Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Każdy ma uczucia, a ty je niszczysz. Jak można być aż taką zdzirą, co?

Minęło kilka godzin i zapewne było grubo po północy, jednak żaden z nas nie zwracał na to uwagi. Nawet Martyna, która na początku czuła się nieswojo. Wdrożyła się w nasze towarzystwo i śmiało rozpoczynała rozmowy, które przykuwały uwagę wielu osób. Wpasowała się bezgranicznie i już więcej się o to nie martwiłem. Była idealna, aby dotrzeć do tylu ludzi. W mgnieniu oka zauważyłem u swoich przyjaciół błysk, który oznaczał, że ją z wielką radością akceptuje, czego pragnąłem. Spełniło się.

- A więc teraz co? Cel woda, prawda? - zapytał Adam i nie czekając na pozwolenie wziął niespodziewanie na ręce Kasię i pobiegł na pomost, z którego wraz z nią skoczył wydobywając charakterystyczny plusk. Za nim ruszył Mateusz. Poczułem jak Martyna rozmarza się nad tym co się tu dzieje, jednak nie mogłem jej tego zapewnić. Moja rana nadal nie była pewna. Po chwili widząc to podszedł do nas Olaf i Maja chcąc zrobić to samo.

- No chodźcie! Woda jest ciepła! - wykrzyczał

- Nie, ja nie idę. Nie dzisiaj. - uśmiechnąłem się patrząc w górę, gdzie stał nade mną chłopak.

- No co ty? To ty go tak zmieniłaś? Był najruchliwszą osobą w naszej bandzie - Tym razem chłopak zwrócił się do Martyny, jednak ja szybko kontynuowałem nie chcąc, aby dziewczyna poczuła się urażona.

- To nie jej wina. Weźcie ją.

- Coś ty. Zostanę z tobą - sprzeciwiła się, a ja się uśmiechnąłem całując ją w czoło. Po chwili jednak zauważyłem szepty pary, a potem działo się wszystko spontanicznie.

- Choć! Martyna! - Majka pociągnęła niespodziewanie Martynę, a ta niczego się nie spodziewając pobiegła wraz z nią. Chwilę później usłyszałem tylko plusk.

- Musimy porozmawiać. Coś jest z tobą nie tak. Zniknąłeś na tak długi okres, jak dla nas i teraz się pojawiasz i zachowujesz strasznie dziwnie - wyczaił, czego się spodziewałem. Z nikim innym nie byłem tak zżyty, jak z nim - Przecież wiesz, że możesz o wszystkim ze mną pogadać.

- Na razie nikomu nie mów. Przynajmniej w dzisiejszy wieczór, okej? - zapytałem, a on pokiwał głową usiadając obok mnie po turecku. - Chłopak, który zgwałcił Martynę został wsadzony do więzienia. Zabił się tam i brat tego dupka postanowił się zemścić na Martynię chcąc zabrać jej bliską osobę. W tym przypadku niestety chodziło o mnie - rzuciłem, a on spojrzał na mnie zszokowany.

- Czekaj, czekaj... O czym ty mówisz? Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewał. Myślałem, że chodzi o przyjemne rzeczy. - zakończył popijając napój, a po chwili mnie popędził.

- Gdy wracałem do domu, porwał mnie. To była jakaś mafia. - rzuciłem, a on odłożył butelkę na bok i spojrzał na mnie zaniepokojony. - Następnie porwał Martynę i Banacha na wezwaniu i oni trafili do mnie. Potem wszystko się jakoś potoczyło. No i jestem tu. - uśmiechnąłem się do niego, jednak on skarcił mnie wzrokiem.

- Co oni ci zrobili? - zapytał przerażony, a ja się uśmiechnąłem.

- Nic takiego. - rzuciłem szybko, jednak za szybko, bo po chwili wymusił ze mnie prawidłową odpowiedź. Delikatnie podniosłem koszulkę i pokazałem ranę z ranienia nożem.

- Sukinsyn. Gdyby był jeszcze na wolności, to skopalibyśmy im tyłek - wyrzucił szybko, a po chwili przejechał mi po czole kciukiem - To też? - pokiwałem głową - Widziałem to, ale myślałem, że z kimś się spikłeś.

- No tak można powiedzieć. Ale jest już dobrze. Ogarnąłem się, ale wydaje mi się, że Martyna jest w gorszym stanie. To wszystko przypomniało jej to, co zrobił jej ten dupek.

- Wiem, jak to może wyglądać. Kasia też nie była w dobrej formie, jak ten dupek jej to zrobił. W sumie czemu się dziwić. Wyzabijałbym wszystkich takich gnojków. - wyrzucił, a ja wstałem, co on powtórzył.

- Dobra, koniec z tym. Już jest wszystko w porządku. Nie wytrzymam tu dłużej. Idę do nich.

- Podobno nie możesz - uśmiechnął się próbując ręką zamaskowac uśmiech.

- E, tam. Woda jeszcze nikomu nie zaszkodziła. - zachwycony możliwością przypomnienia sobie wspomnień oraz przeżycia świetnej zabawy ruszyłem przed siebie i chwilę później miałem wody po pas. Chwilę później wyszukując w wodzie Martynę podpłynąłem bliżej i otoczyłem jej tułowie od tyłu.

- A co ty tu robisz? Podobno nie możesz - wyrzuciła kryjąc uśmiech, a ja założyłem jej mokry kosmyk włosa za ucho i pogładziłem jej policzek.

- Kocham cię Martyna - wymówiłem patrząc w jej szczere, piękne oczy, a ona zbliżyła się i wtuliła do nagiej klatki piersiowej.

- Ja też Piotruś, ja też - wyszeptała cichutko mi do ucha, a po chwili wtopiła dłoń w moje włosy.

*

- Już Ci ciepło? - zapytałem dziewczyne nakładając na nią swoją suchą bluzę.

- Tak, lepiej - uśmiechnęła się i w podzięce pocałowała w usta. - Idę zmienić opatrunek. Zostaniesz tutaj?

- Masz? - zapytała, a ja przytaknąłem - Nie iść z tobą? - wyprostowała się osuszając włosy ręcznikiem.

- Za chwilę wracam - rzuciłem i chwilę później już byłem na kamienistej dróżce prowadzącej na parking.

Martyna

Nie minęło zaledwie kilka minut, a obok pojawiła mi się najmniej znana dziewczyna. Z dialogów stwierdziłam, że ma na imię Ania, ale nic więcej o niej nie wiedziałam. Niespodziewanie pociągnęła mnie za łokieć, a ja postawiona w sytuacji bez wyjścia, oddałam się dziewczynie.

- Czego ty od niego chcesz? - zapytała, gdy oddaliliśmy się w miejsce, gdzie nie było już widać ogniska.

- Nie rozumiem o czym mówisz - speszona wypowiedziałam kilka słów i chciałam się uśmiechnąć, jednak dostrzegłam w oczach dziewczyny coś nieprzyjemnego.

- Co chcesz od Piotrka? Nie wiem. Kręci cię jego postawa, hajs czy tylko seks? - zapytała zbulwersowana, a ja spojrzałam na nią zdziwiona, a zarazem poczułam jak bardzo wtłaczał się we mnie smutek.

- Nie, ja tak nie myślę. Boże, ja nigdy bym tak nie odebrała tego, co łączy mnie z Piotrem. Czemu tak myślisz? - spytałam zakłopotana, a następnie zacisnęłam dłonie w pięści czując to, że być może tak naprawdę nie jestem tu mile widziana.

- Bo dziwne jest to, że na raz, z nikąd się pojawiasz jako zkrzywdzona biedulka i rozkochujesz go w sobie - wyrzuciła nieco się zbliżając.

- Dziewczyno ja... Ja nie wiem jakie masz o tym wszystkim zdanie, ale przysięgam, że widzę jedynie wspaniałego, miłego i przystojnego chłopaka, a nie jego dobra materialne.

- Każdy ma uczucia, a ty je niszczysz. Jak można być aż taką zdzirą, co? - rzuciła popychając mnie, a ja poczułam jak w moich powiekach napełnia się solny roztwór.

- Co ja ci takiego zrobiłam? - zapytałam i poczułam jak moje dłonie zaczynały drżeć, co oznaczało u mnie, że zaraz wybuchnę płaczem, dlatego bez wahania obróciłam się na pięcie i chwilę później biegłam przed siebie w stronę... właśnie, jaką stronę? Moment później poczułam jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. To był koniec miłego wieczoru. Chwilę później zwolniłam temta i szłam przed siebie patrząc w dół. Próbowałam się domyśleć, czy ja naprawdę dawałam jakieś nieszczezre sygnały, że ta dziewczyna stwierdziła takie rzeczy? Idąc tak poczułam jak w kogoś centralnie wpadam. Nie podnosząc głowy przeprosiłam, jednak chwilę później poczułam te znajome perfumy i szerokie barki i bez zastanowienia wpadłam chłopakowi w ramiona.

- Ej, Martyna... Co się dzieje? - zapytał mnie, a ja delikatnie podniosłam twarz - Boże... Ty płaczesz? - nic nie odpowiadając wtuliłam się z całej siły w bruneta. Nie musiała pytać, bo wiedział, że coś jest nie tak.

- Czy oni... - przerwał łamiącym głosem, a ja słysząc to gwałtownie się odsunęłam.

- Nie! Nie, są cudowni, ale ja nie powinnam tu być - rzuciłam uciszając się, jednak on nie dawał za wygraną i wziął w objęcia moją twarz.

- Myszko... Powiedz mi co się stało. Chcę Ci pomóc. - delikatnie przejechał po moim nosie, a chwilę później otoczył dłońmi talię, a ja się rozpłynęłam.

- Piotrek... - rzuciłam jedynie to, a od razu poczułam jak uderza we mnie krzyk smutku. - Ja cię naprawdę kocham, czy ty myślisz inaczej? - zapytałam drżącym i niekiedy nierozpoznawalnym głosem i zaczęłam cicho pochlipywać.

- Hej, Martyna? O co chodzi? - zapytał wyraźnie zaniepokojony, a ja postawiłam sprawę jasno.

- Odpowiedz

- Tak, kochanie tak. Przecież wiesz, że ci wierzę. Ufam Ci. - dorzucił, a ja chwyciłam delikatnie jego dłonie. Czułam ogromną ulgę, a zarazem poczułam, jak moje serce zaczęło bić o sto razy mocniej. Poczułam napływ szczęścia mieszanego z garścią smutku. Zawsze nie chciałam mieć wrogów i być nastawiona dobrze na wszystkich. Chciałam wyciskać z każdego choć trochę dobra nawet jeśli nie istniało. A teraz? Poczułam się okropnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro