62
Pov Niall
Victoria zasypia, a ja pije whysky z radości. Dostałem informację, że Louis leży w szpitalu w krytycznym stanie co oznacza, że jego dni są policzone, a jeśli nawet nie umrze w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin to ja mu w tym pomogę. Oczywiście nie osobiście, bo nie chcę zostawiać Victorii samej, a z drugiej też strony nie mogę pozwolić żeby nabrała jakichś podejrzeń.
Ona nie może wiedzieć, że mam coś do czynienia z wypadkiem Louisa, bo nigdy by mi tego nie wybaczyła. Kocha go bardziej niż sama twierdzi.
***
- Niall obudź się - ze snu wyrywa mnie głos Torii. Powoli otwieram ociężałe powieki i od razu atakuje mnie ból kręgosłupa. Musiałem zasnąć podczas picia za śmierć Louisa. - Dlaczego piłeś tu sam?
- A jakoś tak nabrała mnie ochota. Byłem jednak tak zmęczony, że po chwili zasnąłem - tłumaczę się, ale po jej minie widzę, że mi nie uwierzyła.
- Gdyby było tak jak mówisz to nie śmierdziałoby od ciebie tak alkoholem. Idź się wykąpać, a ja zrobię coś do jedzenia. Przygotuję coś delikatnego żeby nie podrażniło ci żołądka - ta jej troska aż podnosi mnie na duchu. Już się zaczynałem bać, że jej uczucie do mnie zmalało, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca.
- Będę ci za to bardzo wdzięczny kochanie - mówię do niej, a następnie idę do łazienki wziąć prysznic. Decyduje się na szybko i orzeźwiający dzięki czemu już po chwili wracam do mojej ślicznej Torii.
- Nie wyglądasz za specjalnie. Twój organizm nie nadaje się do picia. Najlepiej powyżucaj wszystkie butelki żeby cię nie kusiło - nawet nie spodziewałem się usłyszeć od niej czegoś innego.
Chociaż tak naprawdę to ona ma rację. Alkohol nigdy specjalnie mi nie służył i chyba to się już nie zmieni.
- Wolałbym lepiej tego nie robić. Może kiedyś są będziesz miała potrzebę to sama trochę się napijesz.
Stawia przede mną talerz z kanapki z samym serem. Bardzo skromne te śniadanie, ale i tak jakoś nie mam dużego apetytu, więc nie szkodzi.
- Lepsze by było z świeżym chlebem, a najlepiej z bułkami. A niedaleko stąd jest taka mała piekarnia o tej porze powinni mieć cieplutkie jeszcze pieczywo - skoro Louis jest umierający to nie ma żadnych przeciwwskazań żeby zaczęła normalnie wychodzić.
Już nigdy nikt mi jej nie odbierze.
- Naprawdę chcesz żebym sama poszła po bułki? - pyta ze zdziwniem.
- Ta, a gdyby tak całkiem przypadkiem mieli jakieś ciasto albo bułki słodkie to także mogłabyś wziąć. Mój portfel jest w naszym pokoju. Kupuj sobie co tam tylko zechcesz - mówię tak, bo po drodze jest jeszcze kilka innych sklepów. Nie zamierzam jej na nic żałować.
- No to lecę - dostaje szybkiego buziaka w policzek i znika mi ona z oczu.
Teraz wszystko będzie już inaczej. Bez Louisa jako głównej przeszkody odzyskamy wreszcie szczęście.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział. Już niedługo koniec 😥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro