4
K.th
Strasznie się stresowałem, przez co moje dłonie były zimne i mokre. Miałem wielkie obawy co do tego spotkania. Ciągle w mojej głowie mi przelatywały te same pytania: Zrobiłem coś źle?; Powiedziałem może coś co go rozwścieczyło?; Dałem mu nie te dokumenty co trzeba? A może źle zostały napisane te dokumenty? Ciągle mi to lata w głowie i nie może wylądować aby się uspokoiło. Boże! Ja zaraz tutaj zawału dostanę, albo jakiegoś wylewu albo palpitacji serca!
Ukłoniłem się jego sekretarce, a ona pokazała dłonią, żebym wszedł. Przełknąłem tą cholerną gulę w gardle i potarłem swoje spocone dłonie o marynarkę oraz poluźniłem trochę krawat bo miałem wrażenie, że się bardziej na mojej szyi zaciska. Zapukałem i po usłyszeniu pozwolenia na wejście znalazłem się w gabinecie i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. Stałem przy tych drzwiach jak kołek, mimo iż mój mózg mówił Rusz się do cholery! Moje ciało zawładnięte zostało przez strach i sparaliżowane. Spojrzałem na biurko, przy którym siedział on. Rude włosy, koński ryj i ten jego głupi wyszczerz. Aż się miało ochotę pirzgnąć go w szczękę aby ogarnąć jego dziwny uśmiech.
- Co tak stoisz tam jak słup soli? Usiądź. - wskazał kiwnięciem głowy abym usiadł na przeciwko niego. Mój umysł już szalał Przecież ja tam padnę! O nie, nie ma mowy! No ale wreszcie udało mi się zmusić swój organizm do jakiego kolwiek ruchu. Usiadłem na miękkim krześle i starałem się uspokoić patrząc wszędzie tylko nie na niego. - Musisz chwile poczekać. - skinąłem lekko głową, było mi to jak zwykle na rękę. Uspokoję się przynajmniej, ogarnę swoje dygoczące ręce.
Minęło pięć minut a dla mnie to była wieczność.
- No dobrze. Wezwałem cię, ponieważ uważam że bardzo się starasz i robisz masę rzeczy dwa razy lepiej niż inni. Jesteś w tym rozeznany i oczytany. Więc uznałem dać Ci awans. Będziesz moją tak jakby prawą ręką. - musiałem się na chwilę wyłączyć w momencie gdy usłyszałem słowo 'awans'. Ale potem ogarnąłem się gdy usłyszałem na jakie stanowisko. Jego prawa ręka?! To znaczy, że będę cały czas obok niego?! Tego chama?! Zajebiście po prostu. - Będziesz robił to samo co do tej pory tylko dojdą ci jeszcze inne obowiązki, ale to mówimy innym razem. Tutaj, będzie twój mały gabinecik. - pokazał na biurko, które stało kilka metrów od tego jego. - Dzisiaj dam ci wolne do końca dnia. Odpocznij i się przygotuj, bo od jutra będziesz tutaj. - posłał mi ten swój koński uśmiech. Podziękowałem zaskoczony i 'szczęśliwy', po czym wyszedłem z jego biura.
Do Ciastka: dał mi awans!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro