Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

Notka na koniec
- Puść mnie... nie... - Wyrwała mi się, odpychając mnie od siebie. Walczę z nią. - Nie dotykaj mnie! - syczy. Prostuję się i piorunuję ją wzrokiem, a ona patrzy na mnie oszołomiona. Wierzchem dłoni gniewnie ociera łzy. - To właśnie lubisz? Mnie, w takim stanie? - Ręką wyciera nos.Patrzy na mnie z rezerwą.- Popieprzony z ciebie sukinsyn.

- Judy - mówię błagalnie, wyraźnie zaszokowany.

- Tylko mi tu nie mów Judy ! Musisz się w końcu wziąć za siebie, Grey! Jesteś taki sam jak twój ojciec. - Po tych słowach odwraca się sztywno i wychodzi z pokoju zabaw, cicho zamykając za sobą drzwi. Opieram się o ścianę. I co teraz? Ucieknie? Zostanie? Jestem taki wściekły. Judy ma rację stałem się dziś taki jak mój własny ojciec. Mam ochotę zwinąć się w kulkę i jakoś dojść do siebie zniknąć z powierzchni ziemi. Uleczyć swoją zachwianą wiarę. Jak mogłem być taki głupi? Oczywiście, że to boli, że mój ojciec i Judy razem ze sobą się pieprzyli w tym pokoju,ale nie powinienem zrobić tego co zrobiłem teraz Judy, moja matka wyszła zaraz za dziewczyną nawet nic do mnie nie mówiąc. Dokąd pójść? Nie do naszego salonu , bo wiem ,że jest tam jeszcze Judy. Słyszę jak rozmawia z moją matką .Do mojego, pokoju, jednak będę musiał przejść przez salon. Dlatego właśnie, każdy mi mówił ,że jestem jak ojciec teraz to zrozumiałem , że choć nie chcę taki być to i tak jestem taki sam jak on ja, również ranię ludzi w taki sam sposób w jaki robi to Christian Grey mój ojciec. Jednak nie jestem Steele jak tego chciałem , ale jestem w stu procentach pieprzonym Greyem. Wiem, że teraz będę potrzebować własnej przestrzeni, by wszystko sobie to ułożyć. Jednak zamierzam być mężczyzną i wychodzę z pokoju zabaw. Idę sztywno w stronę salonu , świadomy, że Judy może tam jeszcze być. W salonie jest ciemno, pali się zaledwie jedna lampa w rogu salonu dając małą namiastkę światła. Wchodzę niezgrabnie do salonu i widzę , że Judy stoi ubrana już w białą bluzkę i niebieskie jeansy mojej mamy nawet nie miałem pojęcia, że mają taką samą figurę. Wiem ,że obie są szczupłe , ale że są takiej samej figury nie domyślałem się tego. Dziewczyna patrzy przez wielkie okno na panoramę Seattle. Wydaję się czekać na coś tak jakby chciała jeszcze zmierzyć się ze mną raz. Kiedy słyszy moje kroki odwraca się.Ręce splecione ma na piersi i patrzy na mnie zapłakanym wzrokiem.Patrzy na mnie i zaczyna szlochać.Co ja sobie myślałem? Dlaczego pozwoliłem sobie by zrobić jej krzywdę? Pragnąłem zapuścić się w mrok, zbadać to, co się w nim kryje - ale dla mnie to zbyt wiele. Nie potrafię tego robić. A przecież mój ojciec tak właśnie się zachowuje; to go podnieca taki on właśnie jest. On nie jest normalny. Ma potrzeby, których ja nie jestem w stanie spełnić. Teraz to do mnie dociera. Nie chcę, żebym tak robił jak on. Szlocha jeszcze głośniej patrząc na mnie. Stracę ją. Nie będzie chciała ze mną być, jeśli nie mogę jej tego dać co robi z moim ojcem, bo nie chcę taki być zrobiłem to raz i czuję się okropnie. Dlaczego, dlaczego, dlaczego musiałem zrobić to co zrobiłem. Dlaczego? Och, i ta rozpacz na jej twarzy, gdy wychodziła. Byłem taki okrutny, zaszokowany jej bólem... Czy ona mi wybaczy... Czy ja wybaczę jej? Myśli mam zagmatwane, rezonujące w mojej głowie. Moja podświadomość kręci ze smutkiem głową, a wewnętrznej pomocy nigdzie nie widać. Och, cóż za mroczny dzień. Jestem zupełnie sam z tym wszystkim. I nie podążam za głosem serca, tylko za głosem zemsty , i przepełnia mnie udręka. Muszę odejść. Tak... muszę odejść. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Jak coś takiego w ogóle mogłoby się udać? A myśl, że miałbym jej już więcej nie zobaczyć, praktycznie mnie dławi... moja Judy.Ciągle płacze , szlocha nawet patrząc wciąż na mnie jak zahipnotyzowana ,bez żadnego słowa.

- Ćśśś - mówię cicho, a ona ma ochotę odsunąć się ode mnie jak najdalej , przenieść na drugi koniec salonu, ale jest jak sparaliżowana. Nie może się ruszyć i stoi sztywno. - Nie walcz ze mną,Judy, proszę -szepcze. Delikatnie podchodzę do niej i biorę ją w ramiona, chowam nos we włosach, całuje jej szyję.

- Nie czuj do mnie nienawiści. - Jej oddech muska moją skórę, głos jest boleśnie smutny. Serce ściska mi się na nowo i pojawia się nowa fala smutku. Judy całuje mnie delikatnie, czule, ale ja zachowuję nieufność.

- Przepraszam - szepczę jej nadal do ucha.Otwiera oczy i patrzy na mnie z konsternacją.

- Za co?

- Za to, co zrobiłem.

- A ja za to co powiedziałam, że jesteś jak Christian. -kiedy wymówiła imię mojego ojca znowu zalała mnie fala gniewu,ale nie chciałem znowu wybuchnąć gniewem.

- Nie powiedziałaś niczego, czego bym nie wiedział. - w jej oczach pojawia się ulga. - Przepraszam, że sprawiłem ci ból. -wzrusza ramionami. - Nie chcę, żebyś odchodziła - mówię cicho.

- Nie mogę zostać sam o tym dobrze wiesz.- spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach zupełnie tak jakby bardzo cierpiała.

- Proszę, nie. - nie zdzierżę teraz jej dotyku.

- Nie mogę dobrze o tym wiesz, że ty mi teraz nie zaufasz ,a ja nigdy nie będę umiała już z tobą żyć ze świadomością, że ty o wszystkim wiesz będzie zupełnie niezręcznie.Do tego jeszcze twoi rodzice.

-Co moi rodzice mają do tego.

-No wiesz twoja mama jest wspaniałą kobietą nawet teraz mi pomogła,ale nie będę potrafiła patrzeć jej w oczy wiedząc co robiłam z Christianem. Co do twojego ojca to też będę źle się czuła w jego towarzystwie , często tak było ,że nie wiedziałam co ze sobą zrobić i jak się zachować w jego towarzystwie, wtedy kiedy byłeś również ty. Było mi głupio bo naprawdę cię kocham Theodore.

-Ja ciebie też bardzo kocham mimo tego co mi zrobiłaś, proszę zostań naprawmy to co rozwalone.

-Wiesz , że bym chciała, ale nie mogę tego zrobić. - wciska guzik przywołujący windę i drzwi rozsuwają się. Wsiada do kabiny.

- Żegnaj, Theodore- mówi cicho.

- Żegnaj, Judy- mówię miękko i wyglądam na człowieka załamanego i tak się czuję, ogarnięty bólem nie do zniesienia. Takim samym jak jej. Odwraca ode mnie wzrok, nim zmieni zdanie i spróbuję mnie pocieszyć widzę ,że się waha. Drzwi zasuwają się i winda porywa ją w dół do czeluści garażu i mego prywatnego piekła. Mam ochotę biec przez schody ewakuacyjne ratować to co stracone, ale wiem ,że nic tego nie zmieni. To już koniec tego co było między nami. Desperacko próbuję odsunąć od siebie atakujące mnie uczucia. Cholera, zostawiłem ją. Jedyną kobietę, którą kochałem. Jedyną kobietę , z którą spałem. Wciągam głośno powietrze, gdy przecina mnie ostry jak nóż ból. Po moich policzkach płyną niechciane łzy i ocieram je pospiesznie dłonią, by ich nikt nie zauważył . Udaję się prosto do swego pokoju. Och co ja zrobiłem? Rzucam się na łóżko, w butach i ubraniu, i nie wiem jak ja sobie teraz dam radę wiem jedno będę cierpieć. Tego bólu nie da się opisać. Fizyczny... duchowy... metafizyczny... jest wszędzie, wsącza się do mego szpiku. Gdzieś w głębi pojawia się niedobra, nieproszona myśl pochodząca od mojego wnętrza, która krzywi się drwiąco: ból fizyczny po uderzeniach ją pasem to nic w porównaniu z tym cierpieniem. Zwijam się w kulkę i niczego tak nie pragnę jak tylko jej dotyku.
***
Hejka kochani jest już ...tyś wyświetleń z czego naprawdę ogromnie się cieszę. Czekam na wasze komentarze co do rozdziału. Gwiazdki też mile widziane. Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć możecie pisać do mnie w wiadomościach prywatnych odpowiem na wasze pytania. Pozdrawiam serdecznie wasza Kotna19.
Ps. Kolejny rozdział już wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro