Inny pociąg
Nie wiem czy to istotne, ale w pociągu, którym jechałam był tłum. Dawid Podsiadło miał koncert w Gdańsku i masa ludzi wracała z niego do Warszawy, więc musiałam siedzieć na podłodze. Ja wolę takiego Ralpha Kamińskiego.
Cieszyłam się, że jestem w miarę drobna i się zamieściłam w przyjaznym kąciku, inni musieli stać w przejściu.
Właśnie skończyłam czytać "Buszującego w zbożu" i bardzo mnie dobił, ponieważ gdy ostatni raz czytałam tę książkę, byłam sporo młodsza i niewiele z niej zrozumiałam. Podniecałam się sceną z prostytutką, myśląc że to coś sprośnego. Z całej książki zapamiętałam tylko tę scenę i narrację o wrotkach. To nieważne, chodzi po prostu o to, że teraz jestem starsza. Ciągle się zmieniam, ale są rzeczy, które się nie zmieniają.
W każdym razie, nieco przybiła mnie ta książka i miałam ochotę coś napisać. Bałam się, że będę naśladować styl J.D.Salingera i wyjdzie podróbka, a gdy (hipotetycznie) pokażę komuś takie zapiski, gdzie przyznaję się jeszcze do uprzedniego przeczytania "Buszującego w zbożu", stwierdzą że kopiuję ten styl.
Wracając już do pociągu, siedziałam na ziemi, obok obcych mi dziewczyn. Podeszłam do nich i powiedziałam - dzień dobry, koleżanki. Mogę się tu przysiąść? - ciągle tak mówię do ludzi. Mam wrażenie, że ich tym rozbawię, więc będą dla mnie milsi. W ogóle bardzo się boję niemiłych ludzi. I takich, co zdają się mnie nie widzieć.
Przykładowo, mój chłopak nie napisał i nie zadzwonił do mnie od dwóch dni, a od trzech jesteśmy troszkę skłóceni. Umierałam ze strachu, że ze mną zerwie, a kocham go mocno.
No, gdy już je zapytałam, pozwoliły mi i w ramach podziękowania, zaproponowałam im Oreo.
Odmówiły, z czego nie byłam zadowolona, bo zjadłam wszystko sama.
Nie cieszyło mnie to z dwóch powodów.
Nie lubiłam sama zjadać słodyczy, bo wychodzą mi od tego syfy i tyję, a zależy mi żeby ładnie wyglądać.
Po drugie, drażni mnie, gdy coś jest popularne. Wiem, że to brzmi pretensjonalnie, ale naprawdę denerwują mnie rzeczy, które wszyscy lubią i zaczynam ich nie lubić.
Nigdy sama z siebie nie kupiłabym sobie Oreo, zestawu Maty albo pop it albo takie perłowe spinki. I tu nawet nie chodzi, o to że nie smakuje mi Oreo albo nie lubię pop it. Lubię, ale gdy wszyscy to mają, ja już nie chcę. Chyba muszę czuć się wyjątkowa.
To całkiem problematyczne, bo ludzie niezbyt pozytywnie reagują na takie nastawienie. Myślą, że się wywyższam i to, że oni lubią modę sprawia, że są mniej wyjątkowi niż ja. Więc czują się niżej, więc zachowują się z wyższością i zaczynają mnie obrażać.
W ogóle ludzie kiepsko na mnie reagują. Albo ich fascynuję i bawię lub mają mnie dość i chcą, żebym straciła mowę. Większość i z tych i z tych, nie rozumie mnie.
To w ogóle jest nieco dziwne. Jestem tak pewna siebie, aby podejść do obcych osób i nazwać ich kolegami, żeby nie czuć się samotnie, ale płaczę, gdy muszę zamówić pizzę.
Umiem występować i śpiewać na scenie, bo jestem aktorką-amatorką, ale gdy chciałam pierwszy raz sama pocałować mojego chłopaka, zbierałam się naprawdę długo.
Wczoraj jakieś pijane typy nazwały mnie tyczką i zapytały czy jestem chłopakiem czy dziewczyną. To było na molo we Władysławowie, a potem wracałam już pociągiem do Warszawy, tym zatłoczonym. Wszyscy się przepychali i było dość duszno, a ja miałam okres.
Na szczęście, wcześniej założyłam sobie tampon i nie musiałam teraz czekać w niesamowicie długiej kolejce do toalety.
Zwykle nie piszę takim prozaicznym językiem, upiększam moje teksty lirycznością i metaforami, zdarza mi się pisać wręcz niezrozumiale. I nie wiem, gdzie stawia się przecinki.
Pamiętam jak profesor Brandeburska przy całej klasie powiedziała, że powinnam się nauczyć stawiać przecinki.
Zawstydziło mnie to i miałam łzy w oczach, dlatego że pisanie to coś na czym mi zależy najbardziej.
Udaję, że jestem w to dobra, dodając mnóstwo poetyzacji i takiego artystycznego języka, żeby nikt nie zorientował się, że nie mam o czym pisać.
Dlatego zabolało tak bardzo, bo to rzecz na której mi zależy.
Uwaga była słuszna, to nie tak, że uniosłam się dumą.
Ogólnie, lepiej wyrażam siebie pisząc, niż mówiąc, ale ciągle zmieniam wątki, jak możecie zauważyć. Po prostu nie umiem trzymać się jednej prostej, zwykle staram się przechodzić z jednego tematu na drugi bardziej płynnie i dyskretniej, ale teraz nie mam siły.
W ogóle nie mam ostatnio siły, bo jak mówiłam stresuje mnie milczenie ze strony mojego chłopaka. Stresują mnie też kończące się pieniądze i moja głupota.
Mama dzisiaj powiedziała, że powinnam sobie przebadać mózg, bo jestem upośledzona. Ludzie często mi to mówią i po przeczytaniu "Cukrów" Doroty Kotas, zastanawiam się czy nie mam autyzmu albo czegoś takiego.
Nie przeszkadzałoby mi to bardzo, bo przecież to czy mam autyzm czy nie, nie zmienia moich cech i wad, takich jak dziwne upodobania i trudności w kontaktach z ludźmi.
Za to ludzie, którzy nazywali mnie upośledzoną dla żartu, byliby niepocieszeni, gdybym na poważnie przyznała się o tych wątpliwościach z autyzmem, bo teraz to nie byłaby obelga i żart a moja rzeczywistość. Gadaliby, że wymyślam bo interesuję się psychologią, naczytałam się o autyźmie i teraz go mam.
Nie wiem, czy to cokolwiek by znaczyło, ale ciekawie było o tym myśleć w tym pociągu pełnym ludzi. Łatwiej było mi znieść podróż, ponieważ wyobrażałam sobie, że jestem uchodźczynią na przykład z Jemenu albo Syrii i jedziemy wszyscy upchani wagonami.
Nie z Ukrainy, bo wtedy uchodźców z Ukrainy było wszędzie pełno, a jak mówiłam, denerwuje mnie gdy coś jest popularne.
Nie wiem czy ludzi uciekających przed wojną można nazwać popularnymi, to chyba niesmaczne, ale stanowczo w moich wyobrażeniach nie byłam z Ukrainy.
Często sobie wyobrażam, że kimś jestem. Do dzisiaj sądziłam, że to normalne, ale zmieniło się to.
Kupiłam bilet na pociąg i przypadkiem wyrzuciłam go do śmieci. Wiem, że to głupie i nieporadne, ale tak właśnie zrobiłam. Na szczęście, pamiętałam w którym śmietniku w Gdańsku go zostawiłam i pobiegłam tam.
Bilet kosztował 79 zł a nam kończą się pieniądze, więc na myśl o tym, że go nie znajdę, prawie dostałam ataku paniki. Odkąd biorę leki, już ich nie mam, ale często wydaje mi się, że zaraz się zacznie.
Znalazłam ten bilet i wracając do rodziny, wymijałam bardzo szybko ludzi. Przez to grzebanie w śmietniku, zawstydziłam się, więc zaczęłam wyobrażać sobie, że jestem kimś innym. Naprawdę często to robię, czasem przewracam się w moim pokoju na dywan i udaję, że jestem Dimashem Kudaibergenem, który mdleje na lotnisku. A jak idę po ciemku, wyobrażam sobie, że jestem duchem. To chyba pozwala mi przetrwać trudne chwile, bo tak najbardziej to nie lubię być sobą.
Wolę być duchem albo złodziejką, jak dziś. Mijałam ludzi, miałam tajemniczy wyraz twarzy i wyobrażałam sobie co bym im ukradła.
Gdy opowiedziałam o tym mamie i siostrze, wyśmiały mnie.
One ogólnie często mnie wyśmiewają, ale robią to z miłości. Jednak ostatnio mama martwi się bardziej, że to od leków albo, że dziecinnieję.
Tak naprawdę to żarty i wygłupy pozwalają mi się samemu pocieszyć, bo przez większość chwil mojego życia, mam dość. Siebie i innych i w ogóle. A tak to przynajmniej jestem zabawna i choć ludzie nie śmieją się ze mną, śmieją się ze mnie, no i co z tego? Wszyscy razem się śmiejemy. To prawie jakbyśmy się lubili.
Najbardziej peszą mnie ludzie, którzy nie śmieją się nigdy z moich żartów i piorunują mnie wzrokiem. Wtedy wymyślam jakieś inne, żeby im dogodzić, ale rzadko się to udaje. Zwykle nie lubią mnie jeszcze bardziej.
Już byłam bliżej końca jazdy tym pociągiem, bolały mnie plecy. Słuchałam muzyki, choć przez brak Internetu, ciągle mi się zacinała. Nienawidzę tego, ale w tamtym momencie było mi to jakoś obojętne, bo gdy sobie pisałam i myślałam o "Buszującym w zbożu", czułam jakbym nie była sobą, a bohaterką jakiejś książki. To chyba depersonalizacja albo odrealnienie. Dziwna metoda radzenia sobie z problemami, ale jakaś na pewno.
Gdy Holden w książce udawał, że ma kulkę w bebechach, zupełnie jak ja, udając kogoś innego, zrobiło mi się raźniej. Nie tylko ja tak robię.
I właśnie dlatego zaczęłam pisać.
Bo co, jeśli nie tylko ja tak mam? Może jest dużo osób, które czują się jak ja. Może to umniejszałoby tej mojej wyjątkowości, ale w takiej sytuacji nie przeszkadzałoby mi to. Byłoby mi raźniej i może nawet bardzo bym komuś pomogła?
Wiecie, jak gdy martwisz się, że mówienie do siebie jest złe, ale wtedy pięć innych osób, które znasz też to robią. A te osoby są fajne i wszystko z nimi w porządku, więc możesz myśleć, że z tobą też wszystko w porządku.
Ja na pewno jednak nie myślę, że jestem fajna.
Myślę, że jestem całkiem żałosna, bo zamiast się naprawić, próbuję wynaleźć sobie autyzm albo ludzi takich jak ja, bo to wygodne.
Tylko, że naprawdę się staram nie zawodzić ludzi, jednak ciągle robię coś nie tak. Mówię, gdy nie trzeba i milczę, gdy chcą rozmawiac. Często nie rozumiem o co ludziom chodzi, co ode mnie chcą.
Gdy koleżanka mówi, że jej inna koleżanka robi coś tam i coś tam, zwykle odpowiadam "okej". Najczęściej tak odpowiadam, gdy nie wiem co powiedzieć.
To nie znaczy, że mnie to nie obchodzi. Po prostu nie rozumiem co powinnam zrobić.
Gdyby koleżanka z pociągu, siedząca na przeciwko mnie, powiedziałaby że wraca z koncertu Podsiadło, jak ci wszyscy śmierdzący ludzie, nie wiedziałabym co odpowiedzieć.
Że o wiele bardziej wolę Ralpha Kamińskiego, że przez taką jak ona nie mam gdzie siedzieć? To niemiłe, ale tak właśnie myślę.
"I jak było? Odkąd go lubisz? Ile masz lat?" To za to jest miłe, ale zupełnie nie obchodzi mnie odpowiedź. Po co mam wiedzieć, ile ma lat?
Zresztą, nie odezwałaby się do mnie, bo i po co. Obie siedzimy ze słuchawkami w uszach i żadnej nie jest pilno do rozmowy. Zwykle to ja przerywam ciszę, gdy jest niezręczna, bo mam wrażenie, że tak niezręcznie jest właśnie przeze mnie.
Wtedy jednak byłam zbyt zajęta pisaniem i myśleniem o tej książce.
Dlaczego "Buszujący w zbożu" nie jest lekturą szkolną, a "Szewcy" już tak?
Już dawno temu, na lekcji angielskiego żartowałam, że "Szewcy" to "Shoes makers", ale potem okazało się, że to ich prawdziwa nazwa w przekładzie angielskim. Nie pamiętam dobrze, ale chyba zanosiłam się wtedy śmiechem.
Niestety, zbyt często robię to w szkole. Albo płaczę.
Ale naprawdę mocno wszystko przeżywam i nie umiem tych emocji tak ściaśniać. Jeśli to robię, dostaję depresji. Nie na żarty, gdy muszę unikać nadmiernych emocji, popadam w zupełną apatię, bo nie umiem znaleźć złotego środka. W niczym nie umiem.
Przykładowo, albo tylko ja opiekuję się dzieckiem, ewentualnie z drugą osobą albo w ogóle tego nie robię. Nawet, gdy zacznie płakać.
Trzy osoby to za dużo przy dziecku i nie wiem co robić.
Albo mówię mega dużo albo w ogóle się nie odzywam.
Albo ubieram się bardzo dziwnie i kolorowo albo mega, mega brzydko i zwyczajnie, w dresy na przykład.
Bo ja nie znoszę takich kompromisów wobec społeczeństwa, w stylu "możesz być sobą, ale tylko troszkę" jak to trzeba w pracy i szkole i takich tam.
Kto to wymyślił? Ludzie sami sobie robią krzywdę.
A potem taki biedak, który już nie wytrzymał, zabija się i wszyscy to komentują.
Mogłabym być takim biedakiem.
Ludzie najpierw wymyślają komunikację a potem ze sobą nie rozmawiają wprost. Ja staram się być bezpośrednia, co też drażni wiele osób.
Najpierw ludzie wymyślają seks a potem wymyślają dziwne reguły wobec niego i zawstydzają się nim.
Po co stworzyliśmy takie na przykład dildo, skoro publicznie nie wolno przyznać, że takie posiadasz?
Ja nie posiadam, zbyt bolałoby mnie wkładanie go. Nadal używam tamponów mini dla młodych nastolatek, mimo że już dawno czas na większe i potrzebuję większych, bo mam okropnie obfite krwawienie.
Wiele razy miałam przykre sytuacje przez okres, ale chyba niewiele można z tym zrobić. W ogóle życie bywa pełne bólu i niewiele z tym zrobisz, bo nagle jesteś "słaba". Jak to jest, że najpierw się wymyśla antydepresanty i ibuprofen a potem wahasz się czy cierpisz wystarczająco aby tego użyć. Nie mam pojęcia.
W ogóle wielu rzeczy nie rozumiem.
Dlaczego nie moglibyśmy wszyscy w tym pociągu zacząć razem śpiewać? No jasne, że to byłby fałsz i w ogóle, ale jakie to byłoby przeżycie. Od razu poprawiło mi to humor i na myśl o tym, serce zaczęło mi szybciej bić. Tak już mam, jak się czymś ekscytuję, choć nieistniejącą wizją, to serce zaczyna mi walić i się trzęsę.
Wszyscy jednak siedzieliśmy raczej cicho i większość osób używała telefonu w tym pociągu, w tym ja, więc pewnie jestem hipokrytką.
Kto nie jest, tak szczerze?
Denerwuje mnie, gdy ktoś ma śmierdzące jedzenie na lunch i otwiera przy innych, ale do pociągu wzięłam wege kabanosy (one śmierdzą). Teraz, jak o tym pomyślałam, to nie otworzę ich jednak. Słabo być hipokrytą a ja i tak nie potrzebuję dużo jeść.
Serio, zawsze mam wrażenie, że jem o wiele za dużo a ludzie mówią, że mało. Lubię to, gdy mówią że jem mało i jestem chuda, bo sama boję się przytyć.
Ale nie lubię, gdy zaczynają mi robić wyrzuty, karmić na siłę i w ogóle.
Ja nie chcę zmieniać tego, że jestem wychudzona. Uważam, że jestem wychudzona, ale nie szczupła. Szczupli są modele i piosenkarze, ja nie zasługuję na to miano.
Wychudzony może mieć znaleziony pies.
Czasem czuję się jak taki pies. Nie chcę, żeby się mnie zostawiało samą i lubię drzemać. I jestem bardzo wierna, gdy kogoś kocham. Umiem być agresywna tylko, gdy kogoś bronię.
Prawie byłam w Warszawie i rozmawiałam z najlepszym kumplem mojego chłopaka, co może nie było mądre, ale musiałam wiedzieć co się z Jędrkiem (tym chłopakiem) dzieje, czy jest może chory.
Polubiłam Franka (tego kumpla).
Zdziwiło mnie to i w tym samym momencie napisał mój chłopak, że był zajęty. Dziwny zbieg okoliczności?
Poprawiło mi to nieco humor.
Nie zamierzam robić mu wyrzutów, nie chcę żeby ze mną zerwał, ale pewnie kiedyś o tym porozmawiamy, bo bardzo się bałam.
Ale nie teraz, bo bolą mnie plecy i muszę już wysiadać na Wschodnim.
Zawsze chciałam napisać książkę ze swoimi przeżyciami, ale nie autobiografię. Zbyt bym skakała. Chciałabym zacząć od dzieciństwa, ale przypomniałoby mi się coś ze studiów, potem z emerytury i znów z dzieciństwa.
Niby to nic złego, ale ludzie nazywają mój styl chaotycznym.
A książki nie powinny być jak jakaś matma, gdzie musisz planować i w ogóle przenosić te nawiasy i inne takie.
Okazuje się, że w pisaniu też jestem nieporadna, ale może napisałam coś ciekawego. Przez to pisanie prawie przegapiłam moją stację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro