Rozdział 15
~Bellamy~
Tydzień temu odbyła się ta niezwykła i niezapomniana impreza. Od tego czasu praktycznie mijałem się z moimi przyjaciółmi, z Clarke spotkałem się tylko dwa razy, nie wspominała mi o niczym. A kiedy znalazłem już chwilę spokoju i przysiadłem się do całej reszty w stołówce, dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy.
-Blake! -Murphy klepnął mnie w plecy, gdy tylko usiadłem. -Wiedziałeś, że Clarke ma chłopaka?
Na moment zastygłem. Nie byłem pewien, czy powiedziała im o nas, a oni postanowili zabawić się mną i moją niewiedzą o tym, czy też sami sobie coś ubzdurali. Spojrzałem na blondynkę, wyglądała jakby siłą wyciągnęli z niej tą informacje.
-Doprawdy? -Wziąłem łyk wody, starałem się brzmieć jak najbardziej obojętnie. Nie jestem pewien czy wyszło.
-To nic wielkiego. -Machnęła ręką.
-Przyłapałem ją wczoraj, jak szła naszym korytarzem. Co jest dość ciekawe, bo jej pokój jest zupełnie gdzieś indziej. -Brunet sugestywnie poruszył prawą brwią w stronę niebieskookiej.
-Kiedy go poznamy? -Wtrąciła się Octavia.
-Mówiłam już. To nic poważnego...
-Podobno poznali się na tej imprezie. -Raven wyglądała na najbardziej podekscytowaną ze wszystkich obecnych.
Zastawiałem się, czy rzeczywiście kogoś poznała, czy to nadal była rozmowa o mnie. Z jej oczu udało mi się wyczytać, że chodzi o to drugie. Kiedy zauważyła, że chcę się odezwać, nieco się uspokoiła, najwyraźniej miała nadzieję na coś w stylu ,,Dajcie spokój, to jej sprawa"...
-Skoro to nic poważnego, to czemu z nim sypiasz? -Moja siostra mnie uprzedziła.
To co powiedziała, natchnęło mnie do ciekawszego rozwinięcia tej rozmowy.
-Może i z nim sypiam, jednak na razie nie chcemy się tym z nikim dzielić. Razem ustaliliśmy, że to za wcześnie.
-Skoro nie znamy jego tożsamości... -Zacząłem. -To może nam powiesz, czy jest dobry w łóżku? -Uśmiechnąłem się sugestywnie w jej stronę.
-Oooo! To bardzo dobre pytanie! -Mechanik rozentuzjazmowała się jeszcze bardziej.
Clarke wpatrywała się we mnie ze wściekłością, jej wzrok był tak lodowaty, że na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Jednak byłem ciekawy co odpowie, jak z tego wybrnie.
~Clarke~
Bywały takie sytuacje, w których żałowałam, że mój wzrok nie może zabijać. Rozmowa o moim chłopaku była właśnie jedną z nich. Miałam ochotę palnąć Bella w łeb, najwyraźniej karał mnie za to, jak śmiałam się z jego ostatniego występu.
,,Już nigdy więcej tego nie rób Clarke... Pamiętaj! Karma zawsze wraca."
Moją odpowiedzią na jego pytanie był twierdzący ruch głowy. Brunet uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyglądał na naprawdę dumnego.
-Jak bardzo dobry? -Zapytała podekscytowana Octavia.
-Najlepszy ze wszystkich, z którymi byłaś? -Brat poszedł w jej ślady i po raz kolejny zadał niewygodne pytanie.
-Pozwolicie, że uszanuje prywatność mojego chłopaka. -Starałam się jakoś wybronić, ale on oczywiście musiał brnąć w to dalej. Coraz bardziej miałam ochotę mu przywalić.
-Wiesz... -Chłopak podrapał się po brodzie. -Gdybym to ja dowiedział się, że byłem najlepszy ze wszystkich zrobiłbym coś takiego.
Nastąpiło coś, czego nie mogłam się spodziewać, nikt nie mógł. Bellamy wysunął się razem z krzesłem i błyskawicznie wskoczył na stół. Wszyscy zastygli w bezruchu, najwyraźniej byli tak samo zdziwieni tą sytuacją co ja. Nim któreś z nas zdążyło zareagować, Bellamy wyciągnął ręce przed siebie i zaczął tańczyć. Chwile to zajęło, jednak koniec końców, wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy, poza mną, nie widziałam w tym nic zabawnego. Bellamy zachowywał się jak dwuletni bachor, jeżeli to był jedyny sposób, żeby przekazać mi jak bardzo się cieszy, że go pochwaliłam, to wolałabym już żyć w niewiedzy. Naprawdę.
-Jesteście żałośni, wszyscy! A ty... -Wskazałam palcem bruneta, który nadal stał na stole. -...Najbardziej!
-Daj spokój Clarke! -Machnął ręką i ponownie zajął swoje miejsce na krześle. -To był tylko żart. Chociaż w sumie, wszystko mówiłem całkiem na serio. -Uśmiechnął się głupkowato w moją stronę.
Miałam już tego dość, ale on najwyraźniej tego nie dostrzegał. Nadal się śmiał, razem z resztą. Stwierdziłam, że dłuższe przebywanie w tym towarzystwie, nie ma najmniejszego sensu. Zresztą... I tak byłam już po kolacji, postanowiłam położyć się spać nieco wcześniej, niż miałam to w zwyczaju. Wszyscy byli tak zajęci rozmową, że nawet nie zauważyli, że postanowiłam ich opuścić. I w sumie dobrze, przynajmniej nie będą mnie na siłę zatrzymywać przy pomocy swoich, kompletnie zbędnych, docinek.
***
Byłam już przebrana w oliwkowy podkoszulek na ramiączkach i krótkie, dresowe spodenki. Właśnie miałam zamiar zanurzyć się w białej pościeli i zasnąć. Jednak nie... Ktoś musiał zapukać. Oczywiście domyślałam się, kto.
-Czego chcesz? -Zlustrowałam go od góry do dołu.
-Przyszedłem porozmawiać. -Wepchnął się przez uchylone drzwi do środka.
-Niebywałe! Teraz chcesz mnie przepraszać?! -Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę łóżka, na którym usiadł.
-Przepraszać? A niby za co? -Wyglądał, jakby na serio nie wiedział, o co może mi chodzić. -Chciałem tylko zapytać, czemu wybiegłaś stamtąd, jak jakaś poparzona...
-Czyli jednak ktoś to zauważył... Miło. -Prychnęłam.
-Naprawdę jesteś zła o taką drobnostkę? Przecież nic się nie stało.
-Nie? A zapomniałeś już o tym? -W tym momencie wyciągnęłam ręce przed siebie i zaczęłam naśladować jego ruchy sprzed kilkunastu minut.
Chłopak tylko się zaśmiał.
-Wiesz... -Wstał i podszedł do mnie. -...Nie potrafię pojąć, jak takie coś mogło cię zdenerwować, przecież to ja zrobiłem z siebie idiotę.
-Tak, ale moim kosztem, a to, że lubisz się popisywać to już nie moja sprawa.
Z każdą chwilą był coraz bliże, ja natomiast poczułam, jak mimowolnie się uśmiecham. Istniały naprawdę małe szansę, że tego nie zauważył, jednak i tak postanowiłam oderwać od niego wzrok i spojrzeć na ścianę. Nachylił się nade mną i powoli wyszeptał mi do ucha:
-A teraz mi powiedz, byłem najlepszy ze wszystkich?
Złapałam pasemko włosów i zakryłam nim usta, sama nie wiem, po co. Spojrzałam na niego ukradkiem, nadal wpatrując się w lewą ścianę. Lekko potrząsnęłam głową w sposób twierdzący.
-Skoro tak... -Jego dłonie wylądowały na moich biodrach. -To może powinniśmy to jakoś uczcić?
-Myślisz, że tak łatwo ci wybaczę ten dziwny pokaz?
-Tak właśnie myślę. Zresztą... -Dłonie zaczęły wędrować coraz niżej, aż wylądowały na pośladkach. -... Możesz uznać to za przeprosiny.
Pocałował mnie w zagłębienie na szyi. Mimowolnie wydałam z siebie jęk. Szybko złapałam za brzeg jego koszulki i błyskawicznie ją ściągnęłam.
-Uznam to za zgodę.
Nim zdążyłam się obejrzeć, złapał mnie za ramiona i odwrócił w stronę łóżka. Postanowiłam się nie cackać i kiedy tylko oderwaliśmy się od siebie, w celu złapania oddechu po ciągłych pocałunkach, dwoma ruchami zdjęłam całe swoje ubranie. Usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie. Zaczął całować moje piersi, znowu jęknęłam. Szybko złapałam go za szyję i usiadłam na nim okrakiem. Kiedy tylko się ode mnie odsunął zaczęłam delikatnie przejeżdżać ustami po jego torsie. Położył się, a jego ręce ponownie wylądowały na moim tyle. Jedną dłoń zanurzyłam w jego lokach, a drugą odpięłam rozporek od jego spodni. Tym razem to on jęknął. Przerzucił mnie na bok, wstał i pozbył się dolnych ubrań. Odsunął pościel tak, żebym się pod nią wsunęła. Kiedy to zrobiłam, on położył się na mnie. Przykrył nas okryciem i przeszliśmy do rzeczy.
~Bellamy~
Zostało mi tylko ubranie koszulki, która leżała gdzieś w kącie pokoju. Clarke dokładnie mi się przyglądała. Nadal nie byłem w stanie pojąć, że wkurzyła się o taką pierdołę.
-Bellamy, poczekaj... -Usłyszałem, kiedy moja ręka wylądowała na metalowej klamce.
Dziewczyna podeszła do mnie, owinięta w koc, po czym złożyła delikatny, jednak dość głęboki, pocałunek na moich ustach.
-Przeprosiny przyjęte. -Szepnęła.
Kiwnąłem głową i jak najciszej otworzyłem drzwi, znajdujące się przede mną.
***
Właśnie przechadzałem się korytarzem, czyli nic nowego, jeżeli chodzi o moje codzienne obowiązki. Nagle moim oczom ukazał się Jasper z wiadrem i mopem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kiedy mijałem go tutaj godzinę temu robił to samo, co teraz. Uporczywie szorował czerwoną plamę.
-Komu przyszło do głowy, żeby rozlać tu sok pomidorowy?! -Odezwał się dopiero, kiedy podszedłem bliżej.
-Wiesz... -Wlepiłem wzrok w ciemną, niemal bordową wyschniętą kałuże. -Zazwyczaj ludzie nie mają wpływu na to, kiedy coś im się wyleje.
-A mogliby! Wystarczy tylko uważniej chodzić.
-I kto to mówi. -Zaśmiałem się pod nosem. -Zresztą... To mi nie wygląda na sok.
W tym momencie doszło do mnie, co to naprawdę może być. Zastygłem w bezruchu. Jasper jeszcze chwilę wpatrywał się, to we mnie, to w podłogę. Jednak po chwili spoważniał, a jego oczy omal nie wyszły z orbit. To był znak, że dotarła do niego informacja, że patrzymy na plamę krwi.
-Czyje to? -Spytał wyraźnie przerażony.
-Dobre pytanie. To ty tu jesteś detektywem. -Przykucnąłem, żeby dokładniej się wszystkiemu przyjrzeć.
-Chyba jednak rezygnuje... -Brunet zdecydowanie pobladł i wypuścił mop z ręki, robiąc przy tym niemały hałas.
-Wiesz, kiedy to się tutaj pojawiło?
-Przyszedłem tu o 11 i było czysto. Potem wróciłem o 14 i proszę... Kogoś zabili! -Chłopak w dramatycznym geście złapał się za głowę.
-Sprzątałeś wszystkie te korytarze? -Zapytałem, unosząc się z klęczek.
-Poza tym. -Wskazał lewą odnogę, gdzie znajdowały się łazienki. -Najgorsze zawsze zostawiam na koniec.
-Zostań tu. -Klepnąłem go w ramię i ruszyłem we wskazanym przez niego kierunku.
Zza pasa wyciągnąłem pistolet, jednocześnie rozważnie stawiając kolejne kroki w przód. Nie miałem pojęcia, co może mnie tam czekać. Rozejrzałem się dookoła, a na podłodze dostrzegłem kolejne, nieco mniejsze od poprzedniczki, plamki. Widziałem, że prowadzą do jednej z kabin. Zbliżyłem się do niej, gdzie usłyszałem cichy płacz. Delikatnie pchnąłem ciemnozielone drzwiczki do przodu.
~Clarke~
Właśnie zmierzałam w stronę skrzydła szpitalnego, przy okazji przeglądając akta jednego z pacjentów mojej matki. Piskliwi krzyk wyrwał mnie z zamyślenia i zmusił, do wystawienia nosa zza pliku pożółkłych kartek.
-Uwaga! -Ręka Jaspera wysunęła się w moją stronę. -To miejsce zbrodni.
-Daj spokój, Jasper... -Westchnęłam. Jego głupkowate zabawy w detektywa już mnie irytowały. -Co znowu?
W milczeniu wskazał mi plamę na podłodze. Oniemiałam.
-Jesteś pewien, że to krew?
-Też na początku myślałem, że to sok pomidorowy. -Pokiwał głową, jednocześnie patrząc na zabrudzenie. -Ale twój chłoptaś otworzył mi oczy.
-Bellamy to widział? Gdzie jest? -Spytałam spanikowana.
-Poszedł tam. -Wskazał jeden z korytarzy. -Podejrzewa, że cokolwiek zostawiło ten ślad, poszło właśnie tam.
W ciągu jednej chwili oniemiałam, w strachu, że coś może mu się stać. Nie myśląc dłużej, położyłam wszelkie notatki na podłodze i ruszyłam w stronę łazienki.
------------------------------------------------------
Dzień dobry!
Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że kiedy ostatnim razem zaszła tu jakaś poważna akcja, to okazało się, że to Jaha... Przysięgam, że tym razem on nie ma z tym nic wspólnego xD
Mam nadzieję, że się podobało! <3
P.S. (Miałam to napisać już dawno, ale to oczywiście ja xD) Dwa rozdziały temu pojawił się tutaj nasz cudowny Roan, a to wszystko dzięki Dominice i Klaudii (ta druga nawet napisała przemowę Jahy), a ja oczywiście zapomniałam o tym wspomnieć w odpowiednim momencie, więc robię to teraz XDD Dziękuje <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro