Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

teaghlaigh

Supernatural

imagin | sam winchester

postać na prośbę AmyPotter202

Po prostu dużo się uśmiechaj, padną — poradziła mu dziewczyna, z lekka poprawiając kołnierzyk jego koszuli. Mężczyzna skinął tylko głową, biorąc głębszy wdech. Starał się ukrywać zdenerwowanie, co niestety nie wychodziło mu zbyt dobrze. Jego lichy stan najbardziej zdradzało rozbiegane spojrzenie, co nieco bawiło dziewczynę. — To tylko moi rodzice, Sammy.

[T.I.] sprawiała wrażenie nieporuszonej, jednak w środku trzęsła się bardziej od Sama. Jej rodzice byli emerytowanymi łowcami. Wiedzieli, z czym wiąże się ta praca i każdego dnia dziękowali Bogu, że dożyli starości. Nie chcieli tego dla swojej córki i kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z ich podejścia do rodziny Winchesterów. Swego czasu nie mieli zbyt dobrych stosunków z Johnem, jednak nie to liczyło się najbardziej. Uważali, że bracia prowadzą [T.I.] po bardzo cienkiej linii, jaką jest życie, niejednokrotnie niemal wpychając ją w objęcia niechybnej śmierci. Samowi też nie podobał się ten tryb życia, jednak co mógł zrobić? Z resztą, on raczej odradzał dziewczynie polowań, niżeli ją do nich namawiał. To ona zawsze chciała im pomóc, by nie musieli radzić sobie sami.

Szybko pokonali trzy białe, drewniane stopnie, znajdując się na niedużym ganku. Zewsząd atakowała ich soczysta zieleń roślin i wesołe kolory kwiatów. Ich zapach był niemalże duszący, jednak niezbyt się tym wtedy przejmowali. Po prawej stronie Sam dojrzał dużą huśtawkę, pomalowaną na niebiański błękit. Ze starego drewna powoli schodziła farba, jednak mimo to, przedmiot wyglądał nad wyraz urokliwie i wpasowywał się w ogólny wystrój.

Drzwi otworzyła matka dziewczyny. Jej włosy, pofarbowane na ciemny brąz, delikatnie opadały na ramiona. Nieco poznaczona zmarszczkami twarz wydawała się nad wyraz przyjazna. W tej tezie utwierdzał dodatkowo fakt, że jej usta rozciągnięte były w szerokim uśmiechu.

Gdy tylko [T.I.] zobaczyła swoją matkę, taką beztroską i pozytywnie nastawioną, stres nieco z niej uleciał. Schyliła się nieco i objęła kobietę ramionami, wtulając twarz w jej włosy. Jej nos otulił zapach ciężkich perfum, które pamietała jeszcze z dzieciństwa.

Gdy matka dziewczyny podniosła wzrok na Winchestera, jej uśmiech wcale nie przygasł. Wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że nieco się powiększył. Zaskoczonemu mężczyźnie słowa ugrzęzły w gardle, gdyż nie do końca  wiedział, czego to nieco niecodzienne zachowanie może być znakiem. Miko wszystko odwzajemnił przyjazny uśmiech.

— Jak dawno cię nie widziałam — zwróciła się kobieta w stronę [T.I.], jednak nie spuściła wzroku z Winchestera. Rozłożyła ramiona, jakby chciała go uścisnąć, czego Sam kompetnie się nie spodziewał. Schylił się jednak, wpadając w ramiona kobiety. Ta roześmiała się cicho, poklepując go z lekka po plecach. Brunet czuł się nad wyraz dziwnie i nieco niezręcznie, jednak cieszył się, że został w jakimś stopniu zaakceptowany. Zależało mu na dobrych relacjach z rodzicami dziewczyny. Szczególnie, że planował się oświadczyć.

Gdy wszyscy weszli do salonu, pierwszym co zobaczyli, była zgarbiona postawa pana [T.N.]. Jego gęste, siwe brwi, które wtedy były zmarszczone, tworzyły dużą zmarszczkę na środku jego czoła. Gburowaty wyraz twarzy wcale nie pomagał w postrzeganiu go, jako człowieka przyjaznego. Siedział na kanapie, spoglądając w stronę wejścia do pokoju.

— Cześć, tato — zaczęła cicho dziewczyna, podchodząc w stronę mężczyzny. Ten poderwał się z mebla, a na jego twarz wstąpił nagle szeroki uśmiech. Objął córkę, spoglądając nad jej ramieniem na Winchestera i mierząc go niechętnym spojrzeniem. — Nie patrz tak na niego — wyszeptała. Nie musiała widzieć, że jej ojciec posłał Samowi ten wzrok, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Tamtego popołudnia miała nadzieję przekonać swoją rodzinę do mężczyzny, którego chciała widzieć przez resztę swojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro