20
Pov Victoria
- Powinienem ci to zabrać - mówi do mnie Louis gdy widzi, że pije sobie kawę. Nie ma pojęcia, że jest to słaba kawa z dużą ilością mleka. A taka ilość kofeiny nie powinna mi zaszkodzić. - Jednak nie chcę robić kłótni, więc tą możesz już sobie dopić.
- Dziękuję ci bardzo - mówię z ironią.
- Przestań, bo mój syn urodzi się bardzo nerwowy. A tego oboje byśmy nie chcieli - a ten znowu swoje. Odkąd tylko pamiętam to on mówił, że chce mieć syna. Wcześniej nie zwracałam na to większej uwagi, ale teraz zaczynam się martwić co będzie jak urodze córkę.
Mam nadzieję, że nie odrzuci własnego dziecka.
- Wiesz, że płci nie da się zaplanować. To nie zależy od żadnego z nas - już powoli muszę go do tego wszystkiego przygotowywać żeby nie przeżył wielkiego rozczarowania gdy będzie już wiadomo co się urodzi.
- Oczywiście, że tak. Aż tak głupi to nie jestem.
- Są, więc duże szanse, że możemy mieć dziewczynkę. Mamy pięćdziesiąt procent szans na to. A bez względu na płeć musimy kochać nasze dziecko - odrywa swój wzrok od komputera, który spoczywa na jego kolanach.
- Wybacz Vicky, ale przestaje cię rozumieć. Przestań mówić zawile i wytłumacz o co ci chodzi - odkłada to urządzenie na stolik. Nie podnosi się jednak ze swojego miejsca.
- Ciągle musisz o synu, a to wcale nie musi być chłopiec. Naszym pierwszym dzieckiem równie dobrze może być córka, mam nadzieję, że będziesz ją także kochał, bo możesz być pewien, że nie pozwolę na niesprawiedliwe traktowanie.
Tym razem już podnosi się z fotela i się do mnie zbliża.
- Ty naprawdę sądzisz, że byłbym w stanie odrzucić własne dziecko i to jeszcze z tak głupiego powodu? Będę ogromnie szczęśliwy mając córkę, a ona będzie miała najlepszego tatę na całym świecie - nachyla się nade mną i dostaje buziaka w policzek. - Mieliśmy już za kilka dni przerodzić się do nowego domu, bo tam już wszystko jest gotowe, ale Harry twierdzi, że w twoim stanie lepiej się z tym wstrzymać. Tu zawsze ktoś jest na miejscu - no niestety muszę się tu zgodzić z Louis'em. Jestem non stop pilnowana żeby nie wyjść z domu.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że zostawiłbyś mnie tam chociaż na moment samą, ale zostańmy już tutaj - nagle mój brzuch zaczyna atakować bardzo ostry ból. Nie trwa to jednak długo, bo już po zaledwie kilkunastu sekundach on ustaje.
Chyba najadałam się czegoś zepsutego.
- Wszystko okej? - pyta się zmartwiony Louis, bo chyba zauważył, że coś jest nie tak.
- Tak, ale muszę się trochę położyć - odrobina odpoczynku jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Powoli podnoszę się ze swojego miejsca i zaczynam iść do pokoju.
- Cholera! - do moich uszu dociera głos Louisa. - Ty krwawisz!
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro