otwierając akta zaczął oglądać papiery, a ja słysząc te datę wpadłem w smutek. Czy naprawdę każda sytuacja, każda myśl czy słowo musi prowadzić do tego co się wydarzyło tyle lat temu? - Tu jest zupełnie coś innego niż to, co przed chwilą zeznał twój ojciec - kontynuował policjant, a ja ścisnąłem dłonie w pięści. Bałem się każdego słowa, które może zmienić ciąg tamtejszych wydarzeń. Nic nie mogło się zmienić. - Przeczytam ci w skrócie, to co zdaniem twojego rodzica stało się 12 września 2013 roku. - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie zdejmując okulary, a ja zauważając, że czeka na moje potwierdzenie, kiwnąłem głową. - 'Ten dzień obrócił całe moje, nasze życie o 180 stopni. To był najgorszy dzień w moim życiu, a to wszystko przez tego szczeniaka. Nikt, dosłownie nikt przez cały mój pobyt w więzieniu nie wierzył mi, ale miejmy nadzieję, że ten gówniarz zasłuży sobie wreszcie na karę. (...) Wtedy wbił jej nóż w serce, a ja zacząłem się z nim szarpać. Był nieobliczalny, co zdarzało mu się jak zażył to świństwo. Robił to często. Próbowaliśmy go zawsze uspakajać i próbowaliśmy leczyć go z tego uzależnienia, jednak był trudnym nastolatkiem. Zawsze go chroniliśmy, jednak nie teraz, gdy chodzi o zabójstwo - zabójstwo swojej matki '' To jak Pan wyjaśni, że na nożu były Pana odciski oraz, że chłopak leżał na podłodze, a Pan siedział na nic nie zwracając uwagi? '' Gdy on to zrobił, jak już mówiłem zacząłem się z nim szarpać, co skończyło się samoobroną, co spowodowało jego utratę przytomności. Natomiast ja od razu rzuciłem się na ratunek mojej żonie. Panikowałem. Nie wiedziałem co robić, dlatego nieświadomie dotykałem pewnie tego noża, a gdy okazało się, że ona nie żyła... Ja po prostu wpadłem w zawieszenie, byłem w szoku i naprawdę nic więcej nie pamiętam. Przysięgam. To wszystko co się stało powinno skończyć się zupełnie inaczej. O wiele inaczej i na pewno nie tak negatywnie na mnie. ' - zakończył gestykulując, a ja będąc w ogromnym szoku nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa.
- No i co ty na to? - młody policjant zniecierpliwiony zaczął mnie pospieszać, a ja spojrzałem na niego z kpiną.
- Panowie... Wierzycie w to? No proszę was - zacząłem się wywijać nie mając żadnego sensownego wytłumaczenia na poczekaniu, a on stanął na przeciwko mnie.
- Tu nie chodzi o wiarę czy nie wiarę, a rzeczywistość - tym razem odezwał się starszy z nich i zaczął coś zapisywać w papierach, z których przed chwilą zacytował tą absurdalną historie.
- Ja nie mam pojęcia co powiedzieć. To mnie zupełnie zatkało - dodałem patrząc w stół, a po chwili ciszy spojrzałem na policjantów.
- Myślałeś, że sprawiedliwość cię nie dopadnie? - zapytał nerwowo młodszy z nich, a drugi spojrzał na niego z zapytaniem. Ja natomiast nie miałem najmniejszego pojęcia, jak złagodzić tą sytuację i co zrobić, żeby mi po raz kolejny uwierzyli.
- Ja nic nie zrobiłem! Do jasnej cholery! Uwierzcie mi... - wyszeptałem na koniec, a mężczyzna słysząc to, gestem ręki kazał się uspokoić współtowarzyszowi.
- Stawiając na przykład na to, że mówisz prawdę... Powiedz mi jak myślisz... Czemu twój ojciec to na nowo rozwija? - mężczyzna sam postanowił dokończyć tą całą intrygę i zaczął mi zadawać kolejne pytania, na które przez całe życie tak naprawdę miałem dobrą odpowiedź.
- No jak to dlaczego? Chcę mnie zniszczyć. Tego zawsze chciał i jak widać stawia kolejny krok w tym kierunku - zakończyłem wściekły i przeczesałem dłońmi włosy.
- Dobrze. Dajmy na to, że ci wierzę - rzucił, jednak musiał przerwać, gdy jego partner parschnął śmiechem, jednak widząc jego minę spoważniał - Nie miałeś robionych wtedy badań na narkotyki czy inne tego typu używki, prawda? - zapytał, a ja pokręciłem głową obojętny, jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że o to się tu tak naprawdę rozchodziło. - No i tu pojawia się mały kłopot. Nie miałeś, a to komplikuje sprawę... - zakończył, a ja spojrzałem na niego z lekkim przerażeniem. Nie miałem pojęcia jak się wyrobić. Wszystko było tak absurdalne i niemożliwe. Jeszcze wczoraj nie spodziewałbym się tego, co się dziś wydarzy. Za żadne skarby.
Martyna
Czy da się stracić wszystkie ważne podmiotu w swoim życie od tak? Owszem. I to wiem na swoim przykładzie. Czułam niesamowitą niechęć do życia. Nic mi się nie chciało, a wszystko obok było dla mnie obojętne. Pustka, którą odczuwałam w głębi serca nie należała do najciekawszych. Chciałam po prostu zasnąć i się już nie obudzić. Depresja, z którą miałam doczynienia pojawiła się nagle, tak naprawdę z nikąd. Wszystkie ostatnie wydarzenia, które mi się przydarzyły przytłoczyły mnie swoim ciężarem i upadła na dno nie mogąc ich utrzymać. Cz dało się temu zapobiec? Pewnie tak. Mój organizm jednak już nie chciał walczyć o nic ani o nikogo.
Po moich dłoniach spływały cienkie strumienie krwi, a ból który powinnam czuć zmienił się na psychiczny. To właśnie to miejsce było celem wszystkich problemów i nieprzyjemnych wydarzeń. Nie chciałam pomocy nikogo ani niczego. Na moje komórce widniało mnóstwo nieodebranych połączeń i nieprzeczytanych SMS od bliskich i nie tylko. Banach, który ostatnio spędzał u mnie bardzo dużo czasu został przeze mnie spławiony. Nie otworzyłam. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Zapłakana siedziałam i ściskałam w dłoniach komórkę z wybranym numerem Piotra, jednak tak naprawdę niepotrzebnie, bo za żadne skarby nie odważyłabym się zadzwonić. Po co? Przecież sama zerwałam, chciałam mieć spokój, a gdy zniknął czułam przeogromny smutek, który powielił się do kwadratu. Po chwili nie wytrzymałam i pełna negatywnych uczuć rzuciłam telefonem o ścianę słysząc z satysfakcji głośnego hałasu. Miałam się do kogo zwrócić w przeciwieństwie do Piotra, jednak jak idiotka z tego nie korzystałam. Miałam zbyt wiele dumy, aby to zrobić. Nie minęło kilka minut, a mój telefon zadzwonił. Wściekła, że ciągle działał wzięłam go i chciałam powtórzyć czynność, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam widząc numer. Dzwoniła do mnie Ola i po chwili zastanowienia odebrałam, jednak zanim cokolwiek powiedziałam odrzuciłam połączenie. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Automatycznie pojawił się SMS od doktora Góry, który wzywał mnie pospiesznie do pracy. No tak. Ciągle mam pracę. Ale jak mam się z tego cieszyć, jak wszystko wokół się wali? Nie wiem. Nie umiem tego godzić.
*
Widząc Piotra moje serce nieograniczalnie ścisnęło się, a ja zaczęłam panikować. Co zrobiłam? Uciekłam. Zanim mnie zobaczył. Skryta w karetce poczułam kolejny napływ smutki i nie zapanowałam nad sobą, co skończyło się uronieniem łez.
*
- Nie chce mieć z nim dyżurów. Błagam niech to się zmieni, bo inaczej nie dam rady - wysyczałam chamując wszystkimi siłami wybuch emocji, a Wiktor chwycił mnie za ramiona, jednak ja jego słowa słyszałam jak przez mgłę i potem już nic prócz ciemności nie widziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro