Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63


Pov Niall

Idę szpitalnym korytarzem szukając sali, na której leży Louis. Wiem, że odwiedzanie go jest ryzykowne, ale muszę ostatni raz spojrzeć mu w oczy i powiedzieć kilka słów na, które w pełni zasługuje. Nie sądzę żeby przy takim braku ludzi zapewnili mu tu obstawę. A biorąc pod uwagę to jaki on jest odważny i pewny siebie to sam by odmówił wszelkiego rodzaju pomocy co akurat mnie cieszy.

Szybko udaje mi się go odnaleźć. Śpi i co najważniejsze leży sam. Nikt nie będzie nam w żadne sposób przeszkadzać. Przysuwam sobie krzesło i siadam obok niego. Potrzasam go za ramię, bo nie mam zamiaru czekać aż sam się obudzi.

- Co ty tu robisz? - pyta słabym głosem. To wspaniałe uczucie jak sobie teraz tak leży pozbawiony sił. Teraz to ja jestem górą.

- Chcę porozmawiać, a teraz przynajmniej mam pewność, że nie wpakujesz mi kulki w łeb. Jestem potrzebny Torii.

- Co zrobiłeś z Victorię? Nie wolno ci jej krzywdzić - chyba zapomniał, że to on jest jedyną osobą, która wyrządza jej krzywdę. To przez niego najwięcej się nacierpiała.

- Nie wiem skąd ci do głowy przychodzą takie pomysły. Ona zawsze była ze mną szczęśliwa, a o tobie to nawet nie myśli. Minie trochę czasu, a całkowicie o tobie zapomni - mam ogromną satysfakcję mówiąc mu to, a jeszcze bardziej podoba mi się jego wyraz twarzy.

- Kłamiesz, ona chcę do mnie wrócić, ale to ty jej na to nie pozwalasz. Jak tylko odzyskam siły to ją od ciebie uwolnie. Już jesteśmy małżeństwem mam do niej większe prawa niż ty.

- Bo ją do tego zmusiłeś. Ja nie jestem taki jak ty i to właśnie dlatego Victoria woli mnie. Jednak ze względu na, że przez tyle lat się nią opiekowałeś to jest jej cię szkoda, póki będziesz żył to ona będzie o tobie myśleć. Ma za dobre serduszko.

- Chcesz mnie zabić? - pyta z uśmiechem na twarzy. Moim zdaniem to powinien się teraz bać, ale od zawsze wiedziałem że z nim jest coś nie tak.

- Nie to, że chcę tylko nie mam wyjścia. Ty nie pozwolisz mi być z nią szczęśliwym, nie chcę też przez całe życie ciągle uciekać. Sam powinieneś mnie zrozumieć - wstaje, podchodzę do jego kroplowki i wstrzykuje w nią śmiertelną ilość leku.

- Co ty robisz? - próbuję sobie wyrwać wenflon, ale mu na to nie pozwalam. Przytrzymaje go za ramiona, a, że jest osłabiony to nie daje rady ze mną walczyć.

- Chciałem byś umarł lepszą śmiercią dlatego wybrałem dla ciebie wypadek samochodowy, ale ty tak uparcie nie chciałeś umrzeć - dostrzegam, że już to co miało zlecieć to popłynęło do jego krwiobiegu.

Puszczam go więc i podchodzę do drzwi. Nawet gdyby teraz wezwał lekarza to nic go nie uratuje.

- Żegnaj na zawsze Louis.

Jak się postaracie to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro