Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Po tym całym zdarzeniu z Gryfonami obydwoje szli w zupełnej ciszy. Tom próbował poskładać wszystkie nowe informacje o Frost w taki sposób, aby jego plan miał jak największe szanse na powodzenie. Białowłosa za to odpłynęła do własnej wyobraźni, nie przejmując się opadającą z każdą chwilą maską.

* * *

Następnego dnia na śniadaniu przywitali się jedynie ze sobą i usiedli tak, jak dzień wcześniej. Wydawało się, że Ślizgoni specjalnie zostawili puste miejsce naprzeciwko Toma jedynie po to, aby poobserwować coraz dziwniejsze sytuacje między nimi. Jak na złość przez wszystkie lekcje jedyne uwagi, jakie wymieniali, między sobą dotyczyły lekcji. Nie zmieniło się to nawet na eliksirach, co Horacy oczywiście skomentował na drugiej już tego dnia lekcji z nimi. OPCM było jedynym wyjątkiem, kiedy powiedzieli do siebie więcej niż jedno zdanie. Było to jednak spowodowane tylko i wyłącznie pracą w parach.

Mimo wszystko nie wydawali się skłóceni, a ich w miarę spokojne i przyjazne zachowanie, o ile tak można nazwać brak podniesionego tonu lub nierzucanie w siebie zimnymi spojrzeniami, tylko i wyłącznie utwierdziło cały Hogwart, że szesnastolatkowie są po prostu zamyśleni.

Przerwy spędzili w bibliotece odseparowani od siebie regałami z książkami, odrabiając zadania na Starożytne Runy.

W końcu nadeszła godzina rozpoczęcia patrolu i Prefekci wyszli w ciemne korytarze. Za oknem przepięknie świecił księżyc w pełni, co jeszcze bardziej nadawało aurę tajemniczości tej dwójce.

– Więc pochodzisz z Sabatu Naturae? – Czarnowłosy przerwał milczenie, delikatnie zwalniając, co dziewczyna automatycznie powtórzyła.

– Słyszałeś o tym? – spytała zdziwiona. – To nie są codzienne informacje – Posłała mu delikatny uśmiech.

– Zdaje sobie z tego sprawę tak samo, jak z tego, że żaden przedstawiciel nie powinien już żyć – Spojrzał na jej piękną twarz, oświetloną blaskiem księżyca. – Jak to możliwe? – wyszeptał jakby zahipnotyzowany.

– Jak na razie, jestem jedyna – Spojrzała na niego.

– Na razie?

– Czekam na zamążpójście – Wzruszyła ramionami. – Gdy będę miała dzieci, wykonam rytuał przebudzenia, przez co pojawiają się następni.

– A twoi rodzice?

– Moc przechodzi jedynie na kobiety. A moja matka – skrzywiła się lekko. – Jest straszna. Pozwoliła zapomnieć o naszej krwi i nie spełniła rytuału, przez co straciła możliwość zdobycia dziedzictwa.

– Nie może odbyć go teraz? – Zaciekawił się.

– Czas jest do ukończenia piątego roku życia. Gdybym sama nie znalazła ksiąg i nie zaciekawiła się nimi, prawdopodobnie już na zawsze Sabat Naturae zniknąłby z kart historii. Czasami moja upartość bardzo się przydaje.

– Fairy Frost, Wróżka Mrozu... Że się nie zorientowałem wcześniej. Więc twój żywioł to Woda? – zapytał, a dziewczyna kiwnęła głową. – To dlaczego powiedziałaś, że to Lód jest twoją mocną stroną?

– Ah, masz na myśli wczorajsze zdarzenie? Po prostu to nim posługuje się najlepiej. Inne umiejętności są dla mnie przeciętne, więc skupiłam się na tej najciekawszej.

– Rozumiem – wymamrotał. – Czy postanowiłaś coś w związku z Komnatą Tajemnic? – odezwał się, stając raptownie w miejscu.

– Wiem, że może to się wydawać głupie, tym bardziej dla ciebie, stuprocentowego racjonalisty, ale muszę wiedzieć – Jej głos zabrzmiał pewnie, a ona sama podeszła bliżej brązowookiego.

– Nie jest to głupie – Złapał ją niespodziewanie w talii, sadzając na szerokim parapecie wielkiego okna. – Mówi się, że w każdej legendzie jest ziarenko prawdy – Dalej ją trzymał, patrząc wprost w niebieskie oczy, które znów mieniły się srebrem. – Co jest z twoimi tęczówkami? – Położył jedną dłoń delikatnie na jej policzku.

– Mam tak od dziecka, ale co ważniejsze, co się stało z tobą, Riddle? – Położyła dłoń na jego. – Mnie nie omotasz – wyszeptała, po czym uśmiechając się sarkastyczne, zeskoczyła na podłogę i odeszła.

Chłopak przeklął w duchu. Nie dlatego, że mu się nie udało. Faktycznie taki był jego początkowy cel. Sprawić, aby piękna szesnastolatka się w nim zauroczyła. W końcu wszystkie dziewczyny w szkole zrobiły to już dawno. Jego złość spowodowana była tym, że sam się zatracił w jej oczach i delikatnym tonie jej głosu. Potrząsnął wściekły głową, wyrzucając z niej tę idiotyczną myśl. Jedyne co było w niej idealne to rzadka umiejętność i chęć odkrycia komnaty jego przodka. Tylko i wyłącznie to sprawiło, że zwrócił na nią uwagę, chcąc włączyć ją do najbliższego kręgu. Nie ważne było to, że gdy ich spojrzenia pierwszy raz się spotkały, a on zapragnął ją mieć, nie miał zielonego pojęcia o jej pochodzeniu. W końcu istniało coś takiego jak intuicja i brązowooki był pewien, że to właśnie ona skierowała go w stronę Mrozu.

Dziewczyna przez całą noc śniła o dziwnym zdarzeniu. Nie miało ono miejsca w jej przeszłości, jednak wzmocniony przez Żywioł Wody instynkt podpowiadał, że tylko kwestią czasu było, aż się to zmieni. Ciemne pomieszczenie, z którego ścian skapywały krople wody, przypominały białowłosej lochy Slytherinu. Nieznane miejsce jednak było o kilkaset procent bardziej eleganckie i wytworne. Chodziła po nim, nie widząc jednak szczegółów wnętrza. Skupiła więc swoje zmysły na aksamitnym głosie dochodzącym z ciemnego kąta. Wydawało się, że skądś go zna, ale gdy miała już podejść bliżej tajemniczego towarzysza, obudziła się zlana potem. Bez zbędnych ceregieli wstała więc i po zabraniu szkolnych szat i bielizny weszła do łazienki, w której po kąpieli ubrała odpowiedni strój. Zabierając jeszcze torbę, poprawiła srebrną odznakę i wyszła.

* * *

Pokój Wspólny pełen był czekających Ślizgonów. Od razu było jasne na kogo przybycie, chcieli być gotowi. Prychnęła, wychodząc z pomieszczenia. Nie miała ochoty na rozmowę z podstępnym Wężowym Prefektem, tak więc w Wielkiej Sali usiadła dalej niż zwykle, dziwiąc tym nauczycieli i uczniów z innych domów. W końcu co jak co, ale miejsca Ślizgonów zawsze były czymś ważnym i nawet po kłótniach nikt nie zmieniał swojego. Tym jednak razem niziutka dziewczyna usiadła na samym krańcu stołu, który zawsze był pusty. Nie była zła na Toma, nie była nawet zirytowana, nie poddała się również w odkryciu jego tajemnic. Po prostu potrzebowała od niego odsapnąć. Był jedynym, oprócz jej zmarłej młodszej siostry, z którym spędzała większość czasu. Niebieskooka określa się mianem samotniczki, tak więc dzień bez przystojnego Ślizgona powinien wyjść jej na dobre. Pomagał w tym brak patroli w dzisiejszym dniu.

Zabrała grzankę z dżemem i nalała sobie herbaty, otwierając mały tomik czarodziejskiej francuskiej poezji. Tak bardzo zagłębiła się w słowach, że nie zauważyła nawet zamieszana przy wejściu, a było ono niemałe.

Tom zauważając brak dziewczyny na jej codziennym miejscu, zaczął rozglądać się w jej poszukiwaniu. Pewne było, że nie została ona z tyłu. Codziennie siadała jako pierwsza przy stole, racząc później Riddle'a przywitaniem z lekko podniesionymi kącikami ust. Gest, który tylko on zauważył, a który w ciągu tych dwóch, można powiedzieć trzech dni, stał się dla niego rutyną. Dlatego też, gdy zobaczył pukle białych włosów daleko z tyłu, prawie obok stołów nauczycieli, stanął jak wryty, nie przejmując się szeptami. Dopiero gdy Rosier powiedział mu coś, otrząsnął się i skierował na swoje zwyczajowe miejsce, nie przejmując się słowami brązowowłosego. W jego myślach krążyły jedynie pytania, dlaczego to właśnie dziś zrobiła ten mały gest i dlaczego tak bardzo on go zdenerwował.

Nawet na pierwszej lekcji, którą była Transmutacja, mimo siedzenia razem nie przywitała go nawet jednym słowem. OPCM, na której znów musieli być w parze, ponieważ jak stwierdziła profesor Galatea Merrythought, jako jedyni pasowali do siebie pod względem umiejętności. Pojedynek trwał podobnie do innych i choć tak jak wcześniej Tom wygrywał w pojedynku, tym razem porcelanowa twarz nie została ozdobiona delikatnymi, tylko dla niego widocznymi rumieńcami złości. Tym razem na twarzy dziewczyny gościła zimna maska jak na początku ich znajomości. Jednak czy pierwszy dzień mogli nazwać początkiem? Znali się przecież kilka dni, a on już zdążył nauczyć się jej wszystkich nawyków. Dopiero teraz czarnowłosy zdał sobie sprawę, że przez ostatni czas więcej było godzin z nią niż bez niej.

Na zajęciach Opieki nad Magicznymi Stworzeniami niebieskooka zrobiła coś, co nie tylko przekroczyło granice Toma, ale i zdziwiło jeszcze bardziej wszystkich, nawet nauczyciela Silwanus Kettleburn. Podeszła ona bowiem do Puchonów, z którymi mieli właśnie te zajęcia i spytała się, czy nie chcą oni być z nią w grupie przy opiece nad grupą Bahanków. Mimo lekkiego zdezorientowania zgodzili się, widząc w tym szanse na poderwanie najśliczniejszej dziewczyny w szkole. Całą lekcję wyczuwali jednak wzrok Riddla na swoich plecach, tak więc nie odważyli się zrobić nic innego niż podziwianie dziewczyny.

Po Zaklęciach i Urokach nadszedł czas na lunch. Tak jak podejrzewał chłopak, Fairy znów usiadła najdalej jak mogła, szybko zjadając kilka herbatników i po popiciu ich sokiem wyszła, zabierając torbę.

Numerologia to następna lekcja, na której siedział obok Frost, jednak, jak i na wcześniejszych zdjęciach nie odezwała się do niego nawet słowem. Tak samo było na Starożytnych Runach. Wtedy chłopak już kompletnie wkurzony, nie wytrzymując tego całego ignorowania jego osoby, ukrył się na korytarzu prowadzącym do lochów. Gdy tylko usłyszał delikatny odgłos kroków, wyszedł zza rogu, stając wprost przed białowłosa. Ta nie robiąc sobie nic z jego obecności, chciała go ominąć, jednak została zatrzymana przez silną rękę trzymającą jej własną.

– Mamy osiem godzin do astronomii i nawet możemy ominąć kolacje – wysyczał jej do ucha, ciągnąć w stronę ściany. – Dowiem się więc, o co chodzi? – Torba dziewczyny upadła na ziemię z głośnym trzaskiem. – To przez to, że wiem o twoim pochodzeniu? – Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy, nie potrafiąc oderwać wzroku od teraz czerwonych oczu chłopaka. – Moje wczorajsze zachowanie? – spytał, choć nie miał ochoty drążyć tego tematu. Znów ten sam gest z jej strony. – Więc co?- wysyczał jadowicie, na co dziewczyna położyła swoją wolna dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się inaczej niż zawsze. Nawet wtedy, gdy pomagał jej z odznaką, jej twarzy nie zdobił tak szczery i szeroki uśmiech. Było w nim coś urzekającego. Chłopak od razu skarcił się w myślach, skupiając się z powrotem na dziewczynie przed nim. – Nie lubię być ignorowany. Co innego, gdy to ja ignoruj innych – dodał i zmrużył oczy.

– Przepraszam – Z malinowych ust w końcu wypłynęły jakiekolwiek słowa. – Musiałam odpocząć. Nie jestem przyzwyczajona do ciągłej obecności innych – wyznała, na co czarnowłosy puścił ją, odsuwając się powoli.

– Nie rób tego więc – Posłał jej sarkastyczny uśmiech, odchodząc.

– Ale czego? – zaśmiała się już sama do siebie, podnosząc torbę.

– Masz przestać, suko – Usłyszałam dziewczęcy głos za sobą, a plecy niebieskookiej były niezbyt delikatnie dotykane przez czyjąś różdżkę. – Jeszcze raz zobaczę cię przy nim, a zabiję.

Srebro pojawiło się w oczach białowłosej, gdy poczuła, że tajemnica dziewczyna odeszła.

– Ach, same z nim problemy.

Zrobiła grymas i poprawiła różdżkę schowaną w rękawie szaty. Nie było potrzeby, by jej użyć, co lekko rozczarowało niziutką czarownicę. Uśmiechnęła się jednak szeroko, jak nigdy przy większej ilości osób pozwalając opaść swojej ciemnej masce i z wielkimi, błyszczącymi oczyma skierowała się do Pokoju Wspólnego. Jedno było pewne, Hogwart ma niejedną tajemnicę w swoich murach, ale jeśli takowych zabraknie, zawsze zostaną jej ciekawi uczniowie, których jak zdążyła się przekonać, nie brak.

____________________________________

Nie jestem pewna czy charakter Toma jest dobrze odwzorowany.
Następny rozdział pojawi się w najbliższym czasie.
Jak zawsze proszę i dziękuję za poprawianie wszelkich błędów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro