Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

scannáin

Supernatural

imagin | dean winchester

Blondynka wyrzuciła z pudła kilka kolejnych par dżinsów. Przyjrzała im się bacznie, dostrzegając na jednej z nogawek ogromną plamę. Uśmiechnęła się pod nosem, wyrzucając zniszczone spodnie gdzieś za siebie.

— Nieźle ci idzie — rzucił Patrick, wchodząc wgłąb pomieszczenia. Rozejrzał się wokół, dostrzegając niebywały bałagan, jaki panował w całym pokoju. Chciał podejść do łóżka, jednak niemalże potknął się o jeden z kartonów, stojących w przejściu.

— Mama prosiła, żeby zrobić coś z tymi rzeczami. Mam je albo wyrzucić, albo zatrzymać. Trzeba je przejrzeć — stwierdziła dziewczyna. Gdy wyciągała z pudła rozciągnięty, czerwony sweter, na podłogę upadło plastikowe pudełko z płytą.

— Mam nadzieję, że twój ojciec zostawił tu jakiś niezły sztylet — rzucił z zainteresowaniem mężczyzna, przedzierając się przez sterty niepotrzebnych przedmiotów.

— Na ostatnie święta dostaliśmy chyba wszystko — mruknęła blondynka, z zainteresowaniem wyciągając płytę z pudełka. Podeszła do swojego laptopa, wkładając przedmiot do napędu. — I tak jestem w szoku, że dali nam cokolwiek. Moja matka wciąż nie dopuszcza do siebie myśli, że jestem łowcą.

— Martwi się — stwierdził Patrick, zajmując miejsce na łóżku, tuż obok swojej dziewczyny. Ułożył brodę na jej ramieniu, spoglądając na ekran komputera. — Co to jest?

— Nie mam pojęcia. Wypadła z ich rzeczy. Warto sprawdzić.

Po chwili na ekranie pojawiła się roześmiana twarz dwudziestokilkuletniej  [T.I.]. Caroline nacisnęła odpowiedni przycisk, gdy po pokoju rozniosły się słowa refrenu Carry on Wayward Son. W tle usłyszała głos swojej matki, ojca i wuja. Wszyscy, nieco fałszując, świetnie bawili się do dźwięków klasycznego rocka. Gdy po kilku sekundach piosenka dobiegła końca, [T.I.] roześmiała się wesoło. Blondynka dostrzegła wtedy, że jej matka siedzi na tylnich siedzeniach Impali. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, że nawet po trzydziestu latach ten samochód wygląda tak samo dobrze.

— Gdzie jedziemy, chłopcy? — zapytała kobieta na ekranie, po czym skierowała obiektyw kamery na dwóch braci, siedzących na przednich siedzeniach.

— Świętować! — rzucił roześmiany Sam, na co Dean prychnął pod nosem. Zastukał palcami w kierownicę, gdy po samochodzie rozniosły się pierwsze dźwięki Back in black.

Cholerne gniazdo wampirów w Luizjanie zostało starte z powierzchni ziemi — stwierdziła pewnie [T.I.], przykładając obiektyw niemal do samego policzka. Starszy Winchester roześmiał się wesoło.

— Jest co świętować.

Nagranie skończyło się, a w pokoju, skąpanymi jedynie w żółtym świetle lampy, znów zapadał cisza.

— Co to jest? — zapytał Patrick, z lekka marszcząc brwi. Dziewczyna wzruszyła ramionami, rozciągając usta w uśmiechu.

— Wspomnienia.

Włączyła kolejne nagranie.

•••

Do pokoju wkroczyła [T.I.]. W dłoni trzymała kamerę, uśmiechając się wesoło.

— Opowiedz, co się stało, Dee? — zapytała radośnie, siadając obok niego na kanapie. Ułożyła dłoń na jego nodze, która opatrzona była w gips. Winchester tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem, na co kobieta roześmiała się głośno. — No, kochanie, nie wstydź się.

— Złamałem nogę — stwierdził, chowając twarz w dłoniach. Już nawet nie zwracał uwagi na kamerę w dłoni dziewczyny. Chciał odpocząć. Poczuć nieco bliskości i utonąć w jej ramionach.

— Gdzie? — zapytała nieco prześmiewczo, układając dłoń na udzie mężczyzny. Ten tylko przewrócił oczami, po czym zwrócił wzrok na sufit.

— Na polowaniu — mruknął niechętnie Winchester, a cała sytuacja podobała się mu coraz mniej. Miał ochotę wyrwać jej kamerę z dłoni i zamknąć w szczelnym uścisku. Ostatnio brakowało im czasu razem, a złamana noga mogła być świetnym pretekstem.

— A kto ci odradzał tego polowania? — pytała dalej, uśmiechając się coraz szerzej.

— Ty.

— To nie było takie trudne, hm? — zadała kolejne pytanie, które tym razem było retoryczne. Pochyliła się nad jego ciałem, układając dłoń na jego klatce piersiowej, po czym złożyła szybki pocałunek na jego ustach. Oderwała się od niego szybko i zanim wyłączyła nagranie, rzuciła tylko:

— Ciasto poprawi ci humor. Jak zwykle z resztą.

•••

Kobieta włączyła kamerę, jak to ostatnio coraz częściej miała w zwyczaju. Wraz z Samem szli ulicą, mijając nielicznych przechodniów. [T.I.] zadarła nieco głowę, by móc zmieścić w kadrze twarz mężczyzny, który był od niej o wiele wyższy.

— Lubisz nas nagrywać — stwierdził brunet, uśmiechając się w stronę dziewczyny. Ta odpowiedziała mu tym samym, kiwając przy tym energicznie głową.

— Będzie dla potomności, Sammy. Niech nasze dzieci wiedzą, jacy ich rodzice byli rozrywkowi zanim do reszty się zestarzeli i pomarli w fotelach — rzuciła ze śmiechem. — Więc gdzie idziemy, Łosiu?

— Idziemy na zakupy. Dean ma urodziny w następnym tygodniu. — Sam spojrzał w stronę małego ekranu, tym samym dostrzegając roześmianą twarz jego towarzyszki.

— Będzie je świętował pierwszy raz od... — kobieta zawiesiła się na chwilę, szukając w myślach odpowiedniej myśli. — Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio składałam mu życzenia.

Między nimi zapadła cisza. Po prostu się uśmiechali, brnąc przed siebie. Dziewczyna, zmęczona wyciąganiem szyi, powróciła do normalnej postawy, tym samym nakierowująca kamerę na klatkę piersiową młodszego z braci.

— Cholera, Sammy! Otworzyli piekarnię!

•••

Do pokoju wkroczył mężczyzna, spoglądając na Caroline zaspanym wzrokiem. Gdy zauważył, że kobieta wciąż siedzi ze wzrokiem wlepionym w monitor, uśmiechnął się pod nosem.

— Wciąż przeglądasz nagrania? — zapytał cicho, znów opadając na łóżko. Blondynka na chwile oderwała wzrok od ekranu, uśmiechając się wesoło w jego stronę.

— Nawet nie masz pojęcia ile jest tu wspomnień. Nie miałam pojęcia ile oni przeżyli. A tutaj jest tylko malutki kawałek z ich życia — mówiła z przejęciem, nie mogąc objąć umysłem tego, co właśnie działo się na ekranie przed nią. Jej rodzice byli tajemniczy, nie chcąc obarczać swojej córki często badziewną przeszłością. Ponadto nie chcieli skazywać jej na życie łowcy.

•••

Dean wkroczył do pomieszczenia, mając w dłoni kamerę. Przyjrzał się swojej żonie, która z zapałem malowała na ścianie motyle. Odwróciła się w stronę drzwi, gdy usłyszała ciche kroki. Posłała szeroki uśmiech w stronę obiektywu, a luźna sukienka zafalowała na jej dużym brzuchu.

— Nie powinnaś się przemęczać — stwierdził Winchester, wchodząc wgłąb pomieszczenia. Objął kobietę w talii, nakierowując obiektyw na ich twarze. Złożył krótki pocałunek na jej policzku, na co dziewczyna roześmiała się wesoło.

— Tak, te motylki to prawie maraton — rzuciła z uśmiechem, opierając głowę na ramieniu mężczyzny. — A teraz mi nie przeszkadzaj. Podobno masz do złożenia jakieś łóżeczko.

•••

[T.I.] uśmiechnęła się wesoło, jedną z rąk wyciągając w stronę córki, natomiast w drugiej trzymając kamerę. Blondynka powoli stanęła na prostych nogach, nieco podpierając się drobną dłonią o ścianę. Zrobiła jeden, malutki krok w stronę swojej matki, śmiejąc się przy tym ciękim, dziecięcym głosem.

— Dean! — zaczęła krzyczeć [T.I.]. — Miałeś być dobrym ojcem, Winchester!

Do pokoju wpadł zdyszany blondyn, opierając się o framugę. Posłał kobiecie zdezorientowane spojrzenie, po czym spojrzał na swoje największe szczęście. Jego mała córeczka właśnie stawiała swoje pierwsze kroki, niepewnie idąc w stronę matki. W oczach [T.I.] zatańczyły łzy, a jej mąż objął ją ramionami. Jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro