Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

cat

Marvel

imagin | steve rogers

Dziewczyna przeciągnęła się na łóżku, naśladując szarego kota, który leżał tuż obok niej. Stęknęła cicho, czując jak jej zastałe mięśnie się rozciągają. Kątem oka spojrzała na zegarek, który wskazywał drugą szesnaście. Lekko zaspana przewróciła oczami.

— Tatuś się zdziwi — mruknęła w stronę zwierzęcia, przeciągając dłonią po jego puszystej sierści na grzbiecie. Wzięła głęboki wdech, zaciągając się wonią świeżej pościeli. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc ciche kroki w korytarzu.

Drzwi otworzyły się z jękiem, a w progu pokoju stanął Steve. Przez ramię miał przewieszoną dużą, czarną torbę. Jego podkrążone oczy wskazywały na to, że jest zmęczony do granic możliwości, jednak mimo to jego usta zdobił szczęśliwy uśmiech.

— Jak tam misja? — zapytała spokojnie [T.I.] nie odrywając oczu od żółtych ślepi kocura. Nie chciała się kłócić. Wiążąc się z Rogersem godziła się na ten niecodzienny tryb życia, który polegał na niezbyt częstym widywaniu swojego wybranka. Mimo to, za każdym razem gdy Rogers wracał później, niż obiecywał, jej serce łamało się na kilka kolejnych kawałków. Chciała być w normalnym związku. Móc codziennie rano budzić się obok swojego chłopaka, zaparzyć kawę, którą potem wypiliby przy wspólnym śniadaniu. Opowiadać sobie o nudnym dniu w pracy, aby później zasnąć w jego ramionach.

— Dobrze — odezwał się mężczyzna, strącając z ramienia torbę. Oparł się o framugę, spoglądając niechętnym wzrokiem na zwierzaka, który właśnie oblepiał sierścią poduszkę. — Tęskniłem.

— Ja też — odpowiedziała mu cicho kobieta, jednak nawet nie podniosła głowy. Delikatnie przemknęła palcami po brzuchu jej zwierzęcego towarzysza, na co ten mruknął głośno. [T.I.] uśmiechnęła się pod nosem.

— Wiesz, że nie chciałem tutaj kota.

— On przynajmniej dotrzymuje mi towarzystwa.

Rogers posunął smutnym spojrzeniem po jej rozciągniętej na łóżku sylwetce. Po chwili podszedł w stronę mebla wolnym krokiem i usiadł tuż obok niej. Nieśmiało ułożył dłoń na jej biodrze, czując jak kobieta lekko się spina.

Marzył, by moc poświęcać jej więcej czasu. Ba, on niemal nie widział poza nią świata. Obdarowywał ją swoją uwagą przy każdej możliwej okazji. Ich związek nie był idealny, czego był pewien. Jednak chciał to naprawiać.

Najgorsze w ich relacji były dobre chęci. Oboje czegoś chcieli. Ona lepszego związku, on lepszego świata. Musieli się nauczyć wzajemnie akceptować swoje marzenia, aby jakoś pozostać w tej relacji, z której za żadne skarby nie chcieli rezygnować.

[T.I.] w końcu czuła się doceniana. Nie chodziło już nawet o samą miłość, czy szacunek. Lubiła momenty, gdy wyświadczała blondynowi najmniejszą przysługę, a on dziękował jej, jakby conajmniej uratowała mu życie. Uwielbiała jego wylewność względem niej.

— W zasadzie to lubię koty — stwierdził cicho, układając się na plecach. Dziewczyna przewróciła rozbawiona oczami, po czym odwróciła się w stronę Rogersa. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, obejmując go ręką w pasie. Poczuła zapach męskiej wody kolońskiej, otulającą ją jak najcieplejszy koc. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie słowa Starka. Tony bowiem wspominał jej, że za każdym razem, gdy Rogers wraca z przydługich misji, chociaż na chwilę wpada to Tower, aby wziąć szybki prysznic. Nie chciał wracać do domu pachnąc, jakby właśnie opuścił parną siłownię. Co działo się w pracy, miało pozostawać w pracy.

— Ja też cię w zasadzie lubię, Steve.

Szary kot wdrapał się na brzuch dziewczyny, po czym umieścił się między nią, a Rogersem, miaucząc głośno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro