Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Weźmiemy się za pewne zmiany

Słówko od Dolly~

Ten rozdział Wam się spodoba :3 Jest DUŻO nawiązań, DUŻO akcji... Starałam się zamieścić większość ostatnich wydarzeń z serwera, o niektórych wspominam, o innych ciut się rozpisuję... Ale przede wszystkim, dowiecie się czegoś... interesującego ;>

Szefie, jeśli zdarzy Ci się to czytać - wybacz xDD Mam nadzieję, że nie zabijesz mnie za bardzo xD

No, to do lektury! :3

---

Nie mogłam na TO pozwolić. Musiałam coś z TYM zrobić. TO już wychodziło poza wszelkie granice, nie dawało mi spać po nocach (i nie, nie mówię tu o Geralcie, on sobie śpi jak aniołek. Kochane dziecko). W każdym razie, trzeba było się w końcu za TO wziąć.

Z wyrazem determinacji wymalowanym na mojej twarzy, przypominając nieco Frisk w kasku z kamieniami nieskończoności, otworzyłam z buta drzwi do gabinetu szefa. Po roku znajomości takie wejścia już niezbyt go dziwiły. Ostatnimi czasy nawet przestał się wzdrygać z zaskoczeniem.

- SZEFIE, SPRAWA! - krzyknęłam, zmierzając w stronę jego biurka.

Caton podniósł wzrok znad ekranu komputera, kliknął myszką jakieś dziesięć razy i odwrócił się w moją stronę.

- Co się stało? - zapytał nieco zaniepokojony. - Właśnie zapoznawałem się bliżej z żółtym naleśnikiem i czerwonym pomidorem...

Założyłam mu na głowę kask. Nie, nie swój, mi kamienie nieskończoności przydadzą się bardziej przy organizacji - a szefowanie szefa wymaga co najwyżej połowy z nich.

Wskazałam głową na młot pneumatyczny, który ze sobą przytachałam.

- To dla ciebie - powiedziałam.

- Mamy dzisiaj jakieś święto czy coś? Prima aprilis?... Czy ja o czymś nie wiem?...

Czułam, jak wzbiera we mnie fala oburzenia.

- Ależ oczywiście! Szefciu, remont generalny robimy, przebudowa, dobudowa, destrukcja, łapiesz bluesa?

Szef zamrugał razy trzy, podparł się ręką, podrapał ucho kostiumu i z pełnym zastanowienia wzrokiem począł wpatrywać się w ścianę gdzieś za mną.

To dobry znak.

- Ano doszły mnie słuchy, że ostatnimi czasy dzieje się dość sporo... Widziałem, że morderacja intensywnie planuje pewne... zmiany. Widziałem też akcję z zoo... Może zechcesz mi opowiedzieć o tym co nieco?

O bogowie.

- Long story short, Kiri był niemiły, paru jego ziomków też, a tak się niefajnie złożyło że akurat zwiedzałam sobie czaty i tak jakoś mnie tknęło, żeby zrobić śledztwo.

- Prawie jak detektyw Pikachu - mruknął Caton.

- Co?...

Nie dokończyłam jednak myśli. Nasze małe spotkanie zostało przerwane przez Analnego Bandytę, który pojawił się w drzwiach wejściowych. I, żeby dodać grozy sytuacji, człowiek ten niósł na rękach Geralta. Chwycił go pod pachę, ku mojemu najszczerszemu przerażeniu.

- Zabieram młodego do piwnicy! - oznajmił, po czym zniknął za drzwiami łączącymi gabinet szefa z tą MROCZNĄ częścią podziemnych korytarzy.

- CO TY ROBISZ, ZARAZ GO UPUŚCISZ! - krzyknęłam, ale drzwi się zatrzasnęły. Mały natomiast śmiał się radośnie niczym Obi, kiedy Eleven usiadł mu wreszcie na twarz (nie pytajcie, widziałam ten tekst podczas jednej z rozmów na artach).

Żeby było zabawniej, szefcio praktycznie umierał ze śmiechu. Westchnęłam. Jakoś nie widziało mi się ożywianie kolejnego trupa.

- Czy on powiedział, że zabiera go do piwnicy? - zapytał nieco zszokowany.

- Tak.

- Jak on to w ogóle...

- Magia - ucięłam krótko.

- Jak czarodziej... - stwierdził Caton. - Właściwie... To nie taki zły pomysł!

Już wiedziałam, z czym się to wiąże. Pstryknęłam palcami i od tej pory Analny Bandyta zmienił się w Analnego Czarodzieja. Super.

- Dobra dobra, szefie. Żarty na bok, musimy obgadać kilka ważnych spraw, więc słuchaj uważnie!

Wyjęłam spod kasku listę rzeczy, które wymagały omówienia. Rolka papieru rozwinęła się, dotykając końcem podłogi. Widząc zgrozę malującą się na obliczu szefa, pokazałam mu, że owszem, lista jest nieco przydługawa i ma jakieś dziesięć pozycji, ale te dodatkowe centymetry przedłużające arkusz były tylko dla efektu.

- Po pierwsze... - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk telefonu.

Caton bardzo powoli sięgnął po komórkę, uśmiechnął się szeroko i odebrał.

- No co tam, Dave?... Aaaaa, mówisz, że napędziłeś nowego remnantu, i nie masz nikogo do spróbowania?...

Przewróciłam oczyma. Rany, Dave działał mi na nerwy - albo włóczył się po serwerze bez celu nie zamieniając z nikim słowa, albo pędził bimber. Znaczy, remnant.

- Zostaw mi tę listę, Dolly - powiedział Caton. - Przejrzę ją sobie. Ale właściwie jest jedna sprawa, o której możemy pogadać już teraz...

- Jaka? - zapytałam z zaciekawieniem.

- Cóż... Jak widzisz, robię tutaj to i owo - wskazał na kamerę, stojącą niewinnie w kącie piwnicy. - Nie wiem ile mi to zajmie i nie chcę zapeszać, ale jak skończę... Weźmiemy się za pewne zmiany. Ruszymy z kopyta!

Z pewną siebie miną poprawił kask. Pokiwałam głową, nie dając po sobie znać, że przecież jeszcze nie dowiedziałam się niczego konkretnego.

- A, i być może przydałoby się więcej osób do ogarnięcia tych zmian - stwierdził zamyślony.

- Punkt czwarty na mojej liście - zauważyłam. - Musimy zrobić nabór. Na co najmniej dwie osoby, technika i kogoś kreatywnego, bo przy takiej ilości przebudowy raczej nie ogarniemy tego w szóstkę.

- No widzisz! Także jak skończę to tam o - tu wskazał na kamerę - zajmiemy się resztą. A teraz wybacz, obowiązki wzywają!

Skoro tak przedstawiała się sprawa, postanowiłam przejść się po czatach i rozeznać w sytuacji.

Niestety, młot pneumatyczny musiałam wziąć ze sobą. I musiałam się razem z nim przejść przez czat ogólny.

- O NIE! - krzyknął Kot na mój widok.

- Dolly, gdzie idziesz? - zainteresowała się Kiruś.

- Witaj, psychofanko Sasoriego - przywitała się Aiko, próbując mnie przytulić.

Niestety, nie były mi w głowie przywitania. Ten młot naprawdę sporo ważył, więc uparcie brnęłam przed siebie.

- Myślałem już, że to młot banujący - zaśmiał się Liściasty.

Pokręciłam głową, lekko się uśmiechając. Po co mi młot banujący, skoro mam kamienie nieskończoności?

- Cześć Dolluś! - wyrwał się Meki. - Dziś też nas potraktujesz "everyone"?

Nie miałam czasu na everyone. Nie dzisiaj, nie teraz! Ale skoro tak się dopraszają, niebawem zaserwuję im taką ulewę, że nastąpi potop a rzeki na kanałach do rp wyleją... A tamy ruuuną, ruuuną...

- Dolly na budowie, auuuu! - dodał, kiedy już wychodziłam z czatu.

- Auuu! Dolly w betoniarce! - dołączył się Kot.

Dalszej części tej jakże intrygującej konwersacji i budowlanych teorii nie było mi dane słyszeć, gdyż po prostu opuściłam ogólny.

- A CO ZE MNĄ?! - zdenerwowała się niewielka Ćma, latająca mi nad kaskiem. Światełko z kamieni nieskończoności musiało ją przyciągnąć.

- Co z tobą? - zapytałam.

- Już tyle czasu minęło, zawsze chciałem być w fanfiku, A TU NIC! Ile mam się dopraszać?!

Spojrzałam na Ćmę spode łba i pstryknęłam palcami.

- Cyk, już jesteś.

- Naprawdę?!

- Jop.

- Kiedy?! - podekscytował się owad.

- Teraz.

Zrobił kilka beczek w powietrzu, salto w tył i kilka innych akrobacji, a dopiero potem poleciał w stronę wiszącej pod piwnicznym sufitem żarówki.

---

Po dotachaniu tego ciężkiego osprzętowania do arystokracji, usiadłam ciężko na kanapie. Rozejrzałam się. Pusto.

- @MORDERACJA! - zawołałam, na co odpowiedziało mi nagłe pojawienie się Vanish, wyskoczenie Kimoki ze studni i epickie wejście Aldu. VanDer prawdopodobnie siedział w czołgu.

- Co się dzieje?! - zapytał zaaferowany tygrys.

- A... mam parę ogłoszeń - powiedziałam spokojnie. - Więc... musimy się wziąć ostro do roboty. Będziemy robić przebudowę zoo, dobudowę paru kanałów, dodatkowo swego rodzaju wyzwanie dla użytkowników... pewnie nie jedno. Przydałoby się też jakieś ułatwienie...

- Można by wprowadzić emotki, żeby sobie wybrać rangę - powiedział zamyślony Aldu.

- O! To dobry pomysł!

- To kupa roboty i na serwerze będzie chaos, ale da się ogarnąć! - odkrzyknął VanDer, wychylając się z czołgu.

- Rozmawiałam z szefem, i chociaż mamy całkiem niezłe plany, na razie musimy się wstrzymać. Do tego remontu przyda nam się też parę dodatkowych rąk do pomocy i zrobimy nabór, więc...

- Ty może lepiej najpierw zerknij sobie na historyjki - powiedziała Kimoki.

Jej szeroki uśmiech od razu skojarzył mi się z nadchodzącą zboczeniokalipsą albo kinkygeddonem.

Bez słowa skierowałam się ku wyjściu, zostawiając za sobą zaciekawione towarzystwo.

- A, nie martwcie się o Geralta. Jest w piwnicy u szefcia, razem z Analnym Czarodziejem.

- Ten nick... - zaczęła Vanish, a reszta wybuchnęła śmiechem.

- Nie przejmujcie się, naprawdę. Młody jest bezpieczny.

Dobiegłam do historyjek najszybciej jak się da. Na scenie stojącej po środku pomieszczenia znajdował się Meki.

- Poznałem go któregoś października, miał on nick Alduin. Od razu wiedziałem, że to jest to coś... - deklamował dramatycznie.

Podeszłam sobie ciuchutko do jednego z ostatnich rzędów krzeseł i przycupnęłam na jednym.

- Po jakimś czasie zobaczyłem jego zdjęcie... Po tym wydarzeniu miałem fantazje.

Aaaaa. Więc to historyjka "tego" kalibru.

Dosłuchałam do końca, kiedy Meki stwierdził, że stworzy też ship ze sobą i mną. Powstrzymałam się przed lekkim cringem, właściwie to byłam ciekawa, co z tego wyniknie. Tak więc dosłuchałam do końca, pokiwałam głową, a wtedy Kiruś stwierdziła, że idzie pisać o nas fanfika.

Dobry Jeżu Anaszpanie.

Tym sposobem zawędrowałam również na Wattpada. A tam, po przeczytaniu wszystkiego, czego nigdy nie spodziewałam się zobaczyć, ujrzałam wspaniałe dzieło autorstwa Aliczii, czyli "Caton x Reader 2". W związku z tym, że miałam jakieś pojęcie o tym, co może się tam dziać, bez większego wahania kliknęłam "Czytaj".

O Królu Niebieski i święci Pańscy.

I cyk, do szefcia.

---

Caton patrzył to na moją uchachaną mordkę, to na rozdział opowieści Aliczii. To na mnie, to znów na tekst. Powoli nie wytrzymywałam ze śmiechu. Ta mina była bezcenna.

Szefcio spojrzał przed siebie nieobecnym wzrokiem, a potem bardzo powoli przejechał dłonią po swojej twarzy. Zerknął na mnie z wyrazem lekkiego mindfucka.

- Mhm... - stwierdził filozoficznie.

- No! - odparłam ze śmiechem.

- Hm... - dodał bardziej filozoficznie.

- Oczywiście! I jeszcze ten fragment z trzema akapitami "XDDDDD"!

Caton pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Przynajmniej nie jesteś facetem - rzucił odkrywczo.

Fakt, że lalki tak właściwie nie mają płci, zostawiłam dla siebie... i w sumie Aiko też.

Na zakończenie naszego spotkania pojawił się Analny Bandyta, niosąc na rękach marudzącego Geralta.

- Uśpij go - nakazał, dając mi młodego na ręce.

Przez chwilę mierzyłam wspomnianego maga wzrokiem. Ku mojemu zaskoczeniu, szefcio podniósł się z fotela i zabrał mi dziecka.

- No, ja spróbuję. Chodź do wujka, Geralt.

Młody począł wpatrywać się w Catona z zaintrygowaniem z jakim mierzył każdego, kogo miał ochotę obślinić bezzębnym atakiem, po czym zamachał ręką, złapał ucho bluzy i wpakował je sobie w mordkę. Caton niczym nie zrażony, zaczął śpiewać.

- Ah śpij, kochanie... jakaś glista łazi mi po ścianie... zaraz wezmę wielki kij i przyje... ekhm, przywalę gliście w ryj, wtedy będzie słodko spaaać...

Geralta to nie uśpiło, za to wprawiło w dobry nastrój, bo teraz żuł ucho ze zwiększonym zapałem.

Najwidoczniej teraz miał nową ulubioną piosenkę.

Będę mu ją śpiewać, kiedy będziemy nawalać wiertarkami, młotami i młotem pneumatycznym przy renowacjach serwera. Może wtedy zaśnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro