Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21


Rozdział 21

Przede wszystkim dziękuje Shani za sprawne uwalnianie błędów. Pamiętajcie, że to co pozotało, nadal pochodzi odemnie.

Dziękuje za wyświetlenia i komentarze.

Odpowiadając w kolejności losowej.


Tak, Hogwart jest chroniony przez czary antymugolskie. Zakładam jednak, że rodzice dzieci z rodzin mugoli w np. przypadku wypadku, czy innych nieprzewidzianych sytuacji mogą go odwiedzić. Tak jak świętego Munga, Pokatną (pub jest chroniony przez wzrokiem mugoli, a jednak Grangerowie się tam znaleźli, bo przecież, nie weszli przez kominek.). A może Kevin nie jest mugolem? Muhahaha

Kolosia Nie mogli go pokonać. Czarodziej nie jest nigdzie uczony walki wręcz. Nie było im to potrzebne, więc na obszarze, na którym nie można się teleportować, są jak kłody. Oczywiście mogą robić uniki i będą, ale żołnierz wyszkolony w walce wręcz i nożami, będzie miał olbrzymią przewagę. Zwłaszcza na etapie, gdy nikt nie zna jego możliwości. Pamiętasz może scenę, z Indiany Jonsa, gdzie Indy zastrzelił Beduina machającego mieczem. Początkowo w scenie mieli walczyć, ale Harisson Ford ciągle przegrywał, albo walka wyglądała wyjątkowo nieprawdziwie. Ford nie był wyszkolonym w walce wręcz, w przeciwieństwie do aktora, grającego Beduina. Gdy ten drugi walczył tak, żeby walka wyglądała prawdziwe, wygrywał. Ostatecznie zmieniono scenę wedle sugestii Forda „Czemu nie można go zastrzelić?"


Niepokonany Harry? Oczywiście, bo on oszukuje. Zabezpieczenia w domu, dostarczenie eliksirów i informacja o ilości napastników to w większości dzieło Wiki i jej ludzi, a raczej skrzatów. On opiera się na tym co wie od innych, a że i Remus i Snape jest po jego stronie, może liczyć na przewagę. Choćby taką, że jako jedyny wie, co będą ćwiczyć wcześniej.

W lesie o mało nie został pokonany przez wilkołaka, którego bez głębszego planu wciągną w pseudo pułapkę. Co mało nie skończyło się dla niego tragicznie, ale więcej o tym co i jak zadziałało na Harrego w tym rozdziale.

Co zaś do wymuszania przysięgi. Harry nie zmusił nikogo do przysięgi, a raczej wywalił wszystkich, co do których miał wątpliwości. Każdy mógł odmówić i odejść. On stawia warunki, ale to od uczniów i nauczycieli, zależy czy chcą te warunki spełnić, by otrzymać to co on zaoferował.

No i Harry jest hipokrytą. Wymaga od innych rzeczy, których sam nie robi, a czasem robi wręcz odwrotnie. Jego rozumienie wolności działa tak, „Rób co chcesz, ale bądź gotów na konsekwencje.". On łamie zasady, ale liczy się, z tym, że w którymś momencie może za to gorzko zapłacić. Od innych wymaga tego samego. Niech robią, co uważają. Mogą go nie słuchać, mogą mu się sprzeciwić, ale wtedy albo odsunie ich od treningu, albo ukaże w inny sposób, ale to ich decyzja do tego doprowadzi.

Co do "przysięga milczenia = przysięga lojalności", wątpię by moło to zostać tak odebrane. Wymógł na nich posłuszeństwo na treningach, ale nie zabronił nikomu, być aroganckim dupkiem wobec niego i spełniać wszystkie jego rozkazy. Tu bardziej chodzi o tajemnice operacyjną.

Rozdział 21

- I jak poszło?

- Tak jak powiedziałeś – odpowiedziała Cho po powrocie do Pokoju Życzeń. – Ale musiałam spróbować, bo to moja wina.

- Nie. Nie zgadzam się, z tym stwierdzeniem – Harry przywołał do siebie butelkę z winem i jedną lampkę. – Chcesz dokończyć?

- Jakoś nie mam nastroju.

- Miałem na myśli rozmowę – stwierdził siadając na kanapie i wskazując jej miejsce obok siebie. – Chcesz się napić?

- Wcześniej skończyło się to w łóżku – odpowiedziała, ale usiadła obok niego i odebrała lampkę z alkoholem. – Przepraszam – wyznała po chwili.

- Przejdzie jej. Zawsze mogę jej pokazać wspomnienie – powiedział obejmując czarnowłosą. – Poza tym nie opierałem ci się specjalnie. Tak jak ty, byłem przerażony. Gdyby nie reakcja Helian, Kevina, Wiki i Marka mogłaś nie żyć, przez moją głupotę.

- Oboje musieliśmy się uspokoić. Poczuć bezpiecznie, ale mogliśmy zamknąć drzwi – zachichotała. – Ciekawe ile tam stała?

- Chyba nie za długo, ale najwyraźniej nie wyglądamy tak dobrze, jak się czujemy, bo jej to nie zachęciło do dołączenia – odpowiedział równie rozbawiony.

- Tobie nie wolno z tego żartować – stwierdziła szturchając go łokciem w żebra. – Wiem dobrze, jak cię to boli. Nie musisz zawsze udawać – Dodała kładąc głowę na jego ramieniu.

Miała rację. Przy niej, nie musiał udawać i sam się sobie dziwił, że nadal czuł coś do Hermiony. Było by o wiele łatwiej, gdyby mógł się zakochać w Cho. Z drugiej strony była dla niego, może nie jak siostra, bo nie wyobrażał sobie takich relacji z siostrą. Była jego przyjaciółka, prawdziwą. Moment w którym Grayback ją chwycił, był jednym z najgorszych w jego życiu. Nie czuł takiego strachu nigdy, nawet na cmentarzu w noc odrodzenia Voldemorta, ani w Komnacie Tajemnic. To był lęk każący mu oddać wszystko. Łamiący jego ducha, a potem miał ochotę ją przytulić i upewnić się, że jest cała, chciał rozszarpać wilkołaka gołymi rękami, ale nie mógł. Musiał być twardy, zresztą tak jak i ona. Wiedział, że Severus i Wiki zadbają odpowiednio o to, by Grayback pożałował tego co zrobił, a on musiał pobyć z Cho.

Najpierw rozmawiali, ale szybko przeszli od słów do fizycznego zapewnienia się, że żyją. No i kiedy wydawało mu się, że jest ok, pojawiła się Hermiona. Ciekawe, czy kiedykolwiek mu wybaczy. Z jednej strony to ona odeszła, ale z drugiej on nie powinien dawać jej szansy na zobaczenie tego, zanim by nie wyjaśnił jej co robili z Cho.

Dick

W Wielkiej Sali panowała niesamowita cisza. Większość uczniów, przynajmniej tych starszych była zajęta czytaniem Proroka Codziennego. Co chwila spojrzenia uczniów i nauczycieli kierowały się w stronę Harrego Potter'a, który siedział na końcu stołu Gryfonów. Przed Chłopcem-który-przeżył unosiła się rozłożona gazeta, do której ten się uśmiechał.

Dzisiejsze wydanie najbardziej skupiało się na dwóch wydarzeniach.

Pierwszy dotyczył, pojmania w lesie obok Hogwartu znanego zwolennika Czarnego Pana, Fenrira Graybacka, od którego uzyskano cenne informacje, przed wymierzeniem sprawiedliwej kary.

Drugi z kolei informował, o napaści Śmierciożerców na dom Perkinsów, znanych z przynależności do Zakonu Feniksa. Około trzydziestka napastników przełamała zaklęcia obronne, wdarła się do posiadłości, gwałcąc żonę i dwudziestoletnią córkę Perkinsa, na koniec zniszczyli posiadłość oraz zabili obie kobiety. Perkins przebywał wtedy poza domem, wypełniając obowiązki Zakonu.

Dalej Prorok rozwodził się nad poziomem zabezpieczeń magicznych, które w żaden sposób nie są w stanie chronić obywateli i nawet organizacja taka jak Zakon Feniksa nie jest w stanie chronić swoich członków. Oberwało się wszystkim, Ministerstwu, Harry'emu, Aurorom.

Gazeta, którą czytał Potter stanęła w ogniu, spalając się w kilka sekund. Harry wyjął różdżkę i wysłał dwa patronusy, następnie nadal się uśmiechając jakby nigdy nic, zajął się dojadaniem jajecznicy i kiełbasek.

- Uważasz to za zabawne? – usłyszał obok siebie.

- Uważam za zabawne, to co stanie się z Prorokiem, gdy dotrą moje wiadomości – odpowiedział odkładając sztućce i patrząc w oczy Hermiony. – Rozmawiasz ze mną, czy przyszłaś zrezygnować?

- Nie rezygnuje, ale też nie zamierzam... Nieważne – powiedziała.

- Jeśli nie rezygnujesz to jesteś winna Cho przeprosiny – powiedział twardym głosem. – Nie wiesz co się działo i dlaczego. Oburzasz się, ale to ty odeszłaś, ty stwierdziłaś, że masz dość.

- Bo musiałam pomyśleć, jak sobie poradzić z twoimi metodami. Jak je zaakceptować, a nie dlatego, że cię nie... - Po raz kolejny zawiesił się jej głos.

- Ja też nie przestałem cię kochać – odpowiedział poważnie. – Ale szanuję twój wybór.

- Ale ja nie pieprze się, z kim popadnie – warknęła oburzona jego hipokryzją.

- Ja też. Może kiedyś to zrozumiesz, gdy przyjdzie ci każdego dnia liczyć się, ze śmiercią. W każdej chwili mogę zginąć. Wystarczy, by Voldemort pomyślał. Jeden imperius na jakiegokolwiek ucznia powyżej piątej klasy, a ten rzuci na mnie Avadę – mówił nie przestając patrzeć jej w oczy. – Polowanie na Śmierciożerców i przygotowywanie się do spotkania z Czarnym Panem, daje pewnego rodzaju lęk. Strach, który tylko bliskość drugiej osoby, akt oddania się sobie, może odebrać choć na chwilę. Wczoraj o mało co nie straciłem jedynej osoby, która zrozumiała i zaakceptowała mnie takim jakim jestem – wrzasnął jej w twarz wstając. – Mam nadzieje, że nigdy nie doświadczysz takiego strachu, że jedynym co może go odebrać jest pełne oddanie się sobie. To nie był seks dla zabawy, to była próba powiedzenia sobie nawzajem, że żyjemy. Nie jesteśmy starcami, gotowymi poświęcić życie bez żalu. My nie mamy życia, bo zostało nam odebrane, a mimo tego nadal walczymy, bo wierzymy, że to co robimy jest słuszne. Wierzymy, że może uda nam się zwyciężyć i zaznać choć trochę życia.

Hermiona dostrzegła kątem oka, jak Ron próbuje podejść, gdy tylko Harry wstał i wpatrywał się w nią z wściekłością, ale Weasley odbił się od bariery.

- Harry, ja... - zawahała się nie wiedząc co powiedzieć.

- Nie wiedziałaś, nie rozumiałaś i nie rozumiesz – powiedział spokojniej. – Obyś nie musiała zrozumieć. Jeśli chcesz ocalić resztki porozumienia między nami masz czas do kolacji, żeby przeprosić Cho – dodał odchodząc od stołu.

Dick

- Miło mi cię widzieć Harry – powiedziała oficjalnie Tonks. – Jestem wasza eskortą.

- Więc nie traćmy czasu – odpowiedział zimno, odwracając się do McGonagall plecami i ruszając z Cho w stronę bramy Hogwartu.

Jego relacje z wicedyrektorką były dość chłodne od ich pierwszych zajęć w lesie. Nie potrafiła sobie poradzić z tym co widziała, oraz z tym jakie metody nauczania zostały przyjęte. Przez czterdzieści procent czasu uczniowie byli katowani, niemal tak jak Grayback, a pozostałe sześćdziesiąt procent słuchali wykładów z taktyki, pułapek i efektywnego wykorzystania zaklęć. Nie wiedziała nic na temat ich indywidualnych lekcji, poza tym, że uczniowie czynili ogromne postępy. Opanowanie magii bezróżdżkowej przez pannę Granger i Chang było niesamowite, ale Potter odmówił uczenia tego kogokolwiek innego, a same dziewczyny także odmówiły komentarza.

Uczniowie mimo to nie chcieli zrezygnować, mimo iż często wracali do zamku kulejąc, albo będąc wręcz wynoszonymi wprost do skrzydła szpitalnego. Każdy z nich niemal promieniał pewnością siebie i wiarą w Potter'a, który dał im wolność. Trwało to niespełna tydzień, ale z każdym kolejnym dniem Potter tworzył armie.

Musiała przyznać, że poza przysięgą jaka na nich wymógł, nie zmuszał ich do niczego, a jedynie okazywał wiarę w ich możliwości. Oni sami stawali się powoli fanatykami, modlącymi się tylko o to, by go nie zawieść. By pokazać mu, że są godni jego wyboru. Przypominało jej to młodego Riddla, zbierającego wokół siebie Śmierciożerców. I przerażało ją to.

Patrzyła jak Harry Potter, Cho Chang i Nimfadora Tonks zbliżają się do bramy, by aportować się na przyjęcie w ministerstwie i zastanawiała się, kiedy te młode osoby tak bardzo się zmieniły. Jeszcze kilka miesięcy temu, dała by sobie odciąć dłoń, gdyby ktoś zasugerował, że Harry Potter będzie zdolny zabić, Nimfadora Tonks, skrywa w sobie bestię, a Cho Chang potrafi być tak zimna. Pokiwała głową i ruszyła do zamku.

Dick

- Mamy coś do załatwienia po drodze? – spytała Cho, gdy oddalili się od bramy.

- Nie. Wiki była bardzo dokładna, dopóki nie wyjaśnimy skąd w lesie wziął się Grayback, nie będziecie opuszczali zamku na polowania – odpowiedziała Tonks. – Spokojnie zostały jeszcze dwa adresy do sprawdzenia – dodała wyjaśniając.

- W takim razie do ministerstwa – zadecydował Harry, podając dłoń Cho i kładąc drugą na ramieniu Nimfadory.

Dick

- Miło mi pana poznać panie Potter – odezwał się przesłodzonym głosem, ktoś za jego plecami.

Harry odwrócił się powoli i ujrzał niezwykle szczupłego i bladego mężczyznę, w idealnie skrojonej szacie, który czekał z wyciągniętą ręką. Przyjęcie trwało już od dobrych dwóch godzin, a Harry jako atrakcja dnia, musiał poznać wiele osób, musiał też wiele wypić. Choć oficjalnie był niepełnoletni, to nikt nie wzbraniał mu alkoholu, a wręcz był nim zalewany.

- Proszę o wybaczenie, nie wiem kim pan jest – odpowiedział wstrzymując się z podaniem ręki. – A nie mam w zwyczaju witać się z nieznajomymi.

- To zrozumiałe, całkiem zrozumiałe. Jestem Pius Tickness – powiedział tamten.

- W takim razie ma pan pasujące nazwisko. Ale proszę mi wybaczyć, nie witam się z poplecznikami Śmierciożerców, a pańskie nazwisko, zbyt często pojawia się, w wspomnieniach zabitych Śmierciożerców – Harry wydawał się całkiem rozbawiony, a mina i czerwień jaki pojawiły się na twarzy Ticknessa, mogły być powodem.

- Jak śmiesz. Nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi i będę się domagał zadość uczynienia, za tą obelgę! – wrzasnął pozbywając się słodkiego tonu, a wchodząc w rolę twardego polityka.

- Doskonale. Chętnie udowodnię w sądzie pańskie powiązania – odpowiedział i odwrócił się do Percy'ego Weasley'a z którym rozmawiał.

- Nie będę stał tu i słuchał jak obraża mnie jakiś rozwydrzony bachor – zawołał Tickness, próbując odzyskać panowanie nad rozmowa. – Twoje szczęście, że jesteś niepełnoletni, bo domagałbym się satysfakcji.

W ciszy, która zapanowała Harry odwrócił się powoli w stronę Piusa.

- Na pana szczęście jestem głową trzech starożytnych rodów. Potterów, Blacków i Lastrangów. Proszę wybrać, od którego domaga się pan satysfakcji – powiedział.

- Harry spokojnie – przerwał im Minister. – Jestem pewny, że Pius, nie chciałby pojedynku z kimś, kto byłby w stanie pokonać Dumbledora, McGonagall i obecnego mistrza obrony przed ciemnymi mocami, zanim ci dobyli różdżek – odwrócił się do Ticknessa. – Radze przeprosić, bo ten młody mężczyzna ma dość wybuchowy charakter.

- Przykro mi ministrze, ale o ile Potter'owie zdzierżyli by taką zniewagę, to Blackowie i Lastrengowie, nie mogą pozwolić na ujmę na honorze. Zwłaszcza Lastrengowie, nie mają za wiele honoru, więc trzeba strzec każdego skrawka – wtrącił Harry rozbawionym głosem. – Jestem pewny, że Belatrix, jak i jej mąż Rudolf, czy Rudolfus, nie pamiętam imienia, tego nieudacznika. Byliby zadowoleni, gdybym w ich imieniu nauczył tą miernotę magiczną swojego miejsca – dobył różdżki i spojrzał na coraz bardziej przerażonego dyrektora. – Możemy zaczynać, kiedy tylko będzie pan gotów.

- Skoro tak stawiasz sprawę, ja też ujmę to dosadnie – powiedział Minister stając przed Potter'em. – Aurorze Potter, rozkazuje panu opuścić różdżkę i zaprzestać vendetty przeciwko temu człowiekowi. Chyba że ponownie obrazi pana, albo pana ród. Inaczej straci pan przywileje Aurora.

Harry wolno opuścił rękę z różdżką.

- Pana słowo ministrze jest prawem, ale proszę doradzić panu Thicknessowi, aby nie wszedł mi w drogę. Doradzałbym zmianę pracy, albo kraju. Po zabiciu jego szefa, nie będzie mi już zależało na uprawnieniach Aurora – dodał odwracając się do ministra plecami i odchodząc w stronę stołu z alkoholem.

Dick

- To było doskonałe – powiedział Rufus Scrimgeur. – Największy zwolennik Voldemorta zneutralizowany. Do końca niemal nikt z nim nie rozmawiał i nie zdziwię się, jeśli niedługo znajdziemy go gdzieś martwego.

- Może mu pan zaproponować ochronę, w zamian za informacje – stwierdziła Cho. – Ale pewnie za dużo nie wie, więc może nie warto.

- Jesteś bezduszna – roześmiał się Harry. – Co prawda nie planowałem tego, ale uznałem, że zadenuncjowanie przez Wybrańca, nawet chuja, nadal coś znaczy.

Siedzieli w prywatnym salonie ministra. Oprócz nich była tam Tonks i Wiki, jedna stała przy drzwiach pełniąc rolę strażnika, druga natomiast szperała na stoliku ze słodyczami.

- Rozumiem, że wspomnienia, które dostarczyła mi Wiki, na razie nic nie zmieniają? – zapytał Scrimgeur delikatnie, choć poważnym, pozbawionym radości głosem.

- Tak. Nie możemy zaryzykować, że wszystko co mówił mi dyrektor to kłamstwo. Poza tym są jeszcze wspomnienia Slughorna i dziennik z komnaty. Analizowałem moje wspomnienia z Komnaty Tajemnic i wszystko co wiem na temat Horcruksów pasuje. Musimy przyjąć za pewnik założenie dyrektora, że Voldemort stworzył ich więcej inaczej zginałby w momencie zniszczenia dziennika. Zresztą dziennik był tylko dziennikiem, testem, który przeprowadził nastolatek – odpowiedział Potter. – Osobiście zgadzam się z Starcem, że artefakty założycieli Hogwartu zadziałały bardzo mocno na wyobraźnie sieroty. Nawet z takiego rodu jak Gauntowie. Zresztą swojego pochodzenia nie mógł udowodnić, bo zbrukałby swoją reputację mugolskim ojcem. Gdy był sierotą, mógł kłamać, o swoich rodzicach. Dostał się do Slytherinu, więc czystość jego krwi, była bezdyskusyjna, potwierdzała to także wężomowa. Na jego miejscu chciałbym mieć coś, co łączyło by mnie tak mocno i jednoznacznie z ojcami naszej magii.

Minister pokiwał głową.

- A więc mamy do odnalezienia czarkę Huffelpuff, Diadem Roweny, Medalion Slytherin'a, coś od Gryffindor'a. Pierścień i dziennik zostały zniszczone, a ostatnia część jest w Voldemorcie– wyliczył. – Wiki, twoi ludzie mają jakieś sukcesy?

- Nie do końca. Nie wiemy nic o tym ile udało mu się odnaleźć – wtrąciła Cho. – Nie wiemy nic o jakimkolwiek artefakcie Gryffindora, poza jego mieczem, który miał styczność z jadem bazyliszka, a jednak się nie rozpadł, co może oznaczać, że nie odnalazł, ani miecza, ani diademu. Nie wiemy ile udało mu się stworzyć.

- A ja znalazłam najprawdopodobniej dwie lokalizacje – powiedziała skrzatka siadając obok nich z wielkim, mugolskim batonem w dłoniach. Jej nieodłączny nóż, uniósł się nieco, gdy wsuwała się na fotel. – Pomyślałam, że przy założeniu, że powierzył jeden swojemu zwolennikowi, członkowi starożytnego rodu. To mógł szukać czegoś co połączy jego historię z historią magii. Opowieść o tym jak sierota, odkrywa jeden z największych naszych sekretów, przechowywana przez człowieka, którego ród pamiętał te sekrety, zanim zostały zapomniane – mówiła pomiędzy kolejnymi kęsami. – Biorąc tę metodę należy założyć, że łączył wydarzenia ze swojego życia, z czymś co jest typowe dla czarodziejów ze starożytnych rodów. Czyli Hogwart, Gringott, Ministerstwo na pewno, nie pasuje mi do tego umiejscowienie pierścienia, bo to by świadczyło o tym, że miejsce to jest dla niego ważne. Idąc tą drogą dedukcji, moi ludzie uznali, że skoro dokonało się tam coś ważnego, mógł uznać inne miejsca, które są również kamieniami milowymi jego życia. A więc sierociniec, jaskinia nad morzem. Odrzucam Hogsmeade, bo jest za blisko Hogwartu, oraz Pokątną, bo jest za blisko Gringotta.

- A co z teorią dyrektora na temat węża? Naginii? – zapytała Tonks.

- Nie pasuje mi w tej teorii to, że tworzenie Horkruksa z żywej istoty kłuci, się z ideą Horcruksa. – powiedział Harry.

- Nie daje mi to jednak spokoju. Mamy jakiś sposób jak wykryć Horkruksa? - ciągnęła Auror.

- Zasadniczo nie. Mało kto wie czym one są, a poza tym, by konstruować zaklęcia wykrywające i mieć pewność, że działają musielibyśmy mieć choć jeden, o którym wiemy - powiedział Minister.

- Mamy jeden i znajmy sposoby na sprawdzenie, czy przedmiot jest horkruksem. Ale musimy sprawdzać konkretny przedmiot, a nie obszar - wtrąciła pomiędzy kęsami Wiki. - Więc jak upolujesz węża Voldemorta, to możemy go sprawdzić. Z drugiej strony, jeśli Naginii naprawdę jest Horkruksem, to Voldemort dowie się, że polujemy na kawałki jego duszy. Zostawmy ją więc na koniec.

- Chciałbym zobaczyć proces identyfikacji. Powinno go znać więcej osób, a skoro macie jeden. Nie pytam o to czyj Horkruks macie i jak weszliście w jego posiadanie. – stwierdził minister.

Harry wyciągną rękę, w której pojawił się miecz Williama.

- To Horcruks moje nauczyciela. Więcej o nim po mojej śmierci, Wiki i jej ludzie mają dokładne wytyczne co zrobić, gdybym zginął – wyjaśnił.

Skrzatka wyjęła niewielką fiolkę i kawałek pergaminu, który wylewitowała, po czym polała bezbarwnym eliksirem. Ten zalśnił płynnie przechodząc od czerwonego, przez żółty, aż do zimnego fioletu, po czym stracił poblask, wyglądając ponownie jak zwykły pergamin. Przelewitowała go na ostrze miecza, gdzie zalśnił na głęboką czerwień.

Na jej twarzy odmalowało się przerażenie, podniosła wzrok na twarz Harry'ego, który również patrzył wprost w jej oczy.

W następnej chwili wydarzenia zadziałały błyskawicznie. Potter machnął mieczem w bok, rzucając jednocześnie za jego pośrednictwem drętwotę na Tonks, która uderzyła plecami o ścianę. Zrobił unik przed zaklęciem Wiki, ogłuszył zaskoczonego ministra i sprawował cios noża skrzatki.

Ta odskoczyła od niego i wydała z siebie niski skrzek. Potter rzucił się w stronę drzwi, ścigany krzykiem szefa swojej ochrony.

- Ogłuszyć Pottera! - W jego tarczę, którą stworzył za sobą uderzyło kilkanaście czarów paraliżujących. Poczuł jak magia z niego ucieka. Tarcza stawiająca opór dwunastce szkolonych do walki skrzatów, pochłaniała jego moc w zastraszającym tempie. Wiki była zajęta walką z Cho, choć krukonka nie miała szans, zajmowała najzdolniejszą wojowniczkę na te kilka sekund.

Harry upadł na kolana wyczerpany, kolejne ciosy rozbiły jego tarcze. Udało mu się zablokować jeszcze dwa zaklęcia goślińskim mieczem, a raczej mocą Horkruksa. W momencie, gdy wydawało mu się, ze to koniec poczuł napływającą moc. Wiedział skąd ona pochodzi, ale do tej pory bał się jej użyć. Teraz nie miało to takiego znaczenia. Skoncentrował się na jedynym miejscy, w którym mógł być bezpieczny i pchnął tam swoje zmysły.

Dick

- Co tu się stało do kurwy nędzy – zapytał Scrimgeur, gdy Wiki ocuciła jego i Tonks. Cho siedziała związana w fotelu z krwawiącą raną na lewym obojczyku. Auror zaleczyła ranę, ale nie usunęła więzów. Nie była pewna, co zaszło, ale fakt pozostawał faktem. Harry ogłuszył ją, ministra i uciekł przed szefem swojej ochrony. Coś podczas testu na obecność Horcruksa. Skrzaty czyściły właśnie pamięć pracowników, który byli w głównym gabinecie ministra.

- Jesteś już spokojna? – Wiki zwróciła się do Cho. – Uciekł – Krukonka pokiwała głową, a skrzatka usunęła więzy z jej ciała – wspaniały pokaz walki. Nie sądziłam, że będziesz tak dobra.

- Harry polecił mi ćwiczyć w samotności, bez was jako świadków – wyjaśniła rozmasowując otarte przez linę nadgarstki.

- Dowiem się, co się tu stało – warknął minister nalewając sobie obficie whisky.

- To dość proste – wyjaśniła skrzatka. – Stworzyliśmy odpowiednik mugolskiego papierka lakmusowego, polewamy go eliksirem, który reaguje na obecność duszy. Zmienia się poświata testera, od czerwonej, przez żółtą, do fioletowej. Dla człowieka z cała duszą, właściwy kolor to żółty, kawałek duszy zmieni poświatę na niebieską lub fioletową.

- A czerwień? – dopytała Tonks, rozumiejąc dokąd zmierza skrzatka.

- Przeciwwaga. To znaczy, musieliśmy za wzorzec użyć człowieka z cała duszą. – tłumaczyła Wiki. – Do niedawna stosowaliśmy skomplikowany rytuał, ale Severus Snape, wraz z Slughornem opracowali test za pomocą eliksiru, którego może użyć każdy. Skoro pozycja neutralna to żółty, potrzebowaliśmy czegoś, co pokaże kawałek, ale eliksir nie może działać tylko dwuwskaźnikowo, to znaczy cała, albo kawałek, a że nie mogliśmy jako wzorca użyć kawałka, bo wtedy mielibyśmy wyniki, cała, kawałek, brak. Użyliśmy wzorca, więcej niż jedna, cała, kawałek.

- I zapobiegawczo zabezpieczyliście tym test na Naginii – stwierdziła Tonks.

- Tak, ale to efekt uboczny. Poza tym, nie wiem jaki rodzaj duszy ma wąż, więc ciężko stwierdzić czy ten test coś na niej da. Jednak mając wybór o jakim wspomniałam, uznaliśmy, że lepiej za wzorzec użyć całej duszy – dodała skrzatka.

- A czerwony u Harry'ego oznacza, że ma więcej niż jedną duszę – wtrąciła Cho. - Mówiłaś, że musicie sprawdzać konkretny przedmiot. Dlaczego po dotknięciu miecza pojawił się kolor czarowny?

- Bo stal goblinów, z której wykonany jest ten miecz, przewodzi rdzeń magiczny użytkownika, temu Harry mógł, za jego pomocą czarować – Wiki uniosła dłoń. – Uwierz mi, i ja, i Harry wiemy co to oznacza. Gdybyś ty trzymała miecz, kolor byłby ledwie pomarańczowy, gdy nikt go nie trzymał, silnie fioletowy. Czerwień, a raczej głęboka czerwień oznacza, że Potter jest Horkruksem.

- Co teraz? Zamierzasz go zabić?

- Nie od razu. Zamierzałam go pojmać i sprawdzić, jak możemy usunąć Horkruksa, bez wyrządzania mu krzywdy – wyjaśniła skrzatka. – Wiesz może gdzie go znajdziemy?

- To chyba oczywiste. Komnata tajemnic, bo to jedyne miejsce, całkowicie dla nas niedostępne. –

- Czyli tam go złapiemy – uznała Wiki i ruszyła w stronę Cho. – Powiesz mi jak tam wejść. Lepiej po dobroci, wiesz przecież, że potrafię wydobywać informacje.

- Nie ma takiej możliwości – przerwał jej minister stając pomiędzy Cho, a skrzatką. – Harry może być sobie Horkruksem, może nawet będzie musiał zginać, by pokonać Voldemorta. Nie znaczy to jednak, że zaczniemy na niego polowanie. Do tej pory działał na nasza korzyść, nawet z tym dodatkowym kawałkiem duszy. A żeby upewnić cię czy to przemyślałem dodam, że możesz mnie teraz zabić. Masz dostateczną przewagę, ale pomyśl ile stracisz. Następny minister będzie bardzo paranoidalny, wiedząc, że ja zostałem zabity we własnym gabinecie.

Przez chwilę pojedynkowali się wzrokiem, aż Wiki kiwnęła głową i odeszła do tyłu siadając w fotelu.

- Poza tym, mam dla ciebie ciekawą zagadkę – dodał minister również siadając i uśmiechając się do bladej Cho. – Co powiesz na teorię, że Dumbledore ma rację. On nie jest głupcem. Voldemort stworzył następujące Horcruksy. Pierścień, dziennik, czarka, medalion, diadem i planował stworzyć coś przy okazji zabijania Harry'ego, jako swego Nemezis. I udało mu się, tylko, że zaklęcie uśmiercające się odbiło. Zaklęcie wiążące jego duszę za to zadziałało. W ten sposób Harry jest w pewien sposób chroniony przez Horkruksy. Dodatkowo, może Dumbledore, wypowiedział prawdziwą przepowiednie. Tak prawdziwą, że do tej pory wszystko pasuje. Wcześniejsze narodziny, naznaczenie, bo jeśli przekazania części swojej duszy i ochrony, nie można nazwać naznaczeniem, to nie wiem co bardziej pasuje. A więc może i reszta jest prawdziwa. Może Harry jest wybrańcem?

W gabinecie zapadła długa cisza i dopiero po kilku minutach minister przemówił ponownie.

- Tonks, odprowadź pannę Chang do zamku. Wiki, ona na razie nie będzie chciała twojej ochrony. Ma Helian więc jest bezpieczna – skrzatka pokiwała głową i bez słowa zniknęła.

Dick

- Panno Chang, gdzie jest pan Potter? – zapytała McGonagall.

- Pojawi się niebawem – odpowiedziała szybko Tonks. – Nie ma większych powodów do zmartwień.

- Nie ma? – warknęła wicedyrektorka. – Wyciągasz z zamku dwóch uczniów wezwanych przez Ministra Magii, po czym odprowadzasz jednego z nich z trzy godziny po czasie, a o drugim stwierdzasz, że nie ma powodów do zmartwień. Co za bezczelność. Domagam się wyjaśnień!

- To proszę się udać do ministra. Ja nie mam powodów, by mówić cokolwiek więcej – odpowiedział szorstko Nimfadora. – Nie muszę dodawać, że jakiekolwiek naciski na pannę Chang spotkają się z surową reakcja ministerstwa – odczekała chwilę, by upewnić się, że wiadomość dotarła. – Dobrej nocy panno Chang – powiedziała, po czym odeszła w stronę bramy.

Dick

- Musimy go znaleźć – powtarzała w kółko Wiki, teraz już z troską.

Harry'ego nie było już od trzech dni, a Dumbledore i McGonagall wariowali, latając to do ministerstwa, to na spotkania Zakonu.

- O ile obiecasz, że nie będziesz mnie śledzić, ani nie wyślesz nikogo za mną mogę spróbować – Cho najwyraźniej nie zapomniała o strachu przed skrzatką, więc jej słowa, były nader ostrożne.

- Masz moje słowo.

Dick

- Ron, możemy chwile porozmawiać? – spytała rudowłosego, gdy wychodził z kolacji.

- Nie mamy o czym – odpowiedział ruszając korytarzem.

- Potrzebuję kilku informacji, które z tego co wiem masz tylko ty – powiedziała proszącym tonem.

- Twój kochaś zaginął i myślisz, że mnie to obchodzi? – zakpił zatrzymując się i odwracając do niej.

- Tak, bo to twój przyjaciel – odpowiedziała, ale zaraz pożałowała tych słów.

- Przyjaciele nie robią takich rzeczy jak on. Zmienił się tak bardzo, że nie wiem, kim on jest.

- Ale nadal chroni ciebie i twoją rodzinę. Przestaliście być celem. – powiedziała ciszej podchodząc do niego. – Naprawdę potrzebuję twojej pomocy.

- Nie potrzebujemy jego ochrony, nie potrzebowaliśmy jej nigdy. Możesz mu to przekazać. – odpowiedział purpurowiejąc. – A nie, nie możesz, bo gdzieś uciekł.

- No dobrze. Ujmę to inaczej. Trzysta galeonów, za szczerą odpowiedz na dwa pytania i to w żaden sposób nie osobiste – rzuciła tracąc, swój proszący ton.

- Ile? – wyksztusił Weasley.

- Dwieście pięćdziesiąt.

- Mówiłaś trzysta.

- A ty się wahasz. Dwieście – skontrowała.

Ron przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, ale dostrzegł tylko zimną pogardę. Gdy Cho zaczęła otwierać usta, powiedział szybko.

- Dobra pytaj.

- Złóż przysięgę, że odpowiesz szczerze, na dwa pytania w zamian za dwieście galeonów – zażądała.

- Dobra, dobra – powiedział i wyjąwszy różdżkę, wypowiedział przysięgę.

- Gdzie jest wejście do Komnaty Tajemnic? – spytała z błyskiem nadziei w oczach.

- Co? – Ron był kompletnie zaskoczony. – Po co ci to?

- Ja tu zadaje pytania.

- Ok. Bylebyś miała złoto. – odpowiedział stwierdzając, że to nie jest jakaś ważna informacja. – W łazience Jęczącej Marty, jest kran w z wytłoczonym wężem. Musisz kazać mu się otworzyć w wężomowie.

- Coś o czym powinnam wiedzieć wybierając się tam? – zadała drugie pytanie.

- Weź miotłę, bo inaczej możesz mieć problemy z wyjściem, chyba że Potter nauczył cię latać.

Dick

Harry krążył po Komnacie Tajemnic, nie dostrzegając ścian, kolumn, ani właściwie niczego. Trwało to o wiele dłużej podejrzewał. Udało mu się aportować skrzacią techniką po raz pierwszy, choć ćwiczył pod okiem Stworka od wakacji. Zanim jednak tego dokonał spalił niemal całą swoją magię, a do samej aportacji użył mocy, w jaką wyposażył go William, dlatego gdy przybył na miejsce padł nieprzytomny, nie zdając sobie nawet do końca sprawy, czy mu się udało.

Ocknął się w całkowitych ciemnościach i dopiero gdy przywołał sobie słabe światełko, zrozumiał jak jest słaby. Jego lumos oświetlało ledwie kilka metrów, wokół niego, a i tak wyczerpało go na tyle, że omal ponownie nie stracił przytomności. Upewnił się, tylko, że jest tam gdzie zamierzał i zgasił światło. Po kilku godzinach, gdy czuł się lepiej rozpalił je ponownie i zaczął krążyć. Obecnie znał już rozstaw filarów i pękniętych płytek, a także linii wody, pod posagiem na tyle, że sam, nie potrzebował światła.

Od kilku godzin, a może dni, bowiem w tych ciemnościach, czas mierzyły tylko jego kroki, spacerował po Sali rozmyślając w kółko nad tym samym.

Jestem Horkruksem Voldemorta. Teraz nie ma już drogi do Happy Endu. Albo zginę próbując go powstrzymać, albo zginę by go powstrzymać. Pytanie czy Wiki pozwoli mu spróbować. Chciała go ogłuszyć, a nie zabić, ale może planowała go uwięzić, by nie przeszkadzał.

Czuł głód, ale nadal bał się posłużyć magią, wiedział jak jest słaby, a uczucie towarzyszące używaniu magii Williama wywróciło mu żołądek. Z jednej strony czuł ekstazę, z powodu ogromu mocy jaką poczuł, z drugiej był całkowicie przerażony, mają świadomość skąd ona pochodzi.

Ponownie położył się na podłodze zastanawiając nad tym co go spotkało i co mógłby teraz zrobić.

Dick

- Harry? – usłyszał cichy głos. – Harry, do cholery zdejmij te blokady, wiesz, że nie mam dość mocy, żeby się przez nie przebić. Proszę.

- Wiki się martwi. Zareagowała odruchowo, ale minister, Tonks i ja jesteśmy po twojej stronie, a Wiki zmądrzała, miała czas na przemyślenie tego – mówiła nadal cicho. – Wróć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro