Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

laethanta saoire

Supernatural

imagin | sam winchester

Dziewczyna przeczesała dłońmi włosy, które znów niesfornie opadły na jej czoło i oczy. Pokręciła głową nieco zażenowana, uśmiechając się niemrawo. Przejrzała się w srebrnej ozdobie, którą po chwili powiesiła na pachnącej, świerkowej gałązce.

Czas świąt był dla niej czymś, co trudno było jej objąć umysłem. Ludzie byli mili, starali się nie czynić złego. [T.I.] nie widziała w tym fałszywości, a wręcz cud. Nie znała ludzkiej psychiki na tyle, by jednoznacznie móc wskazać co jest przyczyną takiego zachowania, ale nie przeszkadzało jej to. Cieszyła się tym, co dawało jej życie.

W tym okresie polowań unikała jak ognia. To miał być czas spędzony z jej bliskimi na wspominaniu minionego roku przy gorącej herbacie i w akompaniamencie kiczowatych, świątecznych piosenek. Winchesterów też starała się trzymać z dala od niebezpieczeństw. Ten jeden dzień w roku chciała ich mieć tak blisko siebie, jak tylko było to możliwe. I bynajmniej nie chodziło tu o aspekty fizyczne. W święta wymagała szczerości. Nie tej prostolinijnej i dosadnej. Chciała być ponad te wszystkie przyziemne sprawy. Ponad myśli nad zachwianą przyszłością. Pragnęła, by otaczał ją jedynie zapach cynamonu i ciepła, bijącego od zapalonych świec. Żadnych niedomówień, kłótni, sporów. Tylko ciepłe, niewymuszone uśmiechy, tryskające miłością i przywiązaniem. Właśnie tak chciała spędzić tamten wieczór.

Sam chciał ją uszczęśliwić. Chciał dać jej tak wiele i jasny szlag go trafiał, gdy uderzała w niego myśl, że nie jest w stanie. Widział zazdrość w jej oczach, gdy w trakcie kolejnych spraw napotykali szczęśliwe małżeństwa z gromadką dzieci. Jednak gdy pytał o jej samopoczucie, ta zbywała go jakimś prostym: ,,Wszystko jest w porządku. Nie przejmuj się".

Czy mógł rzucić życie łowcy? Być może. Oderwałby od tego świata i Deana, i razem odbiliby się od dna. Zaczęli by żyć jak wszyscy, pracując jak każdy człowiek, zakładając rodziny. Ta myśl była niczym niedoścignione marzenie. A jednak nie dążył do jego spełniania.

Gdy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, kobieta nawet nie oderwała wzroku od zielonego drzewka. Poprawiła jedynie rękawy czerwonego swetra, w którego szwy wplątało się kilka świerkowych igiełek. Gdy usłyszała wesoły, ciepły śmiech młodszego z Winchesterów, prawie opuściły ją resztki złości, jakie buzowały w niej zaledwie kilka godzin wcześniej.

Dean szybko przekonał się, że relacja między Samem i [T.I.] po niedawnej kłótni wciąż nie jest stabilna, więc szybko ulotnił się z pomieszczenia, zostawiając po sobie jedynie skrzypnięcie przestarzałych drzwi. Brunet wziął natomiast głęboki, lekko chwiejny oddech, postępując w stronę kobiety kilka cichych kroków. Nienawidził się z nią kłócić, bo wiedział jak negatywnie to na nią wpływało. Zdawał sobie sprawę też, że czas świąt jest dla niej najbardziej magicznym w roku, sprzeczka więc musiała być dla kobiety prawdziwie bolesna.

Gdy jednak przykucnął tuż obok niej, nie dojrzał na jej twarzy grymasu. Jej usta wygięte były w szerokim, ciepłym uśmiechu. W tym uśmiechu, którym raczyła go każdego poranka. W tym uśmiechu, który widział na jej twarzy za każdym razem, gdy wracał z polowania w jednym kawałku. W tym najpiękniejszym uśmiechu.

- Kocham cię, Sammy, ale czasami jesteś takim kretynem, że przerasta to nawet mnie - rzuciła nagle, a jej słowa przecięły powietrze jak sztylet. Może i Winchester przejąłby się tymi słowami, gdyby [T.I.] nie skwitowała ich śmiechem. Mimo wszystko wciąż nie oderwała się od przywieszania kolorowych ozdób na najniższych gałęziach największej choinki, jaką mogła na tamtą chwilę znaleźć. Sam poszedł w jej ślady, wyciągając z niewielkiego, plastikowego pudełka jedną z czerwonych, obsypanych brokatem bombek.

- To będą najlepsze święta. Nasze święta.

ALE CUKRZYCA, ZDYCHAM TUTAJ

Taki krótki i w ogóle, ja to święta czułam już w lipcu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro