Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 11

Rozdział 11

- Proszę mi powiedzieć panno Granger. – Zaczął dyrektor, gdy Hermiona siedziała już na krześle przed jego biurkiem. – Czy Harry wyjaśnił ci może, co się, z nim stało? –

- Nie. – Opowiedziała krótko, zastanawiając się, co wie o oklumencji i czy słyszała o samoistnej obronie.

- Wydajesz się bardzo zdenerwowana. – Dumbledore, brzmiał łagodnie i cały czas patrzył jej w oczy. – Czy Harry zrobił coś, co cie przestraszyło? – Zapytał łagodnie, a przed oczami Hermiony, zaczęły pojawiać się obrazy Harrego, jak przyciągną ją do siebie na łóżku, jak jego usta dotknęły jej. Wtedy, przez chwilę się bała. Usłyszała huk otwieranych drzwi.

- Nie radze Albusie. – Zawołał zdyszany Snape.

- Słucham Severusie? – Dyrektor przeniósł na niego spojrzenie, a dziewczyna odetchnęła głęboko.

- Powiedziałem, że nie radziłbym ci tego robić. Nie mieliśmy okazji porozmawiać, ale pan Potter zaprezentował mi po uczcie powitalnej coś, przy czym moja oklumencja wydaje się bańką mydlaną. – Powiedział z kwaśną miną, spoglądając na Hermionę. – Pozwolił mi sprawdzić, jego obronę, a okazało się to zaplanowana pułapką. Wciągną mnie w pustkę, bez niczego, ciemność, żadnego bodźca, nie miałem punktu odniesienia, a co za tym idzie nie mogłem uciec. Rozumiesz, co on mógł tym zrobić? – W głosie nauczyciela obrony, brzmiało naraz przerażenie i podziw.

- Jak się wydostałeś. – Spytał po chwili Dumbledore.

- Wypuścił mnie. – Odpowiedział z wściekłością Snape. – On panuje tam na każdym elementem, pozbawił mnie głosu, albo słuchu, czytał moje myśli. Podejrzewam, że spokojnie mógłby tam kogoś torturować, albo zabić. Jestem niemal pewny, że moje ciało skończyłoby jak po pocałunku dementora. –

- No dobrze, ale co to ma wspólnego, z panną Granger? – Powiedział dyrektor.

- Nie rozumiesz? – Severus wydawał się zaskoczony. – Wiesz, że wyczyścił jej pamięć w wakacje, tak jak Lupinowi. Z nią spotkał się po spotkaniu z Lupinem, więc wiedział już, że najprawdopodobniej ją przesłuchasz. – Hermiona przysłuchiwała się temu zaskoczona, czy oni o niej zapomnieli, czy zamierzają wyczyścić jej pamięć, po zakończeniu rozmowy. – Pomyśl, co ja bym zrobił mając taką umiejętność i sposobność. –

- Ustawiłbyś pułapkę wiedząc, że spróbuję zajrzeć o jej umysłu. – Powiedział powoli Dumbledore, w przypływie nagłego zrozumienia. – Hmm... Ale ustawienie czegoś takiego to trudna sztuka, gdzie mógłby się jej nauczyć, od kogo i kiedy? –

- To akurat proste. – Powiedział nauczyciel. – Kiedy opanował okulumencję, a z jego słów wiem, że zrobił to w czasie żałoby po Blacku, spędził noc w swoim umyśle z Lilii, ojcem i Syriuszem. – Uwadze Hermiony nie uszło, że nie wymówił imienia ojca Harrego. – Powiedział, że była to długa noc. Podejrzewam, że mógł tam kontrolować upływ czasu i odnalazł nie tylko swoje wyobrażenie rodziców i chrzestnego, ale też odnalazł pokłady mocy i wiedzy Voldemorta, które ten przypadkiem pozostawił w nim podczas tej pamiętnej nocy. –

- To możliwe. Wydaje się o wiele lepiej posługiwać wężomową i zaskakuje mnie jego znajomość magii bezróżdżkowej. – Dumbledore wydawał się zamyślony. – To komplikuje sprawę. Panno Granger. – Zwrócił się ponownie do niej. – Czy dla dobra Harrego, nie zechciałabyś się podzielić z nami tym, czego dowiedziałaś się od niego, od waszego spotkania w Norze? –

- Nie. To sprawy Harrego. On nadal zamierza zabić Voldemorta, tylko nie wiedziałam czemu, ale stracił całą wiarę w pana. Choć teraz zaczynam rozumieć dlaczego. – Mówiła spokojnie, ale większość umysłu poświęcała na analizowanie, czy Harry naprawdę dodał do jej umysłu strażnika. – Czy to wszystko? –

- Nie. Proszę cię, byś złożyła obietnicę, że nie powiesz Harremu o tym, czego się tu dowiedziałaś. – Dyrektor brzmiał teraz bardzo poważnie.

- Oczy...- Hermiona zamierzała skłamać, ale dostrzegła minimalny ruch dłoni Snapa. – Odmawiam. Mogę tylko powiedzieć, że zapomniał pan, że rozmawia z najinteligentniejszą czarownica swojego pokolenia. Złamanie magicznego kontraktu ma straszne konsekwencje, a tak łatwo jakiś zawrzeć, gdy ma się do czynienia z kimś, kto posługuje się magią bezróżdżkową. – Uśmiechnęła się widząc szok na twarzy dyrektora, a więc trafiła. – Do widzenia. –

***

Gdy wróciła do pokoju wspólnego, zbliżała się już północ i jedynymi, którzy na nią czekali był Ron i Ginny.

- Powiesz nam, co się działo? – Spytał Ron.

- Dumbledore chciał włamać się do mojego umysłu, by poszukać informacji o Harrym. Na szczęście Snape mnie ocalił i to dwukrotnie. Nakłamał dyrektorowi, że Harry postawił w mojej głowie strażnika, a potem ostrzegł mnie, przed niewerbalnym magicznym kontraktem. – Powiedziała Hermiona.

- Eee... Co? - Zapytał Weasley. - Nie kumam, przecież Harry siedział cały czas pod okiem dyrektora, jest jego ulubieńcem, a w ogóle to, czemu Snape ci pomógł? To co mówisz i tak potwierdza to co widać było przez wakacje i dziś. On zachowuje się jak dupek, a to, że Dumbledore chce się czegoś dowiedzieć to chyba normalne. Jakby tak przeszedł na drugą stronę, albo dał się opętać, to chyba lepiej powiedzieć dyrektorowi. -

- Ron, nie słyszałeś, jak mówiłam, że dyrektor chciał włamać się do mojego umysłu? - Zganiła go Hermiona. - Nie wiem, o co chodzi ze Snapem, ale domyślam się, że ma to związek, z obroną umysłu, Harrego. Powiedział, że Harry uwięził go i mógł tam torturować jego psychikę, przez dowolnie długi czas, a po prostu go wypuścił. Snape chyba poczuł, że jest mu coś winien. –

- Dobra, a powiedzmy ile tortur byś wytrzymała. Ile godzin, czy dni? – Głos Ginny, brzmiał dziwnie, był zamyślonym, odległy.

- O co ci chodzi? – Spytał Ron.

Zamiast jednak usłyszeć odpowiedź od siostry, przemówiła Hermiona.

- Ona sugeruje, że Harry mógł torturować Snapa, tak długo, aż ten się złamał. Wyprać mu mózg, by był mu posłuszny. – Tłumaczyła oschłym tonem. – Myślałam, że jesteś po stronie Harrego. – Dodała zwracając się do Ginny. – Podobno kochasz go od dnia, w którym go poznałaś. Zmienił się to fakt, stał się skryty i zimny. Pomyśl, jak on ma pokonać Voldemorta? Będąc miłym? –

Ginny oblała się rumieńcem, ale wstała by być na równi z Hermiona.

- To, że ma pokonać Voldemorta wiem lepiej od ciebie, to ja byłam w komnacie. – Wrzasnęła, ale jakby zdając sobie sprawę, gdzie jest dodała cichszym głosem. – Jestem za nim. Poszłam za nim do ministerstwa, gdzie omal nie zginęliśmy. Mimo to, gdy przyjdzie do walki, nie zawaham się i stanę ponownie naprzeciw śmierciożerców Voldemorta. Chyba, że on pozostanie dupkiem, albo tknie kogoś z mojej rodziny. Możesz mu powiedzieć, żeby nawet nie próbował takich sztuczek na nas. – Odwróciła się do niej plecami i odeszła do dormitorium nie dając szansy na odpowiedź.

Z drugiej strony jaka to mogła by być odpowiedź. „Harry miał rację.", „Przewidział, że tak postąpisz." Wszystkie bez sensu, ale może było trochę racji w tym, co mówiła Ginny. Poszli do ministerstwa, gdzie omal nie zginęli. Nie byli gotowi, nawet Harry nie mógł stawić czoła śmierciożercom, a w obronie wyprzedzał ich o kilka lat.

Teraz, sadząc po tym, co mówił Snape, co widziała w pociągu, co zaprezentował w czasie stawiania barier wokół swojego łóżka, poczynił olbrzymie postępy w ekstremalnie krótkim czasie.

A oni? Oni czekali, aż Harry ich czegoś nauczy, to nie jest dobra droga, bo on sam powiedział, że nie ma cierpliwości do głupców. Co jednak może zrobić sam? Potrzebuje ludzi, by walczyli u jego boku. Samemu szybko ulegnie liczebnej przewadze, nieważne jak dobry by był, a wtedy zabiją go, albo zaciągną przed Voldemorta.

- O co chodziło Ginny? – Zapytał Ron, wyrywając ją z zamyślenia.

- Nie teraz. – Odwarknęła siadając i wpatrując się w ogień.

Harry chce dać się złapać, a potem nakłonić Voldemorta, do wejścia w jego umysł i tam go zabić. Dlatego odpychał od siebie ludzi i zachowywał się jak dupek. Chciał sprawić, by wszyscy uwierzyli, w to, że rusza do walki sam, że nikt go nie popiera. Plan był niezły, ale zasadniczo wymagał, jednego elementu, na który nie mogła pozwolić. Harry zamierzał się poświęcić, jednocześnie tracąc wiarygodność i zostając, zapamiętanym jako zdrajca. Tak, zostanie to wykorzystane w grze o władze, po śmierci Czarnego Pana.

Rozejrzała się po pokoju wspólnym. Ron już wyszedł, najwyraźniej obrażony, ale to nie jej problem. Musi porozmawiać z Harrym, tylko że to chyba jest to, o czym mówił Remus. On także nie zgodziłby się na ten plan, więc to temu wymazał im wspomnienia. Co powstrzyma go o zrobienia tego ponownie? Jakieś zabezpieczenie, notatka do siebie samej, ale może odczytać jej myśli, a wtedy zniszczy notatkę. Albo weźmie ją po Imperio, jakby była za wścibska. Musi rozegrać to ostrożnie, ale musi się też pilnować przed dyrektorem.

Niepotrzebnie wygadała się, że Snape kłamał na temat strażnika w jej głowie. Ron tego nie skojarzy, ale Ginny na pewno tak, a jeśli dyrektor będzie chciał ich wykorzystać. Musi powiedzieć o tym Harremu, może naprawdę zrobiłby jej strażnika. Teraz wiedząc, o tym co on zamierza, miała do niego o wiele większe zaufanie. Nie bałaby się wpuścić go do głowy. Nawet gdyby miał zobaczyć, co ona czuje i myśli, gdy ją całuje.

Ponownie poczuła to ciepło rozchodzące się po całym ciele. Czy on w chwilach, gdy byli sami, próbował jej powiedzieć tymi pocałunkami coś więcej? Czy było to tylko zaspokajanie żądzy, przed śmiercią, coś jak ostatni posiłek? A może próbował, tylko ją odepchnąć, wystraszyć?

Uznała, że musi się przespać. Cicho weszła do swojego dormitorium, by nie obudzić koleżanek z roku. Zazdrościła im czasami spokojnego życia. Zabrała z kufra ubrania i udała się do łazienki, by wziąć prysznic.

***

Zamknęła za sobą drzwi i zdjęła szatę odkładając ją na półkę, to samo zrobiła z koszulą i spódnicą. Zdążyła rozpiąć stanik, gdy usłyszała cichy głos.

- Peleryny niewidki, powinny być zakazane. Nie sądzisz? –

Odwróciła się błyskawicznie zanim głos skończył mówić, w locie złapała różdżkę.

- Dręt... - Jej ciało zamarło, w pół wypadu do przodu, a głos utknął jej w gardle.

Patrzyła jak z fotela przed nią wznosi się Harry, już bez peleryny.

- Hmm... Świetny czas reakcji. Podoba mi się ta twoja cecha. Jesteś wojowniczką, jesteś dzika, śmiała. Nie pomyślałaś pewnie nawet, że jestem niegroźny, albo, żeby się zasłonić. – Mówił przyglądając się jej ciału. Skinął dłonią i jego ciało, zaczęło powoli okrążać jej. Czuła się naga i zdradzona, bo co innego pocałunki, a co innego to. – Zasadniczo musisz popracować nad szybszym myśleniem taktycznym, ale z drugiej strony, brak tego myślenia, zapewnia niesamowite wyniki. – Hermiona uświadomiła sobie, że stoi z szeroko rozstawionymi nogami, w pół wypadzie, więc nie dość, że jej stanik, był już odpięty i ledwo, co zasłaniał piersi, to jeszcze sadząc po odległości mówiącego, Harry stał za nią i gapił się na jej wypięty tyłek.

Poczuła jak zbliża się do niej od tyłu, jego szata prześlizgnęła się, po jej łydce, a jedna z dłoni pogładziła delikatnie bok.

- Gdybym tylko był sprawny, moglibyśmy lepiej wykorzystać ten czas, Hermiono. – Wyszeptał do jej ucha, gdy obie dłonie znalazły się na jej boku, tuż obok piersi.

Dziewczyna miała ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. To nie mogło mieć miejsca, to nie Harry, którego znała. Właśnie uświadomiła sobie, że wszyscy na około mieli racje, a ona się łudziła.

W tej samej chwili, poczuła, jak chwyta zapięcia jej stanika i zapina go na jej plecach.

- Nie skrzywdzę cię, Hermiono. – Powiedział nadal tym samym szeptem. – Nie wezmę nic, czego mi nie dasz. – Dodał odsuwając się.

- Ale pupę masz niesamowitą, najlepsza jaka widziałem o tej pory. – Powiedział, gdy był już ponownie przed nią. Wyjął z kieszeni niewielką fiolkę i wyczarował do niej małą torebkę, podobną do tych, w jakich mugole wręczają sobie prezenty. Całość zawiesił, na jej wyciągniętej różdżce.

- Zaklęcie paraliżujące zniknie za jakieś dwadzieścia minut. Ból łydek nauczy Cię myśleć zanim zaczniesz działać. Odruchy Gryfonów, są bardzo niebezpieczne. – Powiedział z półuśmiechem. – W prezencie masz eliksir, który pozwoli ci przypomnieć sobie całą naszą rozmowę, z mojego dormitorium. Dobrej nocy. – Zakończył, po czym przywołał do siebie pelerynę i wyleciał przez drzwi. Zanim te jednak się zamknęły, poczuła jak coś miękkiego, co potem, gdy mogła się poruszyć okazało się szlafrokiem, opadło na jej ramiona. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro