Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|1|

Dźwięk sms'a rozległ się po mieszkaniu. Był bardzo wczesny ranek, słońce dopiero wychodziło.
Złote oczy spojrzały zaspane na stolik obok łóżka.
Wziął on do ręki telefon i włączył, na co jasne światło zaślepiło mu widok.
Odblokował urządzenie i wszedł w sms'y... Numer nieznajomy...
Wszedł w wiadomość i zaczął czytać.

"Salve mel! Chyba mam coś co należy do ciebie, wiesz już co to? A może nie kojarzysz kim jestem? Rozejrzyj się do okoła siebie... Te visurum :)"

On wiedział od kogo była wiadomość..
Zamknął oczy i wziął wdech na uspokojenie. Nie rozumiał dlaczego ten człowiek znów chce mu zniszczyć życie, gdy akurat wszystko się układa.
Ale wiedział też, że to była kara dla niego za to co zrobił... Nie żałował swoich czynów, bo dlaczego miałby?
W końcu był egoistą, nie obchodził go los innych ludzi.

Wstał z łóżka i podszedł do szafy zabrać ubrania. Zastanawiał się co niby miał ten człowiek co należało do niego...
Ubrał się w świeże ubrania i spojrzał w lustro wiszące w łazience.
Wyglądał tak jak codziennie,
czyli zajebiście.
I w tym momencie kolejny sms...

"Może jesteś chętny na rozwiązanie zagadki? Z czego pamiętam uwielbiasz hakować... A kto cię tego nauczył? Miejce gdzie odbyło się to spotkanie, pamiętasz? Będę czekać :)"

Wiedział co ma na myśli, doskonale pamiętał... Takich rzeczy się nie zapomina, nawet gdy bardzo się chce.

Doskonale pamiętał adres, wygląd...
"Kwatery głównej" było to dość specyficzne miejsce, w którym organizowano niezbyt ciekawe rzeczy. Od razu na myśl przyszedł mu wygląd budynku, jak i tego wszystkiego w środku...

Zewnątrz zwykła mieszkalna kamienica, która nie wyglądała jakoś pięknie. Mieszkali tam zwyczajni ludzie, nie zamieszani w sprawy kryminalne.
Ludzie którzy nie znali tajemnicy, która kryła się za dębowymi drzwiami mieszkania numer "7" w którym mieszkał ten miły i pomocny człowiek w oczach sąsiadów.

Policja nie robiła w tej okolicy praktycznie nigdy patrolów, gdyż ich zdaniem było to po prostu zbędne.
Więc, co takiego ukrywało się za dębowymi drzwiami z srebrną liczbą siedem, która praktycznie odpadała?

Za drzwiami było na pozór zwykłe schludnie urządzone mieszkanie, co więc było nie tak?
Jedna z szaf, a dokładniej ta na końcu karytarza, który prowadził do łazienki...

Po otworzeniu pokazywały się czarne drzwi na kod, które po odblokowaniu ukazywały schody prowadzące w dół.

Siwo-włosy przestał wspominać o tym miejscu. Spojrzał jeszcze raz na wiadomość, a dokładniej na jej koniec "Będę czekać :)".
Czyli może przyjechać kiedy chce?

Zastanawiało go również, co takiego ma ten człowiek co należy do niego...
Wyszedł z domu i zamknął drzwi.
Zszedł na parking i wysiadł do swojego białego Ferrari.

--------------------------

Białe Ferrari podjechało pod kamienicę, siwo-włosy chłopak wysiadł z pojazdu.
Był zestresowany, zbyt dawno nie miał z tym człowiekiem kontaktu.

Bez problemu wszedł do klatki, gdyż drzwi były otworzone.
Podszedł pod dębowe drzwi, spojrzał na numer... Odpadająca siódemka jak zawsze ledwo wisiała na drzwiach. Zastanawiał się kiedy w końcu odpadnie.

Zapukał i wziął wdech, aby się trochę uspokoić, co nie było łatwe.
Drzwi się otworzyły, a po chwili złote oczy mogły zobaczyć twarz osoby, której dawno nie widziały.

---Equilibrium...-- mruknął siwo-włosy patrząc na mężczyznę przed nim.

---Witaj Erwinie, nie myślałem że przyjedziesz tutaj tak szybko-- uśmiechnął się.

---Co masz mojego?-- zapytał od razu.

---Sam zobacz przyjacielu-- odezwał się odsuwając się od drzwi, aby złotooki mógł wejść do środka.

Siwo-włosy spojrzał niepewnie na Equilibrium i minął go wchodząc do mieszkania. Rozejrzał się, nic się nie zmieniło... I to dosłownie nawet czarne buty leżały w tym samym miejscu jakby nikt nich nie używał przez te lata.
Z rozmyśleń wyrwało go trzaśnięcie drzwiami, a zaraz po tym obok niego stanął właściciel mieszkania.

---Coś nie tak?-- spytał Rick przyglądając się złotookiemu.

---Tak-- odpowiedział bez przemyślenia swoich słów, na co drugi zmarszczył brwi.
---Znaczy nie! Nie, nie... Wszystko
jest okej-- dodał po analizie swoich wcześniejszych słów, co wywołało uśmiech na twarzy starszego.

---W porządku-- zaśmiał się cicho.
---Chyba wiesz gdzie iść...-- mruknął patrząc na Knuckles'a.

---Nie? Skąd mam wiedzieć?-- zmarszczył brwi patrząc Sanchez'a.

---Myślałem, że jesteś bystrzejszy-- wywrócił oczami.
---Kwatera główna, chyba pamiętasz?-- bardziej stwierdził niż zapytał idąc wgłąb mieszkania.

Knuckles ruszył za nim, doskonale wiedział gdzie jest wejście, ale przecież kod do drzwi mógł zostać zmieniony i to kilka razy.
Podeszli do szafy, a starszy ją otworzył. Starszy wpisał kod, a Erwin mocno się zdziwił widząc wpisywane liczby przez Equilibrium...

1901199615031985

Drzwi wydały charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że są otworzone.

---Nie zmieniłeś...-- powiedział cicho, na co Rick spojrzał w jego stronę.

---Mówisz o kodzie?-- zapytał nie wiedząc co ma na myśli, a siwo-włosy przytaknął na jego słowa.
---Chyba coś obiecałem-- powiedział z uśmiechem Rick i otworzył drzwi...

------------

Zwykły dzień, siwo-włosy znów siedział w małym mieszkaniu znajdującym się w kamienicy.

---Co z tym kodem?-- zapytał starszy zdejmując maskę.

---Nie wiem, trzeba coś wymyślić łatwego do zapamiętania-- mruknął w odpowiedzi i napił się kawy.

---Jakieś masz pomysły?-- zapytał Sanchez i zabrał mu kubek z przed nosa upijając trochę kawy.

---EJ! Mogłeś siebie zrobić kawę-- oburzył się złotooki patrząc na przyjaciela z zmarszczonymi brwiami.

---Nie denerwuj się Erwinku złość piękności szkodzi-- uśmiechnął się i odłożył kubek, na jego poprzednie miejsce.

---Spierdalaj...-- mruknął wywracając oczami, znów biorąc kubek kawy.

---To co z tym kodem?-- znów zadał to samo pytanie Equilibrium.

---Może nasze daty urodzin?-- powiedział bez przemyślenia Erwin.

---Zajebiście mamy kod-- odezwał się radośnie Rick i poszedł pod drzwi, a siwo-włosy za nim z kubkiem kawy.
---1901199615031985...-- mówił pod nosem wpisując cyferki.

---Może obiecamy siebie, że ten kod nigdy się nie zmieni?-- zaproponował głupio młodszy.

---W porządku... W takim razie obiecuję że nigdy ten kod się nie zmieni Knuckles-- uśmiechnął się i zaakceptował kod w systemie.

---Ja też obiecuję że nigdy to się nie zmieni Equilibrium-- zaśmiał się złotooki.

------------

---Ej myśliciel!? Idziesz?-- krzyknął starszy, na co Erwin od razu ruszyła schodami w dół.

---Um... Co? A tak! Tak idę!-- odpowiedział schodząc po schodach.

Zszedł na dół, a jego oczom ukazało się miejsce jak sprzed kilku lat, lecz o wiele bardziej rozbudowane w sprzęt.
W głównym pomieszczeniu był ogromny czarny matowy stół z krzesłami tego samego koloru. Przy nim zawsze organizowali akcje...
W głównej części bazy było jeszcze kilka stanowisk komputerowych, które były bardzo rozbudowane.
Wiele planów na ścianach porozwieszanych oraz wiele tablic...

Siwo-włosy szedł nadal za dawnym wspólnikiem, do tak zwanego dawniej "pokoju strachu" zawsze tam straszyli wrogów lub porwanych...
Złotooki obawiał się co będzie za czarnymi drzwiami, na których wisiała tabliczka
"jeśli chcesz to wejdź, ale na własną odpowiedzialność :)"
Pamiętał jak to wieszali...
W tym miejscu ukrywał się kawał jego życia, a nawet ta większa część.

Equilibrium przed otworzeniem drzwi zabrał swoją maskę z półki i założył ją na twarz, po czym otworzył czarne drzwi wchodząc do środka.
Erwin wszedł zaraz za nim, a gdy oboje byli w środku starszy zamknął drzwi i zapalił światło...

---Co do...-- powiedział siwo-włosy patrząc na związanego szatyna.
---Dlaczego tutaj jest Montanha?-- zapytał patrząc na Sanchez'a.

Gregory słysząc swoje nazwisko podniósł głowę do góry...
Spojrzał na Erwina, nie widział czy on jest po to aby go uratować czy może współpracuje z psychopatą w masce.

---Jest dla ciebie ważny-- odparł Rick odwracając głowę w stronę Erwina.
---Mówiłem przecież, że ma coś co należy do ciebie...-- mruknął cicho.

---A-ale on nie należy do mnie...-- zawahał się nieco siwo-włosy.

---Nie?-- zaśmiał się wyższy.
---Nie zależy ci na nim?-- zapytał z pewną powagą w głosie.

---Dokładnie... Nie zależy mi na nim, więc możesz go stąd wypuścić-- stwierdził złotooki.

---W porządku-- zgodził się, na co Knuckles spojrzał na niego... On nigdy nie przyznawał racji.
---Skoro ci na nim nie zależy to chyba nie jest już potrzebny-- odezwał się chłodno i wymierzył bronią w głowę szatyna, na co siwo-włosy się bardziej przeraził...

---Co ty chcesz zrobić?-- zapytał przerażony.

---Jak to co? Pozbywam się nic nie wartych dla innych śmieci...-- mruknął i strzelił.

Po pokoju najpierw rozległ się huk, a potem dźwięk bezwładnego ciała, które spadło na szare panele...
Siwo-włosy upadł na kolana patrząc jak jego jeden z przyjaciół leży na ziemi nie oddychając...

---Podobno ci na nim nie zależało-- odezwał się chłodno Equilibrium i odłożył broń na pobliską szafkę.

---To... To był mój przyjaciel...-- odparł wpatrując się w martwego mężczyznę z łzami w oczach.

---Pff... Policjant? Był zwykłym śmieciem-- starszy wywrócił oczami.

---Nie mów tak o nim-- odezwał się chłodno siwo-włosy patrząc na Sanchez'a płacząc.

---Erwin mogłeś powiedzieć, że ci na nim kurwa zależy!-- wkurzył się starszy.

---I tak byś go zabił...-- stwierdził złotooki patrząc w podłogę.

Zabolało... Equilibrium nie wiedział dlaczego te słowa go zabolały...

---Poważnie? Myślisz, że i tak bym go zabił?-- zapytał zdziwiony, na co Knuckles na niego spojrzał.

---Nie myślę... Ja to wiem Rick-- odwrócił wzrok znów na podłogę.

---Rick'a nie ma-- powiedział poważnie, a Erwin nic nie mówiąc patrzył na ciało policjanta.
---Pozatym nie zabiłbym go, gdybyś powiedział, że ci zależy-- mruknął.

---Nie jestem idiotą, wiem że byś go zabił-- siwo-włosy orał łzy i wstał z szarych paneli.

---Przestań Knuckles!-- Erwin spojrzał w stronę starszego.
---Dlaczego masz o mnie takie zdanie?! Byliśmy współpracownikami znasz mnie jak nikt inny! Nie zabiłbym kogoś, na kim tobie zależy zrozum...-- powiedział i wyszedł z pokoju.

Siwo-włosy podszedł do martwego Montanhy i kucnął obok jego ciała.
Uśmiechnął się smutno.

---Do zobaczenia Grzesiu... Kiedyś jeszcze się spotkamy, ale jeszcze nie ten czas... Teraz muszę ogranąć takiego jednego psychopatę-- zaśmiał się cicho i ostatni raz spojrzał na sowiego martwego przyjaciela.

Złotooki wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po głównym pomieszczeniu i zauważył starszego rozmawiającego z jakimś człowiekiem, który był ubrany w kitel lekarski. Po chwili jednak nieznajomy odszedł w nieznanym Erwinowi kierunku.

---Ri-Equilibrium?-- poprawił się po chwili złotooki.

---Tak?-- starszy spojrzał w jego stronę.

---Czy mogę wrócić?-- zapytał patrząc w oczy maski, którą Sanchez miał na twarzy. Equilibrium na te słowa zdjął maskę i spojrzał na siwo-włosego.

---Jesteś tego pewien?-- zapytał podchodząc do Knuckles'a...

---------------
[Salve mel - Witaj kochanie]
[Te visurum - Do zobaczenia później]
--------------
Witam!

Miał być One Shot, aleee kurde coś nie wyszło bo jest mega długie i dlatego podzielę to na części :)

Obiecałam ten ship jakiś miesiąc temu pewnej osobie, więc no trzeba wstawić, co nie?

Mam nadzieję, że się spodoba ^^

Pozdrawiam i Kc <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro