rozdział dziesiąty
To była z pozoru normalna noc w Underfell. Było cicho i spokojnie, po ulicach kręciły się nieliczne potwory, wracające do domów.
Red obudził się i usiadł gwałtownie, szybko oddychając. Rozejrzał się. Był w swoim pokoju.
Cicho westchnął. Kolejny reset. Wszystko będzie po staremu, nic się nie zmieni. Edge dalej będzie zachowywał się jak...Edge. A on będzie zachowywał się, jakby cała akcja przed resetem nie miała miejsca... Tsa, dzień jak co dzień. Albo noc jak co noc, odnosząc się do pory doby.
Ale nic nie będzie jak dawniej. Nie dla niego.
Położył się i odwrócił się twarzą do ściany. Chciał zasnąć, ale nie mógł. Nie potrafił. Wspominał czasy sprzed resetu. Jak przyszedł Blackberry oznajmiając, że odbudowuje Sojusz, rywalizację Edge i Wine'a... Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. Nie chciał myśleć o bitwie, ani o swojej śmierci, ilekroć jego myśli zaczynały wędrować w tym kierunku, wracał do myślenia o tym, jak Edge zachowywał się podczas działania w Sojuszu, jak zdobywał przyjaciół...
Nagle drzwi do pokoju Reda otworzyły się. Sylwetka Edge przysłoniła światło, wpadające z korytarza.
Red udawał, że śpi. Nie chciał jeszcze wstawać, nie chciał wracać do szarej rzeczywistości.
Edge podszedł do brata i usiadł obok niego.
-Red?- zapytał cicho Edge.
Red nie odpowiedział, dalej udając, że śpi.
-jak zwykle śpisz.- rzekł cicho Edge- wiesz, zazwyczaj tego nie robię, ale... tym razem muszę z kimś porozmawiać. Albo po prostu wszystko powiedzieć. Wiem, że to trochę dziecinne, ale miałem sen. Bardzo realistyczny sen. Często takie mam, ale w tym... zginąłeś...- Edge położył się obok brata i przytulił go- nie chcę cię stracić, Red.
Red delikatnie przytulił rękę, którą Edge go obejmował.
-nie stracisz mnie- powiedział Red- zawsze będę przy tobie.
-jednak nie śpisz- rzekł Edge, trochę zaskoczony.
Red pokręcił głową i odwrócił się twarzą do brata.
-muszę ci coś powiedzieć- powiedział Red- tylko nie uznaj mnie za szalonego.
-to zależy od tego, co powiesz- odparł Edge.
Red westchnął cicho i opowiedział bratu o resetach. Edge słuchał w skupieniu, łącząc to, co mówił Red z tym, czego sam się powoli domyślał.
-więc to wszystko naprawdę się wydarzyło- powiedział cicho Edge- Red, nigdy więcej nie poświęcaj się, by mnie chronić, słyszysz?
Edge mocniej przytulił brata. Red był zaskoczony zachowaniem brata, ale nie przeszkadzało mu ono. Wolał to od ciągłego poniżania go.
-zrobię to jeszcze raz, jeżeli będę musiał. Jesteś moim bratem, nawet, jeżeli jesteś... sobą- odparł Red.
Edge nic nie powiedział. Wiedział, że nie wymusi na bracie takiej obietnicy, a nawet, jeżeli wymusi, to Red i tak zrobi swoje. Będzie go chronić za wszelką cenę. Przytulił brata jeszcze mocniej.
*****
Frisk rozejrzała się. Znajdowała się na początku swojej drogi przez Podziemie. Uśmiechnęła się lekko. Ink dał radę, zresetował. Zaraz znowu zobaczy swoich przyjaciół.
Ruszyła przed siebie, rozglądając się. Wszystko wyglądało jak dawniej. Poznawała każdy szczegół.
Nagle przed nią pojawił się Flowey. Mina kwiatu wskazywała, że coś jest nie tak.
-co się stało?- zapytała Frisk, zaniepokojona- nie wrócili?
-wrócili- odparł Flowey- ale ten tęczowy worek kości znowu zrobił coś nie tak. Wszyscy wszystko pamiętają. Toriel i Undyne są u Sansa i Papyrusa. Leniwa kupa kości ma dużo do wyjaśnienia.
Frisk odetchnęła z ulgą. Było lepiej niż myślała. Skoro wszyscy wszystko pamiętają, to nie jest tak źle. Tak będzie nawet łatwiej. Nie będzie musiała robić po raz kolejny tego samego.
Wtedy nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
*****
W domu Sansa i Papyrusa panował hałas. Wszyscy zasypywali Sansa pytaniami, a biedny szkielet nie nadążał z odpowiedziami.
-spokojnie!- krzyknął w pewnym momencie Sans- wszystko wam wyjaśnię, ale po kolei! Tak, to wydarzyło się naprawdę, tak, zginąłem. Był reset, czyli czas się cofnął. Nie wiem, dlaczego to pamiętacie, nie powinniście tego pamiętać. Zawsze tylko ja pamiętam resety.
Papyrus spojrzał na brata przerażony. Sans zginął...to nie był tylko bardzo realistyczny zły sen... Podszedł do brata i przytulił go mocno.
-nie chcę cię stracić, Sans- powiedział Papyrus.
Sans przytulił brata.
-nie stracisz mnie- odparł Sans- nigdy.
W tym momencie do domu weszła Frisk, a razem z nią Flowey. Dziewczynka spojrzała na każdego obecnego w pomieszczeniu po kolei, po czym ze łzami w oczach przytuliła wszystkich.
-spokojnie, moje dziecko- powiedziała Toriel, głaszcząc Frisk po głowie- już wszystko jest dobrze.
-bałam się, że już was nie odzyskam...- rzekła Frisk- po resetach nikt nie wracał, Ink powiedział, że w innych AU po resetach nawet niektórzy znikali... Czułam się bezsilna... Wiedziałam, że mogę w każdej chwili zresetować, ale wiedziałam też, że to nie pomoże, a tylko bardziej zaszkodzi...
-dobrze, że w takiej sytuacji nie resetowałaś. Ale skoro ty nie zresetowałaś, to jak wróciliśmy?- zapytał Sans.
-Ink zresetował multiversum- powiedziała Frisk.
-teraz już wszystko będzie dobrze. Nikt nie zginie, nie pozwolimy na to- powiedziała Undyne- prawda?
Wszyscy się z nią zgodzili.
**************
Przepraszam za długą przerwę, ale nie miałam weny. Rozdziały będą pojawiać się rzadko, ponieważ moja wena zrobiła sobie wolne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro