Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Pomogę, jeśli mi na to pozwolisz

- Martyna?! Co ty ty robisz? - zaczął prawie podskakując

- Piotrek! Musisz zostać. - rzuciłam i podeszłam kilka kroków, jednak postanowiłam się zatrzymać i poczekać na dalszy rozwój akcji

- Martyna... Ja ci już mówiłem... - zaczął, jednak nie byłabym sobą, gdybym mu nie przerwała

- Wiem co mi mówiłeś, ale kocham cię, rozumiesz? Ja nie potrafię bez ciebie żyć i nie wybacze sobie nigdy jak wyjedziesz... - zakończyłam ocierając szybko spływającą po moim policzku łzę. On natomiast nic nie mówiąc odłożył na bok gitarę, którą od początku trzymał w ręku.

- Też cię kocham, ale nie potrafię tu zostać... Dla mnie teraz każde wyjście, choćby do sklepu będzie z presją... - zakończył, a ja do niego podeszłam

- Proszę, zostań... Ludzie po jakimś czasie zapomną

- Ale ile będzie trwał ten 'czas', co? Bo ja nie będę czekać całego życia...

- Przesadzasz... Zobaczysz, wszystko się ułoży. Pomogę, jeśli mi na to pozwolisz - on kiwał chwilę głową, a następnie mnie do siebie wtulił - Proszę, nie zostawiaj mnie... - zakończyłam, a z moich oczu zaczęły spływać nieograniczone ilości łez, które bezwinnie spadały na jego koszulkę.

- Ej, nie płacz, proszę... - wyszeptał mi swoim niskim głosikiem do ucha i zaczął gladzić po policzku. - Kocham cię i... - chwilę się namyślał nad wypowiedzianym kilka sekund później zdaniem - ... zostanę tu z tobą... - nie wiedząc co zrobić wtuliłam się w jego umięśnione ciało, a następnie złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, który nie skończył się tak jak kilkadziesiąt minut wcześniej. Trwał i miałam świadomość, że będzie trwał. Staliśmy tak praktycznie nieruchomo. Byliśmy, ja byłam... Jedną z najszczęśliwszych osób na całym świecie. Czułam ogromne przechodzące przeze mnie długotrwałe dreszcze, które za żadne skarby nie chciały ustąpić. Chciały trwać i to było wiadome. Moje ciało potrzebowało tak namiętnej i czułej obecności. Nigdy bym nie pomyślała, że aż tak się zakocham. Że ten mężczyzna rozkocha w sobie całą moją niegdyś zranioną duszę.

~ kilka godzin później ~

Wspólnie z Piotrkiem rozpakowaliśmy wszystkie rzeczy, które były przygotowane do już nieaktualnego wyjazdu. Czułam się świetnie z uczuciem, że się udało i go zatrzymałam. Gdyby jednak się to nie udało... Byłabym ogromnie załamana. Ot przyjechałam do Leśnej Góry i wszystko namieszałam. Dosłownie wszystko... Dziwny jest ten fakt...

- Wiesz, muszę Ci coś jeszcze powiedzieć. Może to niepotrzebne, ale skoro już zacząłem... To dokończę... - z zamyśleń wyrwał mnie głos Piotrka. Podniosłam delikatnie głowę z jego klatki. Siedziałam na jego kolanach ciągle dotykając jego twarzy. Tak jakbym bała się, że może odejść

- Mhm? - mruknęłam

- Miałem narzeczoną... Nazywała się - zaczął, jednak nie pozwoliłam mu tego opowiedzieć. Wiedziałam, że to nie jest dla niego jeden z lepszych tematów.

- Wiem skarbie... Asia. Wiem co się stało... Wiem że była dla ciebie bardzo ważna...

- Banach? - spytał kładąc rękę na moim kolanie. Ja pokiwałam delikatnie głową, a on się do mnie uśmiechnął - Teraz jesteś ty - rzucił przejeżdżając drugą ręką po moich włosach - Strasznie cię kocham, wiesz? - już chciałam połączyć nasze usta, ale się nie udało. Dzwonek telefonu był zbyt bardzo drażniący, abym mogła go w jakiś magiczny sposób zniwelować. Piotrek, jednak nie dawał za wygraną, jednak udało się. Dosięgnęłam leżącego metr dalej telefonu i od razu odebrałam nie zastanawiając się nawet nad osobą, która mogła do mnie dzwonić.

- Halo... - zaczęłam i w sumie wtedy się zorientowałam, że nie wiem z kim rozmawiam

- Cześć Martyna, i co? Udało się? - spytał znajomy głos, którym okazał się Banach.

- Mhm... Zostaje - popatrzyłam prosto w oczy osobie, o której rozmawialiśmy.

- To dobrze... Chcesz, chcecie wolne? - zapytał, a Piotrek zaczął całować mnie po dekoldzie. Było to strasznie miłe, ale także w tym momencie koszmarnie wkurzające.

- Wolne? - spytałam mojego oprawce przyciskając telefon do piersi

- Od ciebie nigdy... - szepnął mi do ucha, a potem skradł z moich ust czerwoną szminkę

- Wolne? W pracy... - dodałam nie zważając uwagi na jego zachowanie.

- Nie, nie trzeba. - rzucił nie zwracając na te słowa uwagi i kontynuował takie swoje igraszki. Ja natomiast pokiwałam głową nabierając głęboko powietrze i przyłożyłam komórkę do ucha.

- Nie, dziękuję, nie trzeba

- No dobra, jak chcecie. To jutro macie dyżur, jasne? - nie zdążyłam wypowiedzieć choć jednego słowa, bo Piotrek zaczął mnie łaskotać - Halo, Martyna? - zdążyłam usłyszeć, zanim pewna osoba wyrwała mi z ręki telefon i rozłączyła rozmowę.

- Piotrek! - wyjąkałam leżąc na jego kolanach

- No co? - spytał oburzony obniżając powoli głowę

- Ach... - wzdychłam, a on zbliżył swoją twarz do mojej i zatopiliśmy się w delikatnym pocałunku. Piotr wziął mnie na ręce, ja oplotłam nogi w wokół jego pasa i po chwili znaleźliśmy się w kuchni, a ja dokładniej na blacie w kuchni. Piotrek wyjął z szafki butelkę wina i dwa kieliszki. Uzupełnił naczynia i po chwili 'zajadaliśmy' się słodkim, czerwonym winem.

- Kocham cię, wiesz? - uśmiechnęłam się pociągając go delikatnie za kołnierz od koszulki.

- Mhm... - mruknął wpatrując się w moją twarz, a następnie chwycił moje dłonie i delikatnie uścisnął, a po chwili zaczął całować mnie delikatnie i namiętnie po szyi. Nie mogło się to inaczej skończyć. Nasze energiczne ruchy spowodowały krótki, jednorazowy, drażniący dźwięk. Jeden z kieliszków rozkruszył się na drobniutkie kawałeczki. My jednak nie zwracaliśmy na to uwagi, bo nasza droga zaczęła zmierzać w stronę sypialni. A tam? Wiadomo co się wydarzyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro