Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Dziękuję  za każdy komentarz, gwiazdkę i PW.

Podsumowanie postaci zgłoszonych.

Olivier Moore i Melody Darbin na 90% się pojawią. Obie postacie zrównoważone, nie przegięte i logiczne. Melody daje miłą zachaczkę u ślizgonów, a Olivier z pewnością zna już Harrego z zajęć Slughorna i klubu ślimaka, skoro wyróżnia się na eliksirach.

Dafne Greengrass jest przewidziana w historii przeze mnie, ale nie dołączy jako postać zgłoszona przez gracza. Chodziło mi o niekanoniczne.

Ollie Fenwick, na pewno nie pojawi się w tej koncepcji. 2 rok, to 12lat, wtedy nie myśli się w takich kategoriach. Harrego uważał za naiwnego i łatwowiernego? Ale znał go z czasów Umbridge, gdzie Potter walczył o swoje przekonania i nie dał się oszukać innym. W czasie wakacji wyszło, że cały czas miał rację, więc nie było tu podstaw do uznania za naiwnego. Mogli to zrobić ci, którzy znali dobrze Harrego i wiedzieli, czemu udał się do ministerstwa. Sarkastyczny, wrażliwy, szorstka powierzchowność? Oszczędny, uprzejmy wobec nauczycieli, a jednak ci mu nie pomagają. nie pasuje mi ta rozrzutność charakteru u 12latka. Może pojawi się jako postać z starszej klasy. Może nawet siódmej, bo podoba mi się motyw syna, porzuconego członka zakonu.

Co do postaci JHoracy, myślę że pojawi się w wersji kontry. Ale jego wejście nie nastąpi w najbliższych dwóch lub trzech rozdziałach.

A co do twojego spostrzeżenia o Dumbledorze, to jak najbardziej masz rację. Dumbledore zwołał tak zwany Sąd Kapturowy, wezwał swoich zauszników wśród sędziów Wizengamotu i jawnie złamał prawo występując, w roli przewodniczącego i oskarżyciela. Zrobił to samo co Barrty Croutch, sądząc swojego syna. Na jego nieszczęście na sali pojawił się Minister, oraz protokuł przedostał się do prasy. Taki nimi cios PRowy, który już się przydał przy pewnej osobie, o czym przeczytacie w następnym rozdziale.

I po raz kolejny Harry i Hermiona ustawili na FB status "to skomplikowane" ze wszystkimi wynikającymi z tego komplikacjami. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zaskoczę, was relacjami tej pary, tak jak i relacjami innych osób.

Theodor Nott, być może się pojawi i nawet podoba mi się koncept szukania schronienia.

Antonny High nie ma większych szans, za dużo komplikacji, w mechanikę działania szkoły, za dużo wiedzy, za dużo powiązań. Zauważ, że tym razem do niektórej wiedzy (np dwa Horcruksy) Harry miałby o wiele łatwiejszy dostęp. Problem pojawia się w tym, że było by to zbyt proste. Przecież ma dostęp do skrytki Belatrix i do Stworka. Problem w tym, że jako niedoświadczony gość w tego typu akcjach, polega na wiedzy i doświadczeniu innych, a Wiki, tłukła mu do głowy paniczny lęk przed rozpowszechnianiem informacji.

Prędzej czy później się dowie, ale w jaki sposób i czy w dobrym, czy złym momencie to już moja tajemnica.

Bardzo nie lubię sytuacji, w książkach i filmach, gdy bohaterowie pakują się w kłopoty, bo nie przedsięwzięli najprostszych środków zaradczych. Brakło elementarnej logiki, staram się tego unikać i poczynania moich bohaterów, a raczej mojej ich wersji. Są zawsze, ale to powtarzam zawsze poparte jakimś celowym procesem myślowym, mającym na celu sukces. Czasem przez brak wiedzy, lub niedoświadczenie wpakują się w kłopoty, ale często uda im się coś właśnie dlatego, że podjęli dodatkowy trud myślenia. W tym rozdziale zobaczycie Backupowe Accio. A jak on działa nie zdradzę (przynajmniej nie w tym rozdziale).

Życzę miłego czytania, zapraszam do pozostawiania komentarzy.

Dick

Rozdział 19

Zanim w Harrego trafiło uśmiercające zaklęcie, przełamał drętwotę i odskoczył na bok. Złamana noga ugięła się przed nim, ale udało mu się pchnięciem mocy rzucić na strażnika kufer. Zyskał kilka cennych sekund, by ponownie podnieść się na nogi, na tym jego szczęście się zakończyło.

Dyrektor trafił go zaklęciem tnącym. W poprzek jego piersi, pojawiło się głębokie rozcięcie, prowadzące od lewego ramienia, aż do kości miednicy. Harry upadł na podłogę. Nadludzkim wysiłkiem, plując krwią, przekręcił się na brzuch i podniósł na czworaka.

- Niesamowite. Zerwałeś moją drętwotę. – powiedział strażnik celując w niego różdżkę.

- ... - Wymamrotał Harry.

- Co mówiłeś? Tak przy okazji to cud, że jeszcze żyjesz. –

- Dlaczego? – wycharczał kruczowłosy plując krwią i upadając na łokcie. Plama krwi wokół niego była coraz większa rozmiarów.

- Hmm... Jeśli tak chcesz spędzić ostatnie chwile życia. – stwierdził Dyrektor, siadając w krześle. – Nie ma przepowiedni. Nigdy nie było. Zmodyfikowałem wspomnienia Sybilli i Severusa. Przegrywałem wojnę i musiałem mieć coś, co zajmie Voldemorta, a poszukiwanie nieistniejącego wybrańca wydawało mi się doskonałym pomysłem. – wyjaśnił, domyślając się, że pytanie odnosi się do zaatakowania go, a nie tego dlaczego cudem jest, iż jeszcze żyje. - Kiedy jednak po dwóch miesiącach, Voldemort zaatakował twoich rodziców i zginął, sam nie mogłem w to uwierzyć. Oczywiście żal mi było Lily i Jamesa. Musisz wiedzieć, że nigdy nie planowałem, by ktokolwiek pasował do opisu. Wiesz, że urodziłeś się tydzień po terminie, a Nevill tydzień przed. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy się o tym dowiedziałem. Zasadniczo okazało się, że moja przepowiednia była prawdziwa. – mówił pilnie przyglądając się jak Harry upada coraz niżej. – Nie rozumiem tylko dlaczego tu jesteś? –

- Bo on powrócił skórwysynu. – warknął Potter i upadł w kałużę własnej krwi. Nie dał rady powiedzieć nic więcej. Choć miał na to wielka ochotę.

- Co takiego? – wrzasną strażnik podrywając się, z krzesła i ruszając do Pottera. Pochylił się, przy nim i rozpoczął leczenie jego rany. – Nie umrzesz, puki nie powiesz mi wszystkiego. – powiedział pomiędzy zaklęciami.

Po dłuższej chwili Harry otworzył oczy i spojrzał w błękit oczu pochylonego Dumbledora. Niewiele myśląc, przywołał swój sztylet i wbił go w bok dyrektora. Zaraz podniósł rękę po raz kolejny, tnąc poprzez wznoszący się nadgarstek i odcinając dyrektorowi dłoń. Z trudem wstał i wymierzył podniesioną z podłogi różdżkę dyrektora w jej pana.

- Za dobrze mnie wyleczyłeś Starcze. – powiedział poprzez zaciśnięte zęby. – Choć nie jesteś prawdziwy, zabicie ciebie da mi prawdziwą satysfakcję. Potem obejrzę to wspomnienie do końca, a jeśli to co powiedziałeś jest prawdą, to wiedz, że zabiję również prawdziwego ciebie. – Przez chwile przyglądał się z satysfakcją, strachowi rysującemu się w twarzy strażnika.

- Avada Kedavra. – warknął uśmiechając się na widok przerażenie na twarzy strażnika.

Dick

Gdy tylko strażnik umarł, scena w ułamku sekundy przewinęła się, do punktu w którym się zatrzymała. Meble wróciły na swoje miejsce, ściana się naprawiła, a Dyrektor kończył omawiać warunki i poprosił o przepowiednię dla siebie, jako sprawdzian praktyczny. Podczas, gdy profesor Trelaney wygłaszała nawiedzonym głosem, straszne groźby, jako jego wróg miał mu odebrać wszystko co kochał, dyrektor wycelował w nią pod stołem różdżkę.

Nauczycielka zamilkła na chwilę, po czym wpatrzyła się w niego nieobecnym wzrokiem.

- Jestem pod wrażeniem Sybillo, a raczej profesor Trelaney. – powiedział, a ona z godnością skinęła głowa.

Nagle kobieta odwróciła się ku zamkniętym drzwiom.

- A cóż to ma znaczyć? – krzyknęła.

- Proszę się nie przejmować, to tylko Severus Snape. Również stara się o posadę w Hogwarcie, więc zapewne chciał podejrzeć, jak wygląda rozmowa. Barman się nim zajmie. – wyjaśnił po chwili dyrektor. – Na mnie już czas. Do zobaczenia końcem sierpnia pani profesor. – dodał kłaniając się zachwyconej wróżbitce.

Dick

Trelaney sapnęła z wysiłku, ale gdy tylko usłyszała odgłos upadku otworzyła oczy. Tym razem czuła o wiele większy ból w umyśle, coś musiało się stać. Gdy po otwarciu oczu zobaczyła jak Harry leży na podłodze z wyrazem cierpienia, jego szara koszulka była poplamiona jego krwią, wylewająca się z jego ust, zbladła, nie wiedząc, czy za to co zaszło w jej umyśle, kara nie spotka przypadkiem jej.

- Zostań. – warknął chłopak. – Dam sobie radę. –

Trwało to dłuższą chwilę nim się podniósł i zaczął leczenie złamanej nogi. Wstał niepewnie i ruszył do Severusa, machając dłonią by zatrzymać klątwę i postawić go do pozycji siedzącej. Bez słowa uleczył jego nogę oraz żebra. Kolejne zaklęcie sprawiło, że supły opadły.

- Muszę panu coś pokazać. Coś cholernie ważnego. Wiedzę, której zdobycie niemal kosztowało mnie życie. Ale by to zrobić potrzebuję, by mi pan zaufał i wszedł do mojego umysłu. – wyjaśnił parząc w oczy nauczyciela obrony. – Pokażę panu kilka wspomnień, zacznę od ostatniego, a potem wedle pana woli przejdziemy dalej. Oddam panu teraz różdżkę i niech pan decyduje. Nie powstrzymam niczego, co pan zrobi. Nawet, jeśli to będzie Avada. – zakończył i najprostszym czarem lewitacji, wysłał różdżkę do Severusa.

- A twój pomocnik, panna Chang nie zabije mnie po tym, jakby wyrządził ci krzywdę? – spytał ironicznie. – Panno Chang, za zaklęcie imperiusa, którym mnie pani potraktowała, powinna pani skończyć w Azkabanie. – dodał.

- Zwycięstwo w wojnie jest ważniejsze. – odpowiedział głos z ciemności. – W porządku? – zapytała Harrego.

- Nie. Chodź tu, też musisz to zobaczyć. – polecił Harry, a krukonka spokojnie weszła w światło. – To jak profesorze? Zamierza mnie pan zabić, czy wysłuchać? –

- Mów. – rzucił krótko.

- Zapraszam do mojej głowy. – powiedział Harry.

Cho bez chwili wahania wzniosła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie legilimencji. Severus po chwili zrobił to samo.

Dick

- Skórwysyn. – krzyknął Severus, gdy kilkanaście minut później został uwolniony z głowy Harrego. Zatoczył się upadł na krzesło. Cho w tym czasie rzuciła się do przodu, by objąć Harrego. Wtuliła się w jego klatkę, pozwalając mu oprzeć brodę na jej głowie.

- Co teraz? – zapytał nauczyciel.

- Pozbędziemy się Sybilli z naszego grona, przejdziemy w miejsce, gdzie mam kilka eliksirów, które nam pomogą i pokażę panu resztę. – wyjaśnił Potter, a Sybilla zaczęła płakać i wrzeszczeć, aż nie uciszyło ja zaklęcie rzucone przez Cho, która patrzyła z wściekłością na Snapa. Jakby chciała powiedzieć, że mógł mu dać więcej czasu.

- Sądziłem, że będzie pan wymagał przeprosin, albo był, choć trochę zły za to, co panu zrobiłem. – powiedział zielonooki.

- Jestem zły, ale robiłem gorsze rzeczy. – wyznał nauczyciel, wstając z krzesła. – Powiedzmy, że na razie ukierunkowałeś moją złość w inną stronę. Niezależnie jednak od tych informacji, nie pozwolę ci jej zabić. – dodał patrząc na Trelaney.

- Nie zamierzałem. Mówiąc, pozbyć się miałem na myśli, czyszczenie pamięci i odesłanie do jej wierzy. – stwierdził puszczając Cho i ruszając w stronę nauczycielki wróżbiarstwa. – Obliviate. – powiedział wznosząc dłoń.

Dick

- Jest pan z nami? – zapytał Harry, gdy po zakończeniu oglądania jego wspomnień, Severus milczał przez pół godziny wpatrując się w ogień kominka. Siedzieli w Pokoju życzeń, gdzie Harry pokazywał Snapowi, wspomnienia o otrzymaniu różdżki, oraz wiedzy od Dumbledora i Slughorna i spotkania z ministrem.

- Tak. Co zamierzasz? – spytał.

- Prędzej czy później zabiję dyrektora. Na razie jednak nadal muszę potwierdzić Horcruksy. Powody, dla których Voldemort wybrał mnie są istotne dla mnie. Powody, dla których musi zostać powstrzymany są istotne dla nas wszystkich. – Cho oparła się o jego bok. Snapa dziwiła ich bliskość. Ewidentnie była w tym intymność, ale nie napięcie seksualne, to była inna relacja. Niczym brat i siostra, albo, co z bólem przyznawał Huncwoci.

- Nie obraź się, ale jak możesz nadal chcieć podążać za planem Dumbledore, on zrujnował całe twoje życie, moje także. Nie wiadomo ile jeszcze. –

- Niech się pan uspokoi. – poleciła krukonka, popatrzył na nią z mieszanina szacunku i zdumienia.

- Jestem wolny profesorze. Zamierzam zrobić to, co uważam za właściwie. Najpierw zabije Voldemorta, a potem Dumbledora. Potem jeszcze jedna osoba. Ale nie mogę wam o nim nic powiedzieć, bo jeśli zawiodę, to będzie waszą jedyną nadzieją na przetrwanie. – wyjaśnił, ale widząc ich zdumione miny dodał. – W przypadku, gdy polegnę zanim dotrę do tego punktu, moje skrzaty udziela wam odpowiednich informacji. Akurat zabicie tej osoby jest dziecinnie łatwe, jest całkowicie w mojej mocy. –

- W takim razie jestem z tobą. Powiedziałeś, że żaden z uczniów nie jest w stanie walczyć ze śmierciożercami. Ja jestem. – powiedział nauczyciel obrony.

- Cho i Hermiona także są gotowe. Na razie szukamy informacji o Horcruksach, a jeśli potwierdzą się słowa dyrektora, likwidujemy je. To tak proste, jak tylko może być. -

– Zauważyłem, że nie zażądałeś ode mnie przysięgi. –

- A pan nie zażądał przeprosin za tortury. – powiedziała Cho. – Na ile znam Harrego, to jego mini forma zadośćuczynienia. Z drugiej strony, prawdopodobnie i tak zmodyfikuje panu pamięć, albo umieści w głowie własnego strażnika. –

- Rozumiem. – Severus zamilkł, ewidentnie się zastanawiając nad odpowiedzią.

Ostatecznie wstał i powtórzył przysięgę, dokładnie tak jak ta, którą słyszał w myślodsiewni.

- Czy to cię zadowala? – spytał.

- Tak. Teraz jak tylko wymyślę, jak pana użyć, zrobię to. – stwierdził zielonooki z mrocznym uśmiechem. – Ale nie może pan tknąć dyrektora. Chwilowo możemy potrzebować zakonu, a nie zamierzam im zaufać na tyle, by samemu przejąć przewodnictwo. -

Dick

- Jak się trzymasz? – spytała Cho, gdy odprowadziła Severusa do wyjścia, by upewnić się, że drzwi zostaną zablokowane. Gdy wróciła Harry stał wpatrując się w okno ukazujące mroczna puszczę. Cho wiedziała, że z powodu czasu, jaki Potter spędzał w Pokoju Życzeń, miał na niego większy wpływ niż sam zdawał sobie sprawę. Ona musiała się bardzo skupiać, by przywołać tu jakiekolwiek zmiany. On robił to odruchowo. Z tego też powodu okno, często pokazywało jego nastrój, zwłaszcza, gdy był wzburzony.

- Źle. Mam ochotę zabijać, chcę dopaść Starca i... - przerwał, gdy poczuł jak przytula się do jego pleców. – Dziękuję. – dodał.

- Wychodzisz dziś? – bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Chyba tak. Nie mogę zabić Dumbledora, ale każdy człowiek Voldemorta jest jednym mniej, którego będziemy musieli pokonać. –

- Tylko uważaj, dziś jesteś wzburzony, a głupio było by spieprzyć nasz plan, przez to, że zostawisz jakieś dowody. – zwróciła mu uwagę.

- Ślizgonka. –

Dick

- Gotowy? – zapytała Wiki, jak tylko wyszedł z Wrzeszczącej Chaty. Skrzatka zamiast swojej zwyczajowej sukienki, miała na sobie czarne skórzane ubranie, które wraz z rękawicami i butami, wyglądało, jako kostium odlany z jednego materiału. Czyniło to jej ciało niemal niewidocznym i jedynie głowa wyróżniała się pośród szarości, jaka panowała w tym miejscu.

Ubranie Harrego, było bardzo podobne pod względem tej ostatniej cechy, ale on miał na sobie ciemne odcienie zieleni i jego ubiór zdecydowanie był luźniejszy.

- Nikt cię nie widział? - Spytała jeszcze, gdy skinął głową oznajmiając gotowość.

- Wydawało mi się, że ktoś za mną szedł, ale albo też miał niewidkę, albo rewelacyjnego kameleona. W każdym razie nasz wilczek powinien go wyczuć. - Odpowiedział i zastanowił się chwilę. - Pilnuj mnie dziś, żebym nie przeszarżował. – dodał spokojnie.

- Nie ma potrzeby. – odpowiedziała z swoim maniakalnym uśmiechem. – Dziś wybierzemy się po kogoś, po kim nikt nie zapłacze. Zapolujemy na pewnego szczura. – dodała, czym wywołała maniakalny uśmiech na twarzy Pottera.

- Wiesz gdzie on jest? –

- Mniej więcej. Ale podejść musimy ostrożnie, bo jeśli ucieknie, to następne cele będą wiedziały, czego się spodziewać. – wyjaśniła. – Dlatego ty nie bierzesz w tym udziału. Powiedzmy, że dziś będziesz widzem, aż nie dojdzie do zasadniczej zabawy. –

- Byłaś w komnacie? – spytał podejrzliwie.

- Oczywiście, że byłam. Jestem szefem twojej ochrony i jestem zawsze w tym samym pomieszczeniu, co ty. – uśmiechnęła się. - No prawie. Wyszłam, jak zacząłeś rozpinać jej stanik. Nie kreci mnie podglądanie waszych zabaw. Choć musze przyznać, że odgłosy były ciekawe. Musiało jej się podobać. -

- Zabawne. – odpowiedział ruszając w stronę wioski. – Dokąd lecimy? –

- Prawdopodobnie do Yorku, ale my nie lecimy nigdzie dopóki, go nie złapią, więc jak masz ochotę na piwo to możemy skoczyć do Londynu, to może potrwać nawet do godziny. -

Dick

- Nie jesteś za młody na takie picie? – spytał damski głos z jego boku. Spojrzał w stronę dziewczyny, która go zaczepiła. Niska, bardzo szczupła, z rudymi włosami i piegami, w bardzo wyzywającym ubraniu, stała oparta plecami o bar i popijając piwo obserwowała salę. – Słowo daje, gdybym nie wiedziała, że mój znajomy jest teraz w szkole w Szkocji, to byłabym pewna, że to ty nim jesteś, a on jest stanowczo za młody na picie whisky. Coś musiałoby się pomieszać w głowie barmana, by sprzedał taki alkohol bez patrzenia na dowód. Więc skoro masz tą szklankę to nie możesz być moim znajomym, prawda? –

- Prawda. – odpowiedział wreszcie. – Pani z kolei, całkowicie nie przypomina mojej znajomej, ale ona niemal w magiczny sposób potrafiła zmienić swój wygląd całkowicie, dosłownie stawała się nie do poznania, więc nie mam pojęcia kim pani jest. Aurora Tonks. – dodał z rozbawianiem.

- Aurora Tonks? Nie znam, ale brzmi na rozrywkową dziewczynę. Napijesz się, ze mną, Harry? –

- Nie. Nie mogę się z Toba przespać, więc nie zamierzam ryzykować. –

- Heja, za kogo ty mnie masz? – obracając się gwałtownie i rozlewając swoje piwo.

- Coraz bardziej przypominasz moją znajomą. – powiedział zamiast odpowiedzi. Przy jego uchu rozbłysk srebrny kryształ. – Muszę iść. – oznajmił wstając natychmiast i ruszając do wyjścia.

Dick

- Tonks? – usłyszała za sobą wołanie. Zatrzymała się niemal w miejscu, obróciła na piecie i ruszyła w stronę Remusa Lupina. Stuk jej wysokich obcasów, powodował echo w Hogwardzkim korytarzu.

- Idziemy do ciebie, chcę mieć pewność, że nie jestem podsłuchiwana. – rozkazała.

- Po co więc przyszłaś do Hogwartu? I z ciekawości, jaka misja wymagała tego stroju? –

- Zamknij się i prowadź mnie gdzieś, gdzie będziemy mogli bezpiecznie porozmawiać. – warknęła na niego.

Remus z nieokreślonym uśmiechem wskazał jej gestem drogę i ruszył samemu. Wiedział o jednym miejscu, które na pewno będzie bezpieczne, ale nie miał pojęcia, czy będzie wolne.

- Kórwa, Remus. Możesz przestać krążyć. – Niemal krzyknęła, gdy trzeci raz mijali tą samą ścianę, a wilkołak zachowywał się, jakby miał zaraz zacząć gonić swój własny ogon.

- Mogę. - powiedział sięgając do klamki i otwierając przed nią drzwi.

Nimfadora była zaskoczona wnętrzem, więc nie zauważyła, skrzywienia Lupina na widok pokoju Harrego. To mogło oznaczać, że ktoś jest w środku, ale Hogwart najwyraźniej uznał, że obecność Lupina i Tonks nie łamie zasad ochrony, jakie ustaliła osoba w środku.

- Nauczyciele mają takie kwatery? – zagwizdała z podziwem. – Chyba będę się starała o posadę. –

- To nie kwatery dla nauczycieli, to Pokój Życzeń. – powiedział sięgając po whisky, by nalać ją do dwóch szklanek.

- Odkąd o nim usłyszałam, chciałam go zwiedzieć i sprawdzić jakie ma ograniczenia. –

- Uwierz mi, że po czasie jaki spędził tu Harry, chyba tylko on zna limity tego miejsca. Ostatnio zauważyłem, że udaje mu się wykorzystywać magię Hogwartu stojącą za tym pokojem, w całym zamku, ale to na razie tajemnica i chyba nawet on nie wie, że to robi. – wyjaśnił, podając jej szklankę i siadając na kanapie. – Co cię tu sprowadza i co cię tak wzburzyło? –

- Hmm... Nie jestem pewna jak zacząć. – wyznała, tracąc nagle całą pewność siebie z jaką tu weszła. – Peter nie żyje. – powiedziała wreszcie.

- Pettigrew? – upewnił się Lupin. – Ty go dopadłaś? – zapytał, a gdy pokręciła głową dodał. - Kto go zabił? –

- Nie wiemy. Ktoś wrzucił jego pokrwawione ciało do fontanny magicznego bractwa. – wyznała i wzdrygnęła się na widok ciała i listy tortur, jakimi wedle uzdrowicieli został poddany. – Ktoś torturował go naprawdę mocno i długo. Większość z metod była niemagiczna, więc nie możemy sprawdzić kto to zrobił. Te nieliczne magiczne tortury, także niewiele nam mówią. To były naprawdę złe rzeczy. Łamanie i miażdzenie palców, wyrywanie zębów, zdzieranie skóry. Ten ktoś wyłupił mu oko, które medycy znaleźli w jego żołądku. Dodatkowo sądząc po cięciach na brzuchu, odprawiono na nim rytuał, który miał utrzymać jego świadomość i przytomność. To było niezwykle dokładnie zaplanowane morderstwo. –

- Co to ma wspólnego z twoją wizyta tutaj? – zapytał sztywniejszym tonem. – Jesteś tu służbowo? Bo jeśli tak, to mam świadków na moją obecność tutaj. Poza tym, wiesz dobrze, że sam pomagałem zabezpieczać wyjścia z szkoły, a znam je dość dobrze. –

- Więc mogłeś sobie zostawić jedno, czy dwa na czarną godzinę. Ale nie po to tu jestem. – dodała szybko. – Nie oskarżam cię o nic, ministerstwo także. Tajemniczą decyzją ministra, nie będzie śledztwa w tej sprawie. Co najwyżej w sprawie jakim cudem, ktoś dostał się do Atrium ministerstwa. –

- Więc czemu tu jesteś? – powtórzył pytanie.

- Bo pięć godzin przed tym, jak dostałam wezwanie, spotkałam klona Harrego, w mugolskim pubie. Jestem niemal w stu procentach pewna, że to był Harry. Z jednej strony wiem, że ze szkoły nie da się wyjść. Wiem, że wszędzie, przy wyjściu z miodowego królestwa, przy Wrzeszczącej Chacie, w lesie są strażnicy i Harry nie mógł się wydostać. Z drugiej strony wedle plotek z jego przesłuchania, potrafił teleportować się po Hogwarcie. - otworzyła oczy w gniewie, gdy Lupin się zaśmiał. – Co cię tak rozbawiło. – spytała z wściekłością.

- Harry nie potrafi się teleportować. Rzucił na siebie zaawansowany kamuflaż, połączony z swoją peleryną niewidką. Potem przywołał trzy jajka, które rozbiły się, na plecach nauczycieli i przebiegł do gabinetu. Ale nie wiedząc o jego pelerynie i możliwości rzucania kilku zaklęć w tym samym czasie, można by to pomylić. – wyjaśnił.

- Ok. Więc nie mógł opuścić szkoły. Ale nazwał mnie, ten klon, Aurorą Tonks, opisał moją zdolność do zmiany wyglądu i nie wzdrygnął się na imię Harry. Sprawdziłam barmana, nikt go nie skonfundował. A pseudoHarry pił whisky, więc nie mógł jej legalnie zamówić. Z tym, że czas rozpoczęcia tortur zgadza się, wedle magomedyków, dość dokładnie z tym momentem, kiedy Harry zniknął. – powiedziała niemal jednym tchem.

- Kiedy to było? To znaczy o której. – spytał.

- Około czwartej wezwano do ministerstwa wszystkich aurorów. -

- W takim razie mamy kłopot. Pseudo Harrego widziałaś około jedenastej, a ja miałem wartę przy bijącej wierzbie od dwudziestej do północy. – wyznał.

- Nie jestem tu, by szukać winnych Remusie. – powiedziała łagodniej. – Mówiłam ci, że Minister zakazał śledztwa w sprawie śmierciożercy. Pojawi się oficjalny komunikat, mówiący o otwartym polowaniu, na skazanych Śmierciożerców, każdy obywatel może ich legalnie zabić, oraz torturować, a za dostarczenie truchła, dostanie nagrodę w wysokości pięciuset galeonów. –

- Dość niezwykłe posunięcie. – przyznał Lupin. – Co w takim razie cię sprowadza. –

- Jakiś czas temu zaczynałeś kilkukrotnie ze mną rozmowę, na temat Harrego i mojego stosunku do Dumbledora. Widziałam zmianę w Potterze i Tobie, więc bojąc się, że chcesz odciągnąć mnie od Zakonu odrzuciłam to, ale dziś chcę cię zrozumieć. – mówiła cicho, a on czekał, pozwalając jej powiedzieć wszystko co chciała. – Harry stał się mroczny, a to co słyszałam na spotkaniach Zakonu, o jego czynach, tylko to potwierdzało. Dopiero rozprawa w wizengamocie, plotki o tym jak postępował Albus, oraz ten artykuł z proroka zachwiały odrobine moją pewność. Ty za to zdajesz się nie mieć wątpliwości co do tego co robisz. Wiem, że Harry zabił Malfoya. Cios łaski nadal jest zabiciem kogoś, a nie zrobiłby tego Harry, którego znałam. Wiem, że Remus, którego znałam, nie odszedłby z Zakonu Feniksa, gdyby nie miał dobrego powodu. Wiem też, że dziś Harry był w Londynie i jestem niemal pewna, że to on podrzucił ciało Petera. Chciałabym poznać powodu waszej zmiany. –

- Pytasz jako kto? Auror Tonks, Nimfadora, członki Zakonu, czy jeszcze ktoś inny? – zapytał zimnym głosem, takim jakiego jeszcze u niego nie słyszała.

Ten głos zwierał w sobie groźbę i po raz pierwszy odkąd go znała, zobaczyła w nim wilka.

- Jako... - zawahała się. – Przyjaciółka. –

- Na drodze, którą podążam za Harrym, nie ma wiele miejsca. – powiedział po chwili. – Mało kto jest w stanie na nią wejść i nikt nie może na nią wejść bez potwierdzenia swojej lojalności. –

- Co masz na myśli? –

- Przysięgę. Na twoje życie, albo magię, że nic z tego co usłyszysz nie wydostanie się poza osoby w tym pokoju, albo takie, które złożyły podobna przysięgę. Mam tu na myśli również pozwolenie na oglądanie wspomnień, pisanie listów, lub zgodę na legilimencję. A nawet nie zrobienie wszystkiego by temu zapobiec. – wyjaśnił wprost.

- Ktoś składa takie przysięgi? –

- Nie mam prawa ci tego powiedzieć. -

Siedzieli w ciszy, aż w końcu ponownie odezwał się Lupin.

- Pomyśl o tym w domu. Ja wracam na dyżur. – Wstał i ruszył do wyjścia.

- Poczekaj. – zawołała Tonks. – Zgadzam się. –

- Przysięgę złóż na Harrego, nie na mnie. – polecił, a ona kiwnęła głowa.

- Przysięgam na moją magię, że wszystko co usłyszę o planach Harrego Potter, pozostanie moja najgłębszą tajemnicą, której będę strzegła za cenę mojego życia. – powiedziała celując różdżką w swoje serce.

- No dobrze. – wilkołak wrócił na swoje wcześniejsze miejsce. – Od czego by tu zacząć. – powiedział.

Opowiedział jej o liście od Syriusza, o różdżce, o imperio Dumbledora, o ich wizycie w Gringottcie, u ministra. O rewelacjach Dumbledora na temat Horcruksów, oraz ostatnich wydarzeniach i informacjach z głowy profesor Trelaney, o których sam dowiedział się kilka godzin temu od Snapa. Dołączenie tego ostatniego było dla niego większym szokiem, niż gdyby sam Voldemort postanowił się poddać i wskoczył za zasłonę. Z trudem udało mu się opanować, żeby nie rzucić się na dyrektora. Ten skórwiel był odpowiedzialny za śmierć Lily, Jamesa, Syriusza i nie wiadomo ilu jeszcze. Rozumiał teraz co miał na myśli Harry mówić, że Voldemorta łatwiej zrozumieć. Czarny Pan podąża za swoim sercem, a Dumbledore za. Nie wiadomo i to było chyba najbardziej przerażające.

- Co on zamierza? I jak mogę mu pomóc? – spytała Tonks po kilkunastominutowej ciszy.

- Nie wiem. – odpowiedział. – Szczerze, - dodał, gdy uniosła brwi. – Wyznacza mi zadania, dzieli się informacjami, ale nie znam jego całych planów. Chyba tylko Wiki je zna i może Cho. Choć z tą ostatnia wątpię. Dziewczyna jest mu tak oddana, jakby była pod imperiusem. –

- A... - zaczęła Tonks, ale Remus przerwał jej gestem dłoni.

- Nie jest. Sprawdzałem. Ona po prostu, wedle słów Harrego, przyjęła go takim jakim jest, bez warunków. Pozwoliła mu być wolnym, chyba jako pierwsza osoba na świecie, niczego od niego nie chciała, a postanowiła dać coś jemu, nie oczekując nic w zamian. Także gdyby przyszedł ci do głowy, jakikolwiek atak na Cho, radze się dobrze zastanowić. Z tego co wiem, to Helian obecnie pilnuje Cho, a nie jest jedyną osobą, która ma to zadanie. – wyjaśnił.

- Mówisz o Helian i innych stworzeniach, jako osobach z taka łatwością. Nie było tak jeszcze pół roku temu. –

- Radze ci przywyknąć, Harry nawiązuje stosunki z różnymi istotami. W jego ścisłym gronie współpracy, jest goblin, skrzaty, czystokrwiści czarodzieje, mugole i mugolaki, duchy, wilkołak, Helian, którą ciężko sklasyfikować i inne magiczne stworzenia. – wyjaśnił. – A co do mojego wcześniejszego zachowania, to udawałem. Harry po raz kolejny jak jego ojciec i Syriusz wcześniej, pozwolił mi być wolnym. Pomijam imperio Dumbledora. Czy zastanawiałaś się kiedyś dobrze nad opowieściami Zakonu o walkach Jamesa, Syriusza, moich i nawet Lily? Ale tak dobrze, a nie przez pryzmat bohaterstwa. – zapytał.

- W sumie to tak. Nasłuchałam się tego za czasów, gdy chciałam dołączyć i moimi jedynymi zadaniami, było patrolowanie. Pomyślałam wtedy, że niewiele różnią się od Śmierciożerców, ale i Kingsley i Alastor, stwierdzili, że czasem trzeba ubrudzić sobie ręce, ale że to byli dobrzy ludzie. – powiedziała.

- Nie byliśmy dobrzy, nie jesteśmy dobrzy. Jesteśmy dzicy, jesteśmy wolni. Nie ma nad nami władzy. Nikt. – zaczął z pasja Lupin. – To że walczymy z Voldemortem to nasza decyzja, która nie zależy od żadnej moralności, czy prawa ludzkiego. My jesteśmy dla siebie prawem i tylko nasze decyzje mają znaczenie. – zakończył i zapadła cisza.

- James był mistrzem wymyślnych czarów, ten talent odziedziczył po nim Harry. Swoja drogą doprowadził go na nowy poziom. Lily jak nikt inny operowała eliksirami i to takimi, przy których crucio było zabawą. Przesłuchania w wykonaniu Syriusza, który był uroczy gdy chciał, a jednocześnie posługiwał się jej specyfikami były muzyka dla uszu. - Kontynuował Lupin. – Kochałem gdy razem ruszaliśmy do boju, a ja mogłem poddać się wilkowi. Walka ma w sobie coś czystego, zrównuje bogacza i nędzarza, wilkołaka i członka starożytnego rodu. Śmierć słucha każdego i po każdego przychodzi, pytanie jak się z nią spotkamy. Jako człowiek wolny, bez żalu, czy jako pokonany przez prawa innych. -

- Podoba mi się taka wizja. Być wolną. – powiedziała po chwili Tonks. – Wracaj na patrol, ja musze pomyśleć. Jak spotkasz Harrego to proszę powiedz mu, że nadal chce się z nim napić. Chyba że jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć? –

Lupin wstał i podszedł do fotela, na którym siedziała Auror.

- Jutro idziemy na randkę. – powiedział ze zwierzęcym błyskiem w oku i tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- A jak odmówię? – spytała, choć po prawdzie to czemu miałaby nie skorzystać. Spędzała niemal każdy wolny wieczór w klubach poznając kolejnych facetów i zabawiając się z nimi, ale żaden nie dawał jej jakiejkolwiek satysfakcji poza seksem. Lupin był od niej starszy, znacznie starszy, ale z drugiej strony był pełniejszy życia niż ktokolwiek kogo znała. Do niedawna wydawało się, ze jest zamknięty niczym tygrys w klatce. Teraz zerwał kajdany.

- Będziesz żałować. – powiedział i odszedł.

Dick

Mniej więcej trzy godziny później, w jednej ze ścian otworzyły się drzwi, których przed sekunda tam nie było. Tonks podskoczyła błyskawicznie wyciągając różdżkę, ale uderzenie mocy podbiło jej nadgarstek, a drugi cios posłał ja z powrotem na fotel i wraz z nim pchnął aż do ściany.

- Wybacz. Nie spodziewałem się tu nikogo. – powiedział Harry, wchodząc do salonu z Cho.

Potter był w samych bokserkach, a Cho w jego koszulce i chyba tylko majtkach.

- Co tu robisz Auror Tonks? – zapytał nie cofając zaklęcia, które dociskało ją do ściany.

- Jestem z wami, złożyłam przysięgę wobec ciebie, w obecności Remusa. – powiedziała, a ciśnienie natychmiast zelżało.

- Mówiłam ci, żeby przeczytać wiadomości. – zaśmiała się Cho. – Ale nie, wielki pan Potter nie wyspał się, więc musiał zacząć od kawy. Nic ci nie złamał? – zwróciła się do Tonks.

- Nie. Czy wy... Nieważne. – powiedziała reflektując się o co chciał zapytać. – To wasza sprawa. –

- Nie jesteśmy parą, jeśli o to ci chodzi. Czasem potrzebujemy być blisko. – wyjaśniła Cho.

- Po co przyszłaś? – spytał Potter siadając w fotelu i przywołując do siebie z sypialni plik z wiadomościami. Zaczął od tej od Remusa.

- Naprawdę jestem z wami, porozmawiaj z Remusem. A przyszłam zapytać jak mnie nazwałeś w tym barze? –

Harry zwinął pergamin i sięgną po następny list.

- Aurorą. Mogłaś wysłać mi sowę. – odpowiedział nie patrząc w jej stronę. – Potrzebuję byś była kontaktem miedzy ministrem, a zakonem. Severus może być moim szpiegiem, ale nikt nie ufa mu na tyle by dał radę przeciągnąć kogoś na stronę ministerstwa. – polecił i nie czekając na odpowiedz dodał. – Porozmawiamy jeszcze, ale musisz zniknąć z zamku, zanim ktoś dowie się, że tu jesteś. Weź moją pelerynę. Lupin od szóstej ma dyżur przy zachodniej części, boiska do Quiditcha, możesz przejść obok niego. Pisze, że skonfundował strażnika przy bramie i twoje wyjście jest wpisane na czwartą dwadzieścia. Oficjalnie pojawiłaś się, tylko by zostawić wiadomość dla Lupina i sprawdzić jego alibi. – wyjaśnił rzucając jej przywołaną sekundę wcześniej pelerynę. Nie była to niewidka jego ojca, którą nadal miała Hermiona, ale jedna z kilkunastu jakie kupił za pieniądze Belatrix i rozdawał swoim ludziom.

Harry wrócił do przeglądania listów, a Tonks chciała coś powiedzieć, ale Cho pokiwała głową.

-Idź. – poleciła krukonka.

- Dowiedz się, czego możesz o Marcusie Jalin, z mojego roku ze Slytherinu. Śledził mnie wczoraj. Lupin wymazał mu informacje, kogo śledził i dał szlaban za nocne wędrówki, ale nie miał czasu na badanie, dlaczego za mną szedł po kameleonem. - poprosił Cho, gdy wróciła i usiadła ze skrzyżowanymi nogami naprzeciw niego.

Dick

W szkole magii i czarodziejstwa Hogwart minął kolejny tydzień. Harry znikał niemal codziennie, a w atrium ministerstwa, codziennie pojawiły się nowe ciała Śmierciożerców. Tym razem z nazwami fundacji, na jakie ministerstwo ma wpłacić nagrody. Nie mogło to trwać dłużej bez wiedzy prasy, dlatego w czasie piątkowego obiadu w Wielkiej Sali panowała niezwykła cisza, gdy niemal wszyscy uczniowie czytali artykuł w Proroku, mówiący o tajemniczych renegatach, którzy w końcu w przeciwieństwie do słynnego Zakonu Feniksa wzięli się do prawdziwej pracy.

Był to już drugi raz, gdy ktoś równie tajemnicy, zasponsorował gazetę dla całej szkoły. Pierwszym razem, można było podejrzewać Pottera, bo artykuł zamieszczony wtedy na pierwszej stronie, zawierał pełny protokół z jego rozprawy. Tym razem jednak nie miałby interesu w rozpowszechnianiu tej informacji.

Pewnym było, że dyrektor był wściekły. Urządził bowiem spotkania z każdym rocznikiem, na którym opiekunowie domów tłumaczyli dlaczego ci tajemniczy mordercy nie są wspaniałymi obrońcami, a ludźmi równie złymi, co śmierciożercy.

- Twierdzi pani, że jeśli zabiję mordercę, ilość morderców na świecie pozostanie taka sama? – spytał Harry profesor McGonagall.

- Tak. Jeśli zabijasz go bez procesu. – zaczęła odpowiadać.

- Ale ci ludzie mieli już proces, zostali skazani na dożywocie. Zdołali uciec i ministerstwo wysłało za nimi aurorów, z poleceniem złapania lub zabicia. Czy w takim razie ci, którzy ich zabijają nie są jedynie wykonawcami wyroku ministerstwa? –

- Ci, co to robią, nie tylko nie są obowiązani przez prawo, do tego typu działań, ale także... -

- Czyli nikt, kto nie jest aurorem, nie ma prawa się bronić i walczyć o pozbycie się Śmierciożerców i Voldemorta? Temu Zakon jest tak nieudolny? – przerwał jej zielonooki.

- Nie rozumie pan, panie Potter, że torturowanie pojmanego wroga jest czymś złym? –

- Może wyciągają od nich informacje o miejscu ukrycia innych ich towarzyszy. – odpowiedział wstając. – I ma pani racje, nie widzę nic złego w torturowaniu Śmierciożerców. Oni nie mają tych wątpliwości. Nie wahają się, jak Zakon, czy ministerstwo. Oni torturują, zabijają, gwałcą. Ostatnie doniesienia, o których prasa pisze bardzo pobieżnie, to morderstwo Hillów. Wszyscy członkowie rodziny torturowani, przez długie godziny. Wiktoria, młoda dwudziestu kilku letnia matka, którą pani przecież uczyła, patrzyła jak jej trzy letnia córka jest rozrywana na strzępy, przez kuguary, jej dziesięcioletnia córka, z kolei jest gwałcona i obcierana ze skóry. Sama była wielokrotnie gwałcona. Patrzył na to, także jej mąż i ojciec dzieci. Wczoraj i przedwczoraj w ministerstwie pojawiła się dwójka, z czterech Śmierciożerców odpowiedzialnych za ten czyn. Uważam, że zasłużyli na wszystko co ich spotkało i mam szczerą nadzieję, że ci tajemniczy renegaci, jak nazywa ich prorok dopadną pozostałą dwójkę. A ktokolwiek myśli inaczej, niech lepiej sam rzuci na siebie Avade. Będzie to dla niego milsze niż wpadnięcie w łapy Śmierciożerców. – zakończył i wyszedł w głębokiej ciszy.

Dick

- Powiedziałeś za dużo. – dobiegł go cichy głos z lewej strony.

- Wiem. Leć do ministra, niech będzie gotowy, na potwierdzenie wersji, jakoby rozsyła szczegółowe informacje o zabójstwach dokonanych przez Śmierciożerców do aurorów. Oraz, że z ofiarami, dołączane są kopie wspomnień z przyznaniem się do winy. Dostarcz mu te kopie. – polecił. Usłyszał cichy trzask, gdy Wiki się deportowała.

Harry ruszył w kierunku wierzy astronomicznej. Usiadł na piętach na krawędzi blanków i zamknął oczy.

- Zamierzasz skoczyć? – usłyszał za sobą głos Hermiony.

- Za chwilę. – odpowiedział, nie otwierając oczu, ale uśmiechając się lekko. – Nie mów mi, że to ciebie wysłała McGonagall. –

- Nie, spotkanie skończyło się jakaś godzinę temu. – powiedziała siadając pod ścianą obok niego. – Odrobine stresuje mnie, że tak wisisz na krawędzi. –

- Przecież potrafię latać. –

- Brakuje mi ciebie. Nie tylko mi. – wyznała po dłuższej chwili.

- Nic się nie zmieniło Hermiono. Mam swoje zadanie, które zamierzam wypełnić. Jak już skończę to wszystko, obecne względy bezpieczeństwa przestana mieć znaczenie. Zapraszam wtedy na wizytę w Azkabanie. – zaśmiał się ponuro.

- Nikt nie zamknie cię w Azkabanie, nie po pokonaniu Voldemorta. – zaczęła.

- Wszystko zależy, kto będzie u władzy i jak ustawi się stosunek sił w wizengamocie. Słyszałaś Starca i McGonagall. Gdyby mogli powiązać mnie z tymi śmierciożercami, już teraz pakowałbym swoje rzeczy. –

- Dlaczego od jakiegoś czasu, nazywasz Dumbledora Starcem? –

- Nic się nie skryje przed najmądrzejsza czarownicą. – jawnie zakpił. – Względy bezpieczeństwa. – powiedział i dodał. – Do widzenia Hermiono. – wyprostował szybko nogi skacząc poza blanki.

Gryfonka wstała szybko i podeszła do miejsca, na którym siedział. Widziała jak szybuje w dół, w stronę brzegu jeziora, gdzie czekała czarnowłosa, z którą wolał spędzić czas.

Dick

- To nie było najlepsze, co mogłeś zrobić. – powiedziała krukonka, gdy wylądował obok niej. – Hermiona będzie wściekła.

- To jeszcze nikomu nie zaszkodziło. – odpowiedział zaczynając zdejmować ubrania. – No dobra zaszkodziło, ale nie sądzę, by było tak w tym przypadku. –

- Bo nigdy się nie myliłeś. – stwierdziła z ironicznym uśmiechem. – Jesteś pewny zakleć tłumaczących? – zapytała, a gdy skinął głową, dodała. – Ok. Będę czekała około dwie godziny, potem cię wyciągam. –

Usiadła obok jego ubrań i wyjęła książkę. Poczekała, aż wejdzie do wody i zaczęła ćwiczyć.

Dick

- Jak to się stało, że czarodziejka czystej krwi, podąża za mieszańcem niczym pies? – usłyszała po kilkunastu minutach za swoimi plecami, żeński głos.

- Zignoruję to pytanie, niemal tak bardzo jak zignoruję ciebie. – odpowiedziała nie unosząc głowy. – Czego chcesz? –

- Odpowiedzi na moje pytanie. – powiedziała Ślizgonka siadając obok niej.

- Tak, na poważnie? – Cho stała się autentycznie zaciekawiona. – No dobrze. Potter jest jedyną osobą zdolną pokonać Voldemorta. Jedyną jaka podchodzi do tego poważnie i skutecznie. A ja nie zamierzam żyć w strachu, stąd jedyny logiczny wniosek, jest taki, że muszę zrobić wszystko, co tylko potrafię, by pomóc mu zwyciężyć. –

- Ciekawa odpowiedź. – Ślizgonka zamyśliła się. – A jak to się ma do tego, że cały czas twierdzi, że żaden uczeń nie da rady walczyć, ze śmierciożercami. –

- A widzisz mnie walczącą? Ja mu pilnuje ubrań. – głos Cho, był pełny rozbawianie, ale widać było, że pilnuje, które słowa wypowiedzieć.

- Fakt, nie widzę cię w walce. Nie błyszczysz na dodatkowych zajęciach, jesteś w średniej grupie i częściej przegrywasz, niż wygrywasz. – odpowiedziała bez krępacji młodsza dziewczyna. – Ale z drugiej strony Potter, rozgramia każdego, kto staje z nim na macie. Jestem w najbardziej zaawansowanej grupie i w naszej jedenastce jestem w czołówce. Pokonuję siódmoklasistów, a mimo to, żaden z nas nie zbliża się do Pottera. Więc może rzeczywiście masz racje, w tym, ze on może tego dokonać. – mówiła niby lekko i bez emocji, ale jej wzrok co chwila przenosił się z jeziora, na Cho.

- Chwila. – powiedziała krukonka i wyjęła różdżkę. – Accio Harry. – mruknęła, a po kilku sekundach w fontannie wody z jeziora wypadł Harry.

Przez pierś zielonookiego biegła długa krwawiąca szrama, podobna ale mniejsza, ciągnęła się przez jego policzek i brakowało mu też połowy ucha i miał wyrwany dość spory kawałek uda.

Cho rzuciła się do niego, by pomóc mu zasklepić rany na piersi. Sam gryfon zajął się udem i odtworzył ucho. Potem wzniósł dłoń, w stronę jeziora, z którego wyleciało coś małego. Złapał to z refleksem szukającego i schował do kieszeni.

- Nie będą po naszej st...- zaczął, ale krukonka zatkała mu usta dłonią.

Harry rozejrzał się i dostrzegł ślizgonkę.

- Wypad. - Powiedział machając w jej stronę dłonią.

Melody poczuła jak magia unosi ją w powietrze i niesie ponad jeziorem. Nie zadziałało nic, ani finite incantanem, ani żadne inne przeciwzaklęcie jakie mogła wymyślić. Co prawda gdy była nad środkiem jeziora, nie starała się tak mocno jak powinna. Została dość brutalnie upuszczona na ziemię, po drugiej stronie jeziora. Spostrzegła tylko jak po drugiej stronie Potter wstaje i lewituje w kierunku zamku. Chang została za to z tyłu dając mu kilka minut wyprzedzenia. Zniknęła jednak na długo przed tym jak Melody dała radę wrócić.

Dick

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro