Rozdział 10
— Kurwa, co mu powiedziałeś? — syknął blondyn, trzymając starszego za włosy. — Pytam się kurwa o coś.
— N-nic nie powiedziałem — jęknął słabo brunet. — W ogóle o tym nie rozmawialiśmy.
— A to zabawne, bo ja słyszałem co innego — pchnął chłopaka na kolana. — Wiesz co masz robić — warknął, a drugi bez wahania zaczął pocierać dłonią o przyrodzenie młodszego, żeby go pobudzić.
Gdy uzyskał zamierzony efekt, ściągnął spodnie blondyna, razem z bokserkami, i od razu wziął jego męskość do ust.
Chłopak nie się patyczkował , od razu wplótł dłonie we włosy starszego i przyspieszył ruchy, na takie, jakie mu odpowiadały. Nie interesowało go to, że brunet się krztusi, ważna była przyjemność, którą czuł, gdy jego członek ocierał się o gardło bruneta.
Dopiero po kilku minutach młodszy doszedł w jego usta, nawet go nie uprzedzając.
— Masz to wszystko ładnie połknąć. Chyba nie chcesz, żeby się zmarnowało, prawda? — zapytał z kpiną w głosie.
Przyglądał się niższemu, tak jakby go pierwszy raz zobaczył. Podziwiał swoje dzieło, uśmiechając się przy tym lekko. Tak, rozczochrane, brązowe włosy, blada cera z lekkimi rumieńcami na policzkach, po których ciągle spływały nowe łzy, zaczerwienione od płaczu oczy i strużka spermy, która spływała po jego brodzie, to zdecydowanie to, co go podniecało.
Lubił czuć się ważny, lubił czuć się panem, lubił dominować, a przy nim było to dziecinnie proste. Uważnie patrzył, jak starszy połyka jego nasienie, lekko się przy tym oblizując.
— Widzę, że Ci się to podobało, huh? Nie martw się, powtórzymy to jeszcze nie raz.
To, co jest piękne, jest dobre, a co jest dobre, będzie z pewnością piękne.
Safona
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro