Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Clay, tak, jak obiecał, poszedł do zamku. Gdy wszedł do sali trenowej, zobaczył, że był w niej tylko Monstrox, stojący nad stołem z holograficzną mapą królestwa. Podszedł do niego i ze skrzyżowanymi rękami powiedział:

-- Hejka.

Czarnoksiężnik spojrzał na niego lekko wystraszony.

-- Co? Przestraszyłeś się? -- spytał sarkastycznie brunet z demonicznym uśmieszkiem.

-- Co? Ja? Ja się niczego nie boję. -- skrzyżował ręce. -- Ale zmieniając temat... dowiedziałem się od moich zwiadowców, że Halbert ukrywa się w Zbrojowie. Pojedź tam i ją załatw. Ale dyskretnie. -- pokazał na chłopaka palcem.

-- Jasne jasne, staruszku. Zajmę się tym. -- podrapał się po nosie. -- Tylko wiesz... lepiej, żeby moja matka się o tym nie dowiedziała. -- przekrzywił lekko głowę i spojrzał na Monstroxa.

-- Jasne. Zajmę się tym. To będzie nasza tajemnica. Dobrze wiem, jaka jest twoja matka. I dlatego dopilnuję, że o niczym nie będzie mieć pojęcia.

Chłopak kiwnął głową, po czym odszedł w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł.

Niecałą godzinę później był już w Zbrojowie, gdzie podobno ukrywała się ta dziewczyna. Opierał się o jedną ze ścian jakiegoś budynku. Na głowie miał kaptur. W ręce trzymał jabłko. Wypatrywał rebeliantki, jednak nie mógł jej znaleźć. Dlatego postanowił pochodzić po okolicy.

Gdy przechodził obok jakiegoś domu, wpadł na jakąś dziewczynę. I okazało się, że była to ta rebeliantka, Macy Halbert. Z głowy spadł mu kaptur, przez co ludzie w okolicy zaczęli coś między sobą szeptać:

-- To Clay Moorington. -- szepnęła jakaś kobieta.

-- Syn Ruiny.

Chłopak szybko wstał i założył kaptur z powrotem. Wtedy spojrzał na rebeliantkę. Wyjął miecz, który zawsze przy sobie nosił i skierował w jej stronę, przez co nie mogła wstać.

-- I co? -- rzekł z szyderczym uśmieszkiem. -- Co teraz zrobisz?

-- To ty jesteś Clay Moorington. -- bardziej stwierdziła niż spytała. -- Syn Ruiny.

-- No to skoro już mnie poznałaś, to nie ma sensu się ukrywać. -- nadal trzymając klingę miecza przy szyi dziewczyny, zdjął kaptur, przez co można było zobaczyć jego rozczochrane, brązowe włosy i granatowe oczy. Był nawet przystojny.

Dziewczyna się zdziwiła. Myślała, że ten cały Clay będzie brzydrzy.

-- Szczerze, miałam nadzieję, że jesteś brzydrzy. -- skrzyżowała ręce.

-- Ja to samo myślałem o tobie. -- odgryzł się chłopak, chowając miecz z powrotem do pochwy.

Macy wstała, otrzepując tym samym z kurzu.

-- Dlaczego mnie nie zabiłeś? -- spytała, otrzepując ręce.

-- Za ładna jesteś, by umierać. Ale to nie był komplement. -- podrapał się po nosie, po czym schował ręce do kieszeni niebieskiej bluzy.

-- To mi ulżyło. Bo myślałam, że się we mnie zakochałeś czy coś.

-- Ja? W tobie? -- zachichrał się lekko. -- Sorki, ale nie jesteś w moim typie. Wolę wiedźmy.

-- Tak. To akurat w pełni normalne. Ja natomiast nie zadaję się z wybrykami natury. -- położyła lewą rękę na biodrze.

-- No to wyjaśnione. -- podszedł do niej, nadal trzymając ręce w kieszeniach. -- Nie nawidzimy się nawzajem. -- uśmiechnął się demonicznie. -- To dobrze. Będzie mi łatwiej cię zabić.

-- Nie mogłeś tego zrobić, gdy leżałam na ziemi z mieczem przy szyi? Byłoby ci wtedy łatwiej.

-- Tak. I nie dać wrogowi żadnej szansy na obronę? To nie w moim stylu.

-- Tak bardzo się chwalisz swoimi zdolnościami, że taki z ciebie gdur? -- odrzekła. Chłopak przyczepił ją rękami do ściany.

-- Jak ty nawet nie wiesz, co dokładnie potrafię. Więc się nie udzielaj.

-- O nie. Tak bardzo się boję. -- powiedziała sarkastycznie. Złapała się za czoło i udawała ofiarę. -- Zły czarodziej mnie zaraz zabije.

-- Lepiej nie przeginaj. -- warknął. Wtedy zobaczył na szyi dziewczyny naszyjnik z wizerunkiem smoka. -- Skąd to masz? -- spytał, pokazując na wisiorek.

-- A co cię to? -- warknęła. -- A wiesz... odwal się. -- popchnęła go. Wtedy chłopak poleciał dwa metry dalej i położył na ziemi plecami.

On od początku wiedział, co to oznaczało. Zakrył oczy zgięciem łokcia i rzekł niezadowolony:

-- I po co to robiłaś?

Dziewczyna nie miała pojęcia, o co mu chodziło. Podeszła do niego. Wtedy jej naszyjnik zaczął świecić na czerwono. Spojrzała na niego. Tak samo było z wisiorkiem na szyi chłopaka. Jego natomiast miał brelok w kształcie sokoła i świecił na niebiesko.

Chłopak zdjął łokieć z oczu i spojrzał na naszyjnik. Westchnął głośno.

-- No super. -- usiadł po turecku, położył ręce na kolanach i spojrzał na dziewczynę. -- I co narobiłaś? -- prawie krzyknął.

-- A co niby takiego zrobiłam? -- spytała zdezorientowana, wzruszając ramionami.

Brunet wstał, po czym do niej podszedł.

-- Wiesz, co to oznacza? -- pokazał jej nadal świecącego sokoła na swoim naszyjniku. Ona pokręciła głową. Przeszedł dłonią po twarzy. -- Okej... -- podniósł ręce przed siebie i głośno wypuścił powietrze. -- Spokojnie... -- szepnął do siebie. Odwrócił się do dziewczyny plecami. -- To zapewne jakaś pomyłka i okaże się, że to tylko głupi sen.

-- O czym ty gadasz? -- całą jego wypowiedź słyszała dziewczyna. Spojrzała na niego spode łba.

Odwrócił się do niej.

-- Zaklęcie połączenia. Słyszałaś kiedyś o czymś takim?

Pokręciła przecząco głową. Złapał się za nos.

-- No dobra... to zaklęcie połączyło nasze naszyjniki. -- pokazał na wisiorek na szyi. -- Nie wiem, dlaczego, ale wiem jedno. Jesteśmy na siebie skazani do czasu, gdy nie wymyślimy, jak tego zaklęcia zdjąć lub któreś z nas zdejmie naszyjnik.

-- No to proszę... -- Macy pokazała reką na chłopaka. -- zdejmuj. Co ci szkodzi?

-- Nie ma mowy. -- rzekł stanowczo, rozkładając ręce. -- Sama zdejmuj.

-- Nigdy w życiu. -- skrzyżowała ręce.

-- Dlatego właśnie nie zadaję się z dziewczynami. -- spuścił głowę zażenowany. -- No to jak żadne z nas tego nie zrobi, to zostaje zdjąć zaklęcie. -- położył prawą rękę na biodrze.

-- No to na co jeszcze czekasz? -- spojrzał na Macy. -- Zdejmij. Chyba to potrafisz, co?

-- No jasne. Ale nie znam tego zaklęcia. Więc trzeba będzie je gdzieś znaleźć.

-- W tej twojej szkole cię tego nie nauczyli? Słabo. Chyba nie jesteś aż tak dobry w takim razie. -- uśmiechnęła się szyderczo.

-- Co?! -- rzucił jej zabójcze spojrzenie. -- Uwierz mi. Nie chcesz zobaczyć, co potrafię naprawdę. Bo to mogłoby cię nawet zabić.

-- Zabić? -- prychnęła. -- Jasne. Zapewne tylko mnie tak straszysz. Znam takich jak ty. Ty to tylko udajesz, że coś potrafisz, a tak naprawdę to nie umiesz zapewne nawet szklanką ruszyć. Mam rację?

-- Nie. I nie udaję. -- zacisnął ręce w pięści. Wtedy wokół nich pojawiła się jasnoniebieska poświata wskazująca na to, że miał zamiar zaraz użyć magii. -- A ty lepiej przestań.

-- Tak? A czemu to? -- złapała się za brodę.

Wtedy Clay złapał większy wdech, rozluźnił ręce i poświata zniknęła. Uspokoił się nieco.

-- Jeśli mamy współpracować, to może przestańmy się wyzywać na początek? -- zaproponował.

-- No nie wiem. Nie lubię tych wszystkich... magicznych rzeczy. Więc ciebie raczej też nie polubię.

-- Nie mówiłem "bądźmy najlepszymi przyjaciółmi", tylko chciałem się z tobą jakoś dogadać. Ale jak nie zależy ci na zdjęciu tego zaklęcia, to w takim razie jesteś na mnie skazana do końca życia. -- skrzyżował ręce z małym uśmieszkiem. -- No chyba, że szybciej zdejmiesz naszyjnik.

-- Nie.

-- No to proszę... przez to zaklęcie nie tylko nasze naszyjniki się połączyły, ale my też. -- odwrócił się do niej plecami i uszczypnął w ramię.

Wtedy dziewczyna złapała się za swoje.

-- Au! -- krzyknęła, masując się po ramieniu z grymasem na twarzy. -- Po co to zrobiłeś?

-- Jeśli ty poczujesz jakiś ból, to ja też. I vice versa. -- znów się do niej odwrócił. -- Podobnie ze zranieniami. Skaleczysz się w palec, to i ja. I tak to działa.

-- No to nieźle... -- podrapała się do głowie. -- To co teraz? Co zrobimy?

Wzruszył ramionami.

-- Trzeba będzie znaleźć zaklęcie odczyniające. Ale to nie będzie takie łatwe. -- skrzyżował ręce.

-- A to czemu? -- spytała.

-- Bo jest zapewne w nowej bibliotece Merloka. Bo po pierwsze: -- podniósł palec wskazujący w górę. -- nie mam pojęcia, gdzie ona jest. A po drugie: -- podniósł środkowy palec. -- nie za dobrze dogaduję się z Merlokiem. -- złapał się za kark.

-- A powinieneś?

-- No raczej... bo to mój... wujek. - spuścił głowę.

-- Co?! -- krzyknęła dziewczyna, niedowieżając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro