59
Pov Niall
Wiozę Torii do domu, który wcześniej dla nas przygotowałem. Przeczuwałem, że ona będzie mi się sprzeciwiać i tym razem będę zmuszony użyć siły. Nie przyszło mi to łatwo, ale nie mogę się całe życie poddawać.
Parkuję przed samym domem i wynoszę ją z samochodu. A następnie szybko idę z nią do domu, układam na kanapie w salonie i lecę po resztę jej rzeczy. Zabrałem kilka jej ubrań, bo nie będę ryzykować, że ktoś nas zobaczy w sklepie i doniesie Louis'owi. Jesteśmy zaledwie sto osiemdziesiąt kilometrów od domu Louisa i wie, że to mało.
Torii powinna się niedługo obudzić, dałem jej sporą dawkę tej substancji i niestety może się po tym słabo czuć. Oby mi łatwo to wybaczyła.
Po upływie około piętnastu minut Victoria powoli zaczyna się budzić. Siadam na brzegu kanapy i chwytam ją za dłoń.
- Boli mnie głowa - mówi cichutkim tonem.
- To szybko minie kochanie. Spróbuj jeszcze zasnąć, poczujesz się wtedy lepiej - odgarniam jej włosy z twarzy.
- Nie chcę - próbuje się podnieść, ale jej to uniemożliwiam. Jest na to za słaba. - Niall proszę zwieź mnie do domu, póki Louis nie zauważy mojej nieobecności. Nie chcę żeby się zdenerwował i coś ci zrobił - jest już po ósmej, albo Louis już zauważył jej nieobecność albo niedługo to odkryje.
Szkoda, że nie mogę zobaczyć jego miny gdy przeczyta ten list. Mam nadzieję, że się zmartwi.
- To już jest niemożliwe skarbie. Teraz już wszystko będzie dobrze, on już nigdy cię nie skrzywdzi.
- Ale Louis mnie nie krzywdził. Zawsze starał się robić co tylko może bym była szczęśliwa. Proszę chcę do niego wrócić - on musiał jej zrobić jakieś pranie mózgu. Ona tak nie myśli.
- A ja to co? Moje uczucia już cię nie obchodzą? - wiem, że nie powinienem teraz wydawać się z nią w dyskusję, ale nie mogę już tego słuchać. Jej słowa tak bardzo mnie ranią.
- Ty jesteś silniejszy poradzisz sobie, ale Louis nie - znowu próbuje się podnieść, tym razem pomagam jej usiąść. - Szybko poznasz kogoś kto cię pokocha, bo jesteś cudownym mężczyzną. Każda byłaby zadowolona będąc z tobą.
- To dlaczego ty nie jesteś? Tyle razy powtarzałaś mi, że mnie kochasz, nie wierzę, że tak nagle ci przyszło. Sama siebie oszukujesz - dotykam jej policzka. Jest zimny.
- Możliwe, ale ja podjęłam już decyzję. Możesz sobie mówić co tylko chcesz, ale to z Louis'em chcę być. Wyszłam za niego i to do niego należę - co ją ugryzło, że mówi cały czas takie głupoty. Nie mogę już ich słychać.
Faszerował ją jakimiś prochami żeby namieszać jej w głowie? Mam tylko nadzieję, że to szybko ustąpi.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro