Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X.

Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że krzyczy i szarpie się z niczemu winnym Nygmą, a po jej policzkach płyną łzy. Jak mogła pozwolić mu odejść? Dlaczego nie skoczyła za nim? Kiedy to do niej dotarło było już za późno; helikopter poleciał dalej, a chłopak zniknął z pola widzenia. Mężczyzna próbował ją pocieszyć, przytulić, ale ta go odtrąciła. Z wielkim wysiłkiem podciągnęła się, by stanąć na równe nogi. Chciała być silna, pokazać, że jeszcze na wiele ją stać.  Obrzuciła parę spojrzeniem, które mimo wszystko przepełnione było ogromnym bólem. 

- Chcę jechać do szpitala. - burknęła, po czym osunęła się z powrotem na ziemię, a jej zamknięte oczy zakomunikowały towarzyszom, że straciła przytomność.

Pingwin zbliżył się nieznacznie do Ed'a, którego dziwiło jego zachowanie. Nigdy wcześniej nie spotkał się z sytuacją, by wygadany burmistrz po prostu milczał. Nie było to do niego podobne. Kiedy poczuł dłoń zaciskającą się na jego palcach nieznacznie odwzajemnił gest, po czym odwrócił twarz w stronę mężczyzny. Westchnął widząc przygnębienie na twarzy ukochanego. Sam martwił się o Emily, w końcu była dla nich nie tylko przyjaciółką i wspólniczką, ale i siostrą, a czasem matką. Wiedział, że nie mogą z nią dyskutować, nawet jeśli jest w takim, a nie innym stanie. Drugą dłoń umiejscowił na żuchwie Oswald'a, leciutko gładząc ją kciukiem. 

- Jeśli ją tam zostawimy to zamkną ją w więzieniu, bądź też w Arkham...

- Ale znamy ją na tyle dobrze, że gdy tylko otrzyma właściwą pomoc i uratują jej nogę, to ucieknie. - rzekł Riddler na tyle przekonująco, by uciszyć nieprzekonanego partnera.

Przywarł ustami do ust Cobblepot'a. Starali się ukrywać swe uczucia, lecz to co ich łączyło było wyjątkowe, a przede wszystkim niezniszczalne. Kiedy bliźniaki i zielonowłosy szaleniec zniknęli, to oni dwaj zajęli się przestępczością, a także pogrążonym w chaosie miastem. To właśnie wtedy dostrzegli, że bez obecności tego drugiego, nie potrafią prawidłowo funkcjonować. I tak oto wspólnie kierowali zarówno złoczyńcami, jak i przeciętnymi ludźmi mieszkającymi w Gotham. Obawiali się jednak, że gdy ktokolwiek dowie się co ich łączy będzie mógł nimi manipulować, a w dodatku takie związki nie były stuprocentowo tolerowane. Chociaż i tak mieli już w planach ślub, a nawet adopcję małego szkraba z domu dziecka, by stworzyć z niego inteligentnego i przebiegłego złoczyńcę, to nie mogli robić tego hucznie. 

- Zabierzmy ją więc do tego szpitala. 

***

Ocknęła się, słysząc nad sobą tabuny podekscytowanych, a zarazem przerażonych głosów. Uchyliła lekko powieki, a całe zbiorowisko odskoczyło do tyłu. Słyszała jak ktoś w tłumie dzwonił na policję, a ona postanowiła robić wszystko by nie trafić do więzienia. Leżąc na stole znajdującym się na środku korytarza, lekko uniosła się na łokciach przybierając maskę zagubionego dziecka, które strasznie cierpi.

- Gdzie ja jestem? Czemu tak bardzo boli mnie noga? - załkała, chcąc wzbudzić we wszystkich litość.

- Niech ktoś zabierze stąd tę morderczynię! - krzyknął ktoś z tłumu, a za nim uniosła się wrzawa poparcia i krzyków niezadowolenia na służbę zdrowia, która nie mogła przedostać się do pacjentki. - Jak mogliście pozwolić, by to monstrum się tu znalazło?! 

Jasnowłosa miała ochotę zerwać się z łóżka i zabić tego pyszałka, ale pozwoliła by po jej policzkach znów pociekła słona ciecz. Zamierzała grać tak długo, aż ludzie się zlitują i przepuszczą do niej lekarzy, lecz nagle wszyscy się rozstąpili. Podszedł do niej ciemnowłosy mężczyzna ubrany w drogi garnitur. Warknął coś na tych, którzy stali w pierwszym rzędzie, przez co po chwili zjawili się obok niej ludzie w białych kitlach. Chciała dowiedzieć się kim jest, lecz jej ciało odmówiło posłuszeństwa. W ostatnim momencie poczuła, jak jej głowę przytrzymuje czyjaś dłoń, by nie upadła na goły, twardy stół. Nie mogła już otworzyć oczu, aby przyjrzeć się mu dokładniej, była zbyt senna. 

***

Stał przy szpitalnej recepcji, kiedy usłyszał krzyki dobiegające z przeciwległego korytarza. Wiedział, że kobiecinie trochę się zejdzie zanim znajdzie potrzebne mu papiery, więc ruszył w tamtą stronę. Zdziwiło go tak ogromne zbiorowisko ludzi pastwiące się nad jakąś kobietą, lecz gdy zobaczył jej twarz zrozumiał ich rozgoryczenie. Widział jak każdy z nich wyżywa się na Emily Valesce, bezwzględnej psychopatce. Zrobił dwa kroki do przodu, kiedy dostrzegł łzy płynące po jej twarzy, a przede wszystkim wyraz jej oczu. Zdawało mu się, że ona nie pamięta kim jest i co zrobiła, ale nie był do końca pewny. Musiał się tego dowiedzieć, dlatego przepchnął się szybko przez tłum i spojrzał na stojących w nim ludzi. Starych, młodych, nawet kobiety z dziećmi. 

- Łatwo wam oceniać innych kiedy ich nie znamy, prawda? - zmarszczył brwi, po czym machnął ręką. - Dajcie przejść lekarzom.

Ludzie jak na zawołanie zaczęli się wycofywać, a medycy mogli przystąpić do swoich obowiązków, choć sami byli pełni obaw co do wyleczenia tej młodej dziewczyny. Ciemnowłosy westchnął, po czym w ostatniej chwili podłożył dłoń pod głowę Psycho, która nagle zemdlała. Ostrożnie ułożył ją na prześcieradle, kiedy pielęgniarki zaczęły popychać łóżko w stronę sali operacyjnej. Widział w jakim stanie była jej noga. Zawołał do siebie jednego z lekarzy, a ten szybko znalazł się przy nim.

- Macie się nią zająć. Pokryje wszystkie koszta i zadbam, by nikomu w szpitalu nie stała się krzywda. - mruknął do znacznie starszego od siebie pracownika, na co ten tylko kiwnął głową i pognał za resztą personelu do sali.

Wiedział, że budzi respekt w ludziach ze względu na swoje stanowisko. Wrócił do recepcji, odebrał papiery, a następnie skierował się w stronę wyjścia. Wsiadł do swojego auta, wyjmując przy okazji komórkę z kieszeni. Przyłożył ją do ucha, wpatrując się w punkt w oddali. Jeden sygnał, drugi...

- Tak, paniczu? - rozległ się głos po drugiej stronie.

- Alfredzie, musisz mi w czymś pomóc. Pojawił się pewien malutki problem...

----------------------------------------------------------------------------------------

Nie spodziewaliście się mnie, c'nie? XDD Wracam, nie bijcie, łapcie kolejny rozdział, enjoycie i wgl XDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro