46. Musisz sama zdecydować, co będzie dla ciebie najlepsze, a jak na razie...
Martyna
Stojąc przed prywatnym gabinetem psychologicznym cała się trzęsłam. Krążyły po mojej głowie różne myśli, jednak najczęściej powtarzającą się była chęć zrezygnowania. Chciałam po prostu uciec, dać sobie spokój. Tak naprawdę robiłam to tylko dla Wiktora, aby go nie zawieść, bo sama wiedziałam, że niewiele mi ta wizyta pomoże, aczkolwiek liczyłam na jakiś cud.
- Martyna Kubicka? - moje myśli przerwał starszy mężczyzna wychodzący z pomieszczenia.
- Tak, to ja - wyrzuciłam przełykając głośno ślinę. On natomiast szczerze się uśmiechnął i zaprosił mnie do środka.
*
- A więc na początku muszę spytać o to co ciebie do mnie sprowadza. - rzucił przy okazji pytając, a przede mną stanął ogromny mur, który blokował moje słowa. Nie wiedziałam już sama, czy się boję czy po prostu nie umiem komuś coś powiedzieć bez wcześniejszego zaufania, jednak po chwili ta blokada przeminęła i już mniej zestresowana wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać, czego było dosyć sporo.
*
- Nie bój się. Widzę jak się trzęsiesz. Nic nie wyjdzie poza ściany tego pomieszczenia. Przysięgam ci. - powiedział, gdy zakończyłam swoją długą wypowiedź. Taka była prawda. Byłam przerażona i niekiedy żałowałam, że wyjawiłam tyle prywatnych wydarzeń, jednak musiałam się komuś wyżalić. Za długo to trzymałam w sobie, żeby nie zostać do końca i żeby nie skorzystać z pomocy, którą dawał mi ten mężczyzna. - Powiedz mi, bo z twojego twojego monologu wynikło, że jesteś w związku, tak? - zapytał, a ja pokiwałam łagodnie głową przypominając sobie o Piotrku, którego pragnęłam jak nigdy zobaczyć. Czułam, że ta nieobecność go obok przez te kilka dni bardzo źle na mnie działa, jednak nie miałam na to żadnej rady. Niestety. - Może to za wcześnie? Może po prostu nie jesteś na to jeszcze gotowa i ten związek cię trochę przybija? - zapytał, a mnie zatkało. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam wybuchnąć oburzeniem i wyjść z trzaskiem drzwi, jednak prawdę mówiąc sama nie byłam pewna czy jego słowa nie są rzeczywistością dlatego zostałam. Moje przemyślenie bardzo się dłużyło i na twarzy mężczyzny dostrzegłam ciutkę kończącej się cierpliwości, dlatego postanowiłam kontynuować.
- Mi się wydawało do tej pory, że on jest dla mnie wsparciem, a nie przeszkodą - wyrzuciłam być może gwałtownie, bo mężczyzna ze mną rozmawiający delikatnie się zawstydził.
- Przepraszam. Nie chciałam cię urazić, po prostu chciałem znaleźć klucz do tego, abyś uporała się ze swoimi problemami - wytłumaczył, a mi się zrobiło głupio. Czasami po prostu nie mogłam zapanować nad swoimi emocjami, a te właśnie emocje przekraczały wszelkie granice racjonalnego myślenia. - Jesteś bardzo młodą osobą, dlatego musisz powalczyć o to, żeby wszystko się ułożyło - kontynuował zanim zdążyłam mu powiedzieć, że nic się nie stało, co dotyczyło ostatniego wypowiedzenia mężczyzny - Obiecuję, że ci w tym pomogę, jeśli oczywiście zechcesz. Nic na siłę - dokończył troskliwie i delikatnie pogładził mnie po ramieniu, co wywołało u mnie drgnięcie, jednak już na zawsze będę miała tą skazę.
- Ja, ja będę musiała wszystko przemyśleć, ale nie obiecuję, że tu wrócę - uśmiechnęłam się delikatnie, a on pokiwał twierdząco głową siadając na swoim fotelu gabinetowym.
- Musisz sama zdecydować, co będzie dla ciebie najlepsze, a jak na razie myślę, że na dziś to wszystko. Ja to przemyślę i jeśli się tu jeszcze pojawisz postaramy się zaradzić wszystkim twoim smutką, dobrze?
- Tak. Bardzo Panu dziękuję za dzisiaj. Do widzenia - rzuciłam na pożegnanie podając mu dłoń, a następnie wyszłam. Oparłam się o ścianę, a w mojej głowie pojawiła się absolutna mieszanka uczuć, nad którymi nie mogłam zapanować, co ostatnio było u mnie normalne. Życie płata figle i dopiero teraz mogę to przyznać.
Piotrek
W życiu nie pomyślałbym, że te rzeczy, które wydawają się niemożliwe mogą się przydarzyć. Taką właśnie sytuacją było wczorajsze wydarzenie. Stojąc na balkonie patrzyłem przed siebie i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Na dworze się pomału ciemniło, jednak ja nie miałem żadnej ochoty na jakąkolwiek wieczorną rutynę, dlatego gwałtownie zmieniłem swoje plany i poszedłem do przedpokoju. Po ubraniu, co niestety ostatnio w moim stanie zajmuje o dwa razy więcej czasu wyszedłem na dwór. Gdy wsiadłem już na motocykl obrałem sobie jedynie dla mnie sensowny w tej sytuacji cel, którym było mieszkanie Martyny.
*
Powielałem pukanie jednak na nic. Dziewczyna nie otwierała, a ja wewnętrznie poczułem niesamowity smutek, który niespodziewanie się we mnie wdrożył. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, dlatego zostawiając pojazd ruszyłem przed siebie. Nie minęło kilka minut, a mój organizm miał w głowie tylko jedno - Grzesiek. Szczerze? Tak naprawdę prawdziwe i szczere uczucie zeszły dopiero ze mnie w tym momencie i na zdrowy umysł dopiero teraz uświadomiłem sobie to, co się wczoraj wydarzyło. Zawsze, gdy myślałem, o 'tamtych czasach' wypierałem z tych myśli braci i zabraniałem sobie, aby do mnie trafiały, jednak teraz, jednak wczoraj, gdy go ujrzałem zastopowałem z tym i myślałem jedynie o nich. Czy to było jakkolwiek zdrowe? Nie wiem, jednak nie wiedziałem w jaki inny sposób zneutralizować swoje rozumienie.
Siedząc na ławce dodawałem swojej niekiedy grzeszącej fikcji pewne rzeczywiste retrospekcje, który przypominały mi to, czego ostatnim czasie tak bardzo chciałem uniknąć. Widziałem przed oczami tamte lata, tamte krwawe lata, które zmieniły wszystko, tamte kulminacyjne trzy minuty, które pozbawiły życia moja mamę oraz późniejsze chwilę, które wykreśliły z mojego życia całą rodzinę, a raczej ja zostałem przez nich wykreślone i to brzmiało o wiele rzeciwistniej. Jedyne co teraz miałem przed oczami to moją matkę, która bezwinnie leżała z oczami pełnymi żalu. Jej serce było przebite i dosłownie i metaforycznie, a na koszulce po sekundzie ujrzałem czerwoną plamę, która wyrażały całe setki uczuć i emocji, które towarzyszyły jej przez całe życie.
Tu musiał być jednak koniec tych koszmarnych wspomnień, bo poczułem wzrastający ból klatki piersiowej, a na mojej koszulce pojawiła się ta sama rana, ta sama okrutna rana, która wprowadziła mnie w osłupienie i fikcyjne myślenie.
*
Opatrując swoją ranę obmyślałem ile człowieka może kosztować życie. Ile trzeba za nie zapłacić, żeby wreszcie żyć w pełni szczęścia. To mnie jednak nie dotyczyło, tego się nie dało zliczyć. Co do rany, okazało się, że popusciła, jednak szwa, jednak wiedziałem, że kiedy to musi nastąpić, bo w końcu nie stosuje się do zaleceń, ale to u mnie ostatnio rutyna. Chwilę później z ciągnącą mnie podświadomością podeszłem do kominka, na którym widniały oprawione ramki moich bliskich, a raczej nieaktualnie bliskich. Spojrzałem na nie i wspomnienia niekontrolowane we mnie uderzyły.
Minęła godzina nieobecności mnie w domu. Widziałem, przeczuwałem, że nie będzie to szczęśliwa godzina, dlatego starałem się szybko wrócić. Gdy ujrzałem otwierające się drzwi i wyłaniającą się z ich kobietę automatycznie podniosło się moje ciśnienie. Mama miała podbite oko, co wywołało u mnie niekontrolowane emocje.
- Piotruś, proszę nie - rzuciła łapiąc mnie za rękę, jednak ja nie zapanowałem nad emocjami, co było ogromnym błędem i ruszyłem z furią w stronę ojca, który stał w kuchni nalewając sobie alkohol. Gdy go ujrzałem wszystkie emocje popuściły i z wściekłością przywaliłem go do ściany.
- Wynoś się stąd! Wynoś się z tego domu! - wykrzyczałem mu w twarz, a on zaczął się złośliwie śmiać. Nie wytrzymałem i uderzyłem go z pięści, a z jego skroni zaczęła się sączyć krew.
- Proszę synku, zostaw - mama błagalnym głosem próbowała mnie uspokoić, jednak na nic. Byłem w swoim świecie i widziałem tylko alkoholika i tyrana w rodzinie. Jedną śmieć, która niszczyła wszystko wokół.
- Posłuchaj matki lalusiu albo dostanie dwa razy mocniej niż wcześniej - wysyczał mój ojciec i się uśmiechnął, a ja spojrzałem troskliwie na mamę próbując przemyśleć wszystko co ma się wydarzyć, jednak na nic, bo mężczyzna niespodziewanie i gwałtownie chwycił w dłoń leżącą obok butelkę i uderzył mnie w głowę. Besilnie upadłem, a mężczyzna na nic nie zrwcając uwagę wziął w rękę kielich i usiadł przed telewizorem.
- Boże, Piotrek - mama upadła obok mnie delikatnie chwytając mnie za twarz. Niespodziewałem się, że to będzie ostatni dotyk rodzica w moim życiu. Wszystko leciało już gwałtownie. Kobieta chwyciła szybko w dłoń telefon i zadzwoniła na numer alarmowy. Gdy skończyła rozmowę, przynajmniej najważniejszy opis tego wydarzenia, ojciec zauważył wszystko i wstając chwycił w rękę pobliski scyzoryk i podszedł do nasi niespodziewanie wbił go w okolicach serca mamy. Chciałem coś zrobić, naprawdę chciałem, jednak nie wiedziałem w jaki sposób. Delikatnie się podniosłem, jednak na próżno, bo czułem jak tracę przytomność. Jedyne co jeszcze na koniec poczułem to uścisk ręki. Ten kluczowy uścisk, który został w mojej pamięci na całe życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro