Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62


Pov Niall

Victoria zasypia, a ja pije whysky z radości. Dostałem informację, że Louis leży w szpitalu w krytycznym stanie co oznacza, że jego dni są policzone, a jeśli nawet nie umrze w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin to ja mu w tym pomogę. Oczywiście nie osobiście, bo nie chcę zostawiać Victorii samej, a z drugiej też strony nie mogę pozwolić żeby nabrała jakichś podejrzeń.

Ona nie może wiedzieć, że mam coś do czynienia z wypadkiem Louisa, bo nigdy by mi tego nie wybaczyła. Kocha go bardziej niż sama twierdzi.

***
- Niall obudź się - ze snu wyrywa mnie głos Torii. Powoli otwieram ociężałe powieki i od razu atakuje mnie ból kręgosłupa. Musiałem zasnąć podczas picia za śmierć Louisa. - Dlaczego piłeś tu sam?

- A jakoś tak nabrała mnie ochota. Byłem jednak tak zmęczony, że po chwili zasnąłem - tłumaczę się, ale po jej minie widzę, że mi nie uwierzyła.

- Gdyby było tak jak mówisz to nie śmierdziałoby od ciebie tak alkoholem. Idź się wykąpać, a ja zrobię coś do jedzenia. Przygotuję coś delikatnego żeby nie podrażniło ci żołądka - ta jej troska aż podnosi mnie na duchu. Już się zaczynałem bać, że jej uczucie do mnie zmalało, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca.

- Będę ci za to bardzo wdzięczny kochanie - mówię do niej, a następnie idę do łazienki wziąć prysznic. Decyduje się na szybko i orzeźwiający dzięki czemu już po chwili wracam do mojej ślicznej Torii.

- Nie wyglądasz za specjalnie. Twój organizm nie nadaje się do picia. Najlepiej powyżucaj wszystkie butelki żeby cię nie kusiło - nawet nie spodziewałem się usłyszeć od niej czegoś innego.

Chociaż tak naprawdę to ona ma rację. Alkohol nigdy specjalnie mi nie służył i chyba to się już nie zmieni.

- Wolałbym lepiej tego nie robić. Może kiedyś są będziesz miała potrzebę to sama trochę się napijesz.

Stawia przede mną talerz z kanapki z samym serem. Bardzo skromne te śniadanie, ale i tak jakoś nie mam dużego apetytu, więc nie szkodzi.

- Lepsze by było z świeżym chlebem, a najlepiej z bułkami. A niedaleko stąd jest taka mała piekarnia o tej porze powinni mieć cieplutkie jeszcze pieczywo - skoro Louis jest umierający to nie ma żadnych przeciwwskazań żeby zaczęła normalnie wychodzić.

Już nigdy nikt mi jej nie odbierze.

- Naprawdę chcesz żebym sama poszła po bułki? - pyta ze zdziwniem.

- Ta, a gdyby tak całkiem przypadkiem mieli jakieś ciasto albo bułki słodkie to także mogłabyś wziąć. Mój portfel jest w naszym pokoju. Kupuj sobie co tam tylko zechcesz - mówię tak, bo po drodze jest jeszcze kilka innych sklepów. Nie zamierzam jej na nic żałować.

- No to lecę - dostaje szybkiego buziaka w policzek i znika mi ona z oczu.

Teraz wszystko będzie już inaczej. Bez Louisa jako głównej przeszkody odzyskamy wreszcie szczęście.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział. Już niedługo koniec 😥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro