Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III.

- Nigdzie nie znaleźliśmy Tobias'a. Jego ciało musiała dobrze ukryć. - detektyw pokręcił głową, chowając twarz w dłoniach - Czemu winne było czteroletnie dziecko?

- Znajdziecie go, spokojnie. Zapewnimy mu godny pogrzeb... - Leslie położyła dłonie na ramionach narzeczonego.

- Gdzie podziała się ich matka? Przecież nie ma nic w aktach, że nie żyje, a sąsiedzi nie widzieli niczego podejrzanego - żadnej wyprowadzki, nic. - Jim przyciągnął do siebie kobietę, tak że wylądowała na jego kolanach.

- Może ta cała Hope ją zabiła? Wybiła rodzinę, bo miała dość? Nikogo ci ona nie przypomina?

- Barbara także wydawała się być normalna, potrzebowała jedynie zapalnika. Na szczęście siedzi w Arkham...

***

- Wykonałam swoje zadanie. Wykonałam je. - szeptała, kiedy funkcjonariusze wepchnęli ją do samochodu podstawionego z zakładu dla psychicznie chorych.

Szarpnęła się, by stwierdzić, że sama nie uwolni się z kaftanu i kajdanek. Musiała coś wymyślić. Nie mogła tak po prostu się poddać rozkazom z zewnątrz. Musiała zacząć działać.

Usiadła na wbudowanej ławeczce, rozglądając się dookoła. Ciężarówka w środku również pomalowana została białą farbą, zaś jedyne okienko przez które wpadało troszkę światła - znajdowało się na drzwiach.

Wstała gwałtownie, gdy samochód powoli skręcał, po czym walnęła w drzwi barkiem. Wiedziała, że zapewne są wzmocnione i zamknięte na kilka zamków, ale musiała spróbować.

Cofnęła się pod samą ściankę oddzielającą ją od kierowcy, a następnie ponownie wpadła na drzwi - tym razem z mocniejszym impetem. Na jej głowę spadło trochę farby, lecz przeszkoda wydawała się być niewzruszona.

Hope dziwiła się, że kierowca nie reaguje, a z nią w pomieszczeniu nikogo nie ma. Może jest wieziona przez jego ludzi? Odpędziła od siebie złe myśli, i w chwili gdy auto zwolniło na światłach - ona kopnęła w nie z całej siły, potem znów uderzając barkiem, aż te ustąpiły.

Skrzydła uderzyły o boki samochodu, a czarnowłosa zeskoczyła na jezdnię. Miała szczęście, że trafiło jej się czerwone światło, bo inaczej miałaby problem z ucieczką. Strażnik spojrzał się w lusterko, aby zlokalizować źródło huku, i pech chciał, że spostrzegł idącego chodnikiem więźnia. Psychole nie raz walili w te drzwi, ale żadnemu nie udało się uciec, dlatego ludzie z Arkham nie zwracali uwagi na te hałasy dochodzące z tyłu.

Wilde ruszyła biegiem w chwili, gdy mężczyzna wysiadł z samochodu. Przepychała się przez tłumy ludzi wracających z prac, aby po kilku minutach zatrzymać się w jakimś zaułku. Oparła się o ścianę, dysząc ciężko. Gdy miała ruszyć w głąb uliczki, coś walnęło ją mocno w głowę i sprawiło, że straciła przytomność.

***

- Twoja dziewczyna zwiała. - podsumował rudowłosy, obserwując stojące auto należące do Arkham.

- Chyba chciałeś powiedzieć, że twoja dziewczyna, hę? - Emily wypięła język w stronę brata, idąc w przeciwną stronę.

- Bycie singlem mi odpowiada, sweetie. - rzekł, poprawiając kaptur.

Bawiła go ta cała sytuacja. Pierwszy raz siostra chciała sama znaleźć mu dziewczynę, ale jemu niezbyt to odpowiadało. Każda która mu się spodobała - ginęła w ciągu doby. Co miałoby się teraz zmienić?

Otworzył puszkę z napojem, upijając z niej trochę, po czym podał ją Em, aby i ona się napiła. Po chwili picie się skończyło, więc Jerome zgniótł puszkę i rzucił ją w boczną uliczkę, lecz momentalnie tego pożałował, kiedy usłyszał huk.

- Co to było? - Psycho stanęła w miejscu, nasłuchując.

Wzruszyła ramionami, idąc znów przed siebie. Valeska jednak musiał sprawdzić źródło hałasu, więc cofnął się kawałek, aż do zaułka. Zaklnął pod nosem, widząc leżące ciało w białym wdzianku i burzą czarnych włosów.

- Może jak stąd pójdę, to Ems zostawi mnie w spokoju? I tak ją zaraz złapią...

Jego rozmowę z samym sobą przerwał radosny pisk od strony wejścia.

- Zajebiście. - burknął, kiedy obok stanęła Emily.

- Na co czekasz, honey? Na ręce ją i lecimy do domu. - klasnęła w dłonie, obserwując jak rudowłosy niechętnie przerzuca sobie nieprzytomną psychopatkę przez ramię.

***

- Joker, won z mojego mieszkania! - krzyknęła jasnowłosa, która owinęła się jedynie ręcznikiem, kiedy zielonowłosy wszedł do łazienki.

- Mogę się przyłączyć? - spytał, opierając dłonie po obu stronach prysznica, tak że dziewczyna nie mogła spod niego wyjść.

- Już wolałabym jakiegoś żula...

- Da się załatwić! Daj mi chwilkę, a jakiegoś przyprowadzę. - uśmiechnął się maniakalnie, ściągając z siebie marynarkę.

- Nawet nie próbuj. - prychnęła, patrząc jak mężczyzna stoi już przed nią w samych bokserkach.

- Nie gniewaj się na mnie, darling. - ułożył dłonie na jej biodrach, na co zareagowała warknięciem - Uwielbiam, kiedy jesteś taka agresywna. - przycisnął ją do ścianki kabiny, a jego usta znalazły się na jej szyi.

- Joker... Zostaw. - sapnęła cicho, po czym położyła dłoń na jego karku, aby zminimalizować odległość między nimi do minimum.

Jej usta przywarły do jego ust, tocząc z nimi zawziętą walkę o dominację. Obydwoje chcieli wygrać stracie, lecz wszystko skończyło się tak szybko, jak zaczęło.

- Masz pięć sekund na opuszczenie mojej łazienki, i kolejne pięć na wyjście z mieszkania, bo inaczej zawołam Jerome'a, który bez wahania rozjebie ci łeb. - odepchnęła go od siebie - Raz...

***

- I więcej mam cię tu kurwa nie widzieć, bo inaczej zginiesz!

Hope otworzyła gwałtownie oczy, słysząc jakieś kobiece wrzaski. Poruszyła rękoma, które nie były uwięzione, a następnie usiadła, kiedy ujrzała, że nie ma na sobie kaftanu, a jakieś zwykłe ciuchy.

Wstała, myśląc, że jest więźniem tego potwora. Nim jednak zdążyła dojść do drzwi wyjściowych, na drodze stanął jej rudowłosy chłopak.

- Dokąd to się nasza ptaszyna wybiera? - w jego dłoni pojawił się scyzoryk - Mogę sprawić, że nawet makijaż ci już nie pomoże jeśli nie wrócisz na kanapę. - czarnowłosa cofnęła się do tyłu kilka kroków - Co z ciebie za psychopatka jeśli boisz się mnie? - zmarszczył brwi, uśmiechając się szeroko - Emily! Nasza morderczyni postanowiła wstać!

Nim się obejrzeli w salonie pojawiła się Psycho, dzierżąca w dłoni sporych rozmiarów siekierę. Przeniosła na nie spojrzenie, kiedy Hope i Jerome nie mogli oderwać od niej wzroku.

- To mały prezent dla Joker'a. - zachichotała, po czym wbiła ostrze w ścianę.

- Chyba raczej "na Joker'a". - Valeska rozbawiony usiadł obok panienki Wilde, która wydawała się być mocno zdziwiona zaistniałą sytuacją - Jestem Jerome, a to moja wspaniała siostrzyczka - Emily.

- Widziałam was w telewizji, ginger. - machnęła ręką, na co chłopak złapał się za serce.

- My ciebie też widzieliśmy. - wyszeptał tuż przy jej uchu.

- Czyżbyś się nas bała? - Psycho zrobiła krok w jej kierunku - Będziesz żyć narazie. Widzę w tobie potencjał. Wróżę ci cudowną przyszłość groźnej psychopatki.

- Ale...

- Żadne "ale", sweetie. - przerwała jej Em - Trzeba cię trochę ogarnąć. - klasnęła w dłonie z ogromną radością - Zakupy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro