Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


~Bellamy~

Właśnie zabierałem się za rozpakowywanie bagażu, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Byłem tym faktem porządnie zdziwiony, wszyscy raczej po prostu wchodzili do mojego pokoju bez zbędnych grzeczności. Podszedłem, żeby otworzyć, ujrzałem pijanego Jaspera.

-Bellamy! -Rzucił się na mnie. -Chłopie, jak mi ciebie brakowało...

-Po co przyszedłeś? -Zapytałem, odpychając go od siebie.

-Porozmawiać... Wiesz, o życiu... -Zaczął rozglądać się po suficie i nieświadomie usiadł na łóżku.

-Jestem zajęty, możemy pogadać rano?

-Rano już nie będę miął weny...

-A po co ci wena?

Jasper wykonał gest niczym średniowieczny grajek, domyśliłem się, że zamierza śpiewać.

-Jasper proszę, oszczędź mi tego.

Chłopak wydał z siebie pisk, po czym głośno zakaszlał.

-Powinieneś iść spać.

-O Mój Boże! -Wykrzyknął i wskazał palcem moje krzesło. -Czy to są damskie majtki?

Miałem wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu, musiała je przez przypadek zostawić jeszcze przed wyjazdem, bo nawet nie otworzyłem plecaka.

-Tak... Yyyy... To moje. -Nie byłem pewien dlaczego to powiedziałem.

-Serio? -Jasper podszedł do krzesła, wziął je na palec i omal nie włożył mi w oko. -Myślałem, że jakaś dziewczyna je zostawiła.

,,Rzeczywiście... To byłaby lepsza wymówka".

-Chyba musisz już iść...

-Stary... -Chłopak złapał mnie za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. -Pamiętaj, że czegokolwiek byś nie robił i kimkolwiek byś nie był... Jestem z tobą i to zaakceptuje, reszta na pewno też. Jeżeli chcesz nosić damską bieliznę... Mi to nie przeszkadza.

-Dobranoc Jasper! -Wypchnąłem chłopaka za drzwi.

Nasz sekret wiele mnie kosztował, nie podobało mi się to... Usiadłem na łóżku i spojrzałem na torbę, było już późno, ja byłem cholernie zmęczony, na dodatek Jasper odebrał mi przed chwilą ostatnie chęci do życia. Zdjąłem buty i kurtkę, po czym zapadłem w głęboki sen.

***

Wracałem właśnie z lekcji strzelania, ustaliliśmy z Lincolnem, że będziemy prowadzić zajęcia na zmianę, więc jutrzejszy dzień miałem cały wolny, poza jednym patrolem. Nie zdążyłem rano zjeść śniadania, więc skierowałem się od razu do stołówki, licząc na to, że nikogo tam nie będzie. Jak bardzo się myliłem...

-Kiedy tu nie przyjdę, zawsze tu jesteś... Mieszkasz tu Jasper? -Rzuciłem z przekąsem.

-Ty się lepiej pilnuj Blake... Dużo o tobie wiem...

-Na przykład co? -Usłyszałem głos Clarke, która właśnie się do nas przysiadła.

-Wierz mi... Nie chcesz wiedzieć.

-Też nie chciałem... ale pamiętaj, ja zawsze będę z tobą! -Chłopak poklepał mnie po ramieniu.

Nim zdążyłem się obejrzeć w stołówce zrobił się ogromny tłok. Nie byłem pewien czy aż tak długo jadłem, że zrobiła się już pora obiadu, czy ci wszyscy ludzie wzięli się znikąd. Raven podeszła do stolika i zaczęła nam wszystko tłumaczyć.

-Jaha właśnie wrócił i przywiózł trochę nowych ubrań, będzie je rozdawał za darmo.

-To dobrze. -Clarke wstała od stołu.

-A co Clarke... Zgubiłaś gdzieś majtki?

Moje ciało zlał zimny pot, jeżeli odpowie twierdząco, nawet żartem, Jasper połączy wszystkie fakty i się domyśli...

-Żebyś wiedział... Raven? Nie zabrałaś ich może przez przypadek? Takie różowe...

Oczy chłopaka omal nie wyszły z orbit, spojrzał w moją stronę i otworzył szeroko usta.

~Clarke~

Miałam już ruszyć w stronę prowizorycznego stoiska, które rozstawił Jaha, kiedy usłyszałam przerażony głos Bella.

-Musimy poważnie porozmawiać Jasper... Clarke, pozwolisz z nami?

Zastanawiałam się, o czym będą rozmawiać, że jestem im do tego potrzebna. Odwróciłam się w ich stronę i dostrzegłam przerażonego Bellamy'ego z bladą twarzą, przytrzymującego chłopaka za obie ręce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, o co może chodzić, szczególnie jak Jasper zaczął wskazywać na nas oboje palcem z przerażeniem na twarzy.

Moje oczy zrobiły się chyba trzy razy większe, podbiegłam w ich stronę i razem oddaliliśmy się w stronę mojego pokoju. Jasper miał ochotę po drodze coś wykrzyknąć, ale Bell zasłonił mu usta. Otworzyłam drzwi i puściłam ich przodem, chłopak wyszarpał się z uścisku Bella i upadł na łóżko, ja szybko zamknęłam drzwi.

-Czemu u niego w pokoju były twoje majtki?!

-Jasper, spokojnie... -Podeszłam bliżej niego.

-Jak mam niby być spokojny?! -Wyrzucił ręce w górę. -Ukradłeś jej majtki? -Zwrócił się do Bella.

-To nie tak... Uspokój się... Chodzi o to, że... My... -Nie byłam pewna jak to powiedzieć, język mi się plątał.

-Jesteśmy razem. -Dokończył krótko brunet.

-Ale... Co? Jak? Kiedy? Ile? Po co?

-Przykro nam, że dowiadujesz się w taki sposób. - Usiadłam obok niego. -Ale to na prawdę nie jest nic wielkiego... Nie możesz nikomu powiedzieć.

-Ale to jest coś wielkiego, wręcz ogromnego! -Chłopak szybko wstał. -Muszę komuś powiedzieć.

Bellamy szybko złapał go za ramię i posadził z powrotem na łóżku.

-Nie chcemy się na razie tym z nikim dzielić... Obiecaj nam, że nikomu nie powiesz.

Jasper chwilę się zastanawiał, patrzył raz na mnie, raz na Bella, ale w końcu się zdecydował.

-Dobra... Niech wam będzie.

-Dziękuje. -Położyłam rękę na jego ramieniu. -Naprawdę, jesteśmy ci wdzięczni.

-Jak dobrze, że się tak złożyło. Już się bałem, że nasz książę naprawdę nosi damską bieliznę.

Spojrzałam zdziwiona na Bellamy'ego, a on tylko przewrócił oczami. Zapadła niezręczna cisza.

-Okej. -Chciałam przerwać milczenie bo doprowadzało mnie powoli do szału. -Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, możemy już iść.

Całą tróją wstaliśmy z łóżka i podeszliśmy do drzwi, Bell pocałował mnie w czubek głowy.

-Wy naprawdę TO robicie?

-Pan przodem. -Brunet niemal wypchnął go na korytarz.

*6 godzin później*

Patrzyłam jak śpi. Lubiłam to robić, leżeć obok niego, głaskać go po głowie, wdychać jego zapach i patrzeć jak śpi. Niestety, drzwi w Arkadii nie miały zamków na klucz, więc musiałam zacząć zbierać. Miałam zamiar wstać, ale Bellamy przycisnął mnie swoją ręką z powrotem do materaca.

-Jeszcze moment... -Wyszeptał z zamkniętymi oczami.

-A co ten moment dla ciebie zmieni, skoro i tak śpisz?

Chłopak otworzył oczy i przyciągnął mnie bliżej siebie, zaczęliśmy się całować i powoli przechodzić do innych rzeczy, kiedy usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi.

-Bellamy, nie zostawiłem może u ciebie moich... Boże Clarke! Zasłoń się na litość boską!

-Jeszcze nie nauczyłeś się pukać?! -Chłopak zakrył mnie kocem.

Nastała kolejna długa chwila milczenia. Bellamy spojrzał wymownie na Jaspera, ale ten nie domyślił się, o co może chodzić. Dalej tam stał, przy otwartych na oścież drzwiach, i patrzył w sufit.

-Jasper...

-Ja... Tak?

-To jest właśnie ten moment, kiedy wychodzisz. -Głos bruneta brzmiał bardzo poważnie.

Jasper dał znać kiwnięciem głowy, że rozumie i wyszedł.

-Chyba powinnam się zbierać. -Powiedziałam z uśmiechem. -Mamy szczęście, że to był tylko on.

-Nie podoba mi się to.

-Bellamy...

-Co?

-Już o tym rozmawialiśmy. Ustaliliśmy wspólnie, że jeszcze za wcześnie.

-Wiem.

Chłopak zmierzył mnie od stóp do głów, byłam już ubrana, najwyraźniej dalej dziwiło go to, że robię to tak szybko.

-Dobranoc skarbie. -Pochyliłam się i cmoknęłam w policzek.

-Dobranoc księżniczko.

Uśmiechnęłam się zamykając za sobą drzwi. Skierowałam się w lewo, do mojego pokoju i prawie wpadłam na Jaspera.

-Szybka jesteś. -Przyznał z uznaniem.

-Dalej tu stoisz?

-Tak w razie, jakby ktoś inny chciał was, znaczy jego, odwiedzić.

-Jasper...

-No co? Ratuje wam tyłek. Powinnaś być wdzięczna. Powiedzieć coś w stylu... No nie wiem... ,,Dziękuję ci Jasper, że dochowujesz godnie naszej tajemnicy i ratujesz nam tyłek...".

Pokiwałam z politowaniem głową i ruszyłam w swoją stronę. Chłopak dalej tam stał.

***

Sytuacja pomiędzy mną, a moją matką nadal się nie ustabilizowała. Miałam wrażenie, że wszystkie te bezsensowne obowiązki są tylko po to, żeby jeszcze bardziej mi dopiec. Nie miałam nawet przerwy, żeby wyjść na obiad, na całe szczęście, w porze kolacji nie było jej w szpitalu, więc udało mi się wymknąć. Przy stole został tylko Bellamy i Monty.

-Wow, Clarke! Myślałem, że umarłaś. -Monty był wyraźnie zdziwiony moim widokiem.

-Jeszcze nie... Z naciskiem na ,,jeszcze". -Przyznałam wściekle.

-Co się stało? -W głosie Bella można było usłyszeć troskę, uwielbiałam w nim to.

-Jak to, co się stało? Moja matka się stała! Mam jej dosyć!

-Ej, spokojnie. Spróbuj z nią porozmawiać.

Monty milczał.

-Ja nie zacznę! To ona powinna.

-Jak to tak dalej będzie wyglądać, to nigdy się nie skończy...

-Nie zacznę pierwsza rozmowy, bo jej właśnie o to chodzi.

-Już raz dopięłaś swego, może teraz czas na nią...

-Tak łatwo nie dam za wygraną. -Przerwałam mu. -Ona pierwsza się złamie.

-Ja bym posłuchał Bellamy'ego, ale to w sumie nie moja sprawa, więc...

Resztę posiłku spędziliśmy na gadaniu o jakiś mało ważnych drobiazgach, Monty wyszedł pierwszy, zostawiając nas samych w ogromnej pustej sali.

-Wiesz, że Jasper czatował przy twoich drzwiach w nocy?

-Wiedziałem, że to się źle skończy... -Urwał w połowie zdania.

Coś nas zaślepiło, jakby blask flesza. Automatycznie złapałam Bella za rękę. Błysnęło jeszcze raz.

-Kurde... Chyba za mocno to ustawiłem....

-Jaha?! -Wykrzyczałam.

-Co ty odpierdalasz, jeżeli można wiedzieć?! -Takiego wściekłego głosu Bellamy'ego jeszcze nie słyszałam.

-Otóż już wam mówię. -Nie był ani trochę zmieszany. -Znalazłem stary aparat i postanowiłem zrobić zdjęcia naszym mieszkańcom, podczas ich życia codziennego. Kiedym ja was zauważył, ja żem postanowił was uwiecznić. Na wasze nieszczęście, zdjęcie na którym trzymacie się za ręce wyszło najlepiej.

Bellamy zacisnął pięść, wyrwał się z uścisku mojej ręki i ruszył w stronę mężczyzny. Jaha jednak niemal natychmiast, ulotnił się ze stołówki, zanim chłopak się w ogóle do niego jakkolwiek zbliżył.

-Idiota. -Podsumował krótko.

Bellamy wręcz gotował się ze złości, przez moment nawet się go wystraszyłam. Korzystając z okazji, że znowu zostaliśmy sami, podeszłam do niego, złapałam jego twarz w ręce i pocałowałam w czoło.

-Ejej, spójrz na mnie. Spokojnie, to nic takiego.

-Wiem, ja po prostu...

-Już późno, chodźmy odpocząć.

Jego wyraz twarzy automatycznie się zmienił, natychmiast się uśmiechnął i ruszył w kierunku wyjścia. Poszłam za nim, jednak w bezpiecznych odstępach, żeby nikt się niczego nie domyślił. Na całe szczęście i tak nikogo nie spotkaliśmy po drodze.

~Bellamy~

Byłem w niemałym szoku, kiedy zdałem sobie sprawę, że Clarke tak po prostu zasnęła. Zdarzało się jej to tylko, jak byliśmy u niej, nigdy u mnie. Teoretycznie powinienem ją obudzić, ale nie chciałem tego. Wolałem patrzeć jak śpi, wyglądała wtedy tak niewinnie. Odgarnąłem kosmyk włosów, który opadał jej na policzek i utkwiłem swój wzrok w jej jasnoróżowych ustach. Patrzyłem na nie tak długo, aż nie popadłem w głęboki sen.

***

Obudziłem się około siódmej rano. Dziewczyna nadal leżała wtulona w mój bok, z nogą założoną na mojej. Wybudziła się, kiedy pocałowałem ją w czubek głowy.

-Hmmm? Bellamy, zgaś to światło! -Zasłoniła oczy ręką.

-Choćbym chciał, to nie mogę.

-Czemu niby? -Spojrzała na mnie spode ręki z wkurzoną miną.

-Bo to nie światło tylko słońce. Trochę zaspałaś skarbie.

Dziewczyna szybko się podniosła i szeroko otworzyła oczy pomimo tego, że zaledwie dwie sekundy temu wyglądała na totalnie niezdatną do robienia czegokolwiek. Wyszukała wzrokiem swoje ubranie i już miała wstawać, ale złapałem ją w talii i położyłem z powrotem na łóżku.

-Bellamy! Puszczaj! -Rzucała się na boki i machała rękami niczym wywrócony na plecy owad.

-Bellamy! Przestań! -Krzyknąłem, naśladując jej piskliwy głosik.

-Mówię poważnie!

-Jak zawsze księżniczko. -Puściłem ją.

Dziewczyna z powrotem usiadła, spojrzała na mnie gniewnie i obejrzała się za siebie. Wiedziałem, co kombinuje, ale niestety ona była szybsza. Złapała leżącą na łóżku poduszkę i przywaliła mi nią prosto w twarz.

-Masz za swoje! -Tryumfalnie uniosła głowę.

-Nie myśl, że to koniec. -Podniosłem poduszkę i rzuciłem w jej stronę. Ona jednak zdążyła się uchylić.

-Masz kiepskiego cela Blake. Nie dziwię się, że tak wolno idzie ci nauczanie innych.

-Z tobą poszło mi szybko.

-Bo ja mam do tego talent.

Prychnąłem w odpowiedzi.

-Co to miało znaczyć? No już, tłumacz się Blake! -Znowu rzuciła we mnie poduszką, jednak tym razem byłem szybszy i zdążyłem ją złapać.

-Nic nie miało znaczyć, Griffin! -Odbiłem piłeczkę, irytowało mnie, kiedy zwracała się do mnie po nazwisku.

Sięgnęła po swoją koszulkę i resztę ubrań. Zrobiłem to samo, pomimo że miałem mniej do ubierania niż ona, blondynka po raz kolejny okazała się szybsza.

-Musisz mi zdradzić, jak to robisz.

-To kiedy indziej kochanie. -Cmoknęła mnie w usta i wyszła.

Zmieniłem koszulkę, żeby trzeci dzień nie chodzić w tej samej, i udałem się na śniadanie. Przy naszym stole siedziała już Harper, Raven i Clarke. Znowu mnie wyprzedziła, jeszcze po drodze zdążyła się przebrać. Dosiadłem się i miałem zamiar zapytać o temat rozmowy, jednak ktoś, po raz kolejny dzisiaj, mnie wyprzedził.

-Bellamy! Ty będziesz wiedział! -Krzyknęła entuzjastycznie Harper.

-Co? -Spytałem zaskoczony.

Raven odwróciła głowę. Już wiedziałem, że chodzi o nią i Murphy'ego.

-Czy Murphy'emu podoba się Raven?

-A skąd ja mam to wiedzieć? Nie siedzę w jego głowie.

-Jasper mówił, że faceci to widzą...

-Jasper gada głupoty. -Przerwałem.

-Powiedział na przykład, że tobie podoba się Clarke i dostrzegł to w twoich oczach.

-I dalej mu wierzysz? -Byłem wściekły. Lepiej dla niego, żeby nie zbliżał się do mnie przez najbliższe 10 lat.

Clarke milczała, ale widziałem po jej minie, że czuję się niezręcznie. Co miałem powiedzieć? Że mi się nie podoba? Skłamać i na dodatek narazić się na jej złość? Jednak, gdybym się przyznał, byłoby jeszcze bardziej niezręcznie dla nas obojga.

-Sama nie wiem, czy mu wierzyć... podoba ci się Clarke?

,,Oczywiście, to pytanie musiało paść, bo jakby inaczej".

----------------------------------------------

Jak widzicie, trochę się nam wszystko skomplikowało. A w następnym rozdziale scena, na którą tak czekasz Domi (wiem, że to czytasz xd) Mam nadziej, że się podobało <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro