7
Pov Victoria
Czuję lęk, ale także i radość z faktu, że Louis jednak żyję. To iż nic mu nie dolega cieszy mnie ogromnie, ale boję się tego co może nastąpić. Nie chodzi tu przede wszystkim o moją osobę. Nie przeżyję jeśli Niall'owi coś się stanie.
- Nie spodziewałem się jakichś długich wypowiedzi, ale nie widziałem cię tak długo. Nie masz mi nic do przekazania? Nie teskniłaś za mną? - przejeżdża dłonią po moim policzku. Wpatruje się mi głęboko w oczy.
- Od naszego ostatniego spotkania byłam pewna, że nie żyjesz, więc skupiałam się jedynie na rozpaczaniu z powodu twojej śmierci. Ja naprawdę chciałam ci pomóc, nie zostawiłabym cię na śmierć. Nie potrafiłabym - tłumacze. Nie wiem czy mi uwierzył, bo w ogóle nie daje po sobie nic poznać. Wcześniej lepiej okazywał swoje emocje. A to mi bardzo ułatwiło zadanie.
- Nie wiem czy powinienem ci wierzyć, ale bardzo chcę to zrobić.
Wyciąga z kieszeni chusteczkę, a ja już doskonale zdaję sobie sprawę z tego co za chwilę ma nastąpić. Nie chcę cierpieć na kolejne bóle głowy, więc chwytam go za dłoń.
- Nie potrzebujesz tego. Jesteś ode mnie silniejszy i nie dam rady ci uciec. Nawet nie mam zamiaru tego robić, chcę jedynie zachować świadomość.
- Teraz nie dałbym rady cię dogonić. Przez Zayna nadal nie doszedłem do siebie, cudem przeżyłem - podnosi koszulkę i widzę opatrunek na jego brzuchu. Od tego czasu minęło dwa tygodnie musiał naprawdę być w złym stanie.
- Teraz tym bardziej nie uciekne. Nie chcę twojej krzywdy. Nie będę w żaden sposób ci się sprzeciwiać jeśli tylko obiecasz, że w żaden sposób nie skrzywdzisz Nialla. Z Zayn'em zrób co tylko zechcesz, ale Niall musi przeżyć. Zrobię wszystko co będziesz chciał, nie będę w żaden sposób już ci się sprzeciwiać.
Może to za wcześnie, ale boję się iż on zacznie działać natychmiast. Skoro mnie tak łatwo odnalazł to z nim też nie powinien mieć problemu.
- Nie chcę żeby on dalej żył. Ciągle będę czuł zagrożenie, a nie potrzebuję życia w strachu. Nie podda się tak samo jak ja. Oboje to wiemy - chwyta mnie za ramię, a następnie wyprowadza mnie mnie i auta żeby po chwili wepchnąć mnie na przednie siedzenie. Zapina mi pas, i sam siada za kierownicą.
- Jedziemy prosto do Doncaster? - pytam gdy włącza silnik samochodu.
- Nie, do hotelu. Muszę odpocząć.
Po dwudziestu minutach jazdy Louis zatrzymuje się na parkingu jakiegoś hotelu.
- Bądź grzeczna, a przemyśle twoją propozycję - mówię, a następnie oboje opuszczamy samochód i idziemy w kierunku tego budynku.
Pomimo tego, że Louis nie odzyskał jeszcze swoich sił to i tak ma nade mną wielką przewagę. A wątpię, że nie ukarzę mnie za to wszystko co zrobiłam.
Znowu będę cierpieć.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to następny dostaniecie jeszcze dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro