Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴛʀᴢʏɴᴀsᴛʏ: ᴘᴜsᴛᴋᴀ ᴡ sᴇʀᴄᴜ

Panno Evans... Twój świat właśnie runął w drobny mak a serce pękło na milion kawałków? Znam twój ból lepiej niż ktokolwiek na tym świecie, jednak mówisz powstać i iść dalej. W końcu jesteś Julią Evans... Dasz radę wszystkiemu!

[Tu jest wklejony nasz słynny opening ale jako, że akcja tej książki nie dzieje się w fabule anime wstawcie tutaj jakąś swoją ulubioną piosenkę w to miejsce]

Julia

- Jesteś pewna, że nie chcesz bym pojechał z tobą? - Jude spytał mnie patrząc na mnie porozumiewawczo - Wiesz że to nie problem

- I wtedy przegapisz swoją randkę - zmrużyłam oczy kiwając głową na nie - Nawet o tym nie myśl tchórzu!

Uśmiechnęłam się delikatnie mimo, że wewnętrznie nie czułam żadnej emocji... Jude'owi udało się wyznać uczucia Kyouko i czekała ich pierwsza randka...

- Może ty sobie odpuść ten wyjazd... - zaczął delikatnie.

- I mam zawieść dosłownie każdą możliwą osobę? Drużynę? Szkołę? Miasto? Nie ma mowy...

Wiedziałam o co się martwi mój przyjaciel, ale musiałam chociaż udawać, że nic mi nie jest dla dobra wszystkich. Starczyło tylko to, że ostatnie dni nie wychyliłam nosa z domu, odpuściłam ostatnie najważniejsze treningi i kilka sprawdzianów w szkole...

Mogli się tylko domyślać, że pod korektorem, znajdują się nie małe sińce pod oczami z powodu nie spania, że lekko zaczerwienione oczy są od ciągłego płaczu, a nie alergii którą uparcie próbowałam wmówić. To że mówiłam, że wcale mnie nie ruszyło i, że dam radę w Korei i to że tam chce jechać. Miałam ochotę odłożyć ten wyjazd na nigdy...

Utkwiłam wzrok w moim przyjacielu zastanawiając się co mogę mu jeszcze powiedzieć by przekonać i jego oraz i siebie samą, a potem zetknęłam za niego na drzwi, uparcie licząc, że wychyli się z nich moje serce...

- Wiem o czym myślisz Julia... - dredowaty położył obie dłonie na moje ramiona - Ale on nie przyjdzie...

Nie odpowiedziałam mu, tylko spowrotem utkwiłam w nim pełne bólu spojrzenie...

Trwało to dobrą chwilę po czym chwyciłam za walizkę która mi towarzyszyła podczas spotkania z moim przyjacielem.

- Muszę iść bo inaczej nie zdążę na samolot...

- Pamiętaj że zawsze będę blisko ciebie o tu - wskazał palcem w miejsce gdzie biło moje serce - nie ważne jak daleko wyjedziesz

~*~

- Weź ją ze sobą

- Ale Mark to jest twoja ulubiona i szczęśliwa piłka, ja nie mogę...

- Chce by chodź część domu była z tobą siostrzyczko.

Niepewnie chwyciłam footballowkę, którą podał mi mój brat. Wiedziałam doskonale ile ta piłka doświadczyła i ilu rzeczy świadkiem byłam ja sama... Obróciłam ją lekko i dostrzegłam że mój brat przykleił do fotografię... Przyjrzałam się i momentalnie rozpoznałam to zdjęcie. Byłam tam ja, Mark, Jude oraz Axel... Uśmiechaliśmy się obejmując się wzajemnie. W moich oczach zabłysły łzy. Mark doskonale wiedział, że to jest jedno z moich ulubionych zdjęć. Z głośników rozległ się komunikat, że pasażerowie samolotu do Korei mają już się udawać na pokład a ja zamiast tego wpadłam w bratu w ramiona wybuchając cichym płaczem. Pierwszy raz od tych kilku dni pokazałam światu zapłakaną twarz, że jednak wcale nie jest w porządku...

- Ja sobie nie poradzę - wyszlochałam w ramię mojego bliźniaka, a ten zaczął głaskać mnie po plecach by mnie uspokoić - Nie dam rady bez Axela...

- On wróci Jules - powiedział spokojnie - Tylko potrzebuje czasu...

- Nie wróci - zaprzeczyłam - Za bardzo go skrzywdziłam... Jestem potworem

Mark chwycił nie za oba ramiona odsuwając się lekko by spojrzeć na mnie ze złością.

- Julio Evans - zaczął groźnie - zakazuje ci mówienia takich głupot. To nie była twoja wina

- Ale...

- Nie ma żadnego ale! Albo zaraz wytrzesz mokre oczy i powiesz ze szczerym uśmiechem, że wszystko będzie dobrze albo wracamy do domu i nigdzie nie lecisz

-  A co jeśli nie będzie dobrze...? - wyszeptałam niepewnie

- To dopiero wtedy się będziemy martwić - przytulił mnie jeszcze raz - Ale teraz musimy myśleć pozytywnie pamiętasz? Zawsze wszystko się kończy dobrze jeśli wystarczająco w to wierzymy

- Zagramy w piłkę? - nie wiedząc czemu nagle miałam potrzebę zadania tego pytania mimo, że było totalnie wyjęte spod czapy.

- Jak tylko wrócisz z wyjazdu to będzie pierwsza rzecz jaką zrobimy

- Obiecujesz?

- Oczywiście, że obiecuje!

- Cieszę się że mam tak cudownego brata - uśmiechnęłam się przez łzy.

Chciałam powiedzieć coś więcej, jednak przerwało mnie nawoływanie mojej drużyny i komunikat, że jeśli zaraz nie ruszymy to odlecą bez naszej drużyny. Szybko przytuliłam brata poraz ostatni i mówiąc krótkie do zobaczenia po czym szybko pobiegłam do drużyny by razem wsiąść do samolotu i polecieć daleko od domu. Czułam podekscytowanie nowymi miejscami a jednocześnie się bałam i czułam pustkę w sercu, że miejsce które miało być koło mnie pozostało puste

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro